Z Doktorem habilitowanym Ryszardem Jaworskim, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, Kierownikiem Katedry Kryminalistyki na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego – rozmawiała Anna Ruszczyk.
Jaka jest historia powstania badań poligraficznych w Polsce?
W latach 60′ profesor Horoszowski pojechał do Stanów Zjednoczonych na stypendium, gdzie zakupił aparat. Podjął się następnie przeprowadzenia pierwszych tego typu badań w Polsce na życzenie sądów w tzw. sprawie lubelskiej i w tzw. sprawie olsztyńskiej. Opisał je w swych publikacjach, co zapoczątkowało bardziej rzeczową dyskusję wśród prawników. Sposób wykonania i przedstawienia wyników badań przez prof. Horoszowskiego w tych sprawach był krytykowany później przez innych ekspertów.
Trzeba dodać, że wcześniej profesor Horoszowski był czołowym krytykiem poligrafu w Polsce, ale po osobistym zapoznaniu się z metodą i urządzeniem zmienił swe poglądy o 180 stopni i stał się propagatorem poligrafu.
Skąd ta różnica w nazewnictwie. Przyjęło się mówić o badaniach wariograficznych?
Prawidłowym terminem jest poligraf, a nie wariograf. Nazwę wariograf zaproponował profesor Horoszowski. Nigdzie na świecie nie mówi się „wariograf”, tylko w Polsce, co zresztą nie wpływa korzystnie na współpracę międzynarodową w tym zakresie.
Wróćmy do początków, jak wyglądały te pierwsze badania?
W Stanach Zjednoczonych, gdzie skonstruowano poligraf i opracowano pierwsze testy, wykonawcą badania był odpowiednio przeszkolony policjant przesłuchujący podejrzanego. W trakcie przesłuchania, gdy miał wątpliwości odnośnie do wyjaśnień przesłuchiwanego, przerywał przesłuchanie i wykonywał test, a potem kontynuował przesłuchanie. Jeśli podejrzany się nie przyznał, to test był powtarzany. Było to przesłuchanie z użyciem poligrafu, a obiektywizm przesłuchującego podczas oceny zapisów był bardzo wątpliwy. Dopiero w latach sześćdziesiątych odrzucono taką koncepcję, a badania były osobną czynnością wykonywaną przez eksperta, bez obecności policjanta lub prokuratora. W Polsce pierwsze badania (prof. Horoszowski) były wykonywane według nowej koncepcji, tak samo jak wszystkie późniejsze. W Polsce nigdy nie stosowano poligrafu w trakcie przesłuchania.
Dziś tego typu badania są raczej rzadko wykonywane?
Faktycznie, korzysta się z nich rzadko, co jest związane z niewystarczającą wiedzą policjantów i prokuratorów w tym zakresie.
Jakie parametry są analizowane podczas badań poligraficznych? I jakie jest zastosowanie wyników badań w postępowaniu karnym?
Rejestrowane są podstawowe parametry będące wskaźnikami emocji: ciśnienie krwi wraz z pulsem (czyli funkcjonowanie układu krwionośnego), oddech oraz odruch skórno-galwaniczny, czyli – mówiąc w uproszczeniu – zmiany w przewodnictwie elektrycznym skóry. Ze zmian w tych parametrach możemy wnioskować o przeżyciach emocjonalnych badanego powstających na tle zadawanych mu pytań lub okazywanych fotografii. W przypadku testu wiedzy o czynie możemy się zorientować, czy badana osoba zna szczegóły zdarzenia. Przy testach innego typu możemy określić jakie problemy dotyczące zdarzenia pobudzają emocjonalnie osobę badaną.
Kiedy jest największa przydatność tego typu badań?
Największa przydatność ekspertyz jest we wczesnej fazie śledztwa, wtedy gdy mamy różne hipotezy co do sprawców. Praktyka wykazuje, że możemy dzięki temu skutecznie i w sposób wysoce trafny wykluczyć błędne wersje osobowe. Próby wykorzystania wyników badań niekorzystnych dla podejrzanego w sądzie jako dowód, nie spotykają się z aprobatą sądów.
Z czego to wynika?
