W kręgu zbrodni

fot. Arek

W USA zabija się częściej przy użyciu broni palnej, bo dostęp do niej jest łatwy. W Polsce zabójcy sięgają stosunkowo często po nóż, bo znajduje się w każdej kuchni. Inna różnica może być związana z liczbą zabójstw notowanych co roku w różnych państwach. W Skandynawii zabójstwo to wyjątkowe wydarzenie (chociaż to w Norwegii działał Breivik), a w Brazylii – niemal codzienność. Różne mogą też być motywy zabójstw, poczynając od czysto ekonomicznych (majątkowych), a kończąc na zbrodniach dokonywanych pod wpływem alkoholu czy środków psychotropowych. To są jednak różnice dotyczące formy, nie istoty czynu.

Z dr hab. nauk prawnych Moniką Całkiewicz, radcą prawnym, profesorem Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie, współautorką książki „Kroniki zbrodni” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Zbrodnie, seryjni mordercy, kulisy prowadzonych śledztw. Dlaczego zło fascynuje, skoro w zdecydowanej większości przypadków spotyka się ono z potępieniem ze strony społeczeństwa?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Pewnie dlatego, że ludzi intryguje to, dlaczego łamane są normy społeczne, szczególnie w przypadku zabójstw, bo pozbawienie życia drugiego człowieka to przekroczenie tabu. Czytając o zbrodniach (prawdziwych czy fikcyjnych) zaspokajamy naturalną potrzebę odczuwania napięcia, podnosimy sobie poziom adrenaliny. Może dlatego w Skandynawii, gdzie zabójstw jest bardzo niewiele, powstają najbardziej mroczne powieści kryminalne. Dla niektórych czytelników opowieści kryminalne to wyzwanie czysto intelektualne, bo stawiają sobie za cel rozwiązanie zagadki kryminalnej przed zakończeniem lektury.

W jaki sposób Pani zdaniem powinny być poruszane w publikacjach zagadnienia związane ze zbrodniami tak, aby z jednej strony zaspokoić ciekawość czytelnika, z drugiej nie sprzedać ważnych wskazówek dla „potencjalnych sprawców przestępstw”?

Zawsze staram się ważyć słowa, ale mam świadomość, że niektóre informacje, które przekazuję, w szczególności te dotyczące taktyki prowadzenia śledztw i dochodzeń oraz technik kryminalistycznych, mogą być źródłem informacji dla sprawców przestępstw. Ale przecież tak samo źródłem wiedzy dla przestępców – tych, którym chce się także od strony teoretycznej przygotować do przestępstwa – są podręczniki akademickie. Cenzura wiedzy fachowej nie jest rozwiązaniem To w czasach PRL niektóre podręczniki z zakresu kryminalistyki były wydawane tylko „do użytku wewnętrznego”, dostęp do nich mieli w zasadzie jedynie funkcjonariusze organów ścigania. Dzisiaj, prawdopodobnie w ciągu kilku dni a może nawet godzin, skan takiego podręcznika znalazłby się w Internecie. Poza tym bez najmniejszych problemów można dotrzeć do podręczników dotyczących crime investigation, pisanych dla policjantów amerykańskich, które przecież też mogą być źródłem uniwersalnych informacji o tym, jak się wykrywa sprawców przestępstw. Ja staram się nie pisać absolutnie o wszystkim, co wiem jako praktyk, ale ukrywanie podstawowych informacji o sposobach wykrywania przestępstw w dzisiejszym świecie nie ma sensu.

Co było główną motywacją do napisania wspólnie z Robertem Ziębińskim książki „Kroniki zbrodni”? Według jakiego klucza zostały wybrane i opisane poszczególne sprawy kryminalne?

Kiedy przyszła propozycja napisania książki z Robertem, nie miałam wątpliwości, że bardzo chcę z nim pracować. Cenię Roberta za intelekt, pracowitość, dociekliwość. Kiedy rozmawialiśmy o koncepcji tej książki, braliśmy pod uwagę przede wszystkim to, jakie sprawy mogą być interesujące dla czytelników. Od początku było pewne, że część książki zostanie poświęcona seryjnym zabójcom, bo nie wszyscy wiedzą, że oni też współcześnie w Polsce grasują. Kolejne dwa tematy pojawiły się w czasie poszukiwania ciekawych spraw. Okazało się, że niektóre z nich owiewa tajemnica, na przykład mimo że osoba podejrzana pojawiała się na pierwszych kartach akt, to nigdy nie poniosła odpowiedzialności za zabójstwo. Nie mogło zabraknąć też opowieści o miłości, która prowadzi do zbrodni.

Czym się różni prokurator wykreowany przez popkulturę od prawdziwego prokuratora?

Większa część pracy prokuratora odbywa się przy biurku. Analizuje akta, przesłuchuje podejrzanych i świadków, pisze akty oskarżenia. Nie biega z bronią palną za sprawcami przestępstw, nie rzuca ich na maskę służbowego samochodu (także dlatego, że nim nie dysponuje), nie skuwa ich kajdankami. To zadanie Policji. Ale prawdą jest, że to prokurator dokonuje oględzin zwłok, jest przy sekcjach zwłok. Są i takie dni, w których ma tzw. „wokandę”, czyli idzie do sądu, gdzie występuje jako oskarżyciel publiczny.

Czego od prokuratora oczekują bliscy osób zaginionych, którzy podejrzewają, iż stracili członka rodziny wskutek działania przestępnego?

Oczekują szybkiego ustalenia, kto jest sprawcą przestępstwa i doprowadzenia do jego surowego ukarania. Rzadko przyjmują do wiadomości, że – na przykład – wcale nie doszło do zabójstwa a nieszczęśliwego wypadku albo samobójstwa. W tych ostatnich przypadkach uruchamia się naturalny mechanizm obronny. Gdy człowiek sam odbiera sobie życie, jego osoby bliskie zaczynają natychmiast rozważać, czy mogły zapobiec tragedii, zauważyć symptomy obniżonego nastroju, myśli samobójczych, przygotowań do odebrania sobie życia. Ponieważ odpowiedź jest często negatywna – niekoniecznie w wyniku wypierania własnej odpowiedzialności – najłatwiej jest uznać, że musiało dojść do zabójstwa, a prokurator z niezrozumiałych powodów nie chce szukać na to dowodów albo wręcz chroni zabójcę. W naszej książce jest opisana sprawa takiego – najprawdopodobniej – samobójstwa, z którą to konkluzją matka zmarłego do dziś nie potrafi się pogodzić. Inna sprawa, że czasem pretensje bliskich zmarłego są słuszne, bo śledztwa potrafią się „ślimaczyć”, a przecież czas nigdy nie wpływa korzystnie na efektywność takich postępowań. Zazwyczaj opieszałość pracy organów ścigania wynika po prostu z braków kadrowych – jeśli jeden prokurator prowadzi czy nadzoruje sto lub więcej spraw, to nie można oczekiwać, że każdej poświęci choćby kilka godzin dziennie. Najbardziej zaangażowani prokuratorzy pracują po godzinach, przynoszą do domu materiały ze spraw, ale to nie zawsze wystarcza, na przykład ze względu na niewystarczające wsparcie ze strony Policji, która też ma swoje problemy kadrowe, organizacyjne czy wynikające z braków wyszkolenia. Tylko że to wszystko nie jest żadne wytłumaczenie dla osoby, która oczekuje – i ma do tego niezaprzeczalne prawo – że sprawca zbrodni zostanie wykryty i pociągnięty do odpowiedzialności.

Jakie korzyści i zagrożenia dla śledztwa niosą za sobą działania związane z nagłaśnianiem niewyjaśnionych spraw kryminalnych? Czy „medialny szum” wokół zbrodni może pomóc w ich rozwiązaniu?

