Nie mamy szczęścia do szefów służb specjalnych

Marcin Faliński, archiwum własne

Pamiętam taki dowcip krążący po Centrali mówiący o haśle, którym wywiad mógłby zachęcać do wstąpienia w jego szeregi: „Marzysz o egzotycznych podróżach i wspaniałych wyprawach w świat, to wstąp do wywiadu. Razem pomarzymy”. Ale to jedna strona, taka prozaiczna. Nie wszyscy oficerowie mają tyle szczęścia, żeby doświadczać takich działań, ale jest ich wielu. Wiem, że każdy oficer o tym marzy. Mówię oczywiście o prawdziwych oficerach wywiadu, z krwi i kości, nie o urzędnikach pracujących od ósmej do szesnastej, czy jak wspominałem nominatach politycznych bez doświadczenia. O oficerach, którzy często narażali, narażają swoje życie, zdrowie dla realizowanych zadań, krótko mówiąc dla Polski.

Z Marcinem Falińskim, byłym podpułkownikiem Agencji Wywiadu – rozmawia Anna Ruszczyk.

Co łączy pracę funkcjonariusza Agencji Wywiadu z dziełem Arkadego Fiedlera „Wyspa Robinsona”?

Na pewno podróże, w tym te egzotyczne, w tym Ameryka Południowa, w której miałem okazje przebywać kilkukrotnie. Historia podboju, przyroda, szczególna mieszanka kultury miejscowej ludności z napływową z półwyspu iberyjskiego jak i Afryki. A prywatnie.., to pierwsza książka w życiu jaką samodzielnie przeczytałem jako sześciolatek. Może dlatego poprosiłem Wydawnictwo o wysłanie obu książek do wnuka Arkadego Fidlera, z którym miałem kontakt.

Jak zareagował na ten prezent?

Obiecał przeczytać i było mu miło.

W ciągu ostatniego roku zaszły duże zmiany w wielu sferach naszego życia. W jaki sposób pandemia wpłynęła na działalność służb specjalnych, nie tylko w Polsce?

Trudno mi powiedzieć, bo już od pewnego czasu jestem na emeryturze. Ale myślę, że są służby, które wykorzystały tę sytuację do poważnych działań, również dezinformacyjnych i inspiracyjnych. Dla innych, zwłaszcza wywiadu, były to warunki pracy w sytuacji zbliżonej do pełnoskalowego konfliktu, podczas którego można było sprawdzić np. swoje kanały i środki łączności. Takie sytuacje kryzysowe obnażają wszelkie braki i patologie w działaniu służb specjalnych.

Odnośnie patologii. Przeczytałam niedawno w pewnej książce z kategorii literatura faktu takie oto zdanie: „Na całym świecie wywiad państwowy, to przestępcy w służbie rządu”. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Każdy oficer wywiadu przekraczając granicę Państwa, gdzie prowadzone są działania popełnia przestępstwo. Co więcej, deklarując cel pobytu w aplikacji wizowej już wprowadzamy w błąd władze kraju, do którego jedziemy. A potem jest już tylko gorzej.

W „Operacji Singe” dochodzi do kilku zgonów za którymi stoją nie kto inny jak służby specjalne. Czy fikcja znajduje swoje potwierdzenie w realu, czy służby faktycznie usuwają niewygodnych bądź niebezpiecznych dla nich ludzi?

Jak wiemy z doniesień prasowych, do takich zgonów, na przykład otruć, dochodziło. Odkrywane są przejawy działalności służb specjalnych, zwłaszcza tych najsprawniejszych, najskuteczniejszych, których od dziesiątków lat, a nawet jak niektórzy twierdzą setek, nikt nie rozwiązuje, nie zwalnia funkcjonariuszy, nie ujawnia danych oficerów i ich źródeł informacji. Tak zwana wiedza instytucjonalna i doświadczenie trwają niezmiennie.

Marcin Łodyna, oficer polskiej Agencji Wywiadu to człowiek od zadań specjalnych. Zdolny, inteligentny, doskonale odnajdujący się w swojej roli. Misje i zadania, które mu powierzają wypełnia niemal wzorowo, a mimo to przez całą powieść znajduje się w klinczu, między młotem a kowadłem, w sytuacjach naprawdę beznadziejnych. Brak zaufania, niepewność, podejrzliwość? Z jakimi wyzwaniami i problemami musi sobie poradzić Agent Wywiadu?