Przede wszystkim z uprzedzeń i niewiedzy sędziów, którzy byli niechętni do akceptacji tej metody i nie starali się zdobyć wiedzy w tym zakresie, chociaż ukazało się kilka książek i wiele artykułów dotyczących badań poligraficznych. Natomiast gdy się czyta uzasadnienia wyroków sądowych, to odnosi się wrażenie, że sędziowie nie czytali tych publikacji.
No właśnie, jest Pan autorem książki „Poligraf na tropie zabójcy”, co było motywacją do jej napisania? Jaki był cel publikacji poświęconej badaniom poligraficznym?
Przede wszystkim chciałem poszerzyć wiedzę studentów prawa, prawników i policjantów. Starałem się udowodnić, że stosowane techniki badawcze pozwalają trafnie wykluczyć osoby niesłusznie podejrzewane, aby obalić podstawowy i najczęściej wysuwany zarzut wobec metody – rzekome bardzo duże ryzyko błędu wobec człowieka niewinnego. W niektórych opisanych przeze mnie przypadkach byli również badani faktyczni zabójcy, co dało okazję do wskazania różnic w zapisach pomiędzy nimi, a nietrafnie podejrzewanymi. Z przytaczanych w książce uzasadnień wyroków, postanowień o umorzeniu śledztw wynika, że nie wszyscy prokuratorzy i sędziowie wykorzystują w pełni wyniki badań poligraficznych. Niektórzy ignorują je całkowicie, albo podejmują decyzje sprzeczne z ich wynikami i dopiero dalsze ustalenia potwierdzają trafność wyniku badania poligraficznego. Do głównych przyczyn zaliczyć należy uprzedzenia i niewiedzę. Są one często połączone ze sobą, gdyż uprzedzenie powoduje niechęć do podjęcia wysiłku w celu przeczytania artykułu, a tym bardziej książki.
Czy uprzedzenia mogą wynikać z faktu, że wyniki tego typu badań są wątpliwe chociażby ze względu na to, że osoby poddane badaniom mogą doświadczać stresu wynikającego z samego udziału w badaniu, a niekoniecznie z emocji związanych ze zdarzeniem, które jest przedmiotem badań ?
Wiele zależy od rodzaju techniki badawczej. Jeżeli będzie to technika testu „wiedzy o czynie”, to wśród kilku pytań największą emocję u badanego wzbudzi pytanie o szczegół dotyczący zdarzenia (jeżeli posiada on faktycznie wiedzę dotyczącą danego zdarzenia). Emocja nie wystąpi u człowieka, który nie zna tego szczegółu. Ryzyko błędu wobec „niewinnego” prawie nie istnieje. Inne techniki badawcze zawierają pytania o bardziej zróżnicowanej treści, w tym pytania o różne formy udziału w zdarzeniu. Takie pytania mogą wzbudzić emocje także u osoby niesłusznie typowanej jako możliwy sprawca lub pomocnik sprawcy. Trzeba jednak podkreślić, że w zestawie są też inne pytania o zupełnie innej treści i one wzbudzają u „niewinnego” bardzo specyficzne emocje. Ponadto, niektóre techniki zawierają pytania specjalnie zredagowane w taki sposób, aby sprawdzić, czy emocje badanego nie są zdominowane właśnie obawą przed badaniem, nieufnością wobec badającego albo oburzeniem (gniewem), jakie u osoby bardzo uczciwej wzbudzi niesłuszne posądzenie.
Większość sędziów twierdziła, że od roku 2003 kodeks postępowania karnego pozwala stosować tego typu badania tylko na etapie śledztwa. Odrzucano wnioski o wykonanie ekspertyzy poligraficznej składane w trakcie postępowania sądowego przez oskarżonych. Problem polega na tym, że wśród ludzi, którzy chcieliby być poddani tego typu badaniom były i są osoby niewinne. Blokując możliwość wykonywania badań, pozbawiamy tych ludzi szansy wykazania, że nie brali oni udziału w zdarzeniu. Dopiero w styczniu tego roku Sąd Najwyższy wyraźnie stwierdził, że na etapie postępowania sądowego można przeprowadzać badania wobec oskarżonego. Publikacji w tym zakresie jest wiele. Kilka lat temu wydałem również książkę „Konfrontacyjne badania poligraficzne” w Instytucie Ekspertyz Sądowych. Pierwszą moją dużą publikacją poświęconą tym zagadnieniom była „Opinia z ekspertyzy poligraficznej jako dowód odciążający” wydana w 1999 roku.
