Na karuzeli życia. Losy członków zorganizowanych grup przestępczych

fot.Monika Kotowska

Przestępcy zorganizowani co do zasady są bardziej wyrachowani, niebezpieczni, racjonalni i inteligentni. Rzadziej posiadają problemy typowe dla sprawców pospolitych takie jak uzależnienie od alkoholu bądź narkotyków, brak mieszkania, rodziny i generalnie kapitału społecznego. Są bardziej społeczni i towarzyscy. Częściej mają przyjaciół. Sprawcy pospolici popełniają przestępstwa, bo mają problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy. Część moich rozmówców twierdziła, że nie pracuje, bo nie musi – formalnie są bezrobotni, ale nieformalnie mają firmy, mieszkania i samochody na ciotkę czy kuzynkę. Po jakimś czasie prowadzenia badań zauważyłam, że wyróżniają się również wyglądem zewnętrznym: mają lepsze buty niż większość skazanych, są bardziej wysportowani, mają zadbane zęby i dłonie. Niektórzy starają się dbać o siebie również w sensie intelektualnym: częściej niż inni korzystają z biblioteki czy prenumerują czasopisma. Inna sprawa, że częściej również ich na to stać: spotkałam rozmówców, którzy twierdzili, że „nie tykają więziennego jedzenia, bo nie da się go jeść”. Mają pieniądze, więc mogą niemal w całości odżywiać się korzystając z dobrodziejstw kantyny więziennej, a swoje porcje żywieniowe oddawać biedniejszym kolegom z celi, którzy potem stają się ich dłużnikami. Właśnie przez swoją dobrą sytuację materialną, ale również przez prowadzony przed więzieniem tryb życia, wielu członków grup czuje się lepszymi osobami niż inni skazani.

Z dr Moniką Kotowską, kryminologiem, prawnikiem, autorką książki „Kariery kryminalne członków zorganizowanych grup przestępczych” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Skąd wziął się pomysł, aby przyjrzeć się od strony naukowej kryminalnym karierom członków zorganizowanych grup przestępczych (ZGP)?

17 kwietnia 2012 r. uczestniczyłam w wykładzie Pana Profesora Jerzego Sarneckiego na temat przestępczości nieletnich w Szwecji. W czasie spotkania poruszono problem karier kryminalnych nieletnich. Byłam wówczas na etapie poszukiwania tematu do mojej pracy habilitacyjnej i pomysł badania karier kryminalnych bardzo mi się podobał. Od jakiegoś czasu interesowałam się również więziennictwem. Postanowiłam, więc że połączę ze sobą zagadnienie karier przestępczych i jakiejś grupy skazanych. Przedstawiciele przestępczości zorganizowanej wydali mi się najbardziej interesujący.

Czy tego typu zjawiska są często przedmiotem badań, jakich sił i środków wymaga ich przeprowadzenie?

Przestępczość zorganizowana jest zjawiskiem dynamicznym i jako takie dostosowuje się do zmieniającej rzeczywistości, zapotrzebowania społeczeństwa na pożądane, ale zakazane przez prawo dobra jak np. narkotyki. Jest jednocześnie bardzo niebezpieczna: naraża Skarb Państwa na ogromne koszty, dlatego celowe jest jej badanie. Bada się ją na wiele sposobów: analizując statystyki, akta sądowe, prokuratorskie. Jest to jednak zawsze materiał przetworzony, dlatego chciałam dotrzeć do źródeł „z pierwszej ręki”, czyli do samych członków grup. Takich badań jest najmniej, ponieważ są one czasochłonne i kosztowne. Nie miałam grantu badawczego. Nie jest również przyjęte, przynajmniej na wydziale, na którym pracuje, żeby delegować pracowników na badania. Każdy robi je we własnym zakresie, więc i ja musiałam jakoś radzić sobie sama. W praktyce oznaczało to, że jeśli nie mogłam dojechać swoim samochodem do zakładu karnego i wrócić w tym samym dniu, to korzystałam z gościnności rodziny bądź znajomych, albo spałam w pokojach gościnnych w zakładach karnych, bo są one tanie. Tak było na przykład w Areszcie Śledczym w Gdańsku, Zakładzie Karnym w Gdańsku czy Zakładzie Karnym w Sztumie. Dzięki życzliwości mieszkających w Olsztynie pracowników ZK w Barczewie i ZK w Kamińsku dojeżdżałam z nimi do pracy samochodem i wracałam w taki sam sposób. Pracowałam głównie w wakacje, kiedy nie było zajęć na uczelni. Badania zajęły mi kilka lat.

