Kto zabił Irenę Jarosz? On czy jego sąsiedzi, z którymi tego dnia popijał? W śledztwie przyznał się do popełnienia tego czynu, ale nie oszukujmy się – w tamtych czasach UB, gdyby chciał, to zmusiłby Rzeźnika do podpisania zeznania, w którym przyznaje się nawet od tego, że to on napisał „Pana Tadeusza”. Natomiast w liście do Bolesława Bieruta (z prośbą o cofnięcie wyroku śmierci) Cyppek zrzucał winę na swoich sąsiadów.
Z Jarosławem Molendą, dziennikarzem, publicystą, tropicielem tajemnic, autorem książki „Rzeźnik z Niebuszewa” – rozmawia Anna Ruszczyk.
Dlaczego zdecydował się Pan na napisanie książki poświęconej sprawie Józefa Cyppka?
Przede wszystkim na początku nie wiedziałem, czy w ogóle powstanie książka, miałem obawy, czy wydawców, z których większość ma siedziby w Warszawie, zainteresuje taki „lokalny” temat, bo już wcześniej przy okazji innych projektów spotkałem się z takim podejściem. Jeśli miejscem akcji czy wydarzeń jest Warszawa, Kraków, Śląsk – to „możemy się zastanowić”, ale Szczecin? „Wie pan to taka regionalna opowiastka” – słyszałem. Dlatego w wolnym czasie zajmowałem się tą sprawą dla siebie, z własnej ciekawości, szukanie wydawcy odkładając na później. A historia to zadziwiająca, bo nikt nie chciał się nad nią pochylić na poważnie – każdego interesowały te historie o bigosie z „ludziny” i w ogóle – im większa bzdura – tym lepiej. A ja lubię zmierzyć się z legendami, albo kogoś odbrązowić, albo przywrócić mu dobre imię.
Jak wyglądała praca nad książką, ile czasu zajęło Panu dotarcie do źródeł, informacji i ludzi, którzy mają wiedzę o Cyppku?
Mizerna liczba rzetelnych informacji to chyba największy problem tej historii, ponieważ świadkowie wydarzeń już dawno nie żyją, sprawa została zamknięta w rekordowym tempie, istnieje jedna teczuszka, której zacząłem najpierw szukać w IPN. Tam początkowo nic nie znalazłem, na szczęście życzliwi ludzie zarówno z Sądu Okręgowego w Szczecinie, jak i potem z Archiwum Państwowego w Szczecinie pomogli mi dotrzeć do materiałów. Kwerenda była stosunkowo łatwa, przy niektórych wcześniejszych książkach potrafiłem kilka lat podążać śladem swojego bohatera przez pół świata, więc kilka wypraw do Szczecina, a mieszkam w odległości zaledwie 100 km, to był pikuś
Co było największym zaskoczeniem podczas analizy akt sprawy?
Skromna zawartość akt i fakt, że nikogo nie interesowało dotarcie do prawdy, nikogo nie interesowała rekonstrukcja wydarzeń, które miały miejsce feralnego 11 września 1952 roku. Józef Cyppek jeszcze przed procesem został osądzony i skazany.
Które z mitów o mordercy z Niebuszewa krążących w przestrzeni publicznej udało się obalić?
Od samego początku nie wierzyłem w wątek handlu ludzkim mięsem i w kilkadziesiąt ofiar Rzeźnika z Niebuszewa. Przypomnę tylko, że skazano go – celowo używam słowa „skazano”, a nie „udowodniono” – za JEDNO zabójstwo. Ale to jest tylko moje przekonanie, czy lektura książka przekona innych? Hm, mam wątpliwości. Dyskutowałem na ten temat na niektórych szczecińskich forach – ludzie mają swoją wersję i część nie chce słuchać żadnych argumentów. Przerażająca jest ta moc „opowieści ciotek”, choć takowe mieszkały ze trzysta metrów od ulicy Wilsona 7 i miały wówczas 7 lat. One wiedzą najlepiej….
Dlaczego Pana zdaniem w ogóle doszło do tak makabrycznej zbrodni? Czy można było jej uniknąć?
Nie, takie zbrodnie po prostu się zdarzają. Można oczywiście gdybać, ale w tym przypadku nastąpił pewien ciąg wydarzeń, do których doszło w tak specyficznej dzielnicy jak Niebuszewo, gdzie wtedy na ulicach obok języka polskiego słychać było niemiecki i jidysz. Dzisiaj też dochodzi do takich tragedii, a przyczyną często jest patologia, alkoholizm – a z takimi problemami borykają się społeczeństwa na całym świecie od wielu wieków… w teorii można z nimi walczyć, ale stuprocentowej skuteczności nigdy się nie osiągnie.
Gdyby dziś spotkał Pan Józefa Cyppka, mógł odbyć z nim rozmowę twarzą w twarz, to o co przede wszystkim by go Pan zapytał?
Kto zabił Irenę Jarosz? On czy jego sąsiedzi, z którymi tego dnia popijał? W śledztwie on się przyznał do popełnienia tego czynu, ale nie oszukujmy się – w tamtych czasach UB, gdyby chciał, to zmusiłby Rzeźnika do podpisania zeznania, w którym przyznaje się nawet od tego, że to on napisał „Pana Tadeusza”. Natomiast w liście do Bolesława Bieruta (z prośbą o cofnięcie wyroku śmierci) Cyppek zrzucał winę na swoich sąsiadów.
Czytając „Rzeźnika z Niebuszewa” odniosłam wrażenie, że pytań wciąż jest w tej sprawie więcej niż odpowiedzi. Która z niewiadomych stanowi dla Pana największą zagadkę?
Zakres winy Cyppka, bo tego, że w jakiś sposób był współodpowiedzialny, nie mam wątpliwości, skoro zwłoki znaleziono w jego mieszkaniu. Ale jest różnica, czy tylko pomagał np. w pozbyciu się zwłok, czy sam – w amoku alkoholowym – dokonał zabójstwa. Szczerze mówiąc jest jeden wątek, którego nie udało mi się wyjaśnić. Co stało się z dzieckiem zamordowanej kobiety, które miało wtedy niespełna roczek. Jego ojciec zmarł 15 lat później. Nie wiem nawet, czy był to chłopczyk czy dziewczynka? Nie ma na ten temat ani słowa w aktach. Zadziwiające, że potomkowie świadków „doskonale” pamiętają makabryczne szczegóły, ale nabierają wody w usta, gdy zapytać ich choćby o to dziecko. Co się z nim stało? Czy Jarosz z dzieckiem nadal mieszkał na Wilsona 7? Może po lekturze książki odezwie się do mnie ktoś, kto ma wiedzę na ten temat. Ja znalazłem tylko grób pana Józefa Jarosza – bardzo zaniedbany, widać, że od lat nikt się nim nie zajmuje….
Czy są jakieś aspekty tej sprawy których Pan celowo nie opisał w książce z pewnych względów, czy też wszystkie, nawet te budzące najwięcej wątpliwości wątki zostały zasygnalizowane?
Na dzisiejszy stan mojej wiedzy i możliwości intelektualnych, ha, ha, próbowałem naświetlić wszystkie aspekty. Być może coś pominąłem, ale tylko dlatego, że nie dysponowałem wiarygodnymi dokumentami. Na przykład kwestia jeziora Rusałka, do którego Cyppek miał wrzucić głowę swojej ofiary. Podobno spuszczono z niego wodę i znaleziono kilkadziesiąt czaszek. Pytałem znawcę tematu, kiedy mogło dojść do spuszczenia wody i dlaczego – nie uzyskałem odpowiedzi. W aktach nie ma śladu po wizji lokalnej, ale część szczecinian twierdzi, że było jej świadkami, że widzieli milicjantów na brzegu jeziorka razem ze skutym kajdankami mężczyzną. Ci świadkowie mieli wtedy góra 10 lat – na ile ich wspomnienia są wiarygodne, a na ile to tylko projekcja wyobraźni? Dlaczego MO miałoby usuwać protokół z wizji lokalnej, zwłaszcza że WSZYSTKIE dokumenty i tak były utajnione, a proces toczył się za zamkniętymi drzwiami bez udziału publiczności?
Jak Pan sądzi, czy czytelników faktycznie interesują sprawy kryminalne sprzed kilkudziesięciu lat? Idąc dalej, czy w 2090 roku będą oni szukali informacji o zbrodniach, które wydarzyły się dzisiaj?
Chyba najbardziej interesujące są te, co do których pojawia się szereg wątpliwości – jak choćby w przypadku Marchwickiego. Teraz na czołówki gazet i portali z pewnością wróci sprawa „Skóry”… Tak, myślę, że dopóki będą istnieć nierozwiązane sprawy, będą one wciąż wzbudzać zainteresowanie – zwłaszcza że technika idzie do przodu, dzisiaj dysponujemy innymi możliwościami, których nie mieli technicy jeszcze 20-30 lat temu. Przypadek Kuby Rozpruwacza jest tego najlepszym dowodem – tyle czasu minęło, a ta postać wciąż wzbudza emocje, ba, fascynację, wciąż powstają nowe książki, seriale, filmy.
Dziękuję za rozmowę