Kto według Pana powinien najczęściej korzystać z tych metod badań?
Przede wszystkim prokuratorzy.
Wydawało by się, że każde nowe badanie, sposób, który ułatwia prowadzenie śledztw powinno być chętnie wykorzystywane. W końcu mogłoby przyczynić się do szybszego i skuteczniejszego wykrywania sprawców przestępstw?
Dzięki poligrafowi można skutecznie weryfikować postawione w trakcie postępowania hipotezy o udziale konkretnych ludzi w zdarzeniu, a gdy wersja była trafna, to przeważnie także określić formę tego udziału: sprawca, pomocnik, paser itp. Już samo wykluczenie nietrafnej wersji daje szansę przyśpieszenia procesu wykrycia sprawcy.
Wróćmy do samego przebiegu badania. Czy możliwe jest takie celowe działanie osoby badanej, która będzie fałszowała wyniki, próbowała zatuszować prawdę swoim zachowaniem podczas badania?
Takie zachowanie jest możliwe, ale niezbędne są do tego pewne predyspozycje osobowościowe, zaś znikomy jest odsetek ludzi posiadających te właściwości. Ponadto są sposoby, aby wykryć takie działania.
Czyli istnieje realne ryzyko wpływania na wynik badania?
Takie ryzyko istnieje, natomiast osoba, która nie miała związku ze zdarzeniem, takich działań nie będzie podejmowała. Ta osoba, która z otwartością podchodzi do badań, nie chce niczego ukrywać będzie miała zapisy zbliżone do norm fizjologicznych. Zapisy osoby próbującej coś zafałszować będą się różniły od norm fizjologicznych. Jest to jedna z ważnych przesłanek do postawienia wstępnej diagnozy. Dalsze różnice będą związane z reakcjami na pytania zadawane podczas przeprowadzanych testów.
Czy według Pana policjanci prowadzący śledztwa mają wystarczającą wiedzę w zakresie stosowania badań poligraficznych?
Nie mają takiej wiedzy. W Wyższej Szkole Policji w Szczytnie przez wiele lat wmawiano słuchaczom, że poligraf to bezwartościowe narzędzie. Dopiero od kilku lat uzyskują oni bardziej obiektywną wiedzę na ten temat.
Co Pana zdaniem jest obecnie największym problemem w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości?
W kontekście możliwości, jakie stwarza stosowana przeze mnie metoda za taki problem należy uznać zjawisko pomawiania przez aresztowanych podejrzanych innych ludzi o popełnianie różnych przestępstw. Kodeks karny zawiera przepisy (art. 60 par. 3 i 4), które człowiekowi podejrzanemu o przestępstwo daje możliwość uzyskania znacznego złagodzenia kary, jeśli ujawni okoliczności poważnych przestępstw popełnionych przez innych ludzi. Od kilkunastu lat pojawia się sporo podejrzanych, którzy chcą skorzystać z tych przepisów i obciążają różne osoby zmyślonymi faktami. Często te fakty traktowane są przez śledczych jako dowody pełnowartościowe, a wobec osób pomówionych wszczyna się śledztwo, a niekiedy nawet są aresztowane. Dotyczy to nie tylko zwykłych obywateli, ale nawet policjantów i prokuratorów. Zdarzały się przypadki pomówień sędziów, którzy byli zawieszani w czynnościach. Dopiero po długim czasie okazuje się, że pomówienia były bezpodstawne. Otóż badając za pomocą poligrafu osoby pomawiające można zweryfikować wstępnie przekazane od nich informacje. Uniknięto by wielu pomyłek. Taką praktykę od wielu lat stosują Amerykanie.
Chciałabym, abyśmy na przykładzie Pana doświadczeń związanych z przeprowadzaniem badań poligraficznych omówili kilka spraw, które udało się zbadać, rozwiązać dzięki tej metodzie.
