Morderca z Wiatraka

źródło fot. A.Gawliński (archiwum własne)

O tym, że chłopcy spotkali na swojej drodze Trojaka, w dużej mierze zdecydował przypadek. Chociaż pewnie wiele osób po przeczytaniu książki zgodzi się ze mną, że gdyby sprawa zabójstwa Marcina została inaczej poprowadzona, udałoby się uniknąć drugiej zbrodni. Pierwszy trop był dobry, sprawca mieszkał gdzieś w okolicy. Tylko na celowniku pojawił się Kułaczewski i wtedy Trojak mógł się już czuć bezpiecznie. Nie chcę nikogo oceniać, ale popełniono wiele błędów.

Z Andrzejem Gawlińskim, doktorem nauk prawnych, kryminalistykiem i suicydologiemrozmawia Anna Ruszczyk.

Co skłoniło Cię do napisania książki poświęconej sprawie „Diabła z Tczewa”?

Może to zbyt banalna odpowiedź, ale zwykła ciekawość. Znałem sprawę pobieżnie, ponieważ została opisana w kilku publikacjach. Wiele informacji można było również znaleźć w sieci. Chciałem zweryfikować z aktami to, co do tej pory zostało napisane o sprawie „Diabła z Tczewa”. Sam przypadek wydał mi się niezwykle interesujący, gdyż mamy przyznanie się do winy osoby, która tak naprawdę nie popełniła czynu oraz związane z tym faktem niesłuszne skazanie.

Czy zasiadając do biurka na którym znajdują się akta sądowe miałeś już jakąś wstępną wizję tego, w jaki sposób chcesz opisać zbrodnie dokonane przez Trojaka?

Oczywiście. Zasiadając jednak do akt nie wiedziałem co tam znajdę. Te, mimo swojej objętości (18 tomów) zawierały bardzo wiele, wielokrotnych przesłuchań tych samych świadków, które do samej sprawy praktycznie nic nie wniosły, ale za to pokazały ogrom pracy śledczych. Przyznam, że ta książka była dla mnie wyzwaniem. Moje poprzednie trzy książki były typowymi książkami naukowymi. Takie książki pisze się o wiele łatwiej. „Morderca z Wiatraka” zahacza natomiast o literaturę faktu, w takim przypadku, inaczej trzeba było wszystko przedstawić. Zamiast pisać, że Trojak oddalił się po zabójstwie Sebastiana, musiałem nieco ruszyć wyobraźnię, nadać zdarzeniom dynamiki i zawrzeć więcej detali.

Gdybyś spotkał się osobiście z nim, to o co byś go zapytał?

Poprosiłem Trojaka o spotkanie. Z jakim efektem, już wiesz – brak odzewu. Przewidywałem, że tak będzie. Nie miałem wcześniej przygotowanych pytań. I teraz też mi do głowy żadne nie przychodzi. Wydaje mi się, że nawet gdyby się zgodził, zawahałbym się. Chciałem być po prostu fair, pisząc o kimś książkę, dać szansę wypowiedzenia się. Myślę jednak, że taka rozmowa mogłaby być wartościowa.

Sądzisz, że przeczyta napisaną przez Ciebie książkę?

Pomyślałem o tym kiedyś. Nie wiem. Ona nic w jego życiu nie zmienia. A on sam, raczej zdystansował się i odciął od swoich czynów.

Które z wątków tej sprawy wywarły na Tobie największe wrażenie?

Takich wątków, o które pytasz, nie jestem w stanie teraz podać, ale duże wrażenie zrobiła na mnie wizyta w miejscach zbrodni oraz wiatraku. Mogłem zweryfikować to, co znalazłem w aktach i odtworzyć zdarzenia. Dzięki temu mogłem to wszystko po prostu to zobaczyć. Inaczej jest, gdy zajmuję się jakąś sprawą, np. wydaję opinię albo pracuję na zlecenie organów ścigania, wymiaru sprawiedliwości, a inaczej, gdy tak jak w tym przypadku, robię coś „dla siebie”. Zdecydowanie ten dystans był o wiele mniejszy. Byłem bardziej ciekaw wszystkiego.

Próbowałeś rozmawiać o tych zdarzeniach z rodzicami ofiar, wiesz jak potoczyły się losy ich rodzin?

Od początku wiedziałem, że nie będę rozmawiał z bliskimi ofiar. Nie chciałem, żeby musieli po raz kolejny do tego wracać. Poza tym, pomysł na książkę był też nieco inny. Zależało mi na rekonstrukcji zbrodni, opisaniu kolejnych etapów sprawy. Chciałem też, żeby w Mordercy pojawiły się wypowiedzi samego Trojaka, zależało mi, aby przywołane zostały opinie biegłych różnych specjalności.

