Mariusz Cendrowski: jeszcze zaboksuję, wstanę i zawalczę!

Mariusz Cendrowski (archiwum własne)

Nauczyłem się szacunku dla wszystkiego, dla każdego człowieka. Wcześniej także miałem, ale to się pogłębiło, zobaczyłem życie szerzej, ale też prościej. Nauczyłem się doceniać więcej u siebie, ale też u innych. Boks też widzę w nowej, zmodyfikowanej, perspektywie. Poznałem nową formę walki, dzisiaj widzę, jak bardzo konkretnej i ważnej. Przykładowo, jestem na oddziale, obok jest chłopak, mniej więcej mój wiek, jest zrezygnowany, nie widzi już sensu, a ja mu mówię, bracie, zobacz, ja mam to samo co Ty, obaj mamy do przejścia pewną drogę, walczymy. I tak go podkręcam, w końcu on wstaje, zaczyna walczyć o siebie, to właśnie ten moment, pomyślałem, a może dlatego tu jestem, żeby pomóc, zmotywować. Ja jestem nauczony walczyć, zmagać się, nie mówić, że to się nie może udać. Wstanę, Ty też, mówię do tego chłopaka, pięknie jest żyć.

Z Mariuszem Cendrowskim, olimpijczykiem, wielokrotnym amatorskim mistrzem Polski i zawodowym mistrzem świata organizacji TWBA – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Jaką drogę musiałeś przebyć, aby stać się amatorskim mistrzem Polski i zawodowym mistrzem świata organizacji TWBA?

Żeby zostać mistrzem Polski amatorów, czy raczej w nowej, lepszej terminologii, w boksie olimpijskim, musiałem przejść pewną drogę. Trzeba być mocno doświadczonym przez rzeczywistość życia, żeby podjąć trud treningu. Myślę, że w boksie trening i tytuły były dla mnie auto-odpowiedzią na wszystko. To właśnie tam, na sali, znalazłem kompensację mojego szalonego, często trudnego życia. Moim zdaniem największymi mistrzami są ludzie, którzy mają trudną historię za sobą. Mogą podzielić się swoim doświadczeniem walki, nie tylko w boksie, czy w innych dyscyplinach sportu. Chodzi także o doświadczenie życiowe i chęć podzielenia się nim z następnym pokoleniem. Możesz pokazać innym, że wszelkie trudności można pokonać. To jest właśnie najpiękniejsze w moich tytułach. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widzę to o wiele szerzej i głębiej, niż kiedy wygrywałem w ringu.

Czym się różni amatorstwo od zawodowstwa w boksie, czy sukcesy odniesione na tych dwóch polach można ze sobą porównywać?

Czym się różni boks olimpijski, zostańmy przy tej terminologii, od zawodowego? Niczym. I tu, i tu jest walka ze sobą, z przeciwnikiem, z wagą, której zrobienie jest czasami trudniejsze od samego treningu, czy sparingów w boksie zawodowym. Jeżeli już szukamy różnicy, jesteś bardziej odpowiedzialny sam za siebie, tutaj nie możesz się, że tak powiem, rozmemłać, o ile w boksie olimpijskim możesz jeszcze liczyć na sztab ludzi, trenerów, działaczy, o tyle w boksie zawodowym jesteś już prywatną instytucją. Wtedy to wszystko, czego mogłeś oczekiwać od innych, zostaje już na Twojej głowie. Przy czym chciałbym powiedzieć jeszcze jedną rzecz. Tytuły, wielkie walki w boksie zawodowym, jak z Dominikiem Spada, czy niemieckim następca Artura Abrahama z grupy Sauerlanda, Tecklenburgiem, którego dwukrotnie pokonałem, są mniejszym przeżyciem, niż IO w Sydney, gdzie byłem pięściarzem w boksie. Wtedy to się jeszcze nazywało, amatorskim, myślę, że właśnie tutaj, jakoś szczególnie, widać równowagę między tymi dwoma opcjami, boksem olimpijskim i zawodowym.

Mariusz Cendrowski (archiwum własne)

Jakie cechy charakteru trzeba posiadać, by zostać mistrzem?