Możemy przytoczyć pewną sprawę, którą opisałem w książce „Poligraf na tropie zabójcy”. Zdarzenie to miało miejsce w 1997 roku. Pewne małżeństwo poprosiło młodą kobietę o opiekę nad małym dzieckiem w ich mieszkaniu podczas ich nieobecności. Miała się opiekować dzieckiem przez całą sobotę oraz sobotni wieczór. Rodzice dziecka znaleźli ją martwą po powrocie, w niedzielę. Motyw był zagadkowy; wprawdzie niektóre szafy były pootwierane, a przedmioty były porozrzucane, ale w taki sposób, który świadczył o pozorowaniu motywu rabunkowego. Szybko wykluczono też motyw seksualny, gdyż nie stwierdzono żadnych czynności na tle seksualnym wobec dwudziestotrzyletniej kobiety. Zainteresowano się jej mężem. Okazało się, że miał on już od pewnego czasu romans z inną kobietą. Co ciekawe ubezpieczył swoją żonę na dość dużą kwotę. W mieszkaniu w którym doszło do zabójstwa nie było żadnych śladów siłowego wejścia do mieszkania.
Mogło to wskazywać na to, że ofiara znała sprawcę.
Taki wniosek wyciągnęli policjanci, a osobą znaną pokrzywdzonej mógł być jej małżonek. Policjanci zdecydowali się na przeprowadzenie badań poligraficznych męża denatki, który został zatrzymany kilkanaście godzin po tym zdarzeniu. Reakcje jego, które uwidoczniły się w teście były specyficzne. Nie było u niego dużych reakcji na pytanie „Czy to Pan pozbawił życia żonę?”, natomiast dwa inne pytania powodowały u niego duże, powtarzalne zmiany. To były pytania: „Czy wie Pan kto pozbawił życia tę kobietę?” oraz „Czy wie Pan skąd sprawca wziął narzędzie?”.
Czyli już był sygnał, że to nie on jest sprawcą zabójstwa, ale wie kto nim jest i w jaki sposób została zamordowana kobieta?
Tak. Prawie na pewno nie on był zabójcą i prawie na pewno wiedział kto to zrobił. Na podstawie tej wstępnej opinii policjanci jeszcze tego samego dnia ustalili krąg jego znajomych. Przywieźli na badanie szesnastoletniego chłopaka, który przyznał się do dokonania zabójstwa na zlecenie męża tej kobiety. Odtworzył cały przebieg zdarzenia, a podane informacje zgadzały się ze śladami pozostawionymi na miejscu zabójstwa. Obaj zostali skazani.
Z tego co pamiętam, również poddano badaniom na poligrafie nową kobietę mężczyzny, który zlecił dokonanie zabójstwa swojej żony?
Podczas badania zarejestrowałem u tej kobiety duże zmiany parametrów fizjologicznych, głównie zaburzenia oddechu powiększające się w kolejnych fazach badania. Narastające emocje wskazywały, iż domyśla się ona, że jej konkubent jest związany z tym zdarzeniem. Zapisy z jej badań utwierdziły mnie w przekonaniu, że mąż zabitej kobiety ma związek ze zdarzeniem, ale pośredni. Okazało się, że on był zleceniodawcą zabójstwa.
W książce jest również opisany przypadek żołnierza, który pełniąc nocą wartę został mocno pobity, na szczęście nie ze skutkiem śmiertelnym. Niestety nie pamiętał sprawców zdarzenia.
