Były dla mordercy bardzo łatwym celem

Najsłynniejszy list napisany rzekomo przez Rozpruwacza, źródło fot.Wikipedia, oryginalna fotografia w zbiorach National Archives, MEPO 3/142

Brytyjscy śledczy nie kierowali się wyłącznie statystyką. A przecież nie byłoby dla nich wielkim problemem ogłosić, że John Pizer, Aron Koźmiński czy którykolwiek z pozostałych podejrzanych, najlepiej z jakimś stopniem ograniczenia umysłowego, był Rozpruwaczem. Wystarczyłoby wymusić na nim przyznanie się i potem doprowadzić do skazania. Brytyjczycy sto trzydzieści lat temu rozumieli coś, czego nasi śledczy nie nauczyli się do tej pory – że tak zwana pomyłka wymiaru sprawiedliwości (a w rzeczywistości wymuszenie przyznania i dorobienie do niego łańcucha poszlak) jest jeszcze bardziej żenująca niż pozostawienie sprawy bez rozwiązania.

Z Bartłomiejem Błaszczykiem – prawnikiem, ripperologiem, pasjonatem historii kryminalistyki i autorem książki „Kuba Rozpruwacz. Analiza kryminalistyczna” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Kuba Rozpruwacz, znowu Kuba Rozpruwacz. Dlaczego zabójca ten wciąż daje o sobie znać, nieustannie wzbudza zainteresowanie wśród naukowców, badaczy historii kryminalistyki?

Ludzie od zawsze lubili zagadki kryminalne, a każda niewyjaśniona zbrodnia pociąga za sobą fascynację. Kim był człowiek, który dopuścił się tak okrutnych czynów? Czy trzeba być urodzonym potworem? A może do brutalnej zbrodni zdolny jest grzeczny syn sąsiadów albo przykładny ojciec rodziny i wzorowy mąż? Niewyjaśnione zbrodnie zawsze znajdowały jakieś miejsce w kulturze popularnej, a morderstwa Kuby Rozpruwacza są chyba najsłynniejszą niewyjaśnioną zagadką kryminalną. Prawdę mówiąc, na popularność tego przypadku wpłynęło wiele czynników. I nie chodzi tu tylko o seksualny charakter zbrodni. Dużą rolę w powstaniu legendy Kuby Rozpruwacza miała dziewiętnastowieczna prasa, która nie tylko nagłośniła przypadek ze skutecznością internetowych portali, ale jeszcze sama brała czynny udział w poszukiwaniu sprawcy. A może raczej w poszukiwaniu sensacji, samemu podgrzewając atmosferę. Do tego dochodzi jeszcze tło historyczne, napięta sytuacja gospodarcza i społeczna końcówki XIX wieku. W istocie rzeczy, zbrodnie Rozpruwacza nie są wcale szczególnie wyjątkowe. To ich otoczka historyczna i społeczna przesądziła o popularności tego przypadku.

Na czym w zasadzie polega fenomen Rozpruwacza?

Kuba Rozpruwacz dość wcześnie przeniknął do popkultury. Być może to zabrzmi dziwnie, ale jest swoistym celebrytą świata seryjnych zabójców. Jeśli miałbym go z kimś porównać, chyba tylko Ted Bundy dorównuje mu rozpoznawalnością. Z tą jednak różnicą, że Rozpruwacza nigdy nie udało się ująć. Jak wspomniałem, swoją popularność Rozpruwacz zawdzięcza jednak bardzo wielu czynnikom, w tym przede wszystkim wczesnym nagłośnieniem sprawy i aktywnością prasy, która prześcigała się w teoriach spiskowych na temat tożsamości zabójcy. Co znamienne, w tej popkulturze Rozpruwacz pozostał do dzisiaj. Co jakiś czas słyszymy nowe rewelacje dotyczące zbrodni, kolejni autorzy próbują przekonać świat, że właśnie znaleźli rozwiązanie wielkiej wiktoriańskiej tajemnicy. Dość zresztą powiedzieć, że na początku obecnego stulecia głosami Brytyjczyków Kuba Rozpruwacz został wybrany Najgorszym Brytyjczykiem w plebiscycie organizowanym przez BBC History Magazine. Czy dlatego, że rzeczywiście był gorszym człowiekiem niż na przykład jego kontrkandydat, faszysta Oswald Mosley, który przecież faszyzm popierał całkowicie świadomie, gdy co do poczytalności Rozpruwacza nie możemy mieć żadnej pewności? Niekoniecznie, raczej dlatego, że większość głosujących spośród wszystkich kandydatów najwięcej słyszała właśnie o Rozpruwaczu. Pomijam tu już zupełnie fakt, czy najbardziej osławiony brytyjski zabójca w ogóle był Brytyjczykiem – tego przecież również nie można potwierdzić.

