Był sobie policjant dla którego praca kryminalna była pasją jego życia

źródło: Tomasz Faliszewski (archiwum własne)

Koledzy z wydziałów to bardzo różne postacie. Byli tacy, którzy pracowali „przy policji” i pracując myślami byli już w domu składając modele samolotów. Byli tacy, którzy będąc policjantami okazywali się „złymi ludźmi” a często nawet przestępcami. Całe szczęście, że ja w swojej karierze policyjnej trafiałem wokół siebie na pasjonatów takich jak ja, na których mogłem polegać. Zdarzało mi się, że dzwoniłem i wyciągałem kolegów w wolne dni z pieleszy rodzinnych żeby realizować prowadzone sprawy. Oni byli gotowi mi pomóc. Niestety zdarzało się mi, że nasi przełożeni nie zawsze rozumieli nasz zapał. Tych kolegów mam już dawno na emeryturach, ale oni pozostali nadal kolegami z pracy. Gdy się spotykamy naprawdę mamy co wspominać.

Z Tomaszem Faliszewskim, emerytowanym funkcjonariuszem Policji – rozmawia Anna Ruszczyk.

Dlaczego zdecydował się Pan na służbę w milicji?

Zacznę od okresu mojej młodości kiedy moją pasją była gra w koszykówkę. Grałem prawie 15 lat z czego 10 lat był to mój zawód za co dostawałem pieniądze. Byłem zawodnikiem pierwszoligowych zespołów Polonia Warszawa, Legi i Lublinianka. Niestety jak to często bywa kontuzja skróciła moją karierę. Znalazłem się w dość trudnej sytuacji życiowej. Żona, małe dziecko i ja zagubiony w nowej rzeczywistości. Po przypadkowym spotkaniu z byłym kolegą z czasów juniorskich dowiedziałem się o „ciekawej” pracy w milicji w wydziale w którym nie chodzi się w mundurach. Choć kolega nie sprzedał mi tajemnicy co to za praca postanowiłem poszukać tam swojego nowego miejsca w życiu. Zgłosiłem się do kadr KSP, gdzie dostałem na wstępie propozycje pracy na KP Lotnisko. Niestety miałem już 29 lat i za nic nie chciałem pracować jako mundurowy. Odmówiłem. Drugie wezwanie i propozycja pracy w „jednostce antyterrorystycznej” u majora Misztala. Już byłem prawie umówiony z majorem, ustaliłem nawet pseudonim który będzie mnie oznaczał. Niestety choć spełniałem wszystkie warunki strach przed możliwością powrotu podczas treningów kontuzji sportowej zadecydował, że zrezygnowałem propozycji. Trzecia propozycja kadr to praca tajniaka. Wydawało mi się, że to będzie właściwy profil. I tak trafiłem do wydziału obserwacji KSP. Profil prawidłowy, ale legitymacja nie była milicyjna.

źródło: Tomasz Faliszewski (archiwum własne)

Jak wyglądały początki służby, z jakimi problemami musiał się Pan zmierzyć?

Na początku trochę oszołomienia specyfiką pracy w tym wydziale. Praca na zlecenia innych jednostek, nie dotykam żadnego obserwowanego figuranta, nie wiem nawet nic o późniejszych skutkach efektów mojej pracy. Pierwszy problem to mój rysopis, czyli 196 cm wzrostu i ruda czupryna. Czy ja mogę włóczyć się za figurantem po ulicach? Raczej nie, więc dostaję swój stopień z wojska st. szeregowy i stanowisko kierowca-wywiadowca. I tak zostaje dość długo. Dopiero widząc, że bez nauki nic tu nie osiągnę walczę skutecznie o wysłanie mnie na roczną szkolę chorążych. Równolegle nadrabiam średnie wykształcenie i maturę. Moja ocena pracy którą wykonuję jest taka sobie. Czasami ciekawa, pościgi samochodowe po mieście i pełne napięcia podchody za figurantem. Innym razem totalna nuda, oczekiwanie na figuranta dniami i nocami bez efektów. I najważniejsze: ja nie wiem, o co w tej zleconej sprawie tak naprawdę chodzi i nie powinno mnie to interesować. W piątym roku służby zapada moja decyzja – chcę pracować w prawdziwym kryminalnym i prowadzić własne sprawy. Piszę raport i w listopadzie 1989 r trafiam do wydziału kryminalnego KSP. Otaczający świat trochę o mnie zapomina, gdyż w 1990 roku nie przechodzę weryfikacji. Dla mnie dopiero teraz zaczyna się prawdziwa policyjna nauka, choć mam dobre przygotowanie do pracy operacyjnej.

Do jakich spraw został Pan przydzielony?