Żeby zostać mistrzem w boksie, ale też w czymkolwiek, np. w warsztacie albo w straży pożarnej, musisz umieć nie koncentrować się na sobie, a na zadaniu, które masz do wykonania. Myślisz o tym, ile możesz dać innym wokół siebie, walczysz jakby nie tylko za siebie, masz wokoło szerszą perspektywę. Dzisiaj, po wypadku, który dał mi Pan Bóg, rozumiem to lepiej. Wiem, że wtedy, kiedy byłem w ringu, moja interpretacja i motywacja, były faktycznie słuszne.

Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się kariera bokserska?

Kariera boksera wiąże się z ogromnymi wyrzeczeniami, trudno to wprost opowiedzieć, kiedy widzisz w tv walkę świetnych pięściarzy, np Arturo Gatti, Evander Holyfield, czy chociażby współczesny nam Floyd Maewather, łatwo krytykować, pokazywać palcem, ale nikt nie wie, ile tacy pięściarze natrudzili się, żeby osiągnąć chociażby limit kategorii wagowej. Jak dużo pracy poświęcili na sali, jak dużo zdrowia kosztowały ich sparingi, tego nikt nie wie. Na boks trzeba patrzeć nie przez pryzmat pięknej witryny, ale przede wszystkim przez pryzmat, tego, co ukryte.

Do jakiego wieku można faktycznie odnosić sukcesy w boksie, czy jest jakaś górna granica wieku?

Górna granica wieku w boksie oczywiście obowiązuje, to jasne, jest jednak pewna różnica między olimpijskim, a zawodowym. W boksie olimpijskim od kilku lat jest to 40 r.ż. wcześniej było 35 r.ż. Potem jest koniec i już. W zawodowym nie ma limitu wieku, możesz boksować do kiedy chcesz, jedynym kryterium jest pozytywne przejście badań lekarskich, tak to formalnie wygląda. Jeżeli chodzi o trenujących boks to np. w Uniwersum, grupie zawodowej z Hamburga, widziałem na sali jednocześnie mistrzów świata, Sturm, bracia Kliczko, Regina Hamlich, a obok dziadków po 70-tce. Boks jest bardzo pięknym sportem, podobnie było u trenera Sam Collony w USA, gdzie mogłem boksować z legendarnym Arturo Gattim, z którym treningi wspominam szczególnie.

Mariusz Cendrowski (archiwum własne)

Jak oceniasz aktualną kondycję polskiego boksu?

Aktualną kondycję polskiego boksu oceniam, wbrew pozorom, bardzo pozytywnie. Jeżeli chodzi o zawodników z Top Ten, że tak powiem, to mamy naprawdę świetnych pięściarzy, myślę, że nawet lepszych niż oficjalne rankingi, Krzysiek Głowacki, Maciek Sulecki, Damian Wrzesiński, Adaś Kownacki, ciągle niebezpieczny Krzysiek Włodarczyk, Kami Laszczyk z mojego Wrocławia. Mamy też bardzo dobrych trenerów, nie musimy się wstydzić, jest chociażby Piotrek Wilczewski w Dzierżoniowie, jeśli chodzi o Dolny Śląsk, trener w mojej grupie Red Corner, Michał Szmigiel, który jest sam sobie winny, że nie zrobił zgodnej z talentem kariery w boksie, ale za to jest świetnym trenerem. Poradziłyby sobie w najlepszych grupach zawodowych na świecie, tak zresztą mu kiedyś powiedziałem, takich przykładów mamy bardzo dużo. Problemem jest natomiast mentalność, tutaj mamy ciężką pracę do wykonania. Zdecydowanie problemy dotyczą pomocy finansowej dla zawodników, chociażby ze strony miasta, czy gminy. Zawodnik wraca z medalem juniorskiego turnieju w Europie, dostaje medal, dyplom, pamiątkowe zdjęcie z prezydentem miasta, i za dwa lata nie ma go w sporcie. Nie ma, ponieważ nikt mu nie pomógł. Później przychodzą np. IO i wszyscy narzekają, że jesteśmy słabi. A przecież tak wcale nie musiałoby być.

Dlaczego od miłości do boksu nie można się uwolnić?

Od miłości do boksu nie można się uwolnić. Powiem od drugiej strony medalu, spotykam byłych pięściarzy, po 70-tce, 80-tce. O czym rozmawiają? O boksie, starych walkach, historiach na treningach, czy w klubach. Nie zadaję sobie już tego pytania, ponieważ znając ich, widać, że ta miłość do boksu nigdy nie rdzewieje.

