Zabójstwa w więzieniu

źródło fot. Maria Niełaczna, archiwum własne

Antagonizm pełen widocznej nierzadko przemocy zazwyczaj poprzedzał zabójstwo. Ofiary były identyfikowalne. W przypadku „eliminatorów” i ich ofiar – sprawcy definiowali ofiary jako „śmieci” – na prawdopodobne użycie przemocy wskazywał rodzaj przestępstwa popełnionego przez ofiary (przestępstwo przeciwko wolności seksualnej wobec małoletnich), a także sposób życia w więzieniu, dolegliwy dla pozostałych współwięźniów, a przez to stawiający przyszłą ofiarę najniżej w hierarchii i czyniący ją „zbędną”, zaś jej eliminację „usprawiedliwioną”. Ofiara zabójców więziennych to nierzadko więzień zanieczyszczający celę, nie dbający o higienę osobistą bądź słabszy fizycznie i umysłowo od sprawcy. W oczach zabójców, ofiary były szkodliwymi i bezwartościowymi osobnikami. Inną kategorię ofiar stanowili funkcjonariusze, którzy byli naturalną przeszkodą w samouwolnieniu się więźniów-zabójców. Z jednym wyjątkiem, były to przypadkowe ofiary, funkcjonariusze, którzy akurat pełnili swoją służbę.

Z dr Marią Niełaczną adiunktem w Katedrze Kryminologii i Polityki Kryminalnej Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji UW – rozmawia Anna Ruszczyk.

Co było głównym bodźcem do tego, aby przyjrzeć się problematyce zabójstw więziennych?

Wyjątkowość zjawiska – oto mamy ludzi przebywających pod relatywnie dużą, ciągłą i dokumentowaną kontrolą państwa, które jest przygotowane by wyprzedzać i przewidywać niepożądane zdarzenia, a także powołane by chronić, tych, których samo pozbawiło wolności. Naturalnie powstaje więc pytanie, „jak doszło do zabójstwa?”, a więc najskrajniejszej formy przemocy. W pytaniu „jak” zawierają się najważniejsze kryminologiczne pytania: dlaczego jedni ludzie popełniają zbrodnie i dlaczego inni stają się ofiarami. Jednak nie tylko ciekawość badawcza i próba opisania tej ciemnej prawdy o człowieku była bodźcem. Nauka – prócz celu jakim jest poznanie – ma też cel praktyczny, jak zdobytą wiedzę (owo poznanie) wprowadzić w życie. Wiedza badawcza nierzadko podpowiada, co można poprawić, aby w przyszłości nie dochodziło do zabójstw więziennych.

Jak od strony technicznej wyglądało przeprowadzenie badań, w jaki sposób udało się Pani dotrzeć do danych źródłowych?

To jeden z najtrudniejszych etapów badawczych – gromadzenie rzetelnego i kompletnego materiału badawczego. Miałam dwa źródła: zbierałam informacje medialne na temat zabójstw więziennych (archiwa mediów z okresu po 1989 r., zwłaszcza PAP, „Gazety Wyborczej” oraz „Rzeczpospolitej”, czasem gazety lokalne, także internetowe) oraz informacje z centrali więziennictwa. Jako badacz naukowy pytałam o zabójstwa w kolejnych latach popełnione przez więźniów, o sygnaturę sprawy karnej. Mając sygnaturę lub medialną identyfikację sprawcy, zwracałam się do sądów z prośbą o komplet materiału. Gromadzenie materiału zabrało 2 lata.

Jaką wiedzę o sprawcach zabójstw dostarczyły przeprowadzone badania, kim byli zabójcy?

