Łączy Nas Sport Nie Narkotyki

źródło: Piotr Bąkowski

Chciałem by kickboxing polski wyglądał tak jak ten na zachodzie. Jeździliśmy przez kilkanaście lat za granicę i widzieliśmy jak tam to działa. Były rozgrywane turnieje maratonowe, przyjeżdżali dzieci, dorośli. To była wielka impreza, młodzi uczyli się od starszych. Było 10 mat, wokół których grupowali się ludzie, była fajna atmosfera turnieju. W Polsce było pełno patosu, dwie maty. Na puchar Polski przyjeżdżało 100 zawodników, impreza była dzielona na grupy wiekowe. Nie było kontaktu z kibicami, były barierki. Atmosfera w Polsce była sztywna, drętwa. Stwierdziłem, że trzeba iść na swoje i robić zawody na styl zachodni.

Z Piotrem Bąkowskim, Prezesem federacji UFR International, właścicielem i trenerem Bąkowski Fight Club – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Ponoć na szczyt do sukcesu nie ma windy, trzeba iść o własnych siłach. Jak wyglądała Twoja droga do miejsca, w którym dzisiaj jesteś?

Zacznę od czasów dzieciństwa. Wychowywałem się na warszawskim Ursynowie. Lata 90-te, młode osiedla, dużo młodzieży. To był specyficzny okres, bijatyki, pełno „dresów”, siedzenie na ławkach i picie piwa. Oczywiście młodzież próbowała narkotyków, choć w szkole mówiono, że marihuana i amfetamina uzależniają od pierwszego razu. Potem pojawiła się heroina. Spora część mojego osiedla była uzależniona od narkotyków. Byli to młodzi, fajni ludzie, którzy grali w koszykówkę. Heroina zniszczyła mojego kolegę, który świetnie grał na perkusji. Jeździliśmy na miasto, na koncerty. Bijatyki, afery, przepychanki były na porządku dziennym. Na kickboxing zapisałem się dlatego, że musiałem umieć się bić. Wiedziałem, że niedaleko mojego domu można trenować taekwondo i kickboxing. Szybko dokonałem wyboru, gdyż na taekwondo trzeba było mieć kimono, a na kickboxing nie. Trener pozwalał przychodzić w swoich zwykłych strojach sportowych. Przez to, że mój trener nie wymagał strojów, to ściągał sporo młodzieży z charakterem.

Jak Twoi rodzice zareagowali na pomysł z trenowaniem kickboxingu?

Nie byli zadowoleni, im to się nigdy nie podobało. Woleli, abym się uczył i miał dobre oceny w szkole. Nie był to argument dla nastolatka, który musiał sobie radzić w grupie na podwórku.

Poszedłeś na pierwszy trening. I jak było?

Poćwiczyłem, miałem zakwasy, wszystko mnie bolało. Z natury jestem uparty, jak już się czegoś podejmowałem, to nie odpuszczałem. Byłem konsekwentny, mimo bólu poszedłem na następny trening. Wielu moich kolegów odpadało, robili sobie przerwy i już nie wracali. Cały czas chodziłem na siłownię, aby trochę przypakować i czuć się pewniej. Po pewnym czasie trafiłem do grupy zaawansowanej. Ćwiczyliśmy na małej sali. Dziś nasi zawodnicy mają lepsze warunki do trenowania, ale słabszy charakter. My ćwiczyliśmy na ciasnym forum szkolnym w Ursynowie, nie było sali gimnastycznej. Teraz pewnie wstawiłbym tam od 4 do 8 osób na trening, my ćwiczyliśmy w 20 osób. Przychodziłem zawsze trochę szybciej, znajdowałem swoje odbicie w szybie, aby poprawiać technikę. Luster nie było. Coraz więcej potrafiłem, poznawałem nowych ludzi. Pewnego dnia trener zaproponował mi, abym pojechał na zawody. Stanowiliśmy grupę takich zawadiackich dzieciaków, kickboxing takich właśnie przyciągał.

Zacząłeś jeździć na zawody. Czy wówczas rodzice dostrzegli, że robisz coś pozytywnego, zmieniłeś otoczenie?