Co było dla Pani największym zaskoczeniem związanym z analizą karier kryminalnych członków ZGP? Czy osoby wytypowane do badania chętnie w nim uczestniczyły i czy ciężko było zdobyć ich zaufanie, otworzyć na trudne zwierzenia?

Przejrzałam literaturę na temat przeprowadzania wywiadów i robienia badań w zakładach karnych, próbowałam wzorować się na innych naukowcach, ale było to dla mnie doświadczenie początkowo trudne. Po niektórych rozmowach, zwłaszcza na początku, musiałam robić sobie „przerwy” od więzienia, bo badania były jednak obciążające psychicznie. Dla kogoś „z zewnątrz” sam fakt, że przy wejściu i wyjściu do zakładu karnego jesteś przeszukiwana, a potem przebywasz 8 godzin bez telefonu komórkowego i dostępu do Internetu jest trudny do zaakceptowania. Wiele zaskoczyło mnie w samej instytucji zakładu karnego. Jawi mi się ona obecnie jako instytucja na wpół totalna, na wpół opiekuńcza.

A jeśli chodzi o osoby poddane badaniu?

Co do moich badanych, najpierw zaskoczył mnie ogrom popełnionych przez nich przestępstw. Wielu podkreślało, że będzie rozmawiało tylko o przestępstwach, za które zostali skazani, narzekali na zbyt wysokie kary i instytucję świadka koronnego i tzw. małego świadka koronnego. Kiedy jednak pytałam, jaką karę by sami sobie wymierzyli, za wszystkie popełnione przestępstwa nierzadko słyszałam odpowiedź: „z więzienia bym już do końca życia nie wyszedł”. Wiele czytałam o zorganizowanych przestępcach, były to informacje z różnych źródeł również policyjnych. Wynikało z nich, że część członków grup to bezwzględni socjopaci, ale nie byłam przygotowana na to, że ludzie mogą być aż tak okrutni, z taką obojętnością a nawet pewnego rodzaju dumą opowiadać o tym, jakich wyrafinowanych tortur potrafili używać, aby zdobyć potrzebne informacje albo pieniądze. Byłam też zaskoczona jak łatwo i bezboleśnie niektórym ludziom przychodzi zabicie człowieka, czasami bez powodu albo przez pomyłkę.

Jakie były Pani wrażenia związane z samymi spotkaniami?

Część osób, zwykle byli to przestępcy gospodarczy, w ogóle nie wyglądała na członków jakiejkolwiek grupy przestępczej. Przy pierwszym spotkaniu odczuwałam dysonans poznawczy, bo zupełnie inny obraz wytworzyłam sobie podczas lektury akt. Tymczasem oni byli inteligentnymi, kulturalnymi, zadbanymi, czarującymi i zabawnymi mężczyznami, którym byłabym w stanie uwierzyć w ich niewinność i z którymi poszłabym na kawę albo wino posłuchać o tragicznych w skutkach błędów wymiaru sprawiedliwości, gdyby nie ta wcześniejsza lektura ich akt. Zaskoczeniem byli dla mnie również członkowie grup, którzy zajmowali najniższe szczeble w hierarchii grupowej – najczęściej byli to drobni dilerzy, zazwyczaj sami uzależnieni od narkotyków. Często nie identyfikowali się z grupą, dzięki czemu organom ścigania łatwo było pozyskać ich do współpracy. Idąc na rozmowę przemykali niepewnie więziennym korytarzem, bojąc się zemsty kolegów zarówno w więzieniu jak i poza jego murami. Nawet wychowawcy reagowali czasami zdziwieniem, widząc kogo oddziałowy przyprowadza na rozmowę i pytali: Ty Zenek masz „grupę” „przybitą”?” Naprawdę? A co ty w tej grupie robiłeś, broń za kimś nosiłeś?” Bo tak naprawdę cała postawa, wygląd i sytuacja, w tym materialna tych ludzi, nie wskazywała, że to członkowie zgp. Wielu z nich, w mojej ocenie, wymagało raczej leczenia i terapii niż odsiadki.

Czy osadzeni chętnie godzili się na udział w badaniu, spotkaniach?

