BYŁY OFICER CBŚP: byłem dobrym wojownikiem i psem, oddałem tej służbie serce

Marcin Miksza, archiwum własne

Na początku był zaszczyt z powodu awansu. Chciałem dyktować warunki, układać pracę, ponieważ czułem, że wiem jak to robić. Na pewno była to duża odpowiedzialność. Pojawiały się kolejne obowiązki. Nie tylko robiłem robotę policyjną, jak do tej pory, do tego doszedł mi jeszcze nadzór i odpowiedzialność za wydział. Nie siedziałem na stołku, nie klepałem tylko pieczątką kwitów, nie piłem kilku kaw dziennie, ale aktywnie uczestniczyłem w czynnościach operacyjnych, czy akcjach. Nie czułem się urzędnikiem, ale psem który powinien w dalszym ciągu robić to, co do niego należy, czyli zwalczać przestępczość. Bycie szefem to nie tylko branie poborów szefa i medale za zasługi. Ponosisz odpowiedzialność za wszystko, w tym także za niepowodzenia. Musisz twardo bronić swoich ludzi. To jest wojna na ulicy.

Z Marcinem Mikszą, byłym oficerem CBŚP – rozmawia Anna Ruszczyk.

Dlaczego wstąpiłeś do policji?

Może to banalne, ale chciałem pomagać innym. Łapać przestępców, którzy innym wyrządzają krzywdę. Na pewno wpływ na moją decyzję miało to, że wychowałem się w mundurowym środowisku. Mój tata był milicjantem a później policjantem. Mieszkałem w budynku, w którym znajdował się Komisariat Policji w Rucianem-Nidzie. Dzieliła mnie od nich tylko podłoga. Mój tata nigdy nie namawiał mnie, bym został policjantem. Przekonywał, że powinienem iść do wojska i zostać żołnierzem zawodowym.

Jakie miałeś wyobrażenia o tym, co możesz tam zastać?

Ciekaw byłem tej roboty, czułem, że ma w sobie wiele zagadek, niewiadomych. Zastanawiałem się czy będę się do tego nadawał. Podjąłem to ryzyko. Nie myślałem o tym w kategoriach finansowych, nie myślałem o możliwości szybszego niż w innych zawodach przejścia na emeryturę. Kiedy jest się młodym i napalonym, to te rzeczy schodzą na drugi plan Chciałem być dobrym gliniarzem, dbać o bezpieczeństwo ludzi, łapać przestępców jak taki mały dzieciak, który bawi się w policjanta i bandytę. Nie interesowały mnie dobra materialne, przez większą część służby nie dbałem o portfel, o to w jakiej grupie zaszeregowania jestem, czy jaki mam dodatek służbowy. Dla mnie policja była to misja. Bo tak należy traktować służbę w Policji. Unikałem szkoleń policyjnych i egzaminów na wyższe stopnie służbowe, ponieważ szkoda mi było czasu na wyjazd na jakąś szkołę. Tak było do pewnego momentu, w którym mój szef w KWP porozmawiał ze mną po męsku. I tym sposobem po ukończeniu studiów cywilnych ukończyłem Szkołę Oficerską w Szczytnie. Wierz mi, nie latałem za szefami prosząc o podwyżki i awanse. Wtedy interesowała mnie tylko robota

Jak wyglądały Twoje początki, gdzie służyłeś?