Nie da się ich sprowadzić do „wspólnego mianownika”. To ludzie o różnym doświadczeniu społecznym, różne motywacje zabijania, różne zaburzenia, różny wiek i światopogląd. Choć z tych 31 badanych przez nas zabójców więziennych udało nam się stworzyć pewną typologię (nam to znaczy zob. tekst: Andrzej Rzepliński, Maria Niełaczna Zabójcy więzienni. Kronika nieuniknionej śmierci? Artykuł ukazał się w Księdze z IV Kongresu Penitencjarnego pod red. T. Bulendy, Warszawa, 2015). Każdy z nich wpisywał się jednak w jakiś typ zabójcy. Przy czym należy uwzględnić, że wśród badanych byli także ci, którzy zabijali pozostając pod oficjalną kontrolą państwa, lecz robili to poza więzieniem albo podczas ucieczki, albo korzystając z zaufania wymiaru sprawiedliwości (np. podczas przepustki lub warunkowego zwolnienia z uprzednio odbywanej kary). Dlatego ofiarami byli także nie-więźniowie. Wielu badanych i ich sprawy to lata sprzed 1997 roku, czyli sprzed transformacji więziennictwa i zmiany aksjologii postępowania z więźniami. Co z tego wynika? Że więzienia były instytucjami „twardej ręki”, wyjętymi spod kontroli społecznej (w tym mediów), że w dużo większym stopniu były instytucjami patologicznymi niż dzisiaj, po 1997 roku.

Kim był przeciętny zabójca więzienny w świetle badań?

Był przynajmniej dwukrotnie uprzednio karany, nierzadko za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, także w okresie nieletniości. A więc popełnił zabójstwo w warunkach recydywy, która odzwierciedlała historię jego agresywności i wrogości, a z drugiej strony, dezadaptacji. Ma on przeciętny poziom inteligencji, a jego dysfunkcjonalność społeczna wiąże się z nadużywaniem alkoholu bądź uzależnieniem od niego. To człowiek mający złe doświadczenia w dzieciństwie: „kiepską” (niewspierającą lub niewydolną) rodzinę i porażki w szkole. Przeciętnego zabójcę więziennego cechowała nieprawidłowa osobowość zazwyczaj dyssocjalna, której głównym rysem jest: niewykształcona uczuciowość wyższa, niska samokontrola oraz niska odporność na stres, skłonność do impulsywnych zachowań. Kim byli zabójcy więzienni zgodnie z przyjętą typologią? Przeanalizowane przez nas przypadki – pod kątem okoliczności czynu, motywacji zabójcy, charakterystyki ofiary – pozwoliły na pogrupowanie więźniów-zabójców i określenie następujących czterech typów. „Eliminatorów” – czyli tych, którzy „wyrywają chwasty”, uwalniają świat od „śmieci”, takich jak pedofile lub donosiciele. Eliminatorzy definiują swoje ofiary jako tych, którzy nie zasługują na życie. „Desperatów” – czyli tych, którzy zabijają w reakcji na przeżywane napięcia, stres w izolacji, niejako odreagowują, zaś między nimi a ofiarą nie ma konfliktu. Wyżycie się na kimś pozwala im złagodzić napięcie wewnętrzne (strach, lęk, frustrację), które odczuwają. „Drapieżników” – czyli tych, którzy rozwiązują problem o dostęp do deficytowego w więzieniu dobra za pomocą skrajnej postaci agresji. Walka o swoje racjonalizuje im powód pozbycia się przeszkody czy konkurenta. Jedno więcej czy mniej ciężkie pobicie albo zabójstwo nie robi w ich życiu różnicy. To sposób ich bycia i osiągania własnej satysfakcji, takiej 100% zgodności z samym sobą. „Usuwający przeszkodę na drodze do wolności – czyli zabójców funkcjonariuszy lub osób „z zewnątrz”, gdy chodziło o skazanych przebywających na przerwie w karze, przepustce bądź ucieczce. Tych sprawców wyodrębniłam mając na uwadze to, kim była ofiara (nie była współwięźniem) oraz motywację sprawcy. Zabójcy dość racjonalni, choć bezkompromisowi.

Dlaczego dochodziło do zbrodni na terenie aresztów śledczych oraz zakładów karnych, czy wiązało się to z niewystarczającymi środkami bezpieczeństwa, bądź zaniedbaniami ze strony administracji?