Obawiali się czy nie zrobię sobie krzywdy. Matka zawsze była za mną, ale ojciec krytykował moje pomysły. Mieliśmy wtedy słabe relacje, próbował mi dokręcić śrubę, ale ja się nie dałem. Chciał abym realizował jego plan na moje życie. Dopiero w ostatnich latach, mój ojciec przekonał się do tego co robię, choć nadal widzę, że jest na jego twarzy cień wątpliwości.

źródło: Piotr Bąkowski

źródło: Piotr Bąkowski

 

Czy w tamtym okresie miałeś wsparcie w trenerze?

Tak, mój trener bardzo pozytywnie wpłynął na mój rozwój w tym czasie. Zrobił ze mnie prawdziwego sportowca. Zaczynał nas wysyłać na zawody. Z tej grupy w późniejszym czasie narodziło się wielu mistrzów świata. Bardzo dużo z nami rozmawiał. Wpajał nam, że rozwój fizyczny musi iść w parze z rozwojem wewnętrznym. Jeżeli jesteś super sportowcem, ale nie masz poukładane w głowie, to doprowadzi to do upadku. Gdy się pojawiają pieniądze, ludzie słabi zaczynają brać narkotyki, wydają na operacje plastyczne, totalnie im odbija. To jest także problem braku przygotowania na pieniądze, sukces. Jak człowiek wypracuje ciężko pół życia, by w końcu zarobić pieniądze, to zna ich wartość i jest przygotowany na ich przyjęcie. Trener bardzo nad nami pracował, przygotowywał nas, abyśmy byli dobrymi fighterami. Dużo tłumaczył o sporcie, pracy nad sobą, wyciąganiu wniosków z błędów. O tym, że trzeba uczyć się na błędach, a nie przejmować porażkami.

Straciłeś kumpli z podwórka?

Tak, niektórzy zaczęli się na mnie dąsać, że już z nimi nie piję, że chyba ich nie lubię. Takie komentarze ludzi, którzy chcą cię pociągnąć za nogi. Wielu widziało, że podążam w stronę w którą także chętnie by poszli, ale im się nie chciało lub po prostu nie mieli dość siły. Dojrzałem do pewnych zmian. Miałem już nowych przyjaciół, mieliśmy wspólną pasję, zaczęliśmy jeździć na turnieje. Wiedziałem, że jak zachlam pałę, to będę miał rozpieprzony trening i stracę przynajmniej tydzień. Jak chcesz być dobry sportowcem to musisz się na coś zdecydować i być w tym konsekwentna.

źródło: Piotr Bąkowski

źródło: Piotr Bąkowski

Czy już wtedy miałeś konkretny plan na siebie, dokąd chcesz dojść w tym sporcie?

Wtedy jeszcze nie. Chciałem się umieć dobrze bić, już nie na podwórku, tylko na zasadzie bycia dobrym fighterem. Jeździłem na kolejne zawody. Trener zaczął nam tłumaczyć, że jeśli chcemy zawodowo zajmować się tym sportem, to od razu musimy założyć, że chcemy być najlepsi. Trzeba sobie wyznaczyć cele i do nich dążyć, a nie stosować półśrodki. Przestaliśmy być „kozakami” a zaczęliśmy ćwiczyć jak prawdziwi sportowcy. Poznawaliśmy nowe techniki, które już nie miały przełożenia na ulicę. Oczywiście wiedzieliśmy, że już sporo potrafimy, jesteśmy wysportowani, pokonaliśmy wiele stresów związanych z udziałem w turniejach. Wiedzieliśmy, że poradzimy sobie z każdą przeszkodą na drodze. Psychicznie czuliśmy się już mocni. Bardzo dużo walczyłem w walkach do pierwszego trafienia, to były walki szybkościowe, gdzie liczyła się technika. Trzeba było włożyć dużo siły i pracy w technikę, walczyło się z młodymi i szybkimi zawodnikami. Musiałem dużo trenować, być dobrym taktykiem. Fizycznie nigdy nie byłem silny, ale nauczyłem się tak walczyć taktycznie, aby wyprowadzać przeciwnika z równowagi. Potrafiłem złapać ten moment, kiedy byłem w stanie przeważyć zwycięstwo na moją stronę.

