POLICJANT, KTÓRY MIAŁ NA WSZYSTKO… „SRATATATA CZYLI JP100%” Marcin Erlin [recenzja]

fot. A.Ruszczyk

W chwili, gdy czytacie z niezrozumiałych dla mnie powodów recenzję „Sratytaty…”Marcin Erlin jest już hen, hen daleko stąd. Prawdopodobnie w Kosmosie, bowiem to tam ciągnęło go odkąd pamiętam, czyli od pierwszego dnia służby. Odleciał na dobre i nikt z szeregowych policjantów, a tym bardziej z wysokich rangą oficerów, nie myśli o tym, aby Erlina na Ziemię sprowadzać. No i dobrze, przejdźmy zatem do rzeczy. Jaka jest „Sratatata czyli JP 100%”? To dzieło nad dziełami, przypominające księgę tysiąca i jednej nocy spędzonych na policyjnym padole. To niekończąca się historia gliniarskiej epopei, gdzie dramat niejednego aktora sprytnie miesza się z komedią. Gdzie fikcja przeplata się z „serio,serio”. Jest straszno i śmieszno, wesoło i ponuro. To proza, którą bez dwóch zdań, należy czytać przede wszystkim między wierszami. Również wspak. Nie jest tajemnicą Poliszynela, że Marcin, jak to Marcin, w słowach nie przebiera. Wprost przeciwnie, autor z wrodzoną sobie finezją częstuje Czytelnika „pierdolnięciami, kurwami” i „jobami” sprawdzając czy klient przetrzyma treść do końca. Nie przetrzyma? Jego strata! Książka jest dokładnie taka, jak malownicza rzeczywistość funkcjonariuszy skąpana w promieniach zachodzącego słońca. Z każdym przeczytanym procentem (rozdziałem) głowa robi się coraz cięższa, aż wreszcie baniak pod wpływem erlinowskiej indoktrynacji wchodzi na jakiś dziwny,metafizyczny poziom analizy tworu o wdzięcznej nazwie „Policja”. Dokładnie tak jest „taka prawda”. Opowiastki jednego z najwybitniejszych policyjnych pisarzy przyprawiają o dreszcze, skurcze, konwulsje, stan przedzawałowy. Karuzela uczuć towarzyszących lekturze bezlitośnie nabiera tempa, tak, aby każdy mógł pojąć cel i sens „misji cyrk”, a nie ślepo brnąć (językiem Erlina „zapierdalać” ) do ostatniej strony.

Pan BE (znaczy autor) zabierze Was dokąd tylko zechcecie. Od Królestwa Ruchu Drogowego poprzez „Dupę Pawiana”, kończąc na Biurze Słonecznych Wakacji. Będzie duszno, głośno i „melepetycznie” (to według ME oznacza „nie do wyjebania”). Szanowni Państwo, włożycie nieswoje buty i pomaszerujecie na najbliższy komisariat, na odległą o parę kilometrów komendę, a nawet na zapyziałą galaktykę milicyjnej transformacji. Zabawicie się w psychoterapeutę, kto wie, może niektórym z Was uda się przeanalizować treść marzeń sennych policjantów. A właśnie, o czym śnią, kiedy śpią? Kogo kochają,a kogo nienawidzą, gdzie ewidentnie mają braki, a co zaś wychodzi im idealnie? Dlaczego postrzegamy ich tak, a nie inaczej i czy można by to jakoś odczarować? Być może nie wszystkie historyjki są na pierwszy rzut oka zrozumiałe, logiczne, proste. Być może autor w sposób celowy kręci kołowrotkiem, by zobaczyć jak Czytelnik śmiga potem wężykiem. Być może właśnie w taki wyrafinowany sposób powinny być serwowane policyjne opowieści. Nie wiadomo, gdzie coś się kończy, a gdzie zaczyna. Gdzie leży naga prawda, a gdzie opatulone grubą kołderką hipokryzji kłamstwo. „Sratatata..” to książka dla tych, którzy o Policji wiedzą dużo dzięki internetowi, czyli tak naprawdę guzik wiedzą. Książka dla policyjnych emerytów, stanowiąca nie lada wyzwanie do wędrówek w głąb duszy „a pamiętasz jak…?”. Wreszcie, to książka dla tych, którzy pokochali hasło „dołącz do nas” i uwierzyli, że może być Tam pięknie niczym na obrazach Beksińskiego.

A tak w ogóle to kogo kręci striptiz ma komendzie? Czy w Policji istnieją prawa pisane i niepisane, czy instytucja ta ma swoje podwaliny w filozoficznych mądrościach, chociażby, Horacego? Dlaczego w strukturze „firmy” nie zawsze mile widziany jest Empatyczny Dżo? Jak można poradzić sobie z syndromem Batmana i czy garść prochów wystarczy na jedną służbę starszemu posterunkowemu? Marcin Erlin otwiera ciężką, zakurzoną skrzynię, po brzegi wypełnioną doświadczeniem i mówi „bierz co chcesz”. To od determinacji i chęci samego Czytelnika zależy, ile będzie chciał z tego uszczknąć dla siebie. Książka ta może bowiem go stłamsić, może również wybić na wyżyny absurdalnych zachwytów. „Sratatata…” może czynić cuda. Pamiętajcie jednak, aby na końcu wspólnie z Erlinem zanucić „tak tak, tam w lustrze to niestety ja”.

Gorąco polecam!

Autor: Marcin Erlin
Tytuł:
SRATATATA CZYLI JP 100%
Wydawca:
Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania:
2018
ISBN:
978-83-7805-362-0
Liczba stron:
312

Facebook