Jak widać z przyjętej typologii, która dowodzi zróżnicowania zabójców więziennych, odpowiedź na pytanie „dlaczego doszło do zabójstwa” jest zróżnicowana. Według mnie wiele z zabójstw było do przewidzenia a wcześniejsze zachowania sprawców wskazywały na finalny cel. Pewna liczba zabójstw była „sprowokowana” przez opresję więziennego sytemu, bądź jego nieuwagę lub zaniedbania czy niewydolność – administracja ma na głowie jednocześnie od 600 do 1500 więźniów. Mówimy przecież o dużych zakładach karnych, których typ oraz pojemność wymaga pewnych środków ekstra, zarówno pod względem bezpieczeństwa, jak i oddziaływań poprawczych, uwagi, czujności i zainteresowania każdym z tych setek skazanych. Czy racjonalne jest więc oczekiwanie, aby jeden strażnik i jeden wychowawca rozpoznawał wszystkie nastroje, konflikty, motywy? To jest słabością – nie tylko polskiego – więziennictwa: za dużo petentów do kompleksowej nierzadko obsługi (zaspokojenie potrzeb bytowych, a następnie tych wyższych – związanych z relacjami, poczuciem własnej wartości, właściwej samooceny). Ludzie pozbawieni wolności mają te same potrzeby i uczucia co każdy z nas. To czego im brakuje to przyznanie się do tego, rozpoznanie ich i umiejętność ich realizacji zgodnie ze standardami.

Jakie były główne motywy zbrodni?

Można powiedzieć, że dwojakie, z naszej perspektywy: racjonalne i nieracjonalne. Wpisujące się w określoną przez nas typologią zabójców lub z niej wynikające. Racjonalne to motyw ucieczki, uwolnienia się lub wymuszenia na kimś pewnych decyzji lub działań, motyw zemsty, motyw rabunkowy. Takim motywem można wytłumaczyć zabójstwo, niezależnie od tego jakie wartości i normy sprawca pogwałcił. Motyw racjonalny dominował – większość badanych kierowała się zrozumiałą dla nas chęcią osiągnięcia jakiejś korzyści. Do motywu nieracjonalnego, który trudno zrozumieć, można zaliczyć te związane z rozładowaniem napięcia wewnętrznego poprzez odreagowanie na kimkolwiek lub czymkolwiek, podczas gdy wcześniejsze zachowanie zabójcy było zupełnie normalne, spokojne. Część tych zabójców trafia do sytemu terapeutycznego jaki oferuje więzienie bądź do zakładu psychiatrycznego. Mało zrozumiałym motywem jest również „wyrywanie chwastów” – motyw człowieka z misją oczyszczania świata z „elementów” wadliwych.

źródło fot. Maria Niełaczna, archiwum własne

Czy w ramach przeprowadzonych badań udało się zgromadzić szczegółowe informacje o ofiarach zabójstw, stworzyć pewnego rodzaju profil ofiary?

