Tułaczka po najcięższych zakładach karnych, czyli „Uśmiech losu” Pana „Wiktora” [recenzja]

wyd.Poligraf

Gdyby „Wiktor” był kowalem swego losu, może by tak głupio tych kilkunastu lat w pierdlu nie zmarnował. A tak zawierzył fartowi, szczęściu, cwaniactwu i stało się jak się stać musiało. Tułaczka od zakładu do zakładu z jakimiś epizodycznymi przerwami. Przerwani nic nie wnoszącymi ani do jego życia, ani do rozumu. Nijakie dzieciństwo, kiepska młodość, spaprane więzy rodzinne i brzdęk zamykanych krat. Pierwsze odsiadki, pierwsze bajoro smutnych emocji, bagno w którym musiał nauczyć się jakoś unosić, by nie zatonąć. „Uśmiech losu” to przede wszystkim ukazanie warunków panujących za murami niejednego zakładu karnego, brud, smród, zimno, głód. A do tego śmietanka towarzyska, cwele, frajerzy i grypsujący. Kto przeżył piekło a kto miał jak u Pana Boga za piecem? Ile warte są szlugi za kratami? Jak wygląda codzienna codzienność i jak żyć by nie oszaleć? Tam gdzie zaczynają się mury, kończy się normalny świat i zaczyna całkiem inny, nowy, nieznany dla świeżaków. Straszny, ponury, bolesny, bezlitosny. Nie każdy może to przetrzymać. Niestety tacy jak „Wiktor” są oporni na wiedzę, nie odrabiają lekcji, nie uczą się na błędach i do więzienia trafiają niczym bumerang. I co z tego miał? Co to mu dało? Kogo poznał i czym te „przyjaźnie” zaowocowaływały? „Uśmiech losu” to historia osobista, taki pamiętnik naszpikowany wspomnieniami. Do tego okraszony nieprzyzwoitymi, niesmacznymi i pieprznymi historyjkami, których osobiście nie kupuję. Coś na miarę „50 twarzy Greya” w wydaniu „Wiktora”. Sam bohater momentami męczy, staje się wręcz uciążliwy w swoich opowieściach. Znowu kradnie, znowu kombinuje, znowu ląduje na dołku i wita się z administracją więzienia. W połowie książki zastanawiam się czy jest sens dalszego brnięcia ku końcowi. Chętnie wyszłabym z tego spotkania, ale coś mi każe iść dalej. No więc idę, człapię. Bunty, zadymy, negocjacje, ucieczki. W życiu „Wiktora” nie ma miejsca na nudę. Z drugiej strony opowieści są tak chaotyczne i niespójne że zastanawiam się co jest prawdą a co fikcją ubarwioną na potrzeby książki. Nasz stary więzienny wyga nieustannie rozkminia, z kim zagadać, z kim się zbratać, z kim się uczyć, a od kogo trzymać z daleka. Komu by przyłożyć i jak zdobyć łatwą kasę. „Uśmiech losu” to swego rodzaju słownik gwary więziennej co stanowi niewątpliwy plus całej tej historii. Książka zachwyci z pewnością osoby które pragną poznać świat więzienny bez pięknej, ozdobnej otoczki, bez ładnych słówek i obietnicy dobrego smaku. Osoby które chcą spotkać się z menelstwem, przemaskowańcami, ludźmi przecwelowanymi oraz grupą festów. Wchodzicie jednak na swoją odpowiedzialność. Pamiętajcie będziecie parzyć duże ilości czaju, poznawać kolejne pomysły „Wiktora” na życie zarówno za kratami jak i na wolności. Zapoznacie się ze zwyczajami panującymi na celi, skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi oraz całą siecią zagmatwanych układów. Dowiecie się również, dlaczego zdaniem naszego bohatera system sprawiedliwości jest „pojebany”. Jak zakończyła się krwawa „akcja młotek” oraz akcja „liść dębu”. Czy klawiszom udało się zapobiec krwawym starciom osadzonych, czy w porę wyczuli unoszący się w powietrzu zapach buntu? „Uśmiech losu” do łatwych i przyjemnych książek nie należy. Ale kto powiedział że musi? No i pytanie najważniejsze kim dziś jest „Wiktor” i czy los faktycznie w końcu się do niego uśmiechnął?

Autor: Wiktor”
Tytuł:
Uśmiech losu
Wydawca:
Wydawnictwo Poligraf
Rok wydania:
2017
ISBN:
978-83-7856-544-4
Liczba stron:
239

Facebook