Czy pierwszy trener zmieniał się w kolejnych, czy też pozostałeś przy jednym?

Cały czas pracowałem z jednym trenerem. Zmiany trenerów dla zawodników, którzy chcą dojść gdzieś wyżej są na ogół ciężkie. Na sukces wpływ ma także atmosfera w której ćwiczysz, ludzie z którymi spędzasz dużo czasu na treningu, trener który ci odpowiada. Jak są fajni, otwarci ludzie to lepiej się przygotowujesz na turniej. Właśnie takie czynniki wpływają na kickboxing. Dziś jak mam fajną grupę to chętnie jeżdżę z nimi na zawody, cieszę się z ich sukcesów. Czasem zmiana trenera może oznaczać koniec zawodnika. Z moim trenerem byłem cały czas, jeździliśmy na turnieje, zacząłem walczyć. Jechałem systemem raz kij, raz marchewka. Małymi kroczkami szedłem do przodu. Pokonywałem jakiś etap, szedłem do następnego, byłem za słaby, dostawałem wpierdziel, dorastałem i znów podchodziłem. W ciągu dwóch lat zostałem wicemistrzem Polski. Potem byłem mistrzem Polski i broniłem tego tytułu kilkanaście razy. Byłem zawodnikiem kadry Polski. Jedyne co zawalałem w tamtym okresie to fakt, że byłem również fotografem podróżniczym. Razem z moją dziewczyną jeździliśmy po Azji i robiliśmy zdjęcia dla magazynów. Pisaliśmy artykuły i w ten sposób jakoś się utrzymywaliśmy. Czasem wyjeżdżaliśmy na 2-3 miesiące i to był ten moment, gdy porzucałem kickboxing. Trener nie był tym zachwycony, ale mi pozostawiał wybór. Po powrocie musiałem wszystko nadrobić, to co zawaliłem – to była tytaniczna praca. Cisnąłem maksymalnie i trenowałem pięć razy więcej niż powinienem.

źródło: Piotr Bąkowski

źródło: Piotr Bąkowski

Jak na Ciebie wpływały przegrane walki?

Pierwsze porażki przyjmowałem miękko, gdyż tłumaczyłem sobie, że dopiero zaczynam. Wiedziałem, że jak będę dalej ciężko trenował, to w końcu się uda. Także nie odczuwałem wielkiej presji. Jak byłem już starszym zawodnikiem, to nade mną pracował trener. Presja jest wtedy gdy wiesz, że masz szanse z kimś wygrać, a jednak zawalasz. Trener nas na takie sytuacje przygotowywał. Skoro się nie udało, widocznie nie byliśmy jeszcze gotowi. Grunt, by się nie zablokować w walkach, nie robić niczego z emocji i stresu. Trzeba się kontrolować. Na poziomie Polski szło mi dobrze, na poziomie międzynarodowym miałem krótką blokadę.

Z czego wynikała ta blokada?

Z psychologii, która jest najważniejsza. Reszta to tylko abecadło, umiejętności, które trzeba zdobyć. Wszystko opiera się na psychologii. Miałem w stosunku do siebie oczekiwania, że powinienem już wygrywać na arenie międzynarodowej. Umiejętność bycia dobrym fighterem polega na tym, że to jest zabawa na serio. Tak tłumaczył Bruce Lee w „Wejściu Smoka”. To prawda. Trzeba udawać, że nam nie zależy na wyniku, jednocześnie zrobić wszystko by była jak największa szansa na wygraną. Jak człowiek się zepnie i będzie cały czas myślał o wyniku, to nic z tego nie będzie. Skupiasz się na działaniu, a nie na celu. Spinałem się przed walką, jak traciłem punkty, to chciałem szybko nadrobić, w efekcie traciłem ich więcej. Miałem taką przełomową walkę we Włoszech. Zrozumiałem, że wynik nie jest ważny, ale muszę walczyć tak, abym był zadowolony. Wiedziałem, że jak przegram tę walkę to już niczego mocno sobie nie pogorszę. Ale muszę być pewny, że zrobiłem wszystko jak najlepiej umiałem. I wtedy wygrałem, załapałem o co chodzi. Od tamtej pory skupiam się na działaniu, przygotowuję sprzęt, rękawice, ochraniacze, wiem co gdzie mam, gdzie i kiedy jest walka. Jestem rozgrzany, porozciągany, przygotowany. Potrafiłem się skupić, wzmocnić koncentrację. Nauczyłem się pozbywać niepotrzebnych myśli, wychodziłem maksymalnie skupiony i walczyłem na najwyższych obrotach. Nie myślałem o tym z kim walczę ani co jest na szali, co obiecałem kumplom, czy ta walka zaważy na mojej przyszłości. Odcinałem się od tego. Opanowałem techniki psychologiczne związane z projekcją walki, a nie postrzeganiu całej tej otoczki życiowej.

