Ostatnie tchnienie. „Cherub” Przemysław Piotrowski

fragm.okładki/Czarna Owca

Czasy jakie są – każdy widzi. Nie będzie z mojej strony zbytniej przesady, jeśli powiem, że żyją w tym kraju ludzie, którzy najzwyczajniej w świecie nie lubią prokuratorów. Mało tego, że ich nie lubią, życzą im jak najgorzej. Ba, nie tyle życzą najgorzej, ile fantazjują o tym, co mogliby z nimi zrobić, gdyby tylko nieszczęśnik prorok wpadł prosto w ich ręce.

Skąd w ludziach te niezłożone pokłady nienawiści? Skąd te wulkany kipiące przemocą? Dobre pytanie. Odpowiedź po części związana jest ze sprawą, o której dość głośno było w „Sforze” Piotrowskiego, ale nie tylko. Oliwy do ognia z pewnością dolały obnażone w „Cherubie” układy zboczeńców, wszelkiej maści degeneratów, ludzi o „zrytych beretach” i jeszcze mocniej zaoranych osobowościach. Szanowni Państwo, los nie oszczędził prokuratora, na osłodę można dodać, że nie tylko jego. Jednym będzie przykro, inni zaczną skakać z radości. To skomplikowane, ale o tym kiedy indziej.

Sprawiedliwość – słowo klucz, wytrych, łom. Wyważa wszystkie drzwi, nawet te zamontowane przez solidną ekipę remontową, w obleśnych lochach czy śmierdzących zgnilizną katakumbach. Nie każdy jednak potrafi właściwie go użyć. Czy komisarz Igor Brudny jest tą osobą, która raz na zawsze zrobi porządek ze zwyrodnialcem potwornie okaleczającym ludzkie ciała? Mam poważne obawy. Czy Brudny odnajdzie w sobie wystarczającą siłę i wolę, aby stoczyć walkę z przeszłością i tym, co dla niego przygotował zabójca? Spójrzmy. Kolejne śledztwo, w ekipie prokurator Winnickiej coraz gęstsza atmosfera. Powiedzieć, że napięta, to nie powiedzieć nic. Coś musiało się zdarzyć, ktoś do diaska musiał włożyć kij w mrowisko. Ciśnienie i nieustanna presja z góry, podchody z boku, w tyle zaś sprawca czyhający na każde, nawet najmniejsze potknięcie. Modus operandi naprawdę cymesik.

Świetnie się czyta „Cheruba”, w zasadzie goni za śledczymi, spogląda zza pleców, na ich ręce. Dostrzega w ich oczach strach, zwątpienie, niepewność, to znów determinację i wolę walki. Krótka rozgrzewka, znów podanie, zmyłka, wreszcie kosz, ale jak na złość prowadzi drużyna gości. Kryminalne turnieje potrafią Czytelnika gruntownie sponiewierać. Gospodarze śledztwa jak zwykle zziajani, znacznie w tyle. Fenomenalna rozgrywka. Do ostatniego dzwonka sędziego nie wiadomo, kto stoi za serią makabrycznych, odhumanizowujących aktów śmierci. Przy czym jest w tej sztuce coś intrygującego, odpychającego i jednocześnie przyciągającego. Mroczność docierająca do najskrytszych zakamarków ludzkiej duszy przyjemnie koi zmysły. Kto będzie następny? Na kogo wypadnie, na tego bęc? Dziecinna wyliczanka, racja, ale właśnie tę morderca wykuł na blachę.

Niesztampowe myślenie, przekraczanie granic za którymi znajduje się zawstydzone, obnażone tabu. Pożądanie, miłość, nienawiść, ból, strach. W „Cherubie” spotykają się wszystkie intensywne emocje. Rozpychając się łokciami zabiegają o miano bycia tą najważniejszą. Według mnie, w tym emocjonalnym wyścigu trzeba orzec jedno: remis. Nie cierpię Gwidony, kocham Igora Brudnego. Nie boję się o tym pisać, nigdy się nie bałam. Bywały momenty zwątpienia, ale nawet wtedy, gdy wściekłe psy goniąc za mordercą popełniały kolosalne błędy, zawsze byłam po stronie Igora. Czy warto było? Nie wiem. Teraz, gdy patrzę na tę całą sprawę kanibala, Kotelskiego z pewnej perspektywy, powoli nabieram przekonania, że takie zdarzenia mogły mieć miejsce w realu. O nich się nie pisze, nie mówi, ale to nie znaczy, że one się nie dzieją. Prawda? Są takie tajemnice, do których nie dotarł nawet Poliszynel. Słodkie sekrety, niebezpieczne układy, perfidne gry, w których stawką jest życie ludzkie. Tchnienie zamknięte, zaklęte w „Cherubie”.

Szanowni, czy są jeszcze na tym przepięknym świecie niesprzedajne psy i nieskorumpowani prokuratorzy? Czy doprawdy nie ma ani grama nadziei na to, że śledztwu mimo wszystko nie zostanie ukręcony łeb? Hydra nie śpi. Nie wolno odpuszczać. Nie chcę niczego sugerować. Jakże łatwo jest wydawać polecenia zza klawiatury, a jak niesłychanie ciężko zrozumieć procesy zachodzące w głębi umysłu mordercy. Prześwietlić kłęby poplątanych zwojów za wszelką cenę. Skończył się „Cherub”, chociaż mówią, że nie ma początku i nie ma końca. Wiosna nieśmiało wychyla zza węgła, a kto wie, może wraz z nią na horyzoncie pojawi się kolejna bestia. Demony nie znoszą próżni. Gorąco zachęcam do poznania „Piętna”, stoczenia walki ze „Sforą” i odnalezienia prawdy w „Cherubie”. Prawda wyzwala. Podobno.

Autor: Przemysław Piotrowski
Tytuł:
Cherub
Wydawca:
Wydawnictwo Czarna Owca
ISBN:
978-83-8143-815-5
Liczba stron:
438

Facebook