Łodyna to dobry oficer, ale jak w życiu ma swoje namiętności, jest niezłomny i może to jest powodem jego problemów. Zadziorny i nieustępliwy, kieruje się pewnymi zasadami, które mogą być dla jego przełożonych, często nominatów partyjnych lub osób z tak zwanego klucza lub po prostu awansowanych poprzez różne układy towarzyskie, wręcz abstrakcyjne. Traktują go czasem jak swoistego dinozaura, który przypomina o dawnych kolegach, o ich profesjonalizmie, niezależnie, czy było to przed 1990 rokiem, czy po. Ta zadra cały czas tkwi, nie tylko w bohaterze powieści. A z czym musi sobie radzić? O tym można by napisać kilka książek. Może kilkanaście.

W kim jeszcze tkwi ta zadra?

Czasem trzeba czytać między wierszami. We wszystkich współczesnych bohaterach, oficerach polskiego wywiadu.

Łodyna faktycznie potrafi zaimponować, zresztą Magdalena Sierpecka także. W „Operacji Singe” potrafili udawać parę zakochanych, choć wiadomo, co tak naprawdę ich łączyło. Jak to jest w rzeczywistości, kto tworzy legendy dla oficerów biorących udział w operacjach specjalnych? Improwizują zdając się na zdolności aktorskie czy też trzymają się pewnego „scenariusza”?

Legenda to jedno i ona musi być precyzyjnie określona, a sytuacje, które nas zaskakują to drugie. Tu liczy się spryt, inteligencja, kreatywność i wyobraźnia oficera.

Łodyna i Sierpecka posiadają dzieci, mimo to, wypełniają w stu procentach zadania, które stawiają przed nimi szefowie. Czy możliwe jest pogodzenie tych dwóch ról: rodzica i oficera AW?

Można, jak najbardziej. Trzeba pamiętać, że to zawód, który obecny jest z nami 24 godziny na dobę. Ciężko jest oddzielić te dwie sfery życia, ale jest to możliwe.

Nielegalny handel dziełami sztuki, żmudne śledztwa, odkrywanie kolejnych kart za którymi nieraz kryją się mroczne historie. Czy rynek sztuki znajduje się w obszarze zainteresowań służb?

Tak odpowiem. Po pierwsze, wszystko zależy od wrażliwości decydentów w tych służbach oraz ich politycznych przełożonych. Także zależy od zrozumienia wagi dóbr kultury dla funkcjonowania Państwa. Są takie służby jak rosyjskie, brytyjskie, francuskie, dla których jest to oczywistość. Przy czym ważne są również wewnętrzne procedury. Amerykańska FBI jest służbą, która najsprawniej realizuje w USA wnioski restytucyjne Polski. Ale są inne służby, innych krajów, których szefowie nie przywiązują do tego uwagi, nie mają…pewnego powiedzmy poczucia estetyki. I w końcu są takie, które nie pracują tak sprawnie jak FBI i Polska ma z nimi problem, ponieważ niechętnie podejmują z współpracę w tym zakresie.

W powieści „Operacja Singe” poruszyliście wraz z Markiem Kozubalem wiele ciekawych kwestii. Zaintrygował mnie między innymi wątek badań poligraficznych. Czy każdy oficer po powrocie z placówki zagranicznej jest poddawany tego typu badaniom, czy jest to czysta fikcja ubarwiająca szpiegowską intrygę?

Badania poligraficzne są częścią procesu weryfikacyjnego. Podobnie jak badania psychologiczne, czy różnego rodzaju działania operacyjne służące sprawdzeniu wiarygodności oficera, czy funkcjonariusza. Wariograf przechodzą oficerowie właśnie w zależności od takich potrzeb, od postrzegania zagrożeń dla funkcjonowania służby płynących z możliwości jego nielojalności zamierzonej lub niezamierzonej. Jeśli szefowie służby uznają, czy wprowadzą takie zasady, że to będzie wymóg przed każdym wyjazdem, powrotem, urlopem w kraju, czy nawet podczas jego pobytu za granicą, to będą one realizowane. To temat bardzo złożony.