Jakie mity, legendy narosły wokół morderstw do których doszło 131 lat temu w Whitechapel?

Jak łatwo się domyślić, jest ich całkiem sporo. I tak na przykład, niektóre teorie spiskowe sugerują sprawstwo znanych postaci – Lewisa Carrolla, Waltera Sickerta czy wnuka królowej Wiktorii. To, że policja nie zatrzymała sprawcy może oznaczać, że w istocie nie chciała doprowadzić do jego schwytania. Jednym z takich mitów jest również fakt, że ofiary Rozpruwacza znały się. Nie ma na to żadnych dowodów, nawet pomimo faktu, że Catherine Eddowes czasem podpisywała się jako Mary Ann Kelly – a zatem bardzo podobnie, jak nazywała się piąta ofiara kanoniczna. Takie zbiegi okoliczności są zresztą bardzo częste w przypadku morderstw w Whitechapel. Wiesz na przykład, że kilka dni przed śmiercią wspomniana już Eddowes powiedziała nadzorczyni noclegowni, że zna tożsamość Rozpruwacza i zamierza go wydać w zamian za nagrodę? To oczywiście stanowi świetne pole do dalszych spekulacji. Niektórzy zwolennicy tzw. teorii królewskiego spisku uważają na przykład, że wnuk królowej Wiktorii miał potajemnie ożenić się z jedną z ofiar Rozpruwacza. Inni, że lekarz królewski musiał być zamieszany w sprawę – w końcu jedna z ofiar cierpiała na kłębuszkowe zapalenie nerek, a dr Gull specjalizował się między innymi w leczeniu nerek właśnie.

Co możemy powiedzieć o ofiarach zbrodni kanonicznych?

Że były dla mordercy bardzo łatwym celem. Ich życiorysy są zresztą bardzo podobne. Wszystkie pięć kobiet miało nieudane życie rodzinne, wywodziło się z najniższych klas społecznych, cierpiało z powodu problemu alkoholowego i z uwagi na wiktoriańską moralność i podejście do kwestii dobroczynności nie bardzo mogły liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Jeśli nie miały domu – jak cztery z pięciu ofiar – musiały skądś wziąć pieniądze na opłacenie miejsca w noclegowni (nie była to darmowa usługa). Stąd prędzej czy później i tak stawały przed wyborem – prostytucja albo noc na mrozie. Z uwagi na ich nałóg rodziny zrywały z nimi kontakt, nie mogły liczyć na niczyje wsparcie – ale chyba też nie było w nich woli poprawy. Znów posłużę się tu przykładem Catherine Eddowes – ciężko chora, cierpiąca na tyle, że z powodu kłębuszkowego zapalenia nerek zgodziła się na pobyt w szpitalu (co w XIX wieku uznawane było za ostateczność), i tak nie zerwała z nadużywaniem alkoholu, a noc przed śmiercią wypiła tyle, że musiała zostać odstawiona na komisariat dla otrzeźwienia. Jedynym wyłamującym się z tego trendu przypadkiem jest Mary Kelly, ostatnia ofiara Rozpruwacza, najmłodsza i o nieco wyższym statusie społecznym, a do tego dysponująca wynajętym mieszkaniem. Jednakże także i jej życie nie oszczędzało. Przypuszcza się na przykład, że mogła paść ofiarą handlu ludźmi i była przetrzymywana we francuskim domu publicznym. Kelly miała zresztą świadomość swojego nieszczęśliwego losu. Jednej z koleżanek na kilka dni przed śmiercią mówiła, by uważała na siebie i nie skończyła tak, jak ona.

Czy badając sprawę Kuby Rozpruwacza pod kątem wiktymologii można stworzyć profil ofiar tego mordercy?