To, czy osoby chętnie godziły się na badanie w dużej mierze zależało od podejścia funkcjonariuszy, ponieważ to oni mieli w pierwszej kolejności kontakt ze skazanymi. Jeśli na wstępie odradzali skazanym rozmowy z kimś z zewnątrz, to i oni się do takich spotkań nie palili. Niektórzy skazani co do zasady odmawiają współpracy z administracją zakładu karnego, ponieważ grypsują, a mnie odbierali jako element tej administracji więziennej. Co ciekawe, skazani, którzy zajmowali wysokie miejsce w strukturze grypsujących zazwyczaj chętnie uczestniczyli w badaniach, zaznaczając jednak na wstępie, że nie o wszystkim będą mogli mówić. Zauważyłam również, że jeśli takie osoby mnie zaakceptowały, to wówczas inni skazani również chętniej brali udział w badaniu, w pewnym sensie, to działało na zasadzie „polecenia” i tego, że po rozmowie ze mną nikt nie był wzywany „na dywanik”, do nikogo też nie przyjechała policja. Co ciekawe, często na wstępie byłam traktowana jako ktoś z organów ścigania, i dopiero po wylegitymowaniu moi rozmówcy uwierzyli, że jestem prawnikiem i kryminologiem. Wcześniej uważali, że są „podpuszczani” i oczekiwali, że w końcu machnę im jakąś odznaką policyjną. Niestety, większość z nich popełniła o wiele więcej przestępstw niż te, za które zostali skazani, więc w takiej sytuacji odbywaniu kary pozbawienia wolności zawsze towarzyszy obawa przed kolejnym procesem i pobytem w zakładzie karnym. Moi rozmówcy byli już prawomocnie skazani i głównie dlatego godzili się na rozmowy. Uważam, że kwestia zaufania była drugorzędna, chociaż zdarzało się, że doceniali to, że potrafię ich słuchać. Niektórzy uważali, że jestem jedną z niewielu znanych im osób, którą naprawdę interesuje ich życie. Byli też zaskoczeni, że nie pytałam ile zarobili albo gdzie ulokowali pieniądze, bo jednak takich pytań też oczekiwali. Z ich punktu widzenia, w sensie prawnym, nie mieli nic do stracenia, a życie w więzieniu jest bardzo nudne i obfituje w mnóstwo wolnego czasu, więc godzili się na te rozmowy a potem kontynuowali, bo to lepsze niż siedzieć w celi. Niektórzy dla zabicia wolnego czasu próbowali nawet znaleźć pomysły na przyśpieszenie moich badań. Jeden z rozmówców zapytał: a czy ci pani członkowie grup to muszą siedzieć? Bo jak nie muszą, to ja mam zaraz przepustkę, zorganizujemy z bratem ze dwie imprezy na Stogach i szybko się pani z tymi wywiadami ogarnie.

Jakie emocje towarzyszą badaczowi przekraczającemu mury więzienia z zamiarem stanięcia twarzą w twarz z ludźmi, którzy dopuścili się najcięższych przestępstw?

Pierwszym odczuciem jest lęk. Większość ludzi boi się nowych rzeczy, a przestępując próg więzienia i decydując się na taki temat badawczy ma się świadomość, że raczej spotkań ze złodziejami kur nie będzie, tylko rozmowy z ludźmi skazanymi za najpoważniejsze przestępstwa. Pamiętam, że właśnie mój pierwszy rozmówca, został skazany na dożywotnią karę pozbawienia wolności za popełnienie kliku zabójstw, w tym rodziny z małym dzieckiem. Kierownik penitencjarny z Zakładu Karnego w Barczewie, gdzie rozpoczęłam swoją naukową przygodę z więziennictwem, wybierając mi właśnie taką osobę na moje pierwsze badanie, próbował – co przyznał po kilku miesiącach – zniechęcić mnie do dalszych dalszych badań. Po wielu dniach ślęczenia nad opasłą lekturą akt tego skazanego, gdzie samo uzasadnienie wyroku liczyło ponad 500 stron, a opisy zabójstw dokonane przez członków grupy towarzyszyły mi przy każdej próbie zaśnięcia, przyszedł dzień, kiedy to miałam przeprowadzić swój pierwszy w życiu wywiad. Pamiętam, że pot płynął mi po plecach i miałam ochotę uciec, albo chociaż powiedzieć wychowawcy, że jednak z takim trudem wyegzekwowane przez mnie prawo do bycia ze skazanym sam na sam nie jest mi wcale potrzebne. Jednak za wszelką cenę starałam się udawać kogoś spokojnego i otwartego. Mimo to rozmowa jakoś się nie kleiła. W końcu X zapytał patrząc mi prosto w oczy: wierzy mi Pani, że ja nie zabiłem tego dziecka? Jak Pani akta czytała, to wie Pani, że do większości przestępstw się przyznałem, ale ja dziecka bym nie zabił. Odparłam, że wierzę i wówczas nastąpił jakiś punkt zwrotny w tej naszej relacji. Potem psycholog powiedziała mi, że potrafimy tak silnie wypierać pewne fakty, że w końcu sami zaczynamy wyznawać „własną prawdę”, bo tylko ona pozwala nam nie popełnić samobójstwa przy porannej toalecie. Nawet najbardziej zatwardziałemu przestępcy trudno funkcjonować z zabójstwem dziecka na sumieniu, a wyparcie pozwala żyć spokojnie i nadal mieć o sobie dobre zdanie. Lęk i niepewność odczuwałam jeszcze wiele razy, idąc na pierwsze spotkanie z kolejnym rozmówcą. Potem nastąpiła już jakaś rutyna i te odczucia wyparła ciekawość. Nauczyłam się też, że to ja muszę od początku pokazać, że jestem „w porządku” i że mam wobec moich rozmówców czyste intencje. Czasami te rozmowy miały charakter pewnego transferu: ty dasz mi wiedzę, którą będę mogła wykorzystać w swojej pracy naukowej, a ja dam ci moją wiedzę prawniczą, za którą nie będziesz musiał płacić i na nią czekać.

