Człowiek po prostu znika

fragm.okładki "Zaginieni" Anna Gronczewska, Wyd. RM

W podłódzkiej Starowej Górze z dnia na dzień zaginęła pięcioosobowa rodzina Bogdańskich. Było to małżeństwo, Bożena i Krzysztof, dwoje dzieci i matka Krzysztofa. Dziś wiadomo, że mieli duże problemy finansowe, i są poszukiwani listami gończymi. Jeżdżąc do Starowej Góry w ogródku spotykałam osiemdziesięcioletnią matkę Bożeny, która opiekuje się opuszczonym domem córki i zięcia. Ta starsza kobieta nie może do dziś zrozumieć, dlaczego zniknęli. Tęskni za córką i wnukami. Albo historia pani Kazimiery z Bełchatowa, blisko 80-letniej kobiety, która zaginęła na pielgrzymce do Wilna. A tak chciała zobaczyć cudowny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Na pewno wstrząsające są zaginięcia dzieci, tak jak 10-letniej Beaty Radke z Poznania. Dziewczynka poszła na religię i nie wróciła.

Z Anną Gronczewską, dziennikarką „Dziennika Łódzkiego”, autorką książki „Zaginieni. Historie ludzi, którzy przepadli bez śladu” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Nakładem Wydawnictwa RM ukazała się książka Pani autorstwa „Zaginieni. Historie ludzi, którzy przepadli bez śladu”. Z myślą o kim, i dla kogo powstał opis blisko dwudziestu pięciu nierozwiązanych spraw zaginięć?

Chciałam przypomnieć historie ludzi, którzy zniknęli. Do dziś nie wiadomo co się z nimi stało. W wielu przypadkach rozsądek każe mówić, że nie żyją. Jednak ich rodziny dalej żyją nadzieją, że może jeszcze kiedyś zapukają do ich drzwi. Okaże się, że byli porwani, przetrzymywani, zmieniono im tożsamość. Może czytając taką historię przypomną sobie dawne życie? Rozum mówi, że szanse są znikome, ale przecież nadzieja umiera ostatnia. Poza tym są to bardzo ciekawe, czasem wręcz zaskakujące historie. Jak choćby sprawa Kasi Matei z Pomorza. Dziewczynka zniknęła ze szpitala. Miała siedem miesięcy. Mimo, że minęło ponad trzydzieści lat, jej mama i siostry wierzą, że Kasia jeszcze kiedyś się odnajdzie. Było to porwanie. Jej rodzina ma nadzieję, że dziewczynka żyje, gdzieś pod zmienionym nazwiskiem, w nowej rodzinie. Może dowie się prawdy?

Każdego dnia w social mediach, na profilach stron i grup, pojawiają się komunikaty dotyczące zaginięć, tych świeżych, jak i sprzed kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat. Czym kierowała się Pani przy wyborze spraw, które znalazły się finalnie w książce, i czy był to trudny wybór?

Nie był to łatwy wybór. Tych historii jest bardzo wiele. Od początku ustaliliśmy z wydawcą, że zajmiemy się tymi, które nie zostały rozwiązane. Mimo, że czasem upłynęło wiele lat od zaginięcia. Chciałam, by były to interesujące historie, choć wiadomo, że za każdą kryje się dramat. Najbardziej przerażają zaginięcia dzieci, ale nie tylko.

Dlaczego dochodzi do zaginięć, i czy chociaż części z nich jesteśmy w stanie zapobiec?

Myślę, że to wielka tajemnica. Moim zdaniem z każdym zaginięciem wiążą się inne przyczyny. Może to być depresja, niesnaski rodzinne lub chęć rozpoczęcia nowego życia. Ale najczęściej stoją za nimi przestępstwa. Tyle, że nie zawsze znajduje się zwłoki i mordercę. Człowiek po prostu znika.

Zastanawiam się, na czym polega fenomen jasnowidzów, do których udają się zrozpaczeni bliscy osób, które przepadły bez śladu. Rzadko kiedy przekazane przez nich informacje wnoszą wartość do prowadzonego śledztwa, a mimo to, właśnie z ich usług korzystają rodziny zaginionych. Czym można to tłumaczyć?