Kiedy, w jakich sytuacjach może mieć miejsce niezamierzona nielojalność i jakie mogą być jej konsekwencje?

Dla przykładu: gadatliwość, nieostrożność, niedocenianie przeciwnika, lekkomyślność albo zwykły ludzki błąd. Konsekwencje uzależnione są od skali zagrożenia.

Marcin Faliński, archiwum własne

O Kiejkutach pisano w wielu publikacjach. Na co dziś, Twoim zdaniem powinny postawić kuźnie kadr, jakie elementy szkolenia wymagają poprawy, doskonalenia?

Zawsze na to samo. Wywiad powinien szukać ludzi z otwartymi umysłami, nie bojącymi się podejmować ryzyka, inteligentnych, obytych towarzysko, lubiących podróże, zmiany miejsca pobytu, umiejących zachować się w środowiskach różnokulturowych, o odmiennych systemach wartości, w tym religijnych. Powinny to być osoby ciekawe świata. I co ważne, potrafiące się uczyć, bo służba w wywiadzie to nieustająca nauka, która daje oficerowi unikalne często doświadczenie, którego z książek, filmów nie zdobędzie. Nie można zapomnieć, że wszelkie prywatne zainteresowania takie jak np. sport, muzyka, czy sztuka są niezwykle przydatnymi w pracy.

Czego można nauczyć się służąc w wywiadzie i co z tą wiedzą można zrobić na emeryturze?

Wiele można się nauczyć. To jest często ekscytujące, mamy do czynienia ze sprawami niedostępnymi dla większości ludzi. Pewne elementy, czy pewną część wiedzy zostawiamy dla siebie, ale na pewno nabyte zdolności i doświadczenia można wykorzystać w różny sposób.

Gdzie tkwi złoty środek, jak nie dać się „szpiegomanii”?

Myśleć. Myśleć, czy i po co komu miałaby być potrzebna dana wiedza. Nie uniknie się tego, że obce wywiady penetrują nasz kraj, jego struktury osobowe i instytucjonalne, dlatego chronić należy nie całości, tylko wybrane elementy systemu jakim jest Państwo. Tu skupić maksymalnie dużo sił i środków. Niby to zasada Klauzewitza, nic nowego, a jednak wciąż z tym są problemy.

Czy dla oficera wywiadu istotne jest, co się dzieje na samej górze organizacji, kto jest jego szefem i jakie ta osoba posiada kompetencje?

Oczywiście, że istotne. Kiedyś, przy ciągłości kadr, przełożeni przechodzili tę samą drogę zawodową. Zaczynali w OKKW w Starych Kiejkutach, biegali po tym samym stadionie, spożywali dobre alkohole przy tym samym barku, potem pieli się w dostępny dla każdego sposób. Młody oficer wiedział, że jego kierownik, naczelnik, dyrektor ma doświadczenie. Nie dlatego, że ktoś go w tzw. teczce przywiózł. Wiedział to z prowadzonych spraw, przygotowywanych materiałów, czy informacji wychodzących do najwyższych władz, z rozmów ze starszymi kolegami. W naszych służbach specjalnych nie mamy szczęścia do Szefów. Choć uważam, że i tak AW trzyma się nie najgorzej pod tym względem.

Skrytki, sejfy, kufry, skrzynie, „kelnerzy z Panamy”, łączność bezosobowa, wyprawy w piękne, egzotyczne rejony świata, wielogodzinne obserwacje, trasy sprawdzeniowe, szyfrówki, chłonięcie rzeczywistości wszystkimi zmysłami. Czy tak właśnie wygląda życie oficera wywiadu? Jest barwne, intensywne, pełne działań nieustannie napędzanych adrenaliną?

