Watahy morderców. „Sfora” Przemysław Piotrowski

fragm.okładki/: Wyd. Czarna Owca

Opowiem Wam bajkę. O śmierci, smrodzie i przerażającym widoku rozczłonkowanych ciał. To jak, zaczynamy? Dawno, dawno temu – było to naprawdę kopę lat temu, gdyż obficie prószył śnieg – znaleziono zwłoki. A potem kolejne, i jeszcze kolejne. Jak to w tego typu przypadkach bywa, powołano grupę śledczą celem ustalenia kto i dlaczego morduje. I gdy już się wydawało, że bystrzaki depczą psychopacie po piętach, a jego zatrzymanie jest „kwestią czasu”, w lesie rozległ się chichot. Śmiech sardoniczny, parszywy rechot setek zgładzonych istot. A zaraz po nim, niekończące się salwy śmiechu mordercy. K-O-N-I-E-C. Ale nie dla Was, drodzy Czytelnicy. Dla Was to dopiero początek. Początek przygody z kryminalną „Sforą”.

Kilka dobrych dni zastanawiałam się, jak zachęcić do lektury, nie zdradzając przy tym zbyt wielu informacji. Zdecydowanie kryminał, ale nie taki, „jak każdy”. Mocniejszy, mroczniejszy, ostrzejszy. Jest jak stary, dobry alkohol, trzymany w jeszcze starszej piwnicy, trunek, którym należy się delektować odkrywając jego coraz to wyborniejsze nuty smakowe. W czym zatem tkwi fenomen „Sfory”? Zagadkowość zbrodni, barwność postaci, świetni śledczy o nieco pokrętnej psychice i paskudnej przeszłości (tacy są najciekawsi). Morderca – inny niż znani mi dotychczas. Modus operandi sprawcy pozostawiający wiele do życzenia śledczym, by wreszcie coś zrobili, bo ileż można odnajdywać na kartach powieści zmasakrowanych ciał. Ciekawy i niebanalny pomysł na śledztwo, wnikliwość, doskonałe zorientowanie w zakulisowych rozgrywkach na linii prokuratura-policja. Mam swojego ulubieńca w „Sforze” i przyznam, że zżyłam się z nim, tak jak tylko czytelnik może zżyć się z bohaterem powieści. Może nie tyle co utożsamiłam w pełni z jego filozofią życiową, ale z jakiś jeszcze niezrozumiałych dla mnie powodów, stał się kimś istotnym w całej tej historii.

„Sfora” z pewnością wyzwala emocje, także i te negatywne. Mamy bowiem do czynienia z krzywdą wobec dzieci. Siłą rzeczy oczekujemy zadośćuczynienia, spoglądamy na ręce wymiaru sprawiedliwości, mamy swoje zdanie o tym, dlaczego słabsi stają się łatwym celem do ataku. Przez kogo? No właśnie, kto stoi za zbrodniami? Człowiek, bestia, instytucja? Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie nie jest wcale prosta i oczywista. Wiktymologia potrafi zapędzić najznakomitszych profesorów w ślepy zaułek prawdy. Czy mimo wszystko śledczym uda się wytypować, namierzyć i zatrzymać seryjnego zabójcę? Nie wszystkie historie kończą się przecież szczęśliwie, prawda? Nie zawsze słychać huk wystrzeliwanych na komendach korków od szampana. Chyba, że szeregowi funkcjonariusze świętują entą dymisję entego komendanta. Każdy sukces miewa też swoją cenę. Gdzie zatem leży klucz do rozwiązania zagadki kryminalnej Przemysława Piotrowskiego?

W tej historii nie brak krwi, brudu i zapachu rozkładających się ciał. Jest zimno, mroźno, ciemno i niebezpiecznie. Mimo to, znaleźli się ludzie, którzy chcą uwolnić miasto ze szponów dzikiej bestii, zwanej także zwyrodnialcem. Mnóstwo nagłych zwrotów akcji, coraz szerzej zataczane kręgi niepewności pełne zaskakujących tez i fałszywych tropów. To właśnie dzięki tym chirurgicznym zabiegom „Sforę” czyta się tak przyjemnie. Kolejne potwierdzają narastającą skalę okrucieństwa, tym samym wzmagając lawinę pytań. Niekończących się dociekań: jak do licha mogło do tego dojść? Jak ten łajdak mógł w tak bezlitosny sposób oszpecić ofiary, znieważyć ludzkie zwłoki. Nekrofil sadysta?

Zastanówmy się. Gdzie znajdują się granice normalności zbrodni, czy w ogóle zabójstwa zawierają w sobie jakąkolwiek, nawet śladową ilość przyzwoitości? Chwileczkę. Skądś znam ten śmiech? Słyszycie? Wybrzmiewa po raz kolejny rechot mordercy, chichot dochodzący z okrytego śnieżną pierzyną lasu. Śmieje się z czytelnika. Uważajcie na siebie, nigdy nie wiadomo co kryje w sobie mrok. W „Sforze” znajdziecie klucze do tajemnic wydartym zmarłym. Kto wpadł pod koła rozpędzonego pociągu, kto został rozszarpany przez zbrodniarza na strzępy, kogo zaatakowano z zaskoczenia i jaka była jego ostatnia myśl, nim skonał. Nie tylko do takich skrytek dotrzecie. Wierzę, że listów od ofiar Hieronimek będzie więcej. Podłość i przemoc mają swoje warstwy, obierajcie je nieśpieszno, dokładnie. Z kryminałów oprócz krwi, płynie nierzadko ważna dla nas nauka. Obcowanie z książką jest nie tylko doskonałą zabawą, jest również podróżą w głąb samych siebie. Niekiedy, tak jak w „Sforze”, można odkryć znacznie więcej niż watahę złych ludzi czy misterium zła. W najciemniejszym nawet mroku czai się także i dobro, choć jest ono mniej pociągające, zaczyna stawać się towarem deficytowym. Historia zawarta w „Sforze” mogła faktycznie się wydarzyć, takie sprawy kryminalne mogły mieć miejsce. Przypadkowość? Kto wie, z pewnością dobry śledczy nos i talent do opowiadania. Tyle i aż tyle pokazał Przemysław Piotrowski. Gorąco zachęcam do lektury, tym bardziej, że kilka dni temu widziano wilka niosącego w zębach głowę psa. Tam gdzie kończy się bajka, zaczyna się literatura faktu. Nie wiadomo co bardziej przeraża. Chyba jednak zmasakrowane zwłoki zakonnicy. Bajka to czy fakt? Odpowiedzi szukajcie w „Sforze”.

Autor: Przemysław Piotrowski
Tytuł:
Sfora
Wydawca:
Wydawnictwo Czarna Owca
ISBN:
978-83-8143-604-5
Liczba stron:
536

Facebook