Pękalski największą zagadką powojennej kryminalistyki

Magda Omilianowicz, wywiad z Leszkiem Pękalskim, areszt śledczy w Słupsku

Jedna z wychowawczyń Pękalskiego powiedziała mi, że gdyby dzisiaj miała do czynienia z takim przypadkiem, na pewno nie umiałaby w nim rozpoznać przyszłego mordercy. To przerażające, ale prawdziwe. Piszę w książce, że zapobieganie przestępstwom jest znacznie lepsze niż ponoszenie ich skutków. Niewykluczone, że gdyby Pękalski w odpowiednim momencie trafił do specjalistów, nie zacząłby mordować. Chociaż, nigdy do końca nie dowiemy się, co siedzi w jego głowie, ale ryzyko przestępstwa można zminimalizować, o ile kształci się odpowiednią kadrę. Tego w Polsce brakuje najbardziej.

Z Magdą Omilianowicz, reporterką, autorką książki „Wampir Jak rodzi się zło” – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Jaka jest przeważnie twoja pierwsza myśl, skojarzenie, gdy ktoś Cię pyta o Leszka Pękalskiego?

Bezradność nas czyli społeczeństwa wobec takich osobników. Niemoc systemu, bo ani więzienie ani izolacja w placówce, w której leczy się zaburzenia ani zamknięcie w ośrodku w Gostyninie nie są dobrym rozwiązaniem. Tak, bezradność to słowo, które najbardziej kojarzy mi się z przypadkiem Pękalskiego.

Świat jest piękny. Dlaczego akurat „wampir z Bytowa” zasłużył na to, aby zostać zapamiętanym w świecie literatury faktu?

Bo jest jedynym takim przypadkiem. Do dzisiaj nie wiemy ile ofiar naprawdę ma na swoim koncie i pewnie nie dowiemy się nigdy. Bo jego przypadek pokazuje niemoc systemu, błędy popełnione w śledztwie. Może dzięki nagłośnieniu tej sprawy coś zmieni się w systemie izolowania takich osobników jak on. Może prawnicy bardziej przyłożą się do konstruowana takich ustaw jak ta dotycząca powstania ośrodka w Gostyninie.

Leszek Pękalski – ofiara czy sprawca?

W dzieciństwie ofiara patologicznej rodziny. Pamiętam dziewczynę, która podeszła do mnie na targach książki i powiedziała, że jest na mnie zła. Zapytałam dlaczego. „Bo czytając o jego dzieciństwie czułam do niego litość”. Odpowiedziałam, że to oznacza, iż jest empatycznym człowiekiem. Trudno nie czuć litości w stosunku do kogoś, kto w dzieciństwie przeżył piekło, ale to zdecydowanie nie usprawiedliwia jego potwornych czynów. Wielu ludzi ma trudne doświadczenia, a nie zaczynają zabijać.

Dotarłaś do wielu osób, które podzieliły się swoimi spostrzeżeniami i wspomnieniami związanymi z Leszkiem. Która z tych rozmów była dla Ciebie szczególnie trudna, ważna?

Wszystkie były trudne, bo rozmawiając o tak drastycznych sprawach, wchodząc w taki mrok, trudno o tym potem zapomnieć. Bardzo trudne były rozmowy z rodzinami ofiar. Była rozpacz, bezradność, ból.

W jaki sposób praca nad książką, rozmowy z funkcjonariuszami wpłynęły na Ciebie? Czy potrafiłaś na chłodno, bez emocji analizować szczegóły popełnionych zabójstw?

Najtrudniejsze, oprócz rozmów z rodzinami ofiar było czytanie akt sprawy. To siedemdziesiąt tomów akt, w których oprócz zeznań świadków są zdjęcia ofiar. To zdecydowanie była najtrudniejsza praca w moim zawodowym życiu.

Wydaje się, że ciężko ważyć, która zbrodnia była tą najokrutniejszą. Okoliczności i przebieg poszczególnych „zdarzeń” Pękalskiego do dnia dzisiejszego budzą olbrzymie emocje. Jaką naukę powinniśmy wyciągnąć z tej ponurej historii kryminalnej?

Każda z opisanych zbrodni była wyjątkowo okrutna. Niezwykle poruszające są historie dotyczące dzieci. Jaką naukę możemy z tego wyciągnąć? Chyba taką, żeby pamiętać, że dewianci są wśród nas, żeby nie prowokować losu, uważać na siebie wracając do domu po zmierzchu, bo niepozornie wyglądający mężczyzna może być niebezpieczny. I żeby naciskać na ustanawiających prawo, aby konstruowali je tak, żebyśmy jako społeczeństwo mogli czuć się bezpieczniej.

Chciałabyś spotkać się z Leszkiem Pękalskim, porozmawiać z nim o przeszłości, o tym, kim jest dzisiaj?

Nie chciałabym. Nie usłyszałabym niczego nowego. Rozmawiało z nim kilku dziennikarzy. Oglądałam te wywiady i nie padło podczas tych rozmów nic, co rzucałoby nowe światło na sprawę.

Czy wszystko to, co stało się zbrodniczym dziełem „wampira z Bytowa”, ujrzało światło dzienne? Czy są według Ciebie przestępstwa niewykryte do których się nie przyznał?

Tego się zapewne nigdy nie dowiemy, ani ile ofiar Pękalski ma na swoim koncie, ile razy konfabulował, ani tego czy są zbrodnie, które popełnił, ale o nich nigdy nie opowiedział. Dlatego też jest nazywany największą zagadką powojennej kryminalistyki.

Co zrobić, by historia się nie powtórzyła? Czy jesteśmy w stanie ochronić się przed seryjnymi gwałcicielami, zabójcami, nekrosadystami?

Jedna z wychowawczyń Pękalskiego powiedziała mi, że gdyby dzisiaj miała do czynienia z takim przypadkiem, na pewno nie umiałaby w nim rozpoznać przyszłego mordercy. To przerażające, ale prawdziwe. Piszę w książce, że zapobieganie przestępstwom jest znacznie lepsze niż ponoszenie ich skutków. Niewykluczone, że gdyby Pękalski w odpowiednim momencie trafił do specjalistów, nie zacząłby mordować. Chociaż, nigdy do końca nie dowiemy się, co siedzi w jego głowie, ale ryzyko przestępstwa można zminimalizować, o ile kształci się odpowiednią kadrę. Tego w Polsce brakuje najbardziej.

Gdzie Twoim zdaniem jest miejsce dla takich ludzi jak Leszek Pękalski?

Nie wiem. Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Skoro specjaliści, którzy go badali twierdzą, że na wolności może stanowić zagrożenie, na wolności być nie powinien. Z drugiej strony odsiedział wyrok, więc powinien zostać wypuszczony, a przebywa w Gostyninie i zapewne pozostanie tam do końca życia. Myślę, że adresatami tego pytania powinni być prawnicy. To oni powinni znaleźć rozwiązanie. W epilogu książki piszę o tym, jak rozwiązują to inne kraje. Podwójne dożywocie, obozy pracy, system dozoru elektronicznego czyli zakładana na nogę obroża elektroniczna z nadajnikiem GPS. Żadne z tych rozwiązań nie jest idealne, ale jedno jest pewne, że tacy osobnicy powinni być pod nadzorem, bo są bardzo groźni.

Dziękuję za rozmowę

Facebook