Mariusz Cendrowski (archiwum własne)

Prowadziłeś fundację Blue Corner, czym się dokładnie zajmowaliście?

Fundacja Blue Corner to przede wszystkim wyjście do trudnej młodzieży, resocjalizacja przez sport, wskazanie innej, pozytywnej drogi i sposobu ujścia negatywnych emocji. Blue Corner to jest coś, przez co chcemy wyprowadzić coś pozytywnego dla młodych, których historie bywają traumatyczne, są skrzywdzeni. Naszym celem nie jest osądzać, krytykować. Chcemy tych ludzi podnieść, dać im poczucie wartości, odzyskać swoją osobowość w najlepszym, prawdziwym, podarowanym przez Boga Ojca znaczeniu. O to nam chodzi, ja oraz ludzie z którymi współpracuję, mamy tego pełną świadomość, ponieważ sami musieliśmy się podnieść. I wciąż się podnosimy. To jest właśnie Blue Corner, boks jest tutaj środkiem do celu, nam nie chodzi o nowych mistrzów świata, chociaż będzie nam miło, jakby się trafiali, bardziej nam chodzi o życie tych, którym Blue Corner może pomóc. Jesteśmy kibicami Życia przez duże, radosne, wartościowe Ż [uśmiech].

W listopadzie 2016 roku uległeś poważnemu wypadkowi samochodowemu. W jaki sposób tamto wydarzenie wpłynęło na twoje życie? Czego nauczyła cię ta bolesna walka?

To wydarzenie, ten wypadek, bardzo wpłynął na moje życie. Nauczyłem się szacunku dla wszystkiego, dla każdego człowieka. Wcześniej także miałem, ale to się pogłębiło, zobaczyłem życie szerzej, ale też prościej. Nauczyłem się doceniać więcej u siebie, ale też u innych. Boks też widzę w nowej, zmodyfikowanej, perspektywie. Poznałem nową formę walki, dzisiaj widzę, jak bardzo konkretnej i ważnej. Przykładowo, jestem na oddziale, obok jest chłopak, mniej więcej mój wiek, jest zrezygnowany, nie widzi już sensu, a ja mu mówię, bracie, zobacz, ja mam to samo co Ty, obaj mamy do przejścia pewną drogę, walczymy. I tak go podkręcam, w końcu on wstaje, zaczyna walczyć o siebie, to właśnie ten moment, pomyślałem, a może dlatego tu jestem, żeby pomóc, zmotywować. Ja jestem nauczony walczyć, zmagać się, nie mówić, że to się nie może udać. Wstanę, Ty też, mówię do tego chłopaka, pięknie jest żyć, proszę mi wierzyć [uśmiech].

Mariusz Cendrowski

Wiem, że aktualnie prowadzisz zbiórkę na turnusy rehabilitacyjne. Jakiej pomocy aktualnie potrzebujesz?

Tak, prowadzę zbiórkę, jest to dla mnie bardzo wartościowe doświadczenie, ponieważ uczy mnie pewnego rodzaju bycia zależnym od innych. Kiedyś tego doświadczałem od rodziców, których bardzo kocham, trenerów. Dzisiaj zależę od innych, następnych ludzi, spotykam się z życzliwością, pamięcią, sympatią. Wszystkim chciałabym podziękować. Wstanę, będzie jeszcze jedna walka Mariusza Cendrowskiego. BĘDZIE i tę walkę zadedykuje wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób mi pomogli, choćby dobrym słowem. Uda się, a moim honorowym gościem będzie Marek Piotrowski, zobaczycie. WSTAŃ I WALCZ! Znacie to, jesteście fachowcami.

Twoje największe marzenie, które chciałbyś w przyszłości zrealizować to?

Moim największym marzeniem jest, aby osoby mi najbliższe były szczęśliwe, po prostu. Żeby mój syn Igor, był dobrym człowiekiem, żeby mój klub boksu, Red Corner, dawał ludziom radość, a niektórym, którzy chcą, dobrą karierę. Jeszcze mam jedno marzenie, które na pewno się spełni. Żebym zaboksował. WSTANĘ I ZAWALCZĘ, dziękuję Wam wszystkim!

Dziękuję za rozmowę

Facebook