Uważam, że to skomplikowana kwestia. Ofiary Rozpruwacza miały tylko jedną wspólną cechę – trudniły się prostytucją. Ludzie tej profesji są generalnie bardzo łatwym celem dla przestępców, tak dzisiaj, jak i sto trzydzieści lat temu. Jako przykład można wziąć choćby ofiary Roberta Picktona. Dodatkowo, z jednym wyjątkiem były to kobiety w średnim wieku – a więc mogące mieć większe trudności ze znalezieniem klienta, a co za tym idzie – bardzo nastawione na szukanie kontaktu. Uważam, że Kuba Rozpruwacz nie kierował się zbyt wyrafinowanym kluczem przy doborze swoich ofiar. Trudno jednak mieć co do tego pewność – z pięciu ofiar kanonicznych, za życia sfotografowana została tylko jedna, stąd nie wiadomo, czy nie miały jakichś szczególnych cech wspólnych. Z oczywistych względów, sam sprawca również nie udzieli nam żadnych odpowiedzi. Rozpruwacz nie jest zresztą sprawcą zorganizowanym. Działał pod wpływem impulsu, jeśli już planował, to ograniczał się jedynie do samego sposobu nawiązania kontaktu i zadania śmierci. Z opisów wynika, że mógł zwabiać ofiary swoim wyglądem, być może oczekując, by to one zainicjowały kontakt. Każda z ofiar była w trudnej sytuacji finansowej i potrzebowała pieniędzy, to samo można jednak powiedzieć o znacznej części mieszkańców Whitechapel. Moim zdaniem, poszukiwał po prostu jak najprostszego ujścia dla swoich potrzeb, a ofiary wybierał przypadkowo. Oczywiście, w oparciu o dostępne dane można stworzyć profil wiktymologiczny – jednakże nie będzie on zbyt przydatny dla wyjaśnienia sprawy. Wydaje się, że ofiarą Rozpruwacza mogła paść każda prostytutka, która potrzebowała pieniędzy i liczyła na zamożniejszego klienta. Te pięć kobiet – jakkolwiek cynicznie to nie zabrzmi – po prostu miało niewiarygodnego pecha.

Jakie błędy popełnili ówcześni śledczy?

Chętniej powiem na początek, jakiego błędu nie popełnili, a co bardzo często zdarza się współcześnie. Zwróć uwagę, że sprawa pozostała niewyjaśniona. Brytyjscy śledczy nie kierowali się wyłącznie statystyką. A przecież nie byłoby dla nich wielkim problemem ogłosić, że John Pizer, Aron Koźmiński czy którykolwiek z pozostałych podejrzanych, najlepiej z jakimś stopniem ograniczenia umysłowego, był Rozpruwaczem. Wystarczyłoby wymusić na nim przyznanie się i potem doprowadzić do skazania. Brytyjczycy sto trzydzieści lat temu rozumieli coś, czego nasi śledczy nie nauczyli się do tej pory – że tak zwana pomyłka wymiaru sprawiedliwości (a w rzeczywistości wymuszenie przyznania i dorobienie do niego łańcucha poszlak) jest jeszcze bardziej żenująca niż pozostawienie sprawy bez rozwiązania. O takiej pomyłce zresztą traktuje książka mojego kolegi, dra Andrzeja Gawlińskiego, która ukazała się równolegle z moją. Wracając do pytania – mówiąc o błędach dawnych śledczych, trzeba pamiętać o ograniczeniach epoki. W XIX wieku śledczy nie mogli ujawnić i zabezpieczać śladów linii papilarnych, nie mogliby nawet wskazać, czy krew znaleziona na miejscu zdarzenia pochodzi od człowieka. Biorąc pod uwagę te kwestie, największym błędem, jaki można zauważyć, jest ignorancja wyższego szczebla władz londyńskiej policji. Działania nie były prowadzone sprawnie i w sposób skoordynowany, dla nich były to po prostu kolejne przypadki zabicia mało ważnej prostytutki z ubogiej dzielnicy. Kto by się nimi przejmował? Na nieszczęście dla Warrena [ówczesnego szefa londyńskiej policji] i jemu podobnych, okazało się, że całkiem sporo osób. Londyńska prasa działała o wiele sprawniej niż źle zarządzana policja. Kiedy Warren bał się o swoją pozycję i nakazał usuwanie śladu w postaci napisu na ścianie, dziennikarze i zwykli obywatele na własną rękę próbowali schwytać zabójcę. Powołano Straż Obywatelską dzielnicy Whitechapel, jednego dziennikarza schwytano, gdy przebrany za prostytutkę przechadzał się ulicami, licząc na to, że schwyta zabójcę. Policjanci wysokiego szczebla w tym samym czasie jedynie przerzucali się odpowiedzialnością za kolejne niepowodzenia. Mam wrażenie, że dopiero przy ostatniej kanonicznej zbrodni policjanci naprawdę wiedzieli, co robić. Na miejscu zdarzenia wykonano zdjęcia, mieszkanie Kelly zabezpieczono w taki sposób, by uniemożliwić postronnym dostęp do miejsca zbrodni, skutecznie kontrolowano wyciek informacji do mediów, zwłoki nareszcie sekcjonował ktoś kompetentny (czyli dr Thomas Bond), kto nie pozwolił na ich obmycie przed rozpoczęciem prac – a nawet, kto był obecny na miejscu zbrodni. Inna sprawa, że ten przypadek był też inny od pozostałych – nie wydarzył się na otwartej przestrzeni, ale w pomieszczeniu, łatwiej było więc utrzymać kontrolę nad miejscem zdarzenia.