I to pomogło Tobie dojść na sam szczyt w kickboxingu?

Tak, wygrywałem na arenie międzynarodowej. Zostałem brązowym medalistą Mistrzostw Świata, zostałem wicemistrzem Europy. Te ciężkie finałowe walki zawsze bardzo dobrze toczyłem. Nie myślałem o tym co jest na szali. Lepsi zawodnicy nie potrafili sobie poradzić z tą presją i przegrywali. Jak miałem presję, dobrego przeciwnika, umiałem się skupić na działaniu, to walczyłem na szczycie swoich możliwości. Zaskakiwałem tych, którzy mnie lekceważyli. Tak było 2007 roku podczas Mistrzostw Świata w Portugalii. Pojechałem kontuzjowany, miałem ponadrywane mięśnie pod żebrami. Organizm niektórych zawodników już tak ma, że choruje kiedy szuka jakiś wymówek. Choroba pozwala zdjąć presję. Jednak bezpośrednio przed najważniejszymi wydarzeniami potrafiłem wziąć się do kupy. Choroba odpuszczała na dwa dni przed Mistrzostwami Świata. Pomimo kontuzji, dzień przed MŚ już prawie nic mnie nie bolało, byłem gotowy do walki. Obwiązałem się bandażami, znów stanąłem na szczycie możliwości i w pierwszej walce pokonałem Rosjanina z którym przegrałem dwa lata wcześniej. Potem pokonałem Irlandczyka z którym przegrałem rok wcześniej w finale Mistrzostw Europy. W finale miałem Kanadyjczyka, który zawsze spuszczał mi łomot. Przegrałem z nim minimalnie jednym punktem, chociaż czułem się zwycięzcą. To był najlepszy turniej w moim życiu. Najwięcej pokonałem przeszkód, by stanąć na szczycie możliwości.

źródło: Piotr Bąkowski

źródło: Piotr Bąkowski

Jaką naukę z tego turnieju wyciągałeś dla siebie?

Jak stoczysz dobrą walkę, to nikt nie pamięta, czy ją wygrałaś czy przegrałaś. Ludzie zapamiętają, że walczyłaś na maksa. Jeśli walczysz jak lew, robisz swoje, walka jest dynamiczna, to właśnie taki obraz zapamiętają ludzie. Czasem tak mam że pamiętam walkę mojego zawodnika, którą on wygrał, choć ją przegrał. Bo tak dobrze walczył, na pełnych obrotach, dał z siebie wszystko.

Miałeś jakie załamania w karierze zawodowej, gdy nie wszystko szło do przodu?

Tak, po tym zwycięstwie moja kariera sportowa zaczęła iść w dół. Byłem w stałym związku przez kilkanaście lat z jedną dziewczyną. Rozstaliśmy się, miałem problemy w klubie, pokłóciłem się ze wspólnikiem i nasze drogi się rozeszły. Dużo się zmieniło, poupadały filary które były dla mnie podporą. Te porażki odbiły się od razu na wynikach w sporcie. Przegrywałem walki, szedłem w dół. Zacząłem pracę działacza na własną rękę, wcześniej prowadziłem klub sportowy wspólnie z kolegą, który był Mistrzem Europy. Nie potrafiliśmy się w pewnym momencie dogadać, każdy poszedł na swoje. Prowadziłem zajęcia, angażowałem się jako sędzia. W 2010 roku razem z moim przyjacielem Łukaszem Makarewiczem, który był w kadrze niemieckiej uruchomiliśmy federację UFR. W tym samym czasie byłem w zarządzie Polskiego Związku Kickboxingu. Nie byliśmy zadowoleni z tego jak związek działa.

źródło: Piotr Bąkowski

źródło: Piotr Bąkowski

 

A jaką Ty miałeś wizję polskiego kickboxingu?

Chciałem by kickboxing polski wyglądał tak jak ten na zachodzie. Jeździliśmy przez kilkanaście lat za granicę i widzieliśmy jak tam to działa. Były rozgrywane turnieje maratonowe, przyjeżdżali dzieci, dorośli. To była wielka impreza, młodzi uczyli się od starszych. Było 10 mat, wokół których grupowali się ludzie, była fajna atmosfera turnieju. W Polsce było pełno patosu, dwie maty. Na puchar Polski przyjeżdżało 100 zawodników, impreza była dzielona na grupy wiekowe. Nie było kontaktu z kibicami, były barierki. Atmosfera w Polsce była sztywna, drętwa. Stwierdziłem, że trzeba iść na swoje i robić zawody na styl zachodni. Otworzyliśmy z kolegą nową federację Universal Fighting Rules, (UFR) nie chcieliśmy wchodzić w konflikt z Polskim Związkiem Kickboxingu, lecz działać równolegle.

Jaki był cel utworzenia UFR?

Konfrontacja stylów walki. W kickboxingu była masa regulaminów, więc zrobiliśmy ich kompresję. Powstał maraton, pierwsza runda jest bokserska, druga runda na zasadach light contact, full contact, taki stary klasyczny kickboxing. Trzecią rundę robiliśmy na zasadach low kick alko K1. To był taki maraton przekrojowy, gdzie zawodnik musiał być elastyczny, wszechstronny albo być dobrym taktykiem i potrafić narzucić swój styl przeciwnikowi. Każda runda opierała się na innych zasadach.

Wyczytałam, że federacja UFR przybliża wartości płynące z uprawiania sztuk walki. Co to są za wartości?

To są idee, które są zarówno w federacji jak i w naszej kampanii „Łączy Nas sport nie narkotyki”. Chodzi oto, aby rozwijać się wewnętrznie razem z tym co robimy zewnętrznie. Człowiek rozwija się przez to co robi. W nich zawiera się nasza droga, którą musieliśmy pokonać. Skupienie się na działaniu, a nie na celu. Poprzez turnieje staramy się rozwijać młodzież jako sportowców i jako ludzi. Bycie w federacji nie ma być drogą do zdobywania medali, emanacji ego, zamęczania wszystkich wkoło swoją osobą. Można być człowiekiem dojrzałym wewnętrznie, który zdobywanie medali traktuje jako narzędzie do rozwoju.

Wydaje mi się, że coraz więcej sportowców ukierunkowanych jest wyłącznie na siebie.

