Zdecydowanie największe rozczarowanie, jeśli chodzi o możliwości Kinga. Początek wciągający, klimat śnieżycy, lasu, odludzia i lęku budowany fantastycznie. Grupka przyjaciół udaje się jak co roku na polowanie, nie wiedząc jednak, że tym razem będzie inaczej, wszystko się zmieni. Mamy dużo krwi i jeszcze więcej cierpienia, wszystko w obliczu wielkiej przyjaźni. Pojawiają się wspomnienia z dzieciństwa, wyjątkowa postać Dudditsa, który na zawsze odmienił życie czwórki przyjaciół. Potem mamy inwazję Szarych z kosmosu, inwazję wojskowych, kwarantannę, nawiązanie do obozu koncentracyjnego. King brnie dalej, dokłada nadzwyczajne zdolności telepatyczne, możliwości sterowania czyimś kapitałem wiedzy, sięgania do cudzych myśli, odczuć, pamięci. Już sama się gubię i nie wiem co jest prawdą, a co fikcją nawet w świecie Kinga. A potem…. nastaje chaos, Pan Szary jest Jonesym i Psem Szarym, walka rozgrywa się w jednej głowie. Nie sposób odgadnąć o co w zasadzie w tym wszystkim chodzi. A szkoda, bo początek był świetny, zwłaszcza postać Pana „oto stoję u drzwi i kołaczę” na zawsze pozostanie w moim umyśle. Cóż, czasem pojawiał się uśmiech,, czasem obgryzałam palce ze strachu. Był nawet taki moment, że obawiałam się tego co wyskoczyło z toalety w leśnej chacie, zwanej Dziurą w Ścianie. A jeśli chcecie mimo wszystko sami przez to przejść, dowiedzieć się czegoś o pleśni Ripley, spróbować pobyć w kilku wymiarach rzeczywistości naraz – to z pewnością książka ta będzie właściwym wyborem. Dla miłośników Kinga mam jeszcze jedną ciekawostkę, w „Łowcy…” znalazło się także nawiązanie do miasteczka Derry w którym tak wiele się działo w powieści „To”, a co z wieżą ciśnień? No to chyba musicie dowiedzieć się sami…dobrych snów.
Gdzie jest mój łapacz złych snów?
Anna Ruszczyk