Kiedyś pamiętam taki dowcip krążący po Centrali mówiący o haśle, którym wywiad mógłby zachęcać do wstąpienia w jego szeregi: „Marzysz o egzotycznych podróżach i wspaniałych wyprawach w świat, to wstąp do wywiadu. Razem pomarzymy”. Ale to jedna strona, taka prozaiczna. Nie wszyscy oficerowie mają tyle szczęścia, żeby doświadczać takich działań, ale jest ich wielu. Na pewno kiedyś było ich więcej. Wiem, że każdy oficer o tym marzy. Mówię oczywiście o prawdziwych oficerach wywiadu, z krwi i kości, nie o urzędnikach pracujących od ósmej do szesnastej, czy jak wspominałem nominatach politycznych bez doświadczenia. O oficerach, którzy często narażali, narażają swoje życie, zdrowie dla realizowanych zadań, krótko mówiąc dla Polski.

Podsumowując bilans zysków i strat, czy warto zostać oficerem Agencji Wywiadu?

Tak. Zdecydowanie tak. Wywiad w dużej mierze przyjmuje inteligentnych ludzi. To nie są osoby, które nie znają przeszłości. Wiem ile dla nich znaczy doświadczenie i solidarność pokoleniowa. Mam nadzieję, że niełatwo z nich zrobić uległych, ślepych wykonawców poleceń. Krótko mówiąc, to ludzie myślący, żyjący wśród nas, tymi samymi problemami które dotyczą wszystkich. Oni nie wstępują do AW zapominając o tym, co się dzieje za płotem. Oczywiście to pewne uogólnienie, bo jak wszędzie znajdowały się i znajdują różne jednostki.

Jak wejść i jak odejść z wywiadu, czy odejścia w ogóle są możliwe?

Jak wejść, to na stornach internetowych AW można przeczytać. Z resztą AW jako jedyna służba prowadzi tego typu kampanię w mediach społecznościowych. Czasami ma zarzuty, ze tego się nie powinno robić. Zawsze wtedy odsyłam do wywiadów poważnych państw na całym świecie. Poza tym jest jeszcze innych czynnik takich działań, ale o tym nie będę mówił. A jak odejść? To bardzo indywidualne. Ten problem emerytowanych oficerów służb specjalnych, sił specjalnych, BOR, SG, Policji jest dość poważny. To olbrzymia armia wyszkolonych ludzi, których Państwo nie potrafi zagospodarować. W czasie częstych spotkań towarzyskich to żelazny gwóźdź programu i naszych rozmów. Wiem jak to robią w innych krajach, ale do tego musi dojrzeć nasza klasa polityczna. Te wszystkie sprawdzone, często kompetentne osoby powinny pilnować interesów polskiego Państwa w kraju i za granicą, np. w spółkach Skarbu Państwa, w organizacjach międzynarodowych systemu ONZ, UE, MFW, czy Banku Światowego, firmach i koncernach prywatnych, często o zasięgach globalnych.

Czy po demontażu służb nastąpi ponowny montaż?

Tak jak przyszedł czas na zmianę wielu aspektów prawnego funkcjonowania Państwa, czyli konstytucyjnych, tak przyszedł czas na głęboką reformę służb. Również chodzi o zmieniający się świat. Ten, kto czytał nasze powieści „Operacja Rafael” i „Operacja Singe”, wie jakiego okresu one dotyczą. Dopiero trzecia Operacja (premiera w czerwcu) opisuje obecną rzeczywistość. Zmiany muszą być poważne. Uwzględniające zarówno tradycyjne działania, jak i przyszłe wynikające ze mian geopolitycznych i technologicznych. Nie można popełniać błędów w myśleniu, jakie dosięga struktury sił zbrojnych, czyli przygotowywania się do wojen jakie już były. Wywiad, czy szerzej służby specjalne, nie mogą sobie na to pozwolić. To awangarda, oczy i uszy Państwa. Ich działania nie podlegają ocenie na poligonie, tylko w realnych warunkach. Niestety, historia Polski pokazuje jakie decydenci popełniali błędy, jak nepotyzm niszczył struktury, a na układy polityczne i rodzinne nakładały się działania agenturalne,mające w takiej sytuacji dużą swobodę działania. Myślę tu o czasach przedwojennych, okresie drugiej wojny, powojennych i tych zupełnie współczesnych. Rozważając reformę, należy wyciągać wnioski z własnej historii, uczyć się na błędach.

Dziękuję za rozmowę

Facebook