Czy sądzisz, że tego typu zdarzeń jest więcej, tylko z jakichś powodów ujęte zostały w ciemnej liczbie przestępstw? Mam na myśli choćby nieujawnione zabójstwa, które mogą w tabelach występować wśród zaginięć.

Zapewne są, chociaż jak wielu z nas, wolałbym jednak, żeby ich nie było.

Nie wchodząc szczegółowo w treść książki „Morderca z wiatraka”, jakie emocje towarzyszyły Ci podczas przeglądania akt, czytania dość drastycznych opisów popełnionych zbrodni? Mówiłeś, że to kwestia przyzwyczajenia, może też okrzepnięcia w tematyce kryminalnej. Czy nie pojawiła się choćby przez chwilę myśl „ci biedni chłopcy”?

Raczej odczuwałem ogromną złość. Gdyby tego pechowego dnia Marcin nie pojechał odwiedzić dziadków do Starej Wisły, a Sebastian nie pobiegł nad rzeczkę łowić ryby, wszystko wyglądałoby dziś inaczej. Tylko kto mógł to przewidzieć? Niestety nikt.

Czy Twoim zdaniem można było uniknąć tych dramatów?

O tym, że chłopcy spotkali na swojej drodze Trojaka, w dużej mierze zdecydował przypadek. Chociaż pewnie wiele osób po przeczytaniu książki zgodzi się ze mną, że gdyby sprawa zabójstwa Marcina została inaczej poprowadzona, udałoby się uniknąć drugiej zbrodni. Pierwszy trop był dobry, sprawca mieszkał gdzieś w okolicy. Tylko na celowniku pojawił się Kułaczewski i wtedy Trojak mógł się już czuć bezpiecznie. Nie chcę nikogo oceniać, ale popełniono wiele błędów.

Jaką wiedzę o zbrodni czerpią specjaliści w oparciu o sprawę „Diabła z Tczewa”?

Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno ta sprawa pokazuje jak ważny jest pierwszy etap – typowanie podejrzanego. W przypadku „Diabła z Tczewa” mamy przyznanie się do czynu, którego ktoś nie popełnił. Skłania to do dyskusji o motywację takich osób. Jak sama pewnie zauważyłaś, niesłuszne skazania to aktualnie temat szeroko komentowany.

Na koniec chciałabym dopytać o bardzo istotną kwestię, mianowicie o niesłuszne skazania. Jaka jest skala tego problemu w Polsce, z czego wynika i co można zrobić aby tego typu przypadków było jak najmniej?

Jaka jest rzeczywista skala niesłusznych skazań tego nie wiemy. Poszczególne sprawy wychodzą na jaw, gdy ktoś ponownie sięgnie do akt, jeszcze raz przeanalizuje zebrany materiał albo pojawią się nowe, istotne dowody. Przy szacowaniu skali niesłusznych skazań pomocna będzie statystyka Ministerstwa Sprawiedliwości dotycząca odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszne skazanie. W latach 2000-2019 (I półrocze 2019 r.) prawomocnie zasądzono odszkodowanie za niesłuszne skazanie 616 osobom. Łącznie na kwotę 11 957 722 zł. W latach 2009-2019 (I półrocze 2019 r.) zadośćuczynienie zasądzono 278 osobom. Wyniosło 9 991 922 zł. Tomasz Kułaczewski, mężczyzna skazany za zabójstwo pierwszego z chłopców (z 2002 r.), otrzymał 300 000 zł. Przyczyn niesłusznych skazań może być wiele. Nieudolnie prowadzone śledztwa, czy chęć szybkiego i spektakularnego „sukcesu”, szczególnie gdy na policję i prokuraturę naciska opinia publiczna. Znalezienie podejrzanego jest wtedy priorytetem. Przyczyną może być również nienależyta ocena materiału dowodowego przez sąd. Niekoniecznie ze względu na złą wolę składu orzekającego, a jakość przedłożonego materiału dowodowego, który jest po prostu wadliwy – doszło do zafałszowania opinii biegłego, złego przeprowadzenia, czy też pominięcia przeprowadzenia niektórych czynności procesowych. Wydaje mi się, że znalezienie odpowiedzi na pytanie, co można zrobić, aby tego typu przypadków było mniej jest skomplikowane. Może byłoby inaczej, gdybyśmy zwiększyli świadomość ewentualnych konsekwencji decyzji podejmowanych na poszczególnych etapach – policja, prokuratura, biegli, sąd i rzeczywistej odpowiedzialności za nie. W sprawie Kułaczewskiego, za błędne ustalenia prawdy materialnej, wyrok nikt tej odpowiedzialności nie poniósł.

Dziękuję za rozmowę

Facebook