Czy to było zgodne z zasadami etyki?

Nie wiem, czy to było etyczne, ale w Polsce nie płaci się skazanym za udział w badaniach, a członkowie grup to jednak ludzie kalkulujący, racjonalni, wyrachowani i jednak oczekujący jakiejś gratyfikacji. Oczywiście, nie każdy z moich rozmówców potrzebował porady prawniczej czy skonstruowania pisma. Część osób wyrażała zgodę na badania ponieważ uważali, że będzie to mile widziane przez administrację zakładu karnego i pomoże im to uzyskać np. dodatkowe widzenie. Niektórzy skazani przynosili mnóstwo dokumentów, ponieważ uważali, że będą mieli szansę, aby w końcu komuś „udowodnić” swoją niewinność. Jednak w przeważającej większości badani wyrażali chęć na udział w przedsięwzięciu, ponieważ byli po prostu znudzeni towarzystwem ciągle tych samych kolegów z celi i traktowali spotkania ze mną jako jedyną, poza spacerem, rozrywkę i formę oderwania od codziennej rutyny więziennego życia. Niektórzy określali te spotkania widzeniami i tak je traktowali, zwłaszcza ci, którzy nie mieli kontaktów z rodziną i bliskimi. Wielu ze skazanych na swój sposób celebrowało te wizyty, przygotowując się do nich merytorycznie (Y trzymając w ręku kilka kartek w formacie A4: „bo ja sobie proszę pani od zeszłego czwartku spisywałem swoje przestępstwa z ostatnich 10 lat”) i fizycznie (X „będę za dwie godziny, bo muszę się umyć, ogolić i poczekać aż mi skarpetki przeschną”). Część z osób wytypowanych do badań czuła się lepsza niż ich współtowarzysze z celi. Tacy rozmówcy chcieli po prostu pogadać z kimś, kto ich zdaniem bardziej będzie im intelektualnie odpowiadał. Poza tym w zakładach karnych, przynajmniej typu zamkniętego, skazani odczuwają deficyt obecności kobiet i fakt, że jestem kobietą chyba po raz pierwszy przyniósł mi jakieś wymierne korzyści, bo wielu moich rozmówców podkreślało, że jednak z mężczyzną, to by nie wyrazili zgody na rozmowę.

Czym się różnią przestępcy pospolici od przestępców pochodzących z ZGP jeśli weźmiemy pod uwagę przebieg kariery kryminalnej?