Kim były ofiary? Nie można powiedzieć, że badania naukowe zwalniają badaczy z podmiotowego traktowania ofiar – z pokazania jakimi byli ludźmi i, że obowiązek ochrony ich życia nie podlega dyskusji. Sprawdzaliśmy więc w jakim zakresie organy wymiaru sprawiedliwości interesowały się ofiarami. Nie w każdym jednak przypadku uzyskany przez nas materiał badawczy pozwalał zbudować charakterystykę ofiary, ani nawet stwierdzić, co konkretnie wiedział o niej prokurator czy sąd (w 4 przypadkach brak było jakichkolwiek danych o ofierze). „Klasyfikacja” ofiar odpowiadała pogrupowaniu sprawców. Na przykład charakterystyczne było, że „eliminatorzy” pogardliwie definiowani swoje ofiary jako „chwasty” i „śmieci”, a „drapieżnicy” definiowali ofiary jako „konfidentów”. W obydwu przypadkach wydaje się, że w ich oczach ofiary nie zasługiwały na miano „ludzi”, należały do gorszej kategorii, z uwagi na to, co robiły w więzieniu lub poza nim. Mamy więc przypadek z ofiarami, które w oczach społeczności więziennej popełniły czyn hańbiący lub które postępują w sposób przynoszący hańbę. W tych przypadkach ofiary nie były przypadkowe. Antagonizm pełen widocznej nierzadko przemocy zazwyczaj poprzedzał zabójstwo. Ofiary były identyfikowalne. W przypadku „eliminatorów” i ich ofiar – sprawcy definiowali ofiary jako „śmieci” – na prawdopodobne użycie przemocy wskazywał rodzaj przestępstwa popełnionego przez ofiary (przestępstwo przeciwko wolności seksualnej wobec małoletnich), a także sposób życia w więzieniu, dolegliwy dla pozostałych współwięźniów, a przez to stawiający przyszłą ofiarę najniżej w hierarchii i czyniący ją „zbędną”, zaś jej eliminację „usprawiedliwioną”. Ofiara zabójców więziennych to nierzadko więzień zanieczyszczający celę, nie dbający o higienę osobistą bądź słabszy fizycznie i umysłowo od sprawcy. W oczach zabójców, ofiary były szkodliwymi i bezwartościowymi osobnikami. Inną kategorię ofiar stanowili funkcjonariusze, którzy byli naturalną przeszkodą w samouwolnieniu się więźniów-zabójców. Z jednym wyjątkiem, były to przypadkowe ofiary, funkcjonariusze, którzy akurat pełnili swoją służbę. Z analizy badanych przypadków wynikało, że sprawcy ujawniają charakterystyczną dla więźniów-zabójców cechę jaką jest skłonność do stosowania drastycznej w skutkach przemocy bądź, że wcześniej stworzona czy tolerowana przez administrację więzienną sytuacja (korupcja, brak odpowiedniego nadzoru, lekceważenie opieki medycznej) umożliwiła kryminalne działanie więźniów lub dostarczyła im motywu. Odrębną kategorią ofiar były przypadkowe osoby zza murów, zabite podczas legalnego bądź nielegalnego pobytu więźnia na wolności. Jednak na temat tych ofiar zebrałam najmniej informacji.

W jaki sposób najczęściej zachowywali się współosadzeni, którzy stawali się świadkami zabójstw? Jaka mogła być ich rola w tych zdarzeniach, czy byli poniekąd ofiarami „sytuacji przemocowej’?

Kolokwialnie mówiąc, najczęściej odwracali się do ściany. I w tym istotnie byli również bardziej ofiarami niż świadkami mordu, chyba że dopingowali zabójcy lub życzyli śmierci ofierze. Ich mniej lub bardziej milczące towarzystwo nigdy nie jest neutralne. Nie rozchodzą się jak przechodnie. Anonimowi dla innych ludzi i wymiaru sprawiedliwości. Współwięźniowie są pod nieustanną obserwacją nie tylko administracji więziennej, lecz również swojej społeczności, dość radykalnej i solidarnej pod względem zakazu „współpracy z wymiarem sprawiedliwości”.

Czy w środowisku osób osadzonych istniała wrogość, agresja wobec przestępców dopuszczających się przestępstw seksualnych wobec nieletnich?

Tak. „Nie krzywdź dzieci” – to podstawowa norma społeczności więziennej. Ich krzywdziciel stawał się potencjalną ofiarą agresji ze strony społeczności więziennej. Tak jest do dzisiaj.

Jak to możliwe, że część więźniów zabiła poza murami zakładu?

Bo kontrola państwa jest słabsza, sprawca ma – przynajmniej swoim zdaniem – motyw, osobowość pozwala mu nie liczyć się z wartościami i konsekwencjami. Wierzymy w racjonalność ludzi, we wspólne wartości, lecz one zawodzą, mimo standardów, kontroli i diagnoz. Zachowania ludzi bywają nieprzewidywane mimo wiedzy i wcześniejszych ustaleń. Bywają nieprzewidywalne lub nieakceptowalne z punktu widzenia prawa. Z drugiej strony, bo możemy przewidzieć, że nędza generuje nędzę, brak miłości generuje dalsze lub pogłębia istniejące braki. Prawo rzadko kiedy to reguluje, i nie wiem czy jest taka potrzeba lub konieczność. Jeśli pewnych spraw ludzie nie są w stanie uregulować sami, sami im zaradzić, to prawo niewiele pomoże bądź zmieni, za wyjątkiem multiplikacji kolejnej rzeszy bezrobotnych lub więźniów lub klientów socjalnych, itp. Państwo zawodzi podobnie jak sam człowiek, w którego ono inwestowało.