Czy dziś tego rodzaju zaniedbania mogłyby mieć miejsce?

Obawiam się, że po części tak. Inne będą jednak ich przyczyny. O ile policjantów z dziewiętnastego wieku z nieprawidłowości może tłumaczyć niewiedza i w pewnym stopniu niedoświadczenie, o tyle obecnie jest to raczej rutyna, ślepe ufanie nauce, a także wspomniane już kierowanie się statystyką. Jeśli jeszcze w XXI wieku przyczyną błędów jest również niewiedza – to wolę o tym nie wiedzieć.

Czytając książkę „Kuba Rozpruwacz. Analiza kryminalistyczna” zauważyłam, że w sprawie morderstw popełnionych w Whitechapel pojawiło się mnóstwo teorii. Przede wszystkim istnieje całkiem długa lista podejrzanych, którzy mogli być Kubą Rozpruwaczem. Dlaczego tak trudno było namierzyć właściwego sprawcę?

Po pierwsze, trzeba pamiętać, że nie wszyscy podejrzani omówieni w mojej książce byli brani pod uwagę przez policję jako potencjalni sprawcy. Największym wyznacznikiem jest tutaj oczywiście tzw. Memorandum Macnaghtena. To właściwie taka notatka służbowa, w której jeden ze śledczych wskazał tożsamości oraz krótkie życiorysy głównych podejrzanych. Większość teorii spiskowych powstała dużo później i należy je traktować raczej jako ciekawostkę, aniżeli poważne rozważania naukowe. Trudności wykrywcze wynikały przede wszystkim z niedostatków ówczesnej techniki. Jak już mówiłem – brak możliwości wykorzystania podstawowych dzisiaj środków dowodowych, brak jednego mechanizmu dla postępowania na miejscu zdarzenia. Angielscy policjanci mieli naprawdę bardzo niewielkie możliwości, żeby zatrzymać sprawcę niezwiązanego w żaden sposób ze swoją ofiarą. O ile w przypadku, gdy zabójca znał swoją ofiarę, dziewiętnastowieczne techniki i logiczne rozumowanie mogły być wystarczające do wykrycia sprawcy i udowodnienia winy przed sądem, o tyle przy nieznanym sprawcy zadanie było zdecydowanie bardziej utrudnione. To samo dotyczy zresztą nie tylko angielskiej policji – tego typu przestępstwa przerastały po prostu ówczesne możliwości. Po drugie – bardzo często zastanawiam się, czy rzeczywiście sprawca nie został wykryty? Co najmniej dwóch spośród wskazanych przeze mnie podejrzanych cierpiało z powodu poważnych dolegliwości natury psychicznej. Obaj mężczyźni zostali umieszczeni w zakładach zamkniętych niedługo po popełnieniu zbrodni w Whitechapel. Czyny przypisywane Rozpruwaczowi zaś ustały po zamordowaniu Mary Jane Kelly (oczywiście przy założeniu, że nie zmienił w znaczący sposób swojego sposobu działania, co jednak wydaje się mało prawdopodobne). Być może po prostu śledczy zadziałali w sposób bardziej subtelny i bez rozgłosu? Uważam, że istnieje takie prawdopodobieństwo. Po odejściu Warrena ze służby nie było już w policji władz, które tak pilnie potrzebowałyby sukcesu dla poprawy swojego wizerunku. Takie rozwiązanie zresztą sugeruje Memorandum Macnaghtena w stosunku do Arona Koźmińskiego (opisanego tam jako Aron Kamiński, co dodatkowo może wskazywać na jeszcze innego Żyda o polskich korzeniach). Nie chcę jednak o niczym przesądzać – to, o czym przed chwilą powiedziałem, to wyłącznie moje domysły. Brak jest dokumentów, które by je potwierdziły, a próbując powiązać poszlaki dopasowując je do teorii zrobiłbym dokładnie to samo, co Patricia Cornwell w swojej książce. A tego wolałbym jednak uniknąć.