Przestępcy zorganizowani co do zasady są bardziej wyrachowani, niebezpieczni, racjonalni i inteligentni. Rzadziej posiadają problemy typowe dla sprawców pospolitych takie jak uzależnienie od alkoholu bądź narkotyków, brak mieszkania, rodziny i generalnie kapitału społecznego. Są bardziej społeczni i towarzyscy. Częściej mają przyjaciół. Sprawcy pospolici popełniają przestępstwa, bo mają problemy ze znalezieniem i utrzymaniem pracy. Część moich rozmówców twierdziła, że nie pracuje, bo nie musi – formalnie są bezrobotni, ale nieformalnie mają firmy, mieszkania i samochody na ciotkę czy kuzynkę. Po jakimś czasie prowadzenia badań zauważyłam, że wyróżniają się również wyglądem zewnętrznym: mają lepsze buty niż większość skazanych, są bardziej wysportowani, mają zadbane zęby i dłonie. Niektórzy starają się dbać o siebie również w sensie intelektualnym: częściej niż inni korzystają z biblioteki czy prenumerują czasopisma. Inna sprawa, że częściej również ich na to stać: spotkałam rozmówców, którzy twierdzili, że „nie tykają więziennego jedzenia, bo nie da się go jeść”. Mają pieniądze, więc mogą niemal w całości odżywiać się korzystając z dobrodziejstw kantyny więziennej, a swoje porcje żywieniowe oddawać biedniejszym kolegom z celi, którzy potem stają się ich dłużnikami. Właśnie przez swoją dobrą sytuację materialną, ale również przez prowadzony przed więzieniem tryb życia, wielu członków grup czuje się lepszymi osobami niż inni skazani. Niektórzy twierdzą, że grypsują tylko po to, bo grypsującemu nikt nie da jako sąsiada do wspólnej celi bezdomnego albo kogoś, kto słabo przestrzega higieny. Generalnie traktują oni karę pozbawienia wolności jako wpisaną w ryzyko przestępczego funkcjonowania „przerwę w życiorysie”, po której wrócą znów do życia jakie lubią: na dobrym poziomie, beztroskiego, wesołego, nie obarczonego codziennymi obowiązkami zawodowymi. Czasami po zakończonym badaniu, w oczekiwaniu, aż po mojego rozmówcę przyjdzie strażnik i odprowadzi go do celi, prowadziliśmy sobie pogawędki „o życiu” i codzienności, bo nie tylko ja byłam ich ciekawa, ale oni na swój sposób mnie też. Słuchając moich badanych myślałam, że taki przestępczy styl życia byłby dla mnie nie do przetrawienia i nie mogłabym tak żyć. Okazuje się, że oni mieli podobne refleksje na temat jakości mojego życia. Pamiętam, jak zaskakiwały mnie ich pełne współczucia konkluzje: pani to musi mieć dopiero przerąbane – codzienne wstawanie do pracy, za którą ja bym pewnie z łóżka nie wstał, gotowanie, sprzątanie, a w wakacje siedzenie w więzieniu. I to z własnej woli? I nawet pani nie potrafi powiedzieć, kiedy te badania skończy. A ja? Za roczek sobie wyjdę i będą czekać fajne dziewczyny, kolorowe drinki i szybkie samochody.

Od jakich czynników zależy rozwój ścieżki zawodowej przestępców, jej dynamika i długość? Dlaczego część z nich decyduje się na udział w przestępczych grupach zorganizowanych?

Rozwój ich kariery przestępczej zależy od ich kapitału społecznego – tj. jakie mają kompetencje, umiejętności, kontakty z przedstawicielami zawodów, które mogą być pomocne: policjantami, celnikami, bankowcami, urzędnikami, ale również ze światem przestępczym, bo w przestępczości zorganizowanej muszą stykać się te dwa światy: legalny i nielegalny. Jednak wydaje mi się, że dziś najważniejsze są pieniądze i gotowość na ryzyko, aby zainwestować w przestępczość narkotykową lub gospodarczą, bo one są najbardziej dochodowe. Marzeniem większości przestępców zorganizowanych jest mieć tyle pieniędzy, żeby żyć na odpowiednim poziomie, problem jednak polega na tym, że te potrzeby się zwiększają i są właściwie nieograniczone, a możliwości jednak ograniczone, więc nigdy nie następuje moment, kiedy mówią sobie stop, już mam dość. Więc ta kariera przestępcza się „ciągnie”, podobnie, jak bywa to w przypadku wielu osób, które nie mogą zdecydować się na emeryturę, bo ciągle myślą, że ich na to jeszcze nie stać i przeciągają staż pracy go granic możliwości. Dla wielu przestępców taki „złodziejski” fach, to właśnie odpowiednik pracy i tak go traktują, zwłaszcza ci, którzy działali pod przykrywką legalnych interesów. Długie kariery będą mieli również przestępcy, dla których popełnianie przestępstw wiąże się z odczuwaniem adrenaliny, jest sposobem na dowartościowanie się, pokazanie światu swoich umiejętności bądź odwagi. Tacy przestępcy uważają, że w pewnym sensie są „skazani” na przestępczość, bo nic innego w życiu nie daje im tego rodzaju wrażeń. To też jest częściowa odpowiedź na Pani pytanie dotyczące tego, dlaczego decydują się na udział w grupie, chociaż większa część z nich weszła w przestępczość po prostu z biedy i patologii w najbliższym otoczeniu. Kradł ojciec, brat, sąsiad i koledzy z podwórka. Część z moich rozmówców od początku wtopiła się w swoje trudne środowiska rodzinne i lokalne, stając się z czasem ich wizytówką. Niektórzy już w szkole podstawowej przynosili do domu pieniądze z kradzieży, a w wieku kilkunastu lat finansowali życie całej swojej rodziny. To jest bardzo smutne, zwłaszcza, że oni są często z tego powodu bardzo dumni i cieszą się, że np. mama a później żona nigdy nie musiała pracować. Przychodzą potem na wywiad i mówią: „ja biedny chłopak z gdańskich tyle osiągnąłem: mam piękny dom, dwa samochody i udziały w dyskotece. Nic oczywiście na mnie nie jest zapisane. A zaczynałem od noszenia torby za „bursztyniarzami”.