Moja przygoda z Policją rozpoczęła się 21 lat temu, w październiku 1997. Pojechałem do Iwicznej odbyć zastępczą służbę wojskową w oddziałach prewencji w Policji. Miało być lżej, niż w wojsku, okazało się, że jest o wiele trudniej. W tamtym czasie służba wojskowa była krótsza, okres tzw unitarki” w Iwicznej był wiele dłuższy, trwał około roku. Robiliśmy wszystko, od służb po tzw. orkę na placu gdzie odbywały się musztry. To właśnie tam poznałem specyfikę służby prewencyjnej, gdyż wysyłano nas na patrole policyjne na terenie Warszawy. Przez okres dwóch lat służyłem w oddziałach prewencji. Dostałem ostro w kość, ale i wiele się nauczyłem. Patrole, musztry na placu defiladowym, zabezpieczenia imprez, okres rocznej tzw. „unitarki” mnie przeczołgał. Wiele osób w tym czasie zrezygnowało ze służby. Podczas tego dwuletniego okresu najbardziej utkwił mi fakt zabezpieczenia miejsca zabójstwa gen. Papały i miejsca pamiętnej strzelaniny w lokalu Gama, gdzie zginął szef grupy wołomińskiej oraz kilku innych gangsterów z górnej półki. Miałem wówczas 19 lat, to co tam zobaczyłem było dla mnie koszmarnym widokiem. Wiele trupów i dużo krwi. Na długo ta egzekucja utkwiła w mojej pamięci. Jeszcze wtedy nie przypuszczałem, że będę miał możliwość zwalczania takiej przestępczości podczas mojej dalszej służby. Nie przypuszczałem, że osoby podejrzewane o tą strzelaninę staną się w późniejszym czasie figurantami sprawy, którą między innymi ja prowadziłem (zabójstwo policjanta i Klepaka w Mikołajkach).

Marcin Miksza

Najciekawszy dzień w Twoim zawodowym życiu.

Tak naprawdę każdy dzień był ciekawy, bo przynosił coś nowego. W tej pracy nie ma dwóch takich samych dni. Są kolejne wyzwania. Świat przestępczy się zmienia, wymaga innego myślenia, czego niestety nie rozumieją prokuratorzy (naturalnie nie wszyscy). Myślenia tak, jak myśli przestępca. Musisz go przechytrzyć, musisz być lepszy. Przestępcy nie da się już dzisiaj złapać wykorzystując samą technikę operacyjną, podsłuchy czy bilingi. W głównej mierze opiera się to teraz na pracy z informatorami, co niestety często prokuratura myli z układem przestępczym na linii policjant-informator. Policję hamują przepisy a przestępcy nie. Począwszy od pracy w KPP Mrągowo, gdzie wspólnie z kolegami zrobiliśmy kawal dobrej roboty policyjnej do czasu służby w CBŚP nie lubiłem dni straconych, bez zaangażowania w robotę bez pomysłu na sprawę. Uwielbiałem za to dynamikę. Ciekawy dzień? To z pewnością dzień wykrycia sprawcy zabójstwa, napadu, zabezpieczenie dużej ilości narkotyków. Ale też mianowanie na pierwszy stopień oficerski. Nie ukrywam, byłem z tego bardzo dumny. Również na zawsze zostanie mi w pamięci dzień, w którym musiałem oddać odznakę policyjną. Takich momentów się nigdy nie zapomina. Wierzyłem w szefa, a on na zasadzie paktu z BSW i prokuraturą po prostu nas „sprzedał”. Bolesny dzień, rana na całe życie.

Jak to Was sprzedał?

Gdy wróciliśmy w nocy ze Szczecina, po postawieniu zarzutów, były Naczelnik Zarządu dał mi słowo oficera, że sprawa się wyjaśni, że nie ma mowy o usunięciu ze służby. Wielokrotnie odwiedzałem byłego szefa w Zarządzie i podtrzymywał zdanie, a nawet więcej, powiedział, że prawdopodobnie niebawem wrócimy do służby. Później nasze relacje się pogorszyły. Wyraźnie było widać, że stara się mnie unikać. Wiedziałem, że odwiedza go były naczelnik olsztyńskiego BSW i opowiada niestworzone historie o tym jaki to ja skorumpowany jestem i poukładany w środowisku przestępczym. Sprawa stała w miejscu i po pół roku wdrożono procedurę administracyjnego wydalenia ze służby. Tworzono bajki że przedłużam śledztwo w prokuraturze, że kombinuję tylko nikt nie potrafił powiedzieć na czym miałyby te kombinacje polegać. To mi zależało na tym by jak najszybciej ta sprawę wyjaśnić i wrócić do pracy. Wiedziałem, że mogę być zawieszony do roku czasu. Po tym okresie mogli mnie zwolnić, ale nie musieli. Wybrali drogę zwolnienia, mogę tylko domyślać się dlaczego.