Niestety nowoczesny sport oparty jest przede wszystkim na pieniądzach, marketingu i ukierunkowaniu na wynik. To jest zawód. Niegdyś sport miał być czymś, co wspiera rozwój człowieka. Znam bardzo wielu sportowców, którzy myślą podobnie jak ja. Wszystko zależy od trenerów, którzy są orędownikami idei. Jeśli chodzi o rozwój to szczególne znaczenie ma sport powszechny. Dziecko jedzie na zawody klubowe i przeżywa to, co ja przeżywałem na różnych etapach rozwoju. Musi poradzić sobie ze stresem. Ranga zawodów nie ma znaczenia. Zaś sport wyczynowy wymaga poniesienia dużych nakładów finansowych. Co do dopingu, w kickboxingu nie ma tego typu problemu. Tutaj nie ma wielkich pieniędzy, kickboxing dołuje w tym zakresie (poza galami K1). Ładując się w kolarstwo wiadomo, że jedzie się na dopingu, przetacza się krew. Sport, który my proponujemy ma za zadanie rozwijać. Jednocześnie wiąże się to z profilaktyką antynarkotykową wśród młodzieży. Warto pokazać im, że sport jest lepszy niż palenie cały dzień trawki na ławce pod blokiem. Chcemy ich wzmocnić i uodpornić na różne trudne sytuacje życiowe z którymi muszą sobie radzić. Walczymy również z zagrożeniami związanymi z cyberprzestrzenią. Chodzi oto, aby młodym pokazać że istnieje świat poza wirtualnym, że warto mieć jakieś zainteresowania, uprawiać sport. Wystarczy, że zrozumieją, że w życiu wszystko jest możliwe, wszystko mogą osiągnąć, jeśli tylko będą sami tego chcieli. Wówczas narkotyki, wielogodzinne przesiadywanie w komputerze już nie są takie kolorowe, już nie dają takiej frajdy. Ważna jest umiejętność samoobserwacji, podobnie jak w sporcie. Gdzie się źle przygotowałem, dlaczego przegrałem, co zrobiłem źle. Jak młody człowiek umie się obserwować to stwierdzi, że siedzi za dużo w kompie, nie ma dziewczyny, kumpli, jest zamulony – postanowi żyć inaczej.

źródło: Piotr Bąkowski

źródło: Piotr Bąkowski

Jak zakłada się federację UFR?

Krótki rys historyczny. Założyliśmy federację UFR, co skończyło się wojną z zarządem Polskiego Związku Kickboxingu, którego zresztą byłem członkiem. Odebrano nas jako konkurencję. Zaczęła się nagonka, nawet dostałem z tego powodu po gębie od szefa szkolenia PZKB. Po tym incydencie zrezygnowałem z bycia członkiem zarządu. Chcieli podciąć nam skrzydła, porzuciliśmy Polski Związek i stworzyliśmy federację UFR. Do Polski wchodzą różne federacje, które szukają swoich przedstawicieli. Najczęściej zwracają się do mnie i mojego przyjaciela. Chętnie przyjmujemy takie oferty i koordynujemy powstawanie nowych zarządów. Chcemy mieć kontrolę nad tym, co dana federacja robi. Mamy wpływ na ich działanie, powodujemy, że te federacje współpracują ze sobą. Półtora roku temu stworzyliśmy polską federację kickboxingu, zrzeszającą organizacje, które kontrolujemy oraz takie gdzie ludzie mają „otwarte głowy”. Zrzeszamy kluby jak i organizacje kickboxingu. Tworzymy jeden duży cykl rozgrywek, gdzie wszyscy do siebie wzajemnie jeżdżą, współpracują ze sobą. W tym roku będzie już 10 edycja Pucharu Europy, którą organizujemy w Tarczynie. To największa tego typu impreza sztuk i sportów walki. Robimy także unifikowane Mistrzostwa Polskiej Federacji Kickboxingu – wszystkie zrzeszone federacje zjeżdżają się i rywalizują o tytułu, kto jest mistrzem spośród tych wszystkich organizacji. Te wydarzenia toczą się swoim życiem niezależnie od Polskiego Związku. Nie mamy finansowania z pieniędzy państwa, pozyskujemy sponsorów, mamy rozwinięty marketing, wychodzimy z działaniami do ludzi, a nie czekamy na gotowe. Nikt tak naprawdę nie ma monopolu na organizowanie tego typu imprez. Na bazie tych działań zaczęliśmy promować kampanię „Łączy nas sport nie narkotyki”.

Czy władze lokalne są zainteresowane Waszą kampanią?

Oczywiście, bardzo pozytywnie zareagowali na naszą propozycję odnośnie profilaktyki antynarkotykowej wśród młodzieży. Ta kampania wpisuje się w działania związane z bezpieczeństwem. Docenili to, że zachęcamy młodych ludzi do sportu, pozytywnych emocji i doświadczeń. Kampanią objęliśmy wszystkie federacje, które z nami współpracują. Zorganizowaliśmy gale sztuk walki o pasy dla najlepszych amatorów walki, zachęcaliśmy młodzież do trenowania.

Czyli Wasze działania są poniekąd na rękę polskiej policji.