Czy posiadając aktualną wiedzę z dziedziny kryminalistyki, medycyny sądowej, kryminologii i bazując na dokumentach dotyczących sprawy Rozpruwacza, istnieje realna możliwość uzyskania odpowiedzi na pytanie: kim był zabójca prostytutek?

Nie. No, chyba że stanie się cud i odnalezione zostaną jeszcze inne, nieznane dziś dowody. Co z kolei wcale nie jest tak bardzo nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, jak wiele materiałów dotyczących sprawy wypłynęło po roku 1988, gdy za sprawą setnej rocznicy i zainteresowania FBI wzmógł się rozgłos wokół przypadku Rozpruwacza. Wtedy pojawiło się kilka oryginalnych listów z epoki, jedna fotografia z miejsca zdarzenia. Nie wiadomo, co prawnukowie ówczesnych śledczych odkryją jeszcze na swoich strychach i w swoich piwnicach.

Czy Twoim zdaniem możliwe jest, że w ciągu ostatnich kilku lat zamordowano i okaleczono ciało ofiary w sposób, w jaki działał Kuba Rozpruwacz? Czy zdarzają się naśladowcy tego typu przestępstw?

Oczywiście, zdarzają się naśladowcy wzorujący się na innych seryjnych przestępcach, z takim przypadkiem mieliśmy zresztą do czynienia również na terenie Polski. Nie spotkałem się jednak z nikim na terenie Polski, kto wprost wskazywałby, że wzorował się na Kubie Rozpruwaczu. W skali światowej udało mi się natomiast natrafić na jeden przypadek sprawcy, który swoim postępowaniem miał w jakiś sposób naśladować zbrodnie Kuby Rozpruwacza. W 2008 roku czterdziestosiedmioletni wówczas Derek Brown został skazany za zamordowanie dwóch kobiet, które zaczepiał – podobno celowo – właśnie w dzielnicy Whitechapel. Na tym jednak powiązania się kończą – Brown miał dokonać morderstw we własnym domu, a ciała ofiar rozczłonkować. Nie zostały zresztą nigdy znalezione, co nie przeszkadzało w skazaniu Browna na dożywotnie pozbawienie wolności z możliwością ubiegania się o zwolnienie po upływie 30 lat. Sam Brown nie wskazywał jednak bezpośrednio na to, by stawiał Rozpruwacza na wzór – taki wniosek wysnuli śledczy na podstawie literatury, jaką Brown miał w domu. Były to jednak zbrodnie innego rodzaju – przygotowane, przeprowadzone w zamkniętym pomieszczeniu – w znacznym stopniu różniły się zatem od oryginałów. Zbrodnie naśladowcy Rozpruwacza musiałyby zostać zaplanowane, co oznacza, że popełniłby je raczej sprawca zorganizowany, mający określony komunikat do przekazania – tak jak wspomniany Brown, który podobno mówił znajomym, że chce, by o nim usłyszano. Sprawca zmierzający do zaspokojenia swojego popędu – a takim prawdopodobnie był sam Rozpruwacz – w pierwszej kolejności dbałby raczej o swoją satysfakcję, a nie o odwzorowanie szczegółów. Tak też mogło być w przypadku Browna, u którego jedynym nawiązaniem do Rozpruwacza jest w zasadzie miejsce, w którym wybierał ofiary. Oczywiście, teoretycznie jest możliwe, aby taki dokładny naśladowca się pojawił. Jednakże chcąc zabijać w takich samych warunkach, jak jego idol, musiałby liczyć się z trudniejszymi warunkami, niż w przypadku pierwowzoru. Nie zmienia to faktu, że motyw naśladowcy Rozpruwacza co jakiś czas przewija się w popkulturze. Pierwszą historią tego rodzaju jest chyba książka „The Lodger” autorstwa Marie Adelaide Belloc Lowndes – film na jej podstawie w 1927 roku nakręcił sam Alfred Hitchcock, a później była jeszcze wielokrotnie ekranizowana. Kilka lat temu, jeszcze zanim rozpocząłem prace nad książką, natknąłem się na brytyjski serial Morderca z Whitechapel, w którym w pierwszym sezonie sprawca kopiował właśnie zbrodnie Rozpruwacza. Jak już mówiłem – sprawa Rozpruwacza jest wodą na młyn dla popkultury. To zaś również może stanowić jakąś inspirację dla naśladowcy.