Jak wspominasz relacje, czy wśród funkcjonariuszy rodzą się przyjaźnie?

Różnie z tym bywa. Stare powiedzenie mówi, że w Policji nie ma przyjaciół. Podstawą nie jest przyjaźń, ale wzajemny szacunek, poszanowanie czyjejś pracy, zaangażowanie w robotę. W Policji rodzą się przyjaźnie, ale nie wszystkie wytrzymują jej próby. To właśnie problemy pokazują, na kogo możesz liczyć, a kto jest policyjnym „baloniarzem” – mówi o uczciwości i lojalności, a tak naprawdę w głębokim poważaniu ma te wartości. Często więcej szacunku masz „na ulicy” niż od partnera w pracy. Przykre, ale prawdziwe. Gdy tylko pojawia się problem to wszyscy mają Cię za trędowatego. Gdy tylko wszystko się wyjaśni, oczywiście wszyscy w ciebie wierzyli, byli za Tobą. To taka szczerość zawodowa.

Jesteś typem „do rany przyłóż”?

Mam ciężki charakter i przeważnie mówię to, co myślę. Do tego „swój sposób bycia”. Nie każdemu to się podobało. Uważałem, że mam być dobrym psem a nie manekinem, który ma się podobać. To jest Policja, służba mundurowa z określonymi zadaniami, a nie wybieg dla modeli gdzie trzeba ładnie wyglądać. Prawdą jest, że nie byłem przez wszystkich lubiany. Kiedyś jeden z przełożonych powiedział mi, że znajomi nie lubią mnie, bo jestem dobrym psem. Pokazuję, że można więcej a nie zawsze jest to tolerowane przez partnerów w pracy. Ta firma byłaby zupełnie inna, gdyby ludzie mówili sobie to, co myślą, nie byli zakłamani. Według mnie to jest służba, która wymaga wzajemnego zaufania. To chyba taka skaza resortowa, jesteś w towarzystwie to każdy okazuje Tobie szacunek. Jeśli Cię nie ma to stajesz się obiektem obrobienia pleców. Rzadko zdarza się, by ktoś powiedział komuś prawdę o tym, co o nim myśli. Gdy zaczynasz stanowić dla kogoś zagrożenie z racji ewentualnego awansu, zaczyna się knucie pod tytułem „co by tu zrobić by usunąć konkurencję”. Ktoś kiedyś powiedział „Ciebie albo się kocha albo nienawidzi”. Jestem lojalny w przyjaźni. Każdy dużo mówi o szczerości, ale odnoszę wrażenie, że nie znając pojęcia tego słowa. W Policji poznałem wielu kłamców: farmazoniarzy i cwaniaków, którzy chcąc coś ugrać kombinowali koleżeństwo. Dla mnie zasada była prosta: chcesz komuś zaimponować, zrób to robotą, wynikami nie językiem.

Czy Centralne Biuro Śledcze Policji tworzy policyjna elita?