Do tej pory nie załatwiliśmy patronatu od całej policji, ze względu na obłożenie robotą. Natomiast bardzo dobrze układa nam się współpraca z policją powiatową w Piasecznie. Wspólnie uczestniczymy w spotkaniach z młodzieżą w szkołach, współtworzymy wizerunek policji. Dzieciom opowiadamy o witaminach i o tym, że trzeba słuchać mamy, ze starszą młodzieżą rozmawiamy o różnych, trudnych przejściach. Młodych przekonują historie ludzi, którzy zresocjalizowali się poprzez sport. Dużo sportowców sztuk walki ma za sobą jakieś przejścia, to są ludzie z charakterem. Siła imponuje trudnej młodzieży. Na spotkania bierzemy też policjantów, by pokazać że to są tacy sami ludzie jak my. Oni też mieli kumpli na blokowisku, wybrali inną drogę, nie stoczyli się, nie poszli w narkotyki. Policja nie jest wrogiem młodzieży, ale nie każdy policjant nadaje się do współpracy z młodzieżą. Znam wielu fajnych gości w policji odpowiedzialnych za profilaktykę, którzy to czują i wiedzą o co chodzi. Poprzez nasze działania „Łączy Nas Sport Nie Narkotyki” staliśmy się poniekąd łącznikiem policja-młodzież. Na naszych spotkaniach pojawiają się także przedstawiciele kościoła, przybliżamy także pewne wartości chrześcijańskie. Chodzi o przekaz, że można być mistrzem w danej dyscyplinie sportowej przy jednoczesnym szacunku dla policji, księży, drugiego człowieka. Angażujemy się w akcje społeczne, by kreować wizerunek sportowca – bohatera, człowieka, który pomaga. Współpracujemy z młodzieżą niepełnosprawną. Jestem bardzo dumny z tej grupy, bardzo dużo z siebie dali i doszli nawet do sparingu, a zaczynali od zera. Sporo się od nich nauczyłem, lepiej poznałem tych ludzi, są szczerzy, można im zaufać.

Na sam koniec chciałabym Cię zapytać o szkolenia dla osób, które wyjeżdżają do Niemiec na kontrakty w firmach ochroniarskich. Organizujesz takiej kursy?

Tak, umożliwiamy wyjazd sportowcom w charakterze ochroniarzy, ale bez złych naleciałości ochroniarskich z lat 90’. My ich doszkalamy i przygotowujemy. Mają poukładane w głowach, znają swoją wartość, jak ktoś ich zaczepi, to potrafią rozładować napięcie, a nie rzucają się do bicia. Interweniują wtedy kiedy trzeba. Mile widziana jest znajomość języka niemieckiego. Zlecenia są na ochronę statków w porcie, koncertów, obozów. Taka praca daje sportowcom możliwość zdobycia sensownych pieniędzy na pokrycie kosztów związanych z treningami i ich pasją. A na tym bardzo mi zależy.

Dziękuję za rozmowę

Piotr Bąkowski – wielokrotny Mistrz Świata w kickboxingu. Podczas dotychczasowej amatorskiej kariery sportowej, do 2014 r., zdobył 2 tytuły Mistrza Świata, 14 tytułów Mistrza Polski, 45 medali w rywalizacji krajowej i 63 medali w rywalizacji międzynarodowej, tocząc 583 pojedynki. Karierę zawodową zwieńczyły pasy Mistrza Świata Full Contact trzech federacji WKSF, WTKA oraz UFR. Jako trener wyszkolił kilkudziesięciu Mistrzów Polski, Świata i Europy w kickboxingu oraz innych sztukach walki. Obecnie piastuje funkcję Prezesa międzynarodowej federacji sztuk walki UFR, Sekretarza Generalnego federacji WKSF Polska, Prezesa rywalizacji amatorskiej federacji WKA Poland oraz Prezesa Runda Zero Promotion – organizacji promującej zawodowy kickboxing i inne sztuki walki. Trener i właściciel Bąkowski Fight Club. Jest także jednym z autorów ogólnopolskiej kampanii „Łączy Nas Sport Nie Narkotyki”.

Facebook