Przyznajcie się, ile to razy zdarzyło Wam się zejść ze ścieżki? Iść na skróty, na przełaj, przedzierać się przez chaszcze? Ile to razy niezrażeni złowrogą ciemnością brnęliście przed siebie? A przecież można by tak spacerować tam, gdzie jest jasno i bezpiecznie? Tam gdzie toczy się normalne, miejskie życie, gdzie słychać szum jadących aut, syreny śpieszące nie wiadomo do kogo i po co. Można by wiele, ale młodość ma swoje prawa. Młodzi z reguły boją się mniej, ich wyobraźnia nie podsuwa im gotowych, czarnych scenariuszy wędrówki pod osłoną nocy. I pewnie gdyby tak cofnąć czas, to grupa młodych ludzi, przyjaciół, a może tylko dobrych kolegów nie zostałaby w sposób bestialski pozbawiona życia. Gdyby młodość i alkohol umiały jakoś współpracować, to być może nigdy nie byłoby sprawy o kryptonimie „Michalina”. A tak, zarówno aspirant Bartosz Zdaniewicz jak i jego mentor komisarz Andrzej Wołoszynow mają i będą mieli pełne ręce roboty. Czy ambicja młodego policjanta to wystarczająca broń w walce o prawdę, o to co wydarzyło się feralnego wieczoru? Czy powrót do sprawy, którą uznano za ostatecznie załatwioną, to dobry pomysł na zrobienie kariery w szeregach Policji. A może jest to gra niebezpieczna, taka w której ktoś niezorientowany w temacie zostaje na samym początku strącony. I starcony. Co takiego się stało, że Bartosz postanowił raz jeszcze odtworzyć ostatnie chwile młodych chłopaków? Jaki ślad lub trop nakręciły go do działania, dodajmy, do działania na własną rękę, bez zgody szefostwa? Kto stał za zbrodnią z 1997 roku, jaką tajemnicę do grobu zabrały ofiary szaleńca? Mówi się, że papier przyjmie wszystko. Czy starszy stażem Wołoszynow także umyje ręce od poznania prawdy? Czyżby także nie grał czysto, czyżby taki facet jak on, po przejściach, nie nadawał się do dalszej służby? A może to właśnie służby przez tyle lat kryły zbrodniarza? Bartosz? Bartosz to taki typ policjanta-bohatera, któremu spaprane życie osobiste nie przeszkadza w realizacji swojej misji. Misji eliminowania złych ludzi, szukania i wymierzania sprawiedliwości. Jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za odwagę i determinację, czy dopadną go demony przeszłości? Jaką rolę w jego życiu odegra starsza, miła kobieta? Kto będzie z nim grał w kotka i myszkę? „Schodząc ze ścieżki” to świetnie skonstruowana opowieść policyjna, pełna znakomitych gliniarskich dialogów. Autor idealnie oddał nastrój, smak, piękno i brzydotę służby w Policji. A do tego mamy do czynienia z tajemniczym gościem z ABW, ciężką muzą, satanistami i oczywiście mordercą. Rzeźnikiem, który do ostatniej strony pozostaje jedną, wielką zagadką. Oprawcą, który na swoim koncie może mieć znacznie więcej ludzkich istnień niż to się początkowo wydawało. Śliwa, Dżoju, Jeti, Grzybiarz, a może Wdowiec. Który z nich kryje zabójcę, który z nich najchętniej zakopałby akta „Michaliny” kilka metrów pod ziemią? Który z nich mógł być świadkiem mordu nad brzegiem glinianki? Zagadka goni zagadkę, tropy łączą się i nagle urywają, by na koniec otworzyć Czytelnikowi oczy. By wskazać krętą ścieżkę do prawdziwego sprawcy. Do człowieka, który czci „PAZUZU”, do diabła, którego widok ludzkiego cierpienia napawa optymizmem. Stara cegielnia, błoto, niebezpieczni ludzie, milczący świadkowie tragedii, smutne pogrzeby. Układy, gry i kliki. Kto zwycięży, a kto polegnie? Kto będzie miał szansę pojawić się na kartach kolejnej książki Tomasza Jamrozińskiego, a kto z powodu problemu ze zmartwychwstaniem z pewnością nie otrzyma nowej roli? Jedno jest pewne, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i wierzę, że nastąpi!
Autor: Tomasz Jamroziński
Tytuł: Schodząc ze ścieżki
Wydawca: Wydawnictwo Oficynka
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-62465-56-9
Liczba stron: 484