Kiedy przestępcy osiągają sukces, w jaki sposób wchodzą na najwyższe szczeble kariery?

Generalnie większość przestępców w zakładach karnych to sprawcy pospolici, drobni, aczkolwiek społecznie uciążliwi recydywiści, dokonujący przestępstw przeciwko mieniu, sprawcy pobić, drobni dilerzy narkotykowi. Takim przestępcą może być każdy z nas, dlatego zyski osiągane z tego rodzaju działalności również są niewielkie. Szansą na większe pieniądze i szacunek jest dopiero uczestniczenie w przestępstwach, które można popełnić jedynie w grupie, ponieważ indywidualny przestępca nie jest w stanie prowadzić na szeroką skalę przestępczości gospodarczej bądź narkotykowej. Indywidualnie nie jesteśmy w stanie zrealizować nawet stosunkowo prostych przestępstw kryminalnych, które mogą dać większe pieniądze, takich jak np. uprowadzenie dla okupu. Współpraca z innymi przestępcami daje więc szansę na większe pieniądze. Ale żeby ktoś chciał z nami współpracować i żebyśmy mogli zarobić, również powinniśmy móc innym przestępcom coś zaoferować. Na pewno „sukces” w zorganizowanych grupach mogą odnieść np. byli policjanci, bo i z taki byłymi członkami grup miałam okazję rozmawiać. Kiedyś na najwyższe szczeble wchodzili najbardziej lojalni i brutalni ludzie, ale dziś również przestępcy przenoszą się do wirtualnego świata i bardziej liczą się kompetencje tam przydatne.

Z jakich powodów najczęściej porzucają dotychczasowe, kryminalne życie? Czy wszyscy są gotowi na definitywne zerwanie ze światem przestępczym?

