Wybitny złodziej, genialny pisarz. „Życiorys własny przestępcy” Urke Nachalnik [recenzja]

fragm.okładki/Wydawnictwo Replika

Mógł zostać cadykiem, a został przestępcą. Zapowiadał się na wspaniałego rabina, a skończył jako pospolity złodziejaszek. Mógł osiągnąć w życiu tak wiele, a jednak pokusa do stania się złym była od dobrej woli znacznie silniejsza. Z drugiej strony, gdyby wykazał się większą mądrością i zapanował nad przestępczymi instynktami, nigdy nie poznalibyśmy jego największego talentu. Daru do pisania tekstów pełnych emocji, wrażliwości i zadumy nad życiem. Taki właśnie jest „Życiorys własny przestępcy”. Niebanalną historią nietuzinkowego człowieka. Nieszczęśnika, który wypłynąwszy na głębokie i nieznane wody, zdał się na łaskę losu. Zaufał czuwającemu nad nim niewidzialnemu aniołowi. Zaufał sobie samemu, choć podstaw ku temu nie miał żadnych. Mógł wypełnić wolę matki, być powodem do dumy dla swego ojca. Ale nie Urke, on wolał życie pełne przygód i niebezpieczeństw. Zdawać by się mogło, że napędza go właśnie adrenalina, chęć sprawdzenia co czai się za rogiem, nawet gdy wiadomo, że nie kryje się tam nic dobrego. „Życiorys własny przestępcy” można traktować jako pamiętnik więźnia, człowieka, który świadomie kierując swym losem, doprowadził się na skraj przepaści. Czy skoczył, czy nie mogąc poradzić sobie z otaczającym go światem, odebrał sobie życie? A może dusza romantyka, kobieciarza i doliniarza powstrzymała go przed tym desperackim krokiem? Barwne opisy postaci, bohaterów, którzy odegrali w życiu Nachalnika ważną rolę. Bogactwo wydarzeń, niemal na każdej stronie dzieje się coś nowego. Co akapit to Urke wpada w tarapaty, po to tylko, aby wyjść z nich z twarzą lub bez. Ależ Urke, ile można droczyć się z przeznaczeniem? Ileż to można kraść i chorować na strach przed życiem, przed wzięciem odpowiedzialności za swoje zachowania?

Przygody Nachalnika są różne, jedne śmieszą, inne wzbudzają niesmak bądź przerażenie. Doprawdy, wachlarz doznań i emocji jest szeroki. Czytelnik śmieje się i smuci, odczuwa żal bądź niechęć i obrzydzenie. Mimo to, ciężko głównego bohatera nie pokochać na swój sposób. A to za sprawą, jak mniemam, wyjątkowej wrażliwości złodzieja. Urke reprezentuje dobro i zło, pokazuje, że przez życie trzeba przejść odważnie, to znów wychodzi z niego wielki tchórz. Wierzy w siebie, by zaraz stracić wiarę we wszystko. Płacze, szlocha, wpada w rozpacz, by przy następnej bandyckiej okazji pokazać swe prawdziwe oblicze. Mógł Urke drogi poznać Talmud na wskroś, odkryć prawdę o życiu podróżując od chederu do jeszywetu. Wybrał zaś rozpustne kobiety, niegodne jego miłości kochanki, by zgłębiać teorie miłości. Zanurzył się biedak w labiryncie snów niedorzecznych, ukazując jaki to los nieszczęsny czeka na ludzi z bogatą duszą, ale i też bezdusznych. Książkę czyta się wspaniale, język literacki, ozdobny, dopracowany w każdym calu. Gwara złodziejska, żargon przestępców, to znów ukazane tradycje żydowskie i zwyczajne życie ludzi na początku XX wieku. Przepiękna historia, nawet jeśli ukazująca powolny upadek wartości i morale. Urke mówi, że przesadzam, morale wcale nie upadło, a on sam pomimo staczania, wspiął się na sam szczyt. Na szczyt kariery przestępczej. „Życiorys własny przestępcy” można poniekąd potraktować jak księgę rozważań filozoficznych, o czym przekonuje nas i samego siebie główny bohater. To właśnie traumatyczne przejścia, kołowrotek nieszczęść i karuzela z niefartem są tym, co Nachalnika dopinguje do odkrywania sensu własnego istnienia. Gdyby był takim poukładanym chłopakiem, wyrósłby na mądrego rabina. A wtedy, stracilibyśmy na tym my wszyscy. Niewątpliwie, głębokie studium psychiki więźnia, motywacje przestępcze i teorie lombrozjańskie bardzo by na tym ucierpiały. Urke pokazuje nie tylko ciemne strony przestępczego żywota, ale i te piękniejsze, jaśniejsze, do których tak bardzo tęskni. Z pewnością swoimi przygodami mógłby obdzielić wielu, był równie wybitnym złodziejem jak i pisarzem. Nie, nie jest to nad wyraz drogi Nachalniku. Pomimo upływu stu lat, wierz mi, dziś mało kto potrafi tak pięknie rozmawiać z Czytelnikiem. Rzadko komu udaje się chwycić za serce i nie wypuszczać bez lekcji refleksji i głębokiej zadumy. Fest Urke, genialny jęke, grzeszny kochanek, syn marnotrawny. A przy tym tak niesłychanie wrażliwy, dobry i pełny miłosierdzia, lękający się wojny i widoku zmasakrowanych ciał. Człowiek pełen marzeń i planów, cierpiący za miliony i za własną głupotę. Po cóż się udał do Vaterlandu, kim była Kosa Mańka i dlaczego w więzieniu nielegalnych książek pragnął? Doskonała opowieść, świetnie napisana książka, bogactwo przeżyć i emocji. Wybitna, choć pełna sprzeczności postać, wspaniały grafoman i cudnym piórem władający poeta. Jak zakończył swój żywot, czy odnalazł wreszcie swoje miejsce na ziemi, poza więziennymi murami? Czy odnalazł spokój i szczęście? „Życiorys własny przestępcy” polecam wszystkim zainteresowanym psychologią kryminalną i etiologią przestępczości. Publikacje naukowe, podręczniki akademickie, pozbawione uczuć teorie kryminologiczne nie oddadzą z pewnością tego, co chciał przekazać swoim Czytelnikom Urke Nachalnik. Napisał przepięknie ukazując barwne życie przestępcy świadomego. Człowieka, który walcząc z własnymi słabościami walczył i przegrywał z systemem niesprawiedliwości. Złodzieja, który mógłby być gorliwym wyznawcą Mojżesza, a został stałym bywalcem karceru. Warto poznać losy tego nieszczęśnika, by wiedzieć, że wśród przestępców bywają też Ludzie, których można kochać i szanować za pewne cechy. Gdyby Urke przeczytał moją recenzję, myślę, że byłby zadowolony. Niestety został zamordowany przez Niemców w 1939 roku. Pozostał nam jego „Życiorys…”, który tak wiele mówi o niedoszłym rabinie, pechowym złodzieju i doskonałym pisarzu.

Autor: Urke Nachalnik
Tytuł:
Życiorys własny przestępcy
Wydawca:
Wydawnictwo Replika
Rok wydania:
2018
ISBN:
978-83-7674-725-5
Liczba stron:
400

Facebook