Na czym powinna polegać odpowiedzialność państwa za osobę pozbawioną wolności?

Celem kary pozbawienia wolności jest stworzenie warunków, by człowiek mógł poczuć się na miarę swej godności, by wziął odpowiedzialność za swoje życie i wspólne dobro. Odpowiedzialność państwa to nie tylko zamontowanie kamery monitorującej potencjalną ofiarę lub dostarczenie więźniowi dwóch rolek papieru toaletowego, aby się nią nie stał. To przede wszystkim budowanie relacji z ludźmi, którzy są ich pozbawieni, gdyż cierpią na deficyt zaufania, to zaspokajanie podstawowej potrzeby bezpieczeństwa, szacunku i uznania (własnej wartości, godności), samorealizacji. Jeśli mamy wychowawcę, który z powodu biurokracji i liczby przypisanych mu więźniów nie jest w stanie rozmawiać z każdym z nich i zbudować platformy komunikacji oraz respektować zasady fair play, to w konsekwencji mamy przykład nieodpowiedzialności państwa. Administracja więzienna jest częścią administracji publicznej a wobec tego jest zobowiązana do pogłębiania zaufania skazanych do władczych działań państwa – najprościej mówiąc komunikowania się ze skazanymi, uwzględniania ich interesów, dbania o dobro wspólne, którym jest osiągnięcie celu wykonania kary pozbawienia wolności. Jeśli administracja więzienna temu wszystkiemu uchybia, a więc łamie przepisy prawa lub standardy z niego wynikające, powinna ponosić odpowiedzialność. Nie jest to jednak takie oczywiste i proste.

źródło fot. Maria Niełaczna, archiwum własne

Czy Pani zdaniem można było w jakiś sposób zapobiec tym drastycznym zdarzeniom, nie dopuścić do eskalacji przemocy? Czy raczej były to zbrodnie nieuniknione?

Jak powiedziałam wcześniej, a także jak napisałam w przywołanym tekście naukowym, badani zabójcy więzienni – okoliczności ich zbrodni, charakterystyka sprawców oraz ich postępowania w trakcie swojego życia na wolności i więzieniu – stanowią swoistą „kronikę śmierci” każdej z ofiar i dowód winy administracji więziennej. Pozwalają mieć uzasadnione wątpliwości w skuteczność ochrony oferowanej więźniom przez personel i zarządzających zakładem karnym. Owej nieskuteczności nie można utożsamiać z winą czy odpowiedzialnością państwa – administracji więziennej. To tak jakby obciążać policję drogową za wypadki na autostradach. Nie jest to jednoznaczne. Jednak z badań wynika, że można było uniknąć wielu tych śmierci. Tak nie musiało być. Dlaczego? Po pierwsze, agresja sprawców, a następnie przemoc z ich strony, były spowodowane czynnikami, nad którymi Służba Więzienna miała oficjalną kontrolę. Po drugie, można było przewidzieć, że splot tych czynników będzie rodził konflikty, a ich eskalacja uderzy w dobra osobiste przyszłych ofiar lub naruszy więzienny porządek. Po trzecie, podstawowym „błędem”, a w wielu przypadkach nadużyciem, funkcjonariuszy było rutynowe działanie, a więc brak czujności, a być może należytej staranności, w wykonywaniu podstawowych zadań. Po czwarte, w tych przypadkach personel więzienny bagatelizował zagrożenie, które „z definicji” przed popełnieniem zbrodni stwarzali więźniowie-zabójcy, a niekiedy oddawał im w ręce „wymiar sprawiedliwości” (zwłaszcza w stosunku do ofiar negatywnie postrzeganych przez personel więzienny). Piątym wnioskiem z badań jest stwierdzenie, że ani prokuratorzy, ani sędziowie nie są chętni inicjować postępowanie karne wobec funkcjonariuszy Służby Więziennej, mimo że zebrane dowody i stan faktyczny wskazują, że ponoszą oni odpowiedzialność za zaniedbania skutkujące śmiercią człowieka z rąk więźnia.

Dziękuję za rozmowę

Facebook