Czasem tak, czasem nie. Szum medialny powoduje, że sprawa cały czas „żyje”, czyli organy ścigania muszą się nią zajmować. Jeśli o niej zapomną albo ją zlekceważą, media nie omieszkają skomentować ich niekompetencji. Iwona Wieczorek zaginęła w 2010 roku, a o tej sprawie wciąż jest głośno, między innymi dzięki zaangażowaniu jej mamy. Niestety wciąż nie wiadomo, co się z dziewczyną stało. Determinacja matki powoduje jednak przynajmniej tyle, że wciąż sprawa jest otwarta, prowadzone są jakieś czynności. Zaangażowanie mediów potrafi być jednak także szkodliwe, szczególnie wtedy, kiedy ujawniane są informacje, które mogą pozwolić sprawcy na ucieczkę (bo dowiaduje się, że jest w kręgu osób podejrzewanych), albo na zbudowanie skutecznej linii obrony. Warto pamiętać, że nawet podejrzany (osoba, której w procesie przedstawiono zarzuty, czyli stała się stroną postępowania) i jej obrońca w praktyce zazwyczaj nie mają dostępu do akt śledztwa. Jeśli dziennikarz – dumny ze swej dociekliwości – upublicznia informacje o konkretnych dowodach obciążających, które udało się organom ścigania zebrać, daje sprawcy możliwość przygotowania kłamliwej wersji zdarzenia.

Kiedy prokurator dochodzi do przysłowiowej ściany i nie może mówiąc kolokwialnie „wsadzić przestępcy za kratki”, chociaż ma podejrzenia, kto nim jest?

Zazwyczaj wtedy, kiedy brak wystarczających dowodów. Przy czym z reguły nie jest tak dlatego, że sprawca był bardzo przebiegły i potrafił się zabezpieczyć przed pozostawieniem jakichkolwiek śladów. Moim zdaniem w wielu przypadkach fiasko śledztwa jest związane z tym, że sprawca miał szczęście, bo na najwcześniejszym etapie postępowania, często przez pośpiech bądź niekompetencję, nie zabezpieczono istniejących śladów. Zdarza się też, że wykrycie samego przestępstwa następuje po tak długim czasie, iż zabezpieczenie śladów nie jest już po prostu możliwe, bo na przykład zmył je deszcz, zwłoki uległy gniciu, więc ustalenie przyczyny śmierci nie będzie możliwe, a zatem nawet nie wiadomo, czy w ogóle doszło do zabójstwa. I takie przykłady można mnożyć.

Na czym polega wczucie się policjanta lub prokuratora podczas przesłuchania w potrzeby sprawcy? Co można osiągnąć dzięki takiej taktyce działania?

Przesłuchanie podejrzanego to zawsze zadanie, które należy opracować taktycznie. Niektórzy sprawcy są racjonalni i pokazanie im, jak mocnym materiałem dowodowym dysponuje prokurator, powoduje, że przyznają się do winy. Niektórzy z góry przyjmują, że będą szli w zaparte, i bez względu na to, jakie metody zastosuje przesłuchujący, zaprzeczają nawet oczywistym faktom. Taktyki przesłuchania są różne. Jedna z nich rzeczywiście przewiduje swego rodzaju „zbratanie się” z podejrzanym, przekonanie go, że przesłuchujący rozumie motywy przestępstwa, współczuje sprawcy, rozumie sytuację, w jakiej się znalazł. Towarzyszyć temu mogą czysto empatyczne gesty – poczęstowanie papierosem, zaproponowanie kawy. Czasami dzięki takiej postawie można osiągnąć więcej, niż metodą suchego, formalnego przesłuchania.

Są pewne grupy zawodowe, jak choćby lekarze, którzy obcując na co dzień z ludzkimi tragediami i cierpieniem po jakimś czasie wypalają się – jak to ujął pewien lekarz – „oni gasną”. Czy praca prokuratora może być źródłem stresu prowadzącego między innymi do wypalenia zawodowego?

Moim zdaniem wykonując chyba każdy zawód można się wypalić. W przypadku prokuratorów chodzi nie tylko o stres związany z ciągłym obcowaniem z jednej strony z ludzką krzywdą, a z drugiej z mrocznymi „dokonaniami” przedstawicieli naszego gatunku. Niektóre problemy są banalniejsze, co nie znaczy, że nieistotne. Mowa tu chociażby o zwykłym nadmiarze pracy albo o podległości służbowej, czyli konieczności wykonywania poleceń, z którymi prokurator się nie zgadza. Wiemy przecież, że manifestowanie przez prokuratora niezależności, podejmowanie decyzji procesowych nie podobających się władzy, oznacza w ostatnich czasach możliwość „karnego” przeniesienia do innej jednostki, oddalonej o kilkaset kilometrów od rodzinnego domu.

Nawiązując do publikacji chciałabym zapytać o różnice między klasyczną polską zbrodnią a zbrodniami popełnianymi w innych krajach? Jakie czynniki mogą wpływać na „klasyczność zbrodni” danego narodu?

Jeśli mówimy o zabójstwie, to nie ma jakichś naprawdę istotnych różnic, jeśli porównamy Polskę, Norwegię, USA, Brazylię. Można mówić o nieco innym sposobie działania sprawców – w zależności zwłaszcza od dostępu do narzędzi, którymi da się zabić. W USA zabija się częściej przy użyciu broni palnej, bo dostęp do niej jest łatwy. W Polsce zabójcy sięgają stosunkowo często po nóż, bo znajduje się w każdej kuchni. Inna różnica może być związana z liczbą zabójstw notowanych co roku w różnych państwach. W Skandynawii zabójstwo to wyjątkowe wydarzenie (chociaż to w Norwegii działał Breivik), a w Brazylii – niemal codzienność. Różne mogą też być motywy zabójstw, poczynając od czysto ekonomicznych (majątkowych), a kończąc na zbrodniach dokonywanych pod wpływem alkoholu czy środków psychotropowych. To są jednak różnice dotyczące formy, nie istoty czynu.

W książce „Kroniki zbrodni” zostały poruszone kwestie braku przygotowania i przeszkolenia funkcjonariuszy Policji do wykonywania takich czynności, jak choćby przeprowadzanie pomiarów temperatury zwłok. Co stoi na przeszkodzie, aby policjanci zostali wyposażeni w termometry do wykonywania takich pomiarów? Czy faktycznie wiedza o temperaturze zwłok może mieć kluczowe znaczenie przy ustalaniu czasu zgonu?

To kolejne pytanie, na które niełatwo odpowiedzieć. Może jak zwykle na przeszkodzie stoją kwestie finansowe (konieczność zakupienia specjalistycznego sprzętu), a może decydenci stoją na stanowisku, że lepiej by było, gdyby takie czynności wykonywał lekarz, który zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego powinien być obecny na miejscu oględzin zwłok. Niestety, na przykład w warunkach warszawskich, jest to martwy zapis, bo lekarzy po prostu brakuje. A ustalenie czasu zgonu jest bardzo istotne, choćby ze względu na konieczność późniejszej weryfikacji alibi podejrzanego.

Ostatnimi czasy coraz więcej pojawia się kursów i publikacji poświęconych profilowaniu kryminalnemu. Czy profilerzy ułatwiają, usprawniają pracę prokuratorów w przypadku, gdy mają do czynienia z nieznanymi sprawcami przestępstw?

Profil nie ma wartości dowodowej, ale ma niezaprzeczalną wartość wykrywczą – oczywiście jeśli jest dobry. Jeśli profiler napisze, że sprawcą jest najprawdopodobniej mężczyzna w wieku 30-35 lat, rozwiedziony, mieszkający z matką, o wykształceniu podstawowym, a Jan Kowalski wszystkie te kryteria spełnia, to przecież nie oznacza, że to on jest sprawcą, bo do profilu pasować też będzie wielu innych mężczyzn. Natomiast pisząc o cechach sprawcy profiler może się przyczynić do skierowania śledztwa we właściwym kierunku, do zawężenia kręgu osób podejrzanych. I tej roli profilowania nie powinno się deprecjonować.

Dziękuję za rozmowę

Facebook