W tym przypadku były przyjęte dwie wersje. Jedna z nich dotyczyła dowódcy warty, który tego krytycznego dnia zachowywał się w dziwny sposób. Wykonywał mnóstwo telefonów poza jednostkę wojskową, jednak nie chciał powiedzieć do kogo i w jakim celu. Podczas tych rozmów telefonicznych kazał podwładnym wyjść z wartowni. Później, na pewien czas razem z innym żołnierzem opuścili wartownię na około dwie godziny – nie chciał powiedzieć gdzie byli. Fakty te mocno go obciążały. Badanie poligraficzne wykluczyło tą wersję. Prokurator nie chciał uwierzyć w wynik badania, twierdził, że żołnierzowi udało się oszukać poligraf. Powtórzyłem badanie i wynik był taki sam. Na pytania dotyczące zdarzenia u tego kaprala nie było zmian w parametrach fizjologicznych. Zastosowany był dodatkowy test będący „testem wiedzy o czynie” polegający na okazywaniu różnych rurek i łomów, a wśród nich rury użytej w napadzie. Widok krytycznego przedmiotu nie spowodował u niego żadnych zmian fizjologicznych. Trzeba było tę wersję wykluczyć, choć z początku wydawała się całkowicie pewna. Druga wersja dotyczyła jeszcze innego żołnierza, który od kilkunastu dni był w cywilu. Gdy jeszcze służył w jednostce to wypowiadał się wobec kolegów, że jak wyjdzie do cywila to spróbuje uwolnić swojego brata z konwoju podczas przewozu do zakładu karnego (jego brat był aresztowany). Według żołnierzy mógł być on zdolny do dokonania takiego napadu ze względu na cechy osobowościowe. Jednak poprzez badania poligraficzne także i on został wykluczony. Nie było u niego zmian po pytaniach krytycznych, takich jak np.: „Czy to Ty napadłeś na wartownika?”.
Sprawcy z tego co pamiętam, porzucili narzędzie na miejscu zdarzenia?
Tak. Z zapisu w trakcie testu „wiedzy o czynie” wynikało, że ten człowiek nie znał narzędzia użytego w napadzie na wartownika. Więc i ta wersja została wykluczona, co nie spodobało się prokuratorowi. Żandarmeria Wojskowa uznała, że obie te wersje należy wykluczyć. Według ich hipotezy, sprawcom chodziło tylko o zdobycie broni, a celem ostatecznym dokonywanie napadów przy jej użyciu. Oficerowie żandarmerii sprawdzali meldunki policyjne dotyczące rozbojów. Okazało się że kilkanaście dni po napadzie na wartownika dochodziło do napadów na kierowców podróżujących trasą Warszawa-Berlin. Sprawcy posługiwali się takim samym karabinem, który został zrabowany wartownikowi. Nikogo nie zastrzelili, pokrzywdzeni podawali rysopisy sprawców. Portret rysunkowy jednego z napastników odpowiadał wyglądowi żołnierza, który służył wcześniej w tej jednostce. Okazało się również, że ten sam człowiek jest podejrzewany przez policję w Przemyślu o zabójstwo dwóch osób przy użyciu pistoletu. Gdy ich personalia zostały ustalone, w Polsce już ich nie było. Uciekli za granicę. Sprawę prowadziła dalej Żandarmeria Wojskowa.
Czyli w jaki sposób w tej sprawie pomogły badania poligraficzne?
Podstawowy efekt to wykluczenie dwóch nietrafnych – chociaż początkowo bardzo prawdopodobnych – wersji osobowych. Następstwem tego było monitorowanie zdarzeń z użyciem takiej broni, a potem ustalenie rysopisów i identyfikacja sprawców tych zdarzeń. Jeden z nich okazał się byłym żołnierzem tej jednostki. Niekiedy okoliczności zdarzenia wskazują prawie jednoznacznie na jakiegoś człowieka, co po badaniu okazuje się wątpliwe, albo wręcz nieprawdą.
Dodatkowo widać było, że sprawcy znali harmonogram służby oraz teren na którym się poruszali w porze nocnej.
Sprawca musiał znać las, wiedział jak dojść do jednostki. Znał godziny zmian wart, gdyż atak nastąpił krótko po zmianie wartowników, a następne zmiana byłaby po dwóch godzinach, co dawało czas na oddalenie się.
Czy dzisiaj zdarzają się sprawy, w których prokurator ma ukierunkowane śledztwo, przyjętą wersję zdarzenia i nie jest zainteresowany zlecaniem dodatkowo badań na poligrafie?
Tak wielu prokuratorów jest prawie dosłownie przywiązanych do jednej wersji i nie docenia faktów, które ją podważają. Przeceniają też przyznanie się podejrzanego traktując je jako dowód całkowicie pewny. Bywają sytuacje w których podejrzany domaga się wręcz tych badań, ale jego wnioski są ignorowane i odrzucane. Prokurator wnosi akt oskarżenia przyjmując w nim własną – niekiedy jednostronną – ocenę dowodów. Sądy niekiedy aprobują te dowody, a w moim przekonaniu nie zawsze właściwych ludzi się skazuje.