Nie. Nie uważam, by w CBŚP służyli sami najlepsi policjanci. W innych jednostkach Policji a dokładniej w Komendach Wojewódzkich i podległych im jednostkach, Komisariatach Policji, Komendach Powiatowych również robotę robią bardzo dobrzy policjanci. CBŚP nie jest w stanie zatrudnić w swoje szeregi najlepszych gliniarzy. Dlaczego? Jak zwykle – problem pieniędzy. Praca operacyjna i dochodzeniowa nie ma ram czasowych. Trzeba być cały czas dyspozycyjnym. Policjantom z powiatu nie opłaca się wynajęcie lokalu i utrzymanie przenosząc się do jednostki terenowej CBŚP. Ponadto samo wynagrodzenie nie wskazuje na to, by CBŚP traktowano jako elitę polskiej Policji. Brakuje tu czynników, które działają na motywację funkcjonariusza i przyczyniają się do wzrostu jego efektywności. Uważam, że ktoś stworzył CBŚP nazywając elitą nie po to, by policjanci mogli się lansować, wozić na farmazonie, dobrymi pistoletami, karabinami, kamizelkami, ale po to, aby poprzez robotę (wyniki) pokazać, że zasługują na miano elity. W CBŚP są dobrzy policjanci, ale nie sami najlepsi.

Jak to jest być Naczelnikiem?

Na początku był zaszczyt z powodu awansu. Chciałem dyktować warunki, układać pracę, ponieważ czułem, że wiem jak to robić. Przede wszystkim chciałem być skuteczny, nie statystycznie. Na pewno była to duża odpowiedzialność. Pojawiały się kolejne obowiązki. Nie tylko robiłem robotę policyjną, jak do tej pory, do tego doszedł mi jeszcze nadzór i odpowiedzialność za wydział. Nie siedziałem na stołku, nie klepałem tylko pieczątką kwitów, nie piłem kilku kaw dziennie, ale aktywnie uczestniczyłem w czynnościach operacyjnych, czy akcjach. Nie czułem się urzędnikiem, ale psem który powinien w dalszym ciągu robić to, co do niego należy, czyli zwalczać przestępczość. Bycie szefem to nie tylko branie poborów szefa i medale za zasługi. Ponosisz odpowiedzialność za wszystko, w tym także za niepowodzenia. Musisz twardo bronić swoich ludzi. To jest wojna na ulicy. Mój szef zostawił nas samych i uciekł. Taki jest obraz tej „elity”.

Jesteś w stanie mu to wybaczyć?

Nie, nigdy. Zachował się jak tchórz i kłamca, do tego w późniejszym etapie sprawy bardzo źle się o mnie wypowiadał. Wierzyłem w niego, miałem go za faceta z charakterem. Gdy pracował w innej jednostce policji był dla mnie autorytetem. Życie pokazało że kolejny raz się na kimś zawiodłem pomimo ogromnego zaufania i lojalności. Mój rozkaz zwolnienia ze służby ma 12 stron, to jest jeden wielki bełkot na zasadzie ”nie znamy sprawy, ale jest Pan winny” lub „musimy Pana zwolnić, gdyż media o Panu źle pisały”. Nikt ze mną o tym nie rozmawiał, nie wytłumaczył skąd taka decyzja. Siedzieli wygodnie na Podchorążych gdzie mieści się główna siedziba CBŚP i mieli nas w głębokim poważaniu. Taka to elita. W mojej ocenie przełożony powinien być z krwi i kości, mieć charakter i jaja. Moim tego zabrakło. Ja będąc na ich miejscu inaczej zachowałbym się w stosunku do nich. Szef to ktoś, kto nie mówi „naprzód”, tylko „za mną” i idziesz za nim w ciemno.

Czy Twoim zdaniem, obecnie Policja jest zdolna do skutecznej walki z przestępczością zorganizowaną?

Uważam, że nie. Ograniczają ją przepisy instrukcji o pracy operacyjnej. Ładnie są napisane, ale w działaniu okazuje się że dostępnymi metodami można ładną teczkę operacyjną skompletować, a nie łapać przestępców. Od lat w szkołach policji podawane są przykłady praktyczne z działań policjantów operacyjnych i finał dyskusji jest taki, że przepis w żaden sposób nie współgra z bezpiecznym i skutecznym wykonywaniem przez policjantów swojej roboty. Do tego dochodzi brak wiedzy prokuratorów tym aspekcie. Policjanci boją się w związku z tym ryzykować. Wiedzą, jakie mogą być konsekwencje, jeśli wychylą się poza instrukcję. A czasem po prostu nie da się zrobić czegoś tak, jak w podręczniku. A kierownictwo? Dba o siebie, nie o ludzi.

