Przesiedział piętnaście lat w najcięższych zakładach karnych. Wreszcie los się do niego uśmiechnął. Szczera rozmowa z „Wiktorem”

Kryminały na Śląsku to brud, smród i ubóstwo. Tak było w Mysłowicach. Wszy w kocach, zero kanalizy. Zamiast kibelka bomby. Siadało się na dechę i klup a reszta patrzyła i wąchała, bo smród po otwarciu takiej bomby był niesamowity. Bomba to taki metalowy, okrągły kubeł do którego wlewano wodę, zakryty był okrągłym wsadem. Żadnej zasłonki ani kotary. Zbieranina bezdomnych, zawszonych i zamendzonych indywidualności za kolegia. Przechodzone buty i choroby skórne. Pełno robali w wodziance zwanej zupą. To kompletny obraz kryminału w Mysłowicach. Na samo wspomnienie aż skóra cierpnie na plecach. Nie lepiej było w Zabrzu. Przepełnione cele, spanie na tzw. siennikach czyli sianku. Do Zabrza zwozili skazanych po ucieczkach więc były w piwnicach izolatki, twarde łoże, pasy dla niepokornych po kilka godzin. Kryminał represyjny i za byle co były raporty i wymyślne kary: zabrana wypiska, widzenia, korespondencja z najbliższymi i racja żywnościowa zmniejszona o połowę. Do wszystkiego można jednak przywyknąć i na wszystko się uodpornić. Po takich przejściach, nie sposób było się czegokolwiek bać.

Z „Wiktorem” autorem autentycznej opowieści „Uśmiech losu”, człowiekiem który zmarnował w więzieniu 15 lat i 4 miesiące swojego życia – rozmawia Anna Ruszczyk.

Jak to się stało, że zbłądził Pan nieco w życiu i trafił za kratki?

Zwykły przypadek. Pobiłem się z gościem na wiejskiej zabawie, ktoś inny obrobił mu kieszenie. Zrobili wspólnie i w porozumieniu, wyszedł im napad rabunkowy. Jak było naprawdę, gówno to ich obchodziło !!! Były premie, awanse ! Każdy przecież dba o siebie i myśli o sobie a obcy chłopak.

Dlaczego obcy?

Byłem na wakacjach pod namiotem, nikogo nie znałem. W pobliskiej wsi była zabawa taneczna więc poszliśmy tam z poznanym kilka dni wcześniej chłopakiem. Do domu miałem 150 km.

Za co Pan siedział?

Po pierwszym wyroku już poszło. Więzienie w specyficzny sposób kształtuje ludzką osobowość. Nowe przyjaźnie, nowe znajomości. Były to włamania, bójki, kradzieże, napady rabunkowe.

Ile lat trwała ta cała tułaczka?

Od lipca 1974 roku do 15 grudnia 1995 roku. Wtedy po raz ostatni otworzyła się brama więzienna a ja wyszedłem, nie oglądając się za siebie. Odliczając przerwy między wyrokami – 15 lat i cztery miesiące.

Jak długie były te przerwy między kolejnymi pobytami w zakładach karnych?

Najdłuższa przerwa to dwa lata a najkrótsza 14 dni.

Dlaczego po pierwszej odsiadce nie przeszedł Panna jasną stronę mocy?

Ba, żebym to ja wiedział, chętnie odpowiedziałbym na to bardzo skomplikowane pytanie.

Jak tam jest, za tymi wysokimi murami?

Raczej, jak było. Kryminały na Śląsku to brud, smród i ubóstwo. Tak było w Mysłowicach. Wszy w kocach, zero kanalizy. Zamiast kibelka bomby. Siadało się na dechę i klup a reszta patrzyła i wąchała, bo smród po otwarciu takiej bomby był niesamowity. Bomba to taki metalowy, okrągły kubeł do którego wlewano wodę, zakryty był okrągłym wsadem. Żadnej zasłonki ani kotary. Zbieranina bezdomnych, zawszonych i zamendzonych indywidualności za kolegia. Przechodzone buty i choroby skórne. Pełno robali w wodziance zwanej zupą. To kompletny obraz kryminału w Mysłowicach. Na samo wspomnienie aż skóra cierpnie na plecach. Nie lepiej było w Zabrzu. Przepełnione cele, spanie na tzw. siennikach czyli sianku. Do Zabrza zwozili skazanych po ucieczkach więc były w piwnicach izolatki, twarde łoże, pasy dla niepokornych po kilka godzin. Kryminał represyjny i za byle co były raporty i wymyślne kary: zabrana wypiska, widzenia, korespondencja z najbliższymi i racja żywnościowa zmniejszona o połowę. Do wszystkiego można jednak przywyknąć i na wszystko się uodpornić. Po takich przejściach, nie sposób było się czegokolwiek bać.