Wydział kryminalny KSP (operacyjno–rozpoznawczy) to wysoki poziom. Ja trafiam do sekcji zabójstw. Paskudny i ciężki początek dla faceta, który jak dotąd nie musiał pisać nawet notatek. Na szczęście mam dobrych nauczycieli i profesorów policyjnych wokół siebie. Uczę się pilnie i łykam każdy przydatny szczegół z tych wykładów. Pierwsza sprawa taka przydziałowa, to znaczy nie mi ją przydzielili ale ja zostałem do niej przydzielony, to sprawa z roku chyba 89-90 zabójstw staruszek na Starówce. Szkoła, szkoła, szkoła. W tym okresie to też pierwsze przeżycie, gdy znalazłem się w centrum strzelaniny podczas akcji wydziału w Hotelu George. Dalszy mój los w kryminalnym to praca w sekcji samochodowej, w najgorszym okresie złodziejskich czasów, kiedy kradziona nawet do 50 samochodów dziennie. Dziesiątki spraw, w których odzyskiwałem dziesiątki samochodów i wskazywałem nawet setki do zabezpieczenia. Zamykałem złodziei, paserów, fałszerzy, zwykłych zbójów i niestety policjantów. Sporo rzeczywistych przygód. Przyszedł czas na zmianę i w 1994 roku trafiłem do sekcji narkotyków. Ta praca mnie uwiodła, ale i lekko wykończyła. Tutaj prowadziłem sam oraz z zespołem fantastyczne sprawy. Zlikwidowałem pierwsze w Polsce laboratorium amfetaminowe w trakcie produkcji (Ulaski Gostomskie). Tutaj stosowaliśmy niekonwencjonalne metody walki z przestępczością narkotykową. Ale również dopuszczone dopiero co metody pracy operacyjnej takle jak zakup kontrolowany, przesyłka kontrolowana czy kombinacje operacyjne. Miałem znaczne wyniki uzyskane głównie w pracy z agenturą i to był ciężki kawałek chleba. Jednym z głównych efektów pracy w narkotykach, była zgoda na utworzenie w KSP pierwszego w Polsce WYDZIAŁU NARKOTYKÓW.

Jacy byli koledzy z wydziałów, czy mogliście na sobie polegać?

Koledzy z wydziałów to bardzo różne postacie. Byli tacy, którzy pracowali „przy policji” i pracując myślami byli już w domu składając modele samolotów. Byli tacy, którzy będąc policjantami okazywali się „złymi ludźmi” a często nawet przestępcami. Całe szczęście, że ja w swojej karierze policyjnej trafiałem wokół siebie na pasjonatów takich jak ja, na których mogłem polegać. Zdarzało mi się, że dzwoniłem i wyciągałem kolegów w wolne dni z pieleszy rodzinnych żeby realizować prowadzone sprawy. Oni byli gotowi mi pomóc. Niestety zdarzało się mi, że nasi przełożeni nie zawsze rozumieli nasz zapał. Tych kolegów mam już dawno na emeryturach, ale oni pozostali nadal kolegami z pracy. Gdy się spotykamy naprawdę mamy co wspominać.

Jak dziś z perspektywy czasu ocenia Pan tamten milicyjny rozdział w swoim życiu?

Jak Pani wie ten okres lat 84-89 mojej pracy w wydziale obserwacji KSP niestety został uznany za pracę na rzecz totalitarnego państwa. Powiem tylko tyle, że cały podstawowy skład tamtego wydziału został przyjęty do policji i służył dalej nawet dwadzieścia kilka lat. Zasady służby i wykonywane obowiązki nie zmieniły się. Na pewno natomiast zmienił się poziom stosowanej techniki i wykorzystywanego do pracy sprzętu. Wracając do odległych wspomnień należy zaznaczyć trudną do opisania w kilku słowach specyfikę tej pracy. Ludzie z którymi tam się spotkałem nie różnili się od tych których poznałem w kryminalnym.

Które ze zdarzeń utkwiły najmocniej w pamięci i dlaczego?

Było wiele zdarzeń, które na długo utkwiły w mojej pamięci. Do takich należały na pewno przypadki użycia broni. Realizacje w trakcie których dochodziło do pościgów i bezpośredniego kontaktu z przestępcą w celu obezwładnienia go. Prowadzenie spraw w okresach kilku miesięcznych i oczekiwanie na podjęcie właściwej decyzji o realizacji od której zależy wynik końcowy. Spektakularne trafienia olbrzymich dziupli samochodowych czy laboratorium produkującego narkotyki. Zatrzymania przestępców uważanych za przywódców grup przestępczych. Praca z agenturą przynosząca znaczące wyniki. Przeżycia były dość intensywne w związku z czym przychodząc do służby rudzielcem, odszedłem jako siwy facet. Niestety najmocniejszym zdarzeniem pozostało rozstanie z policją wynikające ze zmian kadrowych wprowadzonych przez nowego z-cę komendanta stołecznego w roku 1999.

Gdyby mógł Pan przejść tę ścieżkę jeszcze raz, czy byłaby to ta sama formacja?

Tak oczywiście. Tylko praca w kryminalnym z możliwością prowadzenia pracy operacyjnej. To praca która wymaga dużo poświęcenia, ale daje olbrzymią satysfakcję. Oczywiście trzeba włożyć w nią całą swoją pasję, wtedy jest możliwość stosowania nawet niekonwencjonalnych sposobów i metod pracy operacyjnej. W tej pracy nawet trzeba myśleć jak przestępca, ponieważ wtedy możemy rozpoznać środowisko przestępcze i przewidzieć gdzie i kiedy uderzyć by pokonać przeciwnika.

Dziękuję za rozmowę

Comments are closed.

Facebook