Jeszcze raz powiem o nadziei. Kiedy zawodzi policja i prywatni detektywi zostają jasnowidze. Policja z czasem przestaje się interesować sprawą, prowadzi ją kilka tygodni, miesięcy, bez rezultatów. Odkładana jest na półkę. Detektywi też nie trafiają na nowe tropy, a jasnowidz znów daje nadzieję. Interesuje się sprawą, podaje miejsca, gdzie może być zaginiony. Rodzina jest szczęśliwa, że ktoś znów przejmuje się losem zaginionej córki, syna, męża.

Na łamach publikacji powraca Pani do wciąż niewyjaśnionych spraw. Która z nich stanowi dla Pani największą zagadkę, jest z pewnych przyczyn najbardziej tajemnicza lub wyjątkowa?

W podłódzkiej Starowej Górze z dnia na dzień zaginęła pięcioosobowa rodzina Bogdańskich. Było to małżeństwo, Bożena i Krzysztof, dwoje dzieci i matka Krzysztofa. Dziś wiadomo, że mieli duże problemy finansowe, i są poszukiwani listami gończymi. Jeżdżąc do Starowej Góry w ogródku spotykałam osiemdziesięcioletnią matkę Bożeny, która opiekuje się opuszczonym domem córki i zięcia. Ta starsza kobieta nie może do dziś zrozumieć, dlaczego zniknęli. Tęskni za córką i wnukami. Albo historia pani Kazimiery z Bełchatowa, blisko 80-letniej kobiety, która zaginęła na pielgrzymce do Wilna. A tak chciała zobaczyć cudowny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Na pewno wstrząsające są zaginięcia dzieci, tak jak 10-letniej Beaty Radke z Poznania. Dziewczynka poszła na religię i nie wróciła.

Jak postrzega Pani rolę mediów w poszukiwaniu osób zaginionych, czy istnieją granice, których nie należy przekraczać? Na ile powinniśmy ingerować w życie prywatne osób zaginionych i ich rodzin?

Myślę, że media odgrywają ważną rolę. Zwłaszcza Social Media. Tam sama rodzina zamieszcza błyskawicznie informacje o zaginionych bliskich. Wiadomo, że w takich przypadkach czas ma ogromne znaczenie. Na pewno dzięki mediom odnaleziono wiele osób. Z drugiej strony trzeba też uszanować prywatność zaginionych i ich rodzin. Choć przez takie zaginięcie zaginiony staje się też osobą publiczną. Zauważyłam, że facebookowe profile poświęcone zaginionym cieszą się dużą popularnością. Niektórzy nawet zabawiają się w detektywów, nie znając dokładnie historii takiej osoby stawiają różne hipotezy, czasem krzywdzące, niemające nic wspólnego z prawdą.

W książce „Zaginieni” pojawiają się odniesienia do spraw, które znalazły się w centrum zainteresowań zespołów do spraw niewykrytych, zwanych Archiwum X. Mimo olbrzymiej pracy operacyjnej, obszernych akt postępowań, licznych analiz i opinii biegłych, przesłuchań czy badań kryminalistycznych, w wielu sprawach wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Jakie są przyczyn fiask tych śledztw?

Jak twierdzą doświadczeni policjanci z wydziałów zabójstw w takich sprawach najważniejszy jest czas, dowody zebrane w ciągu 24-48 godzin. Z każdym dniem coraz trudniej jest poznać prawdę. Choć właśnie dzięki Archiwum X udaje się rozwiązywać sprawy po kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu latach. Może też uda się rozwiązać choć jedną z historii przedstawionych w mojej książce.

Czy system poszukiwań osób zaginionych wymaga Pani zdaniem pewnych zmian lub udoskonaleń?

Na pewno, choć jest i tak lepiej, niż przed laty. Policja podchodzi do tych spraw z większą powagą. Gdy w 1979 roku matka zgłosiła zaginięcie dwóch synów – 7-letniego Mariusza i 9-letniego Andrzeja, usłyszała od milicjanta, że pewno sama sprzedała komuś dzieci. Palasikowie nie należeli do bogatych ludzi, mieli kilkoro dzieci. Matka chłopców mocno przeżyła to, w jaki sposób została potraktowana. Na szczęście dziś taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca. Poza tym zaginięcia, zwłaszcza dzieci, traktowane są priorytetowo.

Dziękuję za rozmowę

Facebook