Kto stoi za sukcesem w walce z PZ, prokuratorzy czy policjanci?

Znam kilku bardzo dobrych prokuratorów, ale mimo to uważam, że to Policja jest motorem napędowym organów ścigania i to ona głównie stoi za sukcesem w walce z PZ. Policjanci bardzo często balansują na granicy ryzyka, narażają życie. Prokurator ma swoje sztywne ramy i nie będzie ryzykował kariery dla sukcesu. Przepisy w Policji to główna bolączka zwalczania przestępczości. Pamiętam spotkanie, podczas którego omawialiśmy zmiany tzw. „peefki” tj. instrukcji pracy operacyjnej. Jako doświadczeni policjanci podawaliśmy pomysły, których celem było zwiększenie bezpieczeństwa policjanta oraz skuteczności. Wszystko poszło do kosza i „fachowcy” z Komendy Głównej stworzyli kolejnego babola. Warto pamiętać, że w przypadku pojawienia się jakiegokolwiek problemu w działaniach policjanta prokurator atakuje go kodeksem karnym, a policjant broni się zarządzeniem. Tutaj dochodzimy do istoty sprawy. Policjant nie ma zapewnionej żadnej ochrony! To chociażby powinno być pole do popisu dla BSW, niesienie pomocy gliniarzowi z problemem. Niestety oni nie mają na to czasu i chęci, bo ważniejsze jest szukanie kwitów na niewygodnych.

Co dręczy, niszczy tę formację?

Brak silnej ręki nad formacją, kogoś, kto nie patrzy na Firmę przez pryzmat polityki i mediów. Potrzebujemy kogoś, kto oceni sytuacje rozsądnie i racjonalnie, bez potrzeby politycznej propagandy. Spójrz na sprawę Stachowiaka – prosta, a ile kompromitacji i wstydu przyniosła Policji. Oprócz tego widać brak poszanowania wewnątrz formacji, policjanci donoszą na siebie, kopią doły pod innymi. Brak zainteresowania władzy tym, co tak naprawdę dzieje się wewnątrz struktur. Upolitycznienie stanowisk kierowniczych, częste zmiany kadrowe. Mówi się że na bezpieczeństwie nie należy oszczędzać, a wygląda to zupełnie inaczej. W Policji potrzeba tragedii by pomyślano nad zmianą przepisów, sprzętu – patrz przykład Magdalenki – dopiero po tym obudzono się i zaczęto kupować policjantom chociażby lepszą broń. Do tego dochodzi niejasna ścieżka awansu. Znam przypadek, gdzie rzecznik prasowy komendanta powiatowego (który później zostaje wojewódzkim) pojawiał się w pracy raz na kilka dni. Po jakimś czasie został komendantem powiatowym. Człowiek znikąd, z układami bez doświadczenia dostaje taki awans, wiadomo że takie sytuacje rodzą kwasy, plotki i domysły. Dalej: mianuje się na naczelnika człowieka bez stopnia oficerskiego, bez matury, mimo, że w jednostce są ludzie wykształceni, przeszkoleni. Wierz mi, to policjantów irytuje. Zadają sobie wówczas pytanie, po co ciężko pracować, po co się kształcić skoro liczy się układ?

Kto trafia do BSW i co właściwie tam się robi?

Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka. Mogę odnieść się do tego, z czym sam się musiałem zmierzyć. Ja spotkałem w BSW ludzi, którzy nie radzą sobie w wydziałach merytorycznych na przykład w wydziałach kryminalnych, CBŚP. Boją się ryzyka zawodowego w kwestii zwalczania przestępczości, dlatego wybierają BSW. Tam czują się bezpiecznie, nie muszą ciężko pracować. A najgorsze, że nie ma tak naprawdę nad nimi żadnej kontroli. Są to często osoby mało lubiane w szeregach policji i nie uznawane za policjantów. Przy czym oni doskonale zdają sobie z tego sprawę. Znam przypadek, kiedy zmienił się naczelnik w BSW i kazał podległym policjantom szukać pracy bo uznał, że się do niczego nie nadają. I to się potwierdziło, gdyż Ci policjanci nie mogli znaleźć zatrudnienia w innych jednostkach, po prostu nikt ich nie chciał. BSW powinno zwalczać przestępczość w policji, jak również ścigać osoby, które pomawiają policjantów o przestępstwa. Nie słyszałem o takim przypadku w Olsztynie. Natomiast coraz więcej pojawia się wątpliwości co do ich prawego działania w stosunku do innych policjantów. Mam na myśli w tym momencie chociażby głośną sprawę pobić, która miała miejsce w 2016 roku w KMP w Olsztynie. W środowisku policyjnym, ludzie ci mają opinię nieudaczników. Nie umieli łapać bandytów poszli kombinować do BSW. Uwierz mi, ludzie z BSW wyrządzili wielu dobrym policjantom krzywdę nie ponosząc za to żadnej konsekwencji. Z tego co zauważyłem umarza się wszystkie sprawy karne przeciwko nim. Gdyby jednak ktoś rzetelnie się temu przyjrzał, okazałoby się że nie są tacy nieskazitelni za jakich są postrzegani. Wyrobili sobie opinie komórki, która zbiera na wszystkich kwity lub je preparuje by w odpowiednim momencie je wykorzystać. Są w stanie stworzyć taką historię z Twojego życia jakiej nigdy nie przeżyłeś. Stąd niektórzy policjanci unikają konfrontacji z nimi. Mówi się że poprzez swoje kompleksy krzywdzą dobrych gliniarzy. Jest w nich zawiść za to, że źle są postrzegani i boli ich czyjś sukces. Uważam, że ta komórka jest bardzo potrzebna w polskiej Policji, ale powinna być złożona z ludzi mądrych, przede wszystkim z dobrych gliniarzy. Pamiętam słowa byłego Naczelnika BSW który powiedział do mnie „Borys każdemu z Was można jakieś zarzuciki wykręcić”. Uderzyło to we mnie niesamowicie.

Z czym należy się liczyć wstępując w szeregi Policji?

Z wywróceniem życia do góry nogami. Z dyscypliną, przestrzeganiem zasad policyjnej etyki zawodowej. Z tym, że w każdej chwili możesz oddać życie za drugą osobę – i to zupełnie nieznaną. Musisz o tym pamiętać, mieć to z tyłu głowy. Z tym, że robota może stać się ważniejsza od bliskich, od rodziny. Że będziesz musiał dostosowywać się do różnych sytuacji, być jak kameleon. Musisz radzić sobie z problemami wynikającymi z charakteru pracy. Są stresy, nerwy, różne negatywne emocje. Nad tym trzeba zapanować. Na to nie ma czasami godzin, na to są sekundy.

Co byś powiedział młodym ludziom, którzy rozważają podjęcie służby w tej formacji?

By nie myśleli o Policji tylko w kategorii stałej pracy. W ciągu krótkiej chwili w wyniku jakiegoś zawirowania policjant zostaje sam na pastwę losu i traci wszystko. By dbali o swoje bezpieczeństwo nie tylko na zewnątrz w kontaktach z przestępcami, ale również w relacjach z innymi policjantami, gdyż wielokrotnie życie pokazuje, że najlepszy przyjaciel może okazać się największym wrogiem.

Wspomniałeś kiedyś, że Policja była i nadal jest Twoją miłością. Za co można ją kochać?