Czyli zostają skazani niewinni ludzie?
Były przypadki, w którym wyniki badań wykluczały hipotezę dotyczącą sprawstwa stawianą wobec osób działających w grupach. Trzeba nadmienić, że jeśli badamy na poligrafie osoby współdziałające w przestępstwie, to trafność badania jest znacznie wyższa, niż przy badaniu pojedynczego człowieka. Jeśli jednemu uda się ukryć swoje reakcje, to wystąpią one u drugiego. Ponadto zazwyczaj występuje podział ról w różnych fazach zdarzenia, a pytania testów odnoszą się także do wykonywanych czynności i przywołują odnoszący się do nich ślad pamięciowy. Wspomniane badania wykonane były w takich właśnie przypadkach, dlatego jestem przeświadczony o trafności mojej opinii. Na pytania dotyczące zdarzeń i pełnionych ról nie pojawiały się w zapisach reakcje fizjologiczne. W moim przekonaniu zostali skazani niewinni ludzie. Niestety te badania były przeprowadzane w sytuacji, gdy ci ludzie już od kilku miesięcy byli w areszcie.
Kto wystąpił o badanie tych ludzi?
Prokuratura, na wniosek policjantów, którzy liczyli na to, że pod wpływem badania ci ludzie się przyznają. Tymczasem byli bardzo zaskoczeni, gdy się okazało, że podejrzani poprzez wyniki badań powinni zostać wykluczeni jako możliwi sprawcy.
I pomimo Pana ekspertyzy zostali skazani?
Tak. Siedzą już po 12, 13 lat.
To brzmi niewiarygodnie.
Ale tak jest. Jedna z tych spraw pojawiała się wielokrotnie w środkach masowego przekazu. Tu chodziło o napad na jubilera w Wałbrzychu. Nawet policjant, który brał udział w śledztwie w tej sprawie wypowiadał się przed sądem twierdząc, że to nie są prawdziwi sprawcy. Wskazywał na inne wersje, których nie zweryfikowano w śledztwie. Wyrok utrzymano w mocy. Sąd Najwyższy trzy razy oddalał wnioski o kasację. Dla usprawiedliwienia sędziów trzeba jednak nadmienić, że przesadnym jest żądanie, aby wynik ekspertyzy poligraficznej uznali za dowód bardziej przekonujący od innych. Z punktu widzenia sędziego jest to ocena parametrów fizjologicznych związanych z odczuwaną przez człowieka emocją. Dlaczego emocje oskarżonego miałyby mieć większe znaczenie od klasycznych dowodów? To nie wszystkie wątpliwości sędziego. Oceny emocji dokonuje ekspert, który staje się swego rodzaju „pośrednikiem” pomiędzy oskarżonym a sędzią. W teorii dowodów od dawna uznaje się, ze każde takie ogniowo „pośredniczące” generuje ryzyko zniekształcenia przekazu.
A może jakiś pozytywnie zakończony kazus moglibyśmy przytoczyć?