Niestety, członkowie zorganizowanych grup przestępczych rzadko porzucają tzw. przestępczy styl życia. Większość z nich nie miało w domu rodzinnym wpojonych pozytywnych wartości. W wieku kilku-kilkunastu lat zaczęli popełniać przestępstwa. Pobyt w zakładzie karnym wkalkulowują w ryzyko przestępczego życia, które im odpowiada. Często zresztą nie znają innego życia niż to, które prowadzą. Pamiętam rozmówcę, który argumentował, że zapewne nie udałoby mu się przekonać mnie do udziału w powiedzmy napadzie na bank, bo pewnie nigdy dotąd nie brałam udziału w napadzie na bank. Z całą stanowczością potwierdziłam, na co pan odrzekł: tak samo mnie pani nigdy nie namówi do pracy. Nigdy na wolności nie pracowałem, w kryminale nie pracuję i po wyjściu z niego nikt mnie do pracy nie zmusi. Wielu członków grup nie ma w życiu nic do stracenia: pracy czy dobrej opinii lokalnego środowiska. Udało im się uzależnić od siebie rodziny: finansowo lub emocjonalnie. Zazwyczaj nie mają dobrego zawodu, wykształcenia ani stażu w pracy. W wieku trzydziestu czy czterdziestu kilku lat trudno jest zacząć nowe życie. Udział w przestępczości zorganizowanej daje stosunkowo szybkie i łatwe pieniądze, do których są przyzwyczajeni. Badania innych kryminologów pokazują, że wielu przestępców pospolitych porzuca swoje kariery przestępcze w wieku dwudziestu kilku lat: znajdują sobie stałą pracę i partnerkę życiową, co czasami wymusza zmianę zamieszkania a więc środowiska, rodzi im się dziecko i zaczynają nowe, uczciwe życie. Niestety nie zauważyłam tej zależności w swoich badaniach, nie odnotowali jej również zagraniczni badacze członków zorganizowanych grup przestępczych. Wręcz przeciwnie, fakt urodzenia dziecka albo utraty czy niezadowolenia z pracy czasami powodował, że moi badani decydowali się na udział w grupie. Przestępczość zorganizowaną rzucają ci, którzy dochodzą do wniosku, że im się ona nie opłaca. Najczęściej jest to taki schemat: grupa rozpada się a jej członek ucieka za granicę przed organami ścigania. Odcina się od wszystkiego, co zostawił w Polsce. Oszczędności szybko się kończą i trzeba za coś żyć. Nie chce popełniać kolejnych przestępstw, bo to zbyt ryzykowane a on nie chce iść siedzieć. Znajduje sobie więc pracę, często po raz pierwszy w życiu. W tej pracy mu się układa, poznaje „normalnych” kolegów, potem jakąś dziewczynę, na którą jeszcze niedawno nawet by nie spojrzał. Zaczyna mu się to nowe życie podobać, ponieważ docenia, że jest spokojniejsze, a on coraz starszy. Czasami przez lata ukrywa przed bliskimi prawdę o swojej przeszłości. Spotkałam skazanych, którzy, mimo że poszukiwani listami gończymi zdołali za granicą wybudować dom, prawie dorobić się emerytury i założyć rodzinę. „Wpadli” przypadkiem, często podczas wizyty w Polsce. W czasie wywiadu mówią, że nie będą dobrymi rozmówcami, bo przestępstwa popełniali w latach 90. tych, a teraz przyszło im za to odsiedzieć. Pokazują zdjęcia dzieci, czasem wnuków, a w ich aktach widnieją świadectwa pracy. To osoby, które zakończyły karierę przestępczą.

Rozmawiała Pani z wieloma osadzonymi, w tym rosyjskojęzycznymi przestępcami. Która z historii osób biorących udział w badaniu wywarła na Pani wrażenie, była pod jakimś względem wyjątkowa?

Do każdego rozmówcy szłam już ze sporą dawką wiedzy, która wynikała z wcześniejszej lektury jego akt penitencjarnych. Takie akta są dla naukowca bardzo bogatym źródłem wiedzy. W wielu z nich znajdziemy dokumenty z postępowania sądowego, uzasadnienie wyroków skazujących, opinie biegłych psychologów, psychiatrów, notatki wychowawców i inne ciekawe rzeczy. Zanim więc skazany przedstawiał mi historię życia ze swojej perspektywy, miałam już jakąś bazę informacji o nim i w jakimś stopniu wyrobione zdanie. Wiele historii dzieciństwa pozwalało zrozumieć, choć nie usprawiedliwić, krzywdy wyrządzane przez członków grup. Dzieci z dysfunkcyjnych i biednych rodzin, krzywdzone przez najbliższych i wychowywane przez instytucje wyrastają na dorosłych pozbawionych empatii. Bardzo poruszające, ze względu na nieodwracalność skutków, były sprawy zabójstw. Tak się złożyło, że w większości sprawcy zabójstw, pobić ze skutkiem śmiertelnym i brutalnych rozbojów, z którymi miałam okazję rozmawiać, byli przedstawicielami rosyjskojęzycznej przestępczości zorganizowanej – bardziej „mafijnej” niż rodzima przestępczość zorganizowana. Chyba właśnie te różnice kulturowe, modus operandi i zasady funkcjonowania przestępczości rosyjskojęzycznej zrobiły na mnie największe wrażenie.

W jaki sposób wnioski z przeprowadzonych przez Panią badań karier kryminalnych członków zorganizowanych grup przestępczych mogą być wykorzystane przez system wymiaru sprawiedliwości, środowiska naukowe, sądy penitencjarne?