Kwestia indywidualna i ocena każdego człowieka, który w tych strukturach pracował bądź pracuje. Zaangażowanie i poświęcenie się robocie. Ja kochałem ją za to, że mogłem pomagać ludziom i dawało mi niesamowitą satysfakcję zamykanie przestępców. Możliwość realizowania samego siebie, tego, co chciałem robić i w czym czułem się dobry. W pewnym stopniu stała się dla mnie priorytetem, któremu się poświęciłem. Czułem się potrzebny i ważny w pewnym ogniwie tego łańcucha.

Marcin Miksza, archiwum własne

Wróciłbyś tam z powrotem?

Bardzo chciałbym wrócić. Z drugiej strony nie wiem czy potrafiłbym pracować z tak dużym poświęceniem i zaangażowaniem dla obecnego kierownictwa CBŚP. Zawiedli mnie jako policjanta, podwładnego, człowieka, który w ciężkim momencie potrzebował ich wsparcia. Ja nie oczekiwałem pomocy w sprawie, chciałem tylko tego, by nam nikt w walce z tym kurewstwem nie przeszkadzał, nie wrzucał kłód pod nogi. Nie chciałbym współpracować z tchórzami i kłamcami, z ludźmi, którzy odwrócili się nas, którzy dla podtrzymania zainteresowania sobą w oczach innych osób niszczyli naszą reputację, nasz wieloletni dorobek. Kiedyś słyszałem historię…w pewnym mieście w lokalu rozmawia kilku bandytów..i jeden z nich obejrzał o nas program w TVN i mówi dobrze mu chujowi pies pierd ganiał mnie…chuj z nim…wziął łyka piwa, pomyślał i kontynuuje…ja pierdole jaka ta psiarnia jest pojebana takich ludzi wypierd…Dlatego uważam że to policja CBŚP przegrało, nie my, bo my walczymy a oni pokazali, że są słabi, że ważniejsze jest dla nich stanowisko, awanse. Nie pokazali charakteru. Być może to wynika z tego, co mówiłem wcześniej, bali się walczyć o swoich, bo by im zaraz jakieś buty BSW uszyło. Chciałbym natomiast pokazać innym policjantom, że można walczyć z policyjną patologią w polskiej policji i można z tym wygrać. Wrócę tam!

Czy służby mundurowe czerpią z wiedzy i doświadczenia emerytowanych policjantów?

Nie. Absolutnie. Jest wielu policjantów doświadczonych zawodowo, którzy w wyniku zmian politycznych zostali „zmuszeni” do odejścia ze służby. To ogromna strata, doświadczenie zawodowe i życiowe kreśli się poglądami politycznymi. Tego nie da się nadrobić propagandą polityczną o statystyce. Licytowaniem się która władza, który rząd jest lepszy dla Policji i lepiej dba o bezpieczeństwo społeczeństwa. I tutaj znów wracamy do tematu „nieoszczędzania na bezpieczeństwie”. Nasze państwo musi być bardzo bogate skoro pozbywa się tak dobrych gliniarzy.

W jaki sposób byli funkcjonariusze CBŚP mogą wykorzystać swój potencjał na rynku cywilnym?

Jak każdy inny policjant zatrudniając się biurach ochrony detektywistycznych, zakładając własne firmy tego samego pokroju. Przy czym funkcjonariuszy CBŚP od pozostałych różni to, że z racji działania na terenie kraju poznają ludzi ze środowiska przestępczego większego kalibru. Mówiąc krótko, dostają czasami propozycje i z nich korzystają. Podkreślam nie wszyscy, ale zdarzają się takie sytuacje. Skoro państwo ich zostawiło, to dlaczego mieliby być wobec niego lojalni? – myślą.

Czy dobrzy gliniarze przechodzą na ciemną stronę?

Zdarzają się takie przypadki, ale już na mniejszą skalę. Każdy dobry policjant ma do siebie i swoich osiągnięć szacunek, nie da się skurwić. Otrzymuje różne propozycje, ale nie po to kilka lat pracował nad swoją reputacją, aby dać się wciągnąć w jakieś krzywe biznesy. Wiem, jakie bajki o policjantach potrafią tworzyć „fachowcy” z BSW, o układach gliniarzy ze światem przestępczym. Chcą czymś błyszczeć w towarzystwie lub przed kierownictwem, tworzą opowieści mchu i paproci. Tego typu historyjki trzeba dzielić na cztery lub całkowicie włożyć między bajki. Jeśli masz w sobie krew psa, nie skundlisz się, bo to jest wewnątrz Ciebie.

A Ty się nie skundliłeś?

Kiedyś powiedziałem: nająłem się na psa i szczekałem jak pies. Krążyły o mnie różne opowieści. Najczęściej płynęły od osób którym w znacznym stopniu zależało na tym, aby zszargać moją opinię. To ,że wyglądam jak bandzior, nie znaczy że nim byłem bądź jestem. Pewnym osobom zależało na tym, by zrobić ze mnie bandytę. Tworzono o mnie takie historie o działaniu przestępczym, że krew mnie zalewała. Gdyby tak było, odszedłbym ze służby po nabyciu praw emerytalnych i zajął się bandytką. Czy wiesz, że po moim zawieszeniu dotarła do mnie informacja, iż mam plantacje marihuany? Zastanawiałem się jakim trzeba być hipokrytą i durniem, by tworzyć takie historie – gdzie jest granica głupoty i fantazji osób, które są autorami tych bredni? W firmie przyklejono mi łatę przestępcy, a na ulicy bandyci bluzgali na mnie za to, że ich ścigam. Z kim ja miałem robić interesy i jakie skoro ich wszystkich chciałem zamknąć!? W mojej ocenie nie da się pogodzić bycia dobrym psem i jednocześnie bandytą.

Jakie pokusy czekają na gliniarzy?

Standardowo: pieniądze, życie w luksusie, dobre fury, super laski. Życie na wysokim poziomie. Wierz mi, dobry gliniarz wie, czym to się kończy, nie chce życia jak świnia: na bogato, ale krótko. Założenie jest proste, tak jak wspomniałem wcześniej, nie można pogodzić bycia dobrym policjantem, który czyści miasto z byciem skorumpowanym psem.

Jak na to wszystko patrzysz obecnie z perspektywy czasu? Czego Cię nauczyła Twoja własna historia?

Warto było być psem! Gdybym cofnął czas, niczego bym nie zmienił. Ani siebie, ani tego co robiłem. Są osoby, które uważają mnie za bandytę, co mnie bardzo boli. Uważam, że zrobiłem kawał bardzo dobrej roboty. Zostawiłem tam coś dobrego. Można mnie nie lubić, ale mam poczucie, że należy szanować moje osiągnięcia. W tym momencie pozdrawiam kierownictwo CBŚP – pomimo wbicia mi noża w plecy. Ktoś ostatnio powiedział mi „Borys Ty jeszcze podziękujesz, że mimo tego w jaki sposób ktoś oderwał Cię od roboty, bo Ciebie pługiem nie można było oderwać… doczekałbyś się zawału lub udaru”. I chyba gdzieś w tym jest prawda, oddałem się tej służbie, oddychałem tym. Miałem i mam moralny kręgosłup. Nie żałuję niczego.

Jesteś fighterem, będziesz walczył do końca?

Nie poddam się i oni o tym wiedzą, a jak nie wiedzą, to właśnie się dowiedzieli. Kilkanaście lat z ogromnym zaangażowaniem walczyłem z przestępcami na ulicy. Niestety los i pewne osoby doprowadziły do tego, że dzisiaj muszę walczyć z polskimi organami ścigania. To jest bardzo bolesne, ale mam w sobie dużo siły i wytrwałości.

Dziękuję za rozmowę

Facebook