Jest sprawa z Lubina sprzed kilkunastu lat potwierdzająca ślepą wiarę prokuratorów i sędziów w przyznanie się. Trzech młodych chłopców zostało skazanych za zabójstwo starszego mężczyzny, ponieważ najmłodszy z nich, 14-latek przyznał się. Odwołał wkrótce te wyjaśnienia, twierdząc, że był zastraszony, gdyż „przesłuchiwało” go równocześnie kilku policjantów metodą – jak to określił – „hukowania”. Cała trójka została skazana, najmłodszy przez sąd dla nieletnich. Gdy sprawa trafiła do sądu apelacyjnego, ujawnił się prawdziwy zabójca. Zbadałem na poligrafie dwóch chłopców. Mimo, iż już 3 lata byli w areszcie, to na pytania dotyczące zdarzenia nie wystąpiły u nich reakcje na pytania o udział w napadzie. Jeden z nich był tak znerwicowany, że nie nadawał się do badania. Jeszcze w śledztwie, a potem w sądzie domagali się badania poligraficznego, ale odrzucano ich wnioski. Z publikacji prasowych wiem, że jeden z nich otrzymał odszkodowanie w wysokości 70 tysięcy złotych. Może tak któryś z sędziów by się z nim zamienił? Na pewno, gdyby ich zbadano wcześniej, wynik byłby tak samo trafny i zmieniono by wersję osobową. Inny przypadek to sprawa ze Szczecina, w której troje ludzi było oskarżonych o zabójstwo portierki. Trzy lata byli w areszcie, ponieważ konkubina jednego z nich przyznała się wskazując też na udział konkubenta i jego kolegi. Ślady ujawnione podczas oględzin były całkowicie sprzeczne z wersją, którą ona przedstawiła. Kobieta odwołała to przyznanie się, ale uznano to za wybieg taktyczny. Ci dwaj mężczyźni domagali się w sądzie pierwszej instancji badań poligraficznych. W końcu sąd, dostrzegając sprzeczności między śladami a wersją kobiety zgodził na badania całej trójki. Okazało się, że nie było u nich zmian po pytaniach dotyczących zdarzenia. Sąd okręgowy uniewinnił tych ludzi, potem prokurator wniósł apelację i sąd okręgowy ponownie zajął się sprawą. Drugi proces trwał kilka lat. Zapadł wyrok uniewinniający wobec nich i stał się on prawomocny. Co najmniej osiem lat niewinni ludzie byli uwięzieni. Byli oni niewinni w tej sprawie, ale ta dwójka popełniła inne przestępstwa.
Jakie są zagrożenia związane ze stosowaniem badań poligraficznych?
Badania powinny być prowadzone we wczesnej fazie postępowania, co umożliwi stworzenie wielu zestawów testów dotyczących wiedzy o czynie np. dotyczących użytych narzędzi. Jeżeli badanie jest wykonywane po kilku miesiącach od aresztowania, to podejrzany może znać szczegóły zdarzenia i wykorzystać można testy obarczone pewnym ryzykiem błędu. Przede wszystkim jednak areszt z oczywistych względów powoduje emocje, które mogą się „nałożyć” na emocje wywołane przez ślad pamięciowy. Dlatego wynik badania może nie być jednoznaczny.
Możliwe jest ujawnienie sprawcy zabójstwa za pomocą tych badań po upływie 10 lat od zabójstwa?
Tak, takie przypadki też były. Pamiętam jeszcze inną sprawę z okolic Wielunia z 2002 roku. Zaginęła ośmioletnia dziewczynka, było głośno na ten temat w mediach. Sytuacja była trudna gdyż do 2003 roku w kodeksie postępowania karnego był przepis, który wielu prawników, w tym Prokuratura Generalne interpretowała jako całkowity zakaz stosowania badań poligraficznych. Prokurator zdecydował się jednak na iście desperacki krok – wobec stanowiska swych przełożonych – powołując mnie jako biegłego. Było to pół roku po zaginięciu dziecka. Zbadałem ojca tej dziewczynki, wobec którego istniały dwie hipotezy: albo molestował córkę i ją zabił albo przekazał ją pod opiekę komuś innemu (miał też zamiar rozwieść się z żoną). W wyniku badania wykluczyłem obie te hipotezy. Badałem też matkę tej dziewczynki, gdyż wobec niej hipoteza była taka iż ona sama ukryła córkę chcąc obciążyć swego męża (to ona wysunęła hipotezę o ukryciu córki przez niego). Ta hipoteza też została wykluczona. Badany był również ich sąsiad i u niego była bardzo duża reakcja na pytanie dotyczące miejsca w którym znajduje się ciało tej dziewczynki. Prokurator był przekonany o trafności mojej opinii, ale był to jedyny dowód, który go obciążał. Nie wystarczał on do przedstawienia zarzutu biorąc pod uwagę wspomniane stanowisko jego przełożonych (i wielu sędziów) na temat ekspertyzy poligraficznej. Ten młody chłopak został zatrzymany parę miesięcy później, przyznał się do zabójstwa. Podał, że ciało leżało tydzień ukryte na polu w życie, a potem spalił je w palenisku parnika.
I nie zostało to ciało odnalezione?