A jak było w Czarnem?

Czarne to represyjny kryminał dla recydywy. Klawisze byli tam BOGAMI. Robili co chcieli. Ilu wyjechało stamtąd nogami do przodu, jeden Pan Bóg wie. Cała wiocha była zamieszkana przez klawiszy. Praca ponad siły i wpierdol za bzdury. Tak na śmieciach wyżywali się Panowie. Klawisze byli w dosłownym tego słowa znaczeniu Panami życia i śmierci a było tam naprawdę kilku sadystów.

Były próby zemsty na takich sadystycznych klawiszach?

Nic mi nie wiadomo o jakiejkolwiek zemście na sadystycznych klawiszach.

Co się czuje gdy trafia się za kraty po raz pierwszy?

Rozpacz, zagubienie, beznadzieja i kompletna pustka. Świat zawalił się na głowę.

Od czego zależy atmosfera panująca na celi?

Od ich mieszkańców. Bardzo często bywa tak, że skazane są na obcowanie ze sobą zupełnie przeciwstawne charaktery. Wówczas nie jest ciekawie.

Co jest w cenie na tamtym świecie? Szlugi, herbata, słodycze?

Właśnie to co Pani wymieniła, szlugi i herbata oraz jedzenie.

Czego najbardziej brakuje w więzieniu?

Wolności, rodziny, kobiety. Marzy się wtedy o szumie drzew i liści, śpiewie ptaków. Wspomina się minione chwile.

Jak Pan wspomina personel, jacy byli wychowawcy?

Każdy z nich odbębnia mechanicznie swoją robotę i nie zadaje sobie trudu aby zrozumieć problemy podopiecznych. Nic dziwnego bo większość skazanych to patola i margines. Pełno czubów i ograniczników.

Jak traktowali Was klawisze?

Jeśli siedzi się spokojnie to jest znośnie. Są funkcjonariusze normalni, nie brakuje jednak sadystów. Tacy byli w Czarnem i Tarnowskich Górach. W innych więzieniach też były pojedyncze egzemplarze.

To o czym jeszcze marzy się siedząc na więziennej pryczy?

Morza szum, ptaków śpiew, Bara, Bara pośród drzew.

Czy robił Pan rachunek sumienia, żałował swoich występków?

Często zdarza się to teraz. Żal głupio straconych lat.

Pana zdaniem, istnieje coś takiego jak resocjalizacja?

Nie ma resocjalizacji. Z więzienia wychodzi się tylko gorszym, zdemoralizowanym i odpornym na wszystko.

Jaką rzeczywistość zastaje się po tak długim pobycie w izolacji?

Porównałbym to do dziczy, która z Afryki przedostaje się do Europy. Wszystko nowe, inny styl bycia, inny styl życia. Tacy delikwenci od razu stają się widoczni.

Ciężko jest cofnąć czas, ale czy osoba która przesiedziała kilkanaście lat w więzieniach może mieć dalszy plan na życie?

Ja w końcu znalazłem dzięki wydatnej pomocy rodziny i reklamie. To praca którą kocham, to praca dla mnie. Zdarzył się cud! „Taki UŚMIECH LOSU” Ilu jest takich jak ja?

No właśnie ilu?

Nigdy nie słyszałem o podobnym przypadku, ale nie mogę wykluczyć, że coś takiego mogło mieć miejsce.

Jest Pan autorem książki „Uśmiech losu”. Co Pana skłoniło do tak osobistej formy podzielenia się swoim trudnym doświadczeniem związanym z pobytem w najcięższych zakładach karnych?

Tak, jak napisałem w swojej książce. Po prostu nadszedł czas, kiedy opowieść ta musiała zostać napisana, opowiedziana, po to, żeby zostawić ją w tyle i pójść o krok dalej.

Czy wszystko co Pan widział, odczuwał znalazło się w tej książce, czy też były sprawy o których nie chciał Pan pisać?

O wielu sprawach nie napisałem. Byłoby to zbyt trudne dla normalnego człowieka. Nawet teraz po 22 latach często śni mi się więzienie. Są koszmary, ale nie wyrzucę tego z mojej głowy. Muszę z tym żyć. To chyba kara za moje grzechy.

Gdyby mógł Pan ostrzec innych, czego nie powinni robić, albo inaczej, jak powinni postępować by nie powtórzyć pańskich błędów?

Rady i ostrzeżenia nic nie pomogą. Kowalem swego losu każdy bywa sam i każdy musi chcieć nim być.

Dziękuję za rozmowę

Facebook