Jak współczesna wiedza o naturze ludzkiej, psychice i umyśle mordercy radzi sobie z rozwiewaniem wątpliwości związanych z popełnianymi zbrodniami, zbrodniami o których chociażby głośno jest w mediach?

To bardzo dobre pytanie. Profilowanie kryminalne jest obecnie bardzo modne. Jednakże kiedy porówna się profil sporządzony przez Thomasa Bonda w 1888 roku na potrzeby sprawy Rozpruwacza z tym przygotowanym przez FBI sto lat później okaże się, że są łudząco podobne, jeśli chodzi o przedstawione wnioski. Nie zmienia to jednak faktu, że sporządzenie profilu nieznanego sprawcy bardzo ułatwia pracę śledczą, szczególnie w przypadku, gdy wykluczy się sprawstwo osób, które ofiara znała. Komuś, kto poszukuje jakichś podstawowych informacji na temat profilowania, mógłbym polecić książkę dra Bogdana Lacha napisaną we współpracy z Katarzyną Bondą. W bardzo przystępny sposób opisuje się tam pracę profilera i ciekawe przypadki, w których taki profil okazał się użyteczny. Spotkałem też pana doktora kilka razy, jestem pewien, że posiada na ten temat o wiele większą wiedzę niż ja – dlatego z czystym sumieniem odsyłam do tej oraz pozostałych jego publikacji na ten temat.

Z jakimi wyzwaniami musi zmierzyć się ripperolog, jaka w zasadzie jest jego rola?

Być może rozczaruję teraz wiele osób, ale ripperologia to mimo wszystko bardziej ciekawe hobby, niż nauka. Wyzwaniem jest przede wszystkim krytyczna analiza istniejącego materiału oraz konieczność stałego pilnowania się przy przygotowywaniu publikacji. Każdy ma jakieś opinie na temat mniej lub bardziej prawdopodobnej kandydatury na sprawcę morderstw w Whitechapel, jednakże ze względu na ograniczone materiały trudno jest udowodnić jakąś tezę w sposób wiarygodny. Inaczej osiąga się rezultat na poziomie Patricii Cornwell, która w swojej pracy nagina fakty i dostosowuje je do wymyślonej przez nią teorii o sprawstwie znanego brytyjskiego malarza. Oczywiście, badacz zawsze ma nadzieję na znalezienie dowodów na sprawstwo konkretnej osoby, a każdy, kto słyszy, że jakiś czas poświęciło się badaniu tej sprawy prędzej czy później zapyta „To kto w końcu zabił?”. Należy też pamiętać, że bardzo duże znaczenie przy badaniu takiej sprawy ma tło historyczne. I nie chodzi mi tylko o rozwój kryminalistyki i wiedzę dostępną w tamtym czasie. Kiedy zbierałem materiały do książki, czytałem o medycynie w dziewiętnastym wieku (w końcu jedna z ofiar cierpiała na kłębuszkowe zapalenie nerek), o codziennych obyczajach epoki, ubiorze, różnicach społecznych. Świetne źródło informacji stanowiła na przykład książka „Kobieta epoki wiktoriańskiej” Agnieszki Gromkowskiej-Melosik. Takie informacje są niezbędne, żeby odnaleźć się w badanym przypadku i Kuba Rozpruwacz nie jest tu wyjątkiem. Jeśli nie lubi się ciekawostek historycznych albo danego okresu w historii, lepiej nie zajmować się przypadkiem, który wydarzył się w danych czasach. Podobnie jest zresztą z każdym takim przypadkiem – nie wydaje mi się, żeby można było zajmować się poważnie na przykład przypadkiem Jeffreya Dahmera, nie wiedząc nic o środowisku homoseksualnym lat 70. I 80. albo o sprawie Dreyfussa bez zbadania stosunków politycznych we Francji na przełomie XIX i XX wieku.

Czy po analizie kryminalistycznej Kuby Rozpruwacza zamierzasz prowadzić dalsze badania i czy będą one miały związek z równie mrocznymi historiami?

Być może. Chwilowo zajmuję się nieco innymi aspektami przestępczości, ale pozostaję na gruncie dziewiętnastego wieku. Są takie zbrodnie, które wydają mi się pod wieloma względami fascynujące. Przykładowo, niemiecki przypadek z Hinterkaifeck, czy łódzki Zabójca z pikiety. Nie chcę jednak zdradzać szczegółów. Lepiej być przyjemnie zaskoczonym, niż rozczarowanym.

Dziękuję za rozmowę

Facebook