Nie. Tam, gdzie ciało było ukrywane odnaleziono duży pęk damskich włosów i kolorową frotkę do włosów. Badania włosów za pomocą technologii DNA potwierdziły duże prawdopodobieństwo zgodności z DNA matki.
Został określony motyw działania tego zabójcy?
Twierdził że doszło do tego w sposób przypadkowy. Wykonując prace gospodarskie w stodole przypadkowo uderzył dziewczynkę narzędziem wskutek czego straciła ona przytomność. Upadła i nie dawała znaków życia. Ukrył ciało. W trzecim procesie został skazany za nieumyślne zabójstwo i za zbezczeszczenie zwłok, razem siedem lat pozbawienia wolności. Odbył karę w całości i od kilku lat jest na wolności. Gdyby wcześniej się zdecydowano na badania, to być może więcej by powiedział. Warto podkreślić, że ojciec mógłby uniknąć wielu niepotrzebnych upokorzeń, gdyż przez sześć miesięcy przedstawiano go jako zboczeńca seksualnego, zabójcę dziecka, co okazało się całkowicie niesłuszne.
Można wymazać z pamięci fakt, że dokonało się zabójstwa?
Niektóre osoby mogą to zrobić, ale potrzebne są predyspozycje osobowościowe. Warto podkreślić, że przy każdego rodzaju badaniach jest margines błędu. Nawet w daktyloskopii uważanej do niedawna za bezbłędną zdarzają się pomyłki. W 2003 roku popełniono bardzo spektakularny błąd w zakresie badań daktyloskopijnych. Sprawa dotyczyła zamachu w Madrycie w wyniku którego zginęło kilkaset ludzi, wielu zostało ciężko rannych. Amerykańskie FBI dostało odbitki linii papilarnych od Hiszpanów. Znaleziono je na jednym z ładunków, który nie eksplodował. Linie papilarne pasowały do jednego z amerykańskich obywateli, aresztowano go, po czym się okazało, że to był kompletnie niewinny człowiek. Źle wykonano analizę daktyloskopijną, zaś kilkanaście dni później Hiszpanie namierzyli właściwego sprawcę zamachu. Jest to też efekt bezkrytycznego korzystania dziś z systemów komputerowych.
W jaką stronę według Pana powinny pójść badania poligraficzne w Polsce? Jaka jest przyszłość tego typu badań?
Powinny one być częściej stosowane, ale w poważnych sprawach i we wczesnej fazie śledztwa, tuż po tak zwanym „wytypowaniu” możliwych sprawców. Inny, pożądany obszar zastosowań to sprawdzanie tą metodą informacji przekazywanych organom ścigania przez informatorów, a zwłaszcza przestępców. Badaniom poligraficznym powinni być poddawani świadkowie koronni, co pozwoliłoby uniknąć manipulowania przez nich wymiarem sprawiedliwości. Postęp w zakresie układania testów i analizy ich wyników dokonuje się głównie w Stanach Zjednoczonych. W celu zobiektywizowania oceny zapisów od kilkunastu lat stosuje się liczbowe określanie wielkości zmian w parametrach fizjologicznych. Oprócz tego, na podstawie danych zgromadzonych od bardzo licznej rzeszy ekspertów opracowano tam zestawienia pozwalające określić nawet procentowo „ryzyko błędu” – mówiąc w uproszczeniu – istniejące w doniesieniu do poszczególnych zestawów pytań, czyli tzw. technik badawczych. Ułatwia to znacznie ocenę opinii eksperta przez prokuratora, ewentualnie przez sąd. Eksperci polscy starają się uwzględniać opracowane tam standardy. Sprzyjać temu powinno powołanie w Polsce w ubiegłym roku dwóch stowarzyszeń poligraferów; jedno ma siedzibę w Krakowie, drugie w Warszawie. Obie te organizacje, jako jeden z celów przyjmują dbałość o poziom wykonywanych ekspertyz i przestrzeganie przez poligraferów standardów etycznych. Staje się to niezbędne, gdyż swoje usługi w tej dziedzinie oferują osoby bez odpowiedniego przygotowania. Można zakupić poligraf wyposażony w program komputerowy do analizy parametrów fizjologicznych. Ten, kto opiera się tylko na wynikach dostarczonych przez program nie jest ekspertem. Jest nim ten, kto opracował program. