Prywatne śledztwo. „Kształt ruin” Juan Gabriel Vásquez

fragm. okładki/Wyd. Czarna Owca

Drogi Vásquez. Piszę ten list, ponieważ nic innego już mi nie pozostało. Przed kilkoma dniami otrzymałam (ku mojemu zaskoczeniu) egzemplarz Twojej najnowszej książki „Kształt ruin”. Mówią, że nie szata zdobi człowieka, ale sam przyznaj, okładka „Kształtu ruin” ma w sobie to coś, co nie pozwala oderwać od niej wzroku. Ale do rzeczy. Książka przeleżała kilka dni, tak musiało być, to po prostu pewien proces.

Tamtego feralnego wieczoru postanowiłam zajrzeć do Twego wnętrza. Z początku niewiele rozumiałam. Czytałam, ale słowa niczym zaklęte, w ogóle do mnie nie docierały. Zasnęłam nieco zatroskana, z gorzkim posmakiem goryczy czyhającej na mnie porażki. „Jak to, nie rozumiem Vásqueza?” taka była moja ostatnia myśl, zanim zapadłam w głęboką fazę REM. Kilka godzin później sprawdziłam co o „Kształcie ruin” sądzą inni czytelnicy, i wiesz co, padały słowa „skomplikowana, trudna, wymagająca”. To były dobre wieści, skoro „wymagająca”, znaczy mam prawo nie rozumieć. Nie ustawałam, lecz kontynuowałam misję wyznaczoną przez kolumbijskiego pisarza. I zdradzę Ci, tak w zaufaniu, kolejne godziny spędzone w Bogocie były jak podróż do innego świata. Z każdą stroną powoli docierało do mnie znaczenie Twych słów, tego co chcesz nam przekazać. Wydawało mi się, że gdzieś już Ciebie musiałam wcześniej spotkać, to więcej, niż pewne. Zarzekam się, nie jestem szalona, choć uważam, że w ludziach opętanych pasją i niezdrową obsesją kryje się jakiś niewidzialny magnetyzm. Tacy ludzie mają w sobie to coś, co nie pozwala przejść obok nich obojętnie. Nie wiem co jest do końca prawdą, a co nią nie jest. To, w jaki sposób konstruujesz powieść, pozostanie na zawsze Twoją immanentną charakterystyczną cechą, finezyjną sztuczką. Zacierasz cieniutkie linie między fikcją a realizmem. Wplatasz wątki autobiograficzne w zupełnie niewiarygodnie brzmiące historie, mieszasz fakty z wyobrażeniami i informacjami podanymi z drugiej, trzeciej a nawet i czwartej ręki. Kim jesteś Vásquez? Pisarzem, narratorem, bohaterem, mitomanem, mistrzem słowa, czarodziejem?

fot. A.Ruszczyk

Czy wiesz, że mało kto i mało co jest w stanie mnie jeszcze zaskoczyć? A potem pojawiasz się Ty i Twoja książka, oparta na … Na czym? Co jest jej rdzeniem, Vásquezie? Siedzę już kilkanaście godzin i myślę. O śmierci Gaitana, o ściętych głowach prezydentów, atakach na ludzkość, krwawych żniwach terrorystów. Pogrążona, za Twoją sprawką, w spiskowych teoriach dziejów, nierozwiązanych sprawach kryminalnych u podłoża których stały hordy wpływowych ludzi. Ile jest prawdy w tym co dowiedziałeś się od doktora Benavides’a? Czy faktycznie Carlos Carballo miał na Ciebie, aż tak wielki wpływ, by zarazić Cię swoją obsesją? Pokazujesz dowody zbrodni, mówisz ustami innych, wyświetlasz nam stary czarno-biały film, bierzesz udział w nocnej audycji. A wszystko po to, Vásquez, abyśmy Ciebie do końca rozczytali, Twoje emocje powciskane między wersami. Byśmy poznali kawałek kolumbijskiej historii bez wychodzenia z domu na werandę. Opowiadasz historie, które mrożą krew w żyłach, jednocześnie wystawiasz nas na próbę, byśmy w pewnym momencie uderzyli pięścią w stół krzycząc „sprawdzam Cię”. Twoje ucieczki i powroty, poszukiwania, nieustanne drążenie tematu śmierci stają się w pewnym momencie naszym zbiorowym problemem. Ciężko tak po prostu zamknąć Cię w tej książce w połowie drogi, pozostawiając samemu sobie, skazanego na sukces i porażkę jednocześnie. Śledztwo, Twoje osobiste, staje się śledztwem ogółu ludzkości.

Być może taka właśnie jest rola powieściopisarza, aby nas wszystkich jak tutaj stoimy, osaczyć kawałkiem historii będącej nieślubnym dzieckiem fantazji, fikcji i prawdy obiektywnej. Fascynujesz i przerażasz, historionie. Losy Kolumbii zdaje się są tylko pretekstem, aby opowiedzieć nam o czymś znacznie ważniejszym. A może z tej niecodziennej lekcji każdy sam musi wynieść swoją prawdę, swoją własną unikalną wiedzę. Musi ją czyścić, polerować, jak kości zmarłego człowieka. Tak, tego samego, który stał się Twoją prywatną obsesją. Powiem Ci, tak jeszcze na koniec, Vásquez. „Kształt ruin” uruchomił we mnie lawinę przemyśleń, runęły niewidoczne gołym okiem mury. W chwili, gdy myślałam, że poza kompulsywnym sączeniem informacji o COVID-19 już nic innego nie może mnie zmienić, pojawiła się Twoja republika paranoi, będąca królestwem spekulacji. To za Twoją sprawką poszukuję dziś „Duchów Sarajewa”. Jeśli jest to jedna z wielu pułapek jakie na Czytelnika zastawiłeś, to tym bardziej należą Ci się ukłony Vásquez.

W „Kształcie ruin” piszesz o rzeczach ważnych, ostatecznych, o zaciągniętych długach wobec prawdy przeszłości i nieuchronną koniecznością spłacenia tegoż długu w przyszłości. Przede wszystkim o ludziach, którzy mają niebagatelny wpływ na historię ludzkości. KIM ONI SĄ? Kim są ludzie pielęgnujący splątane sieci bluszczy teorii spiskowych? Czy na to pytanie znał odpowiedź generał Uribe Uribe? A może prawdę o losach Kolumbii znają wyłącznie udręczone bezsennością legiony „nocnych ptaków”? Vásquez, pięćset stron opowieści, kilkanaście zdjęć pieczętujących przyjęte przez Ciebie wersje śledcze, miliony pytań w mojej głowie. Jaki zatem jest ostateczny „Kształt ruin”? Mistrzowski, fenomenalny, wyjątkowy, tak jak Jego stwórca. Świat potrzebuje takich ludzi jak Ty, Vásquez. Postępowych, ale niezapominających o przeszłości, podejrzliwych, ale i otwartych na dialog oraz poznanie prawdy. Nieufnych, ale odważnie zadających pytania, oczekujących prawdy tam, gdzie innych zadowala tandetne łganie. Dziękuję Ci za czas spędzony w Bogocie, za historię Benavidesa i Carballo. Za każdy znak zapytania i wykrzyknik, które pojawiły się w mojej głowie podczas lektury „Kształtu ruin”. Masz rację, pewne zdarzenia kryminalne, a zwłaszcza zabójstwa, mają cechy wspólne, reszta jest bałamutną manipulacją. Ale czyż nie przyjemną, Vásquez?

Autor: Juan Gabriel Vásquez
Tytuł:
Kształt ruin
Wydawca:
Wydawnictwo Czarna Owca
ISBN:
978-83-8143-317-4
Liczba stron:
553

Facebook