Wyniki badań kryminologicznych mogą pomóc w zrozumieniu przyczyn jakiegoś zjawiska, wyjaśnić jego istotę, skutki i perspektywy na przyszłość. W praktyce, przynajmniej teoretycznie, powinno się badania kryminologiczne wykorzystywać do tworzenia programów profilaktycznych. Problem leży jednak w tym, że profilaktyka jest droga, a nasze społeczeństwo punitywne. Ludzie najchętniej widzieliby wszystkich przestępców „gnijących” w kryminałach. Musimy jednak pamiętać, że w większości przestępcy, wcześniej czy później opuszczają więzienne mury i wracają do społeczeństwa. Jeśli w zakładach karnych będziemy „trzymać ich na kupie” w celach kilkunastoosobowych, jak ma to miejsce jeszcze dzisiaj, to więzienia opuszczać będą bardziej zdemoralizowani i profesjonalni sprawcy, z nowymi przestępczymi umiejętnościami i kontaktami. Większość moich rozmówców to osoby przez 23 godziny przebywające w co najmniej kilkuosobowych celach, które opuszczają tylko na godzinny spacer. Personel więzienny jest zapracowany i często niestety wypalony zawodowo, wskutek długotrwałego stresu i słabych zarobków, więc skazani najczęściej przebywają w swoim hermetycznym towarzystwie. W ciągu kilku dni możemy opowiedzieć naszym towarzyszom z celi swoje życie, a potem zaczyna się robić plany na przyszłość, bo rzeczywistość jest przeraźliwie nudna. Co oczywiste, nikt nie marzy, aby w przyszłości iść do ciężkiej pracy fizycznej za minimalne wynagrodzenie, bo wyobraźnia podpowiada, że w końcu zrobimy ten doskonały „skok stulecia”, który da nam mnóstwo pieniędzy i bezkarność, bo uciekniemy na przykład na Karaiby. Karierę członka zorganizowanej grupy przestępczej poprzedzała często tzw. kariera instytucjonalna, rozpoczęta w domu dziecka, ośrodku wychowawczym, zakładzie poprawczym. Moi rozmówcy często jednak podkreślali, że dopiero w więzieniu nawiązali kontakty umożliwiające im udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Odbywając karę pozbawienia wolności w wieloosobowej celi, poznali „ludzi z miasta” i to do nich kierowali swoje pierwsze kroki po wyjściu z więzienia. Przestępczość zorganizowana to marzenie wielu pospolitych przestępców, ponieważ w ich wyobrażeniu daje ona możliwość uczestniczenia w poważniejszej i lepiej opłacalnej przestępczości oraz budzi lęk i szacunek, przestępcy są więc w stanie wiele poświęcić, aby stać się członkiem takiej grupy. Pobyt w więzieniu to często polecenie i przepustka do przestępczości zorganizowanej. Powinno się więc ograniczać wzajemne kontakty pomiędzy skazanymi, przede wszystkim zaś likwidować cele wieloosobowe, bo oprócz względów ekonomicznych (są względnie tanie) nie widzę w nich żadnych innych pozytywnych stron, choć mam świadomość, że przestarzała infrastruktura większości polskich więzień zbyt dużego pola manewru nie pozostawia. Książka, jak Pani wie, jest bardzo obszerna i oparta na badaniach, więc wnioski z nich płynące mają również charakter praktyczny, przydatny w pracy organów ścigania, policji i w postępowaniu wykonawczym. Są to badania bardzo obszerne (157 skazanych) w których członkowie grup wypowiadali się w formie wywiadów swobodnych, realizowanych przez dłuższy czas. Czasami spotykam się z zarzutem, że moi rozmówcy mogli nie być ze mną szczerzy, jednak nie widzę powodu, dla którego mieliby konfabulować, zwłaszcza, w sytuacji, kiedy mają świadomość, że rozmówca ma dostęp do wielu faktów z ich życia, więc uzyskaną wiedzę można szybko zweryfikować. Czasami ludzie oczekują od kryminologów prostych odpowiedzi: czy jak ktoś wyjdzie wolność, to będzie dalej popełniał przestępstwa? Badając tak delikatną materię, jak losy ludzkie, trudno jest prognozować czyjąś przyszłość – zresztą tak naprawdę kryminolog, który jest prawnikiem, nie ma do tego odpowiednich narzędzi. Jednak wielu moich rozmówców deklaruje, że będzie – z różnych względów – kontynuowało swoją drogę przestępczą, co również jest jednym z wniosków płynących z moich badań.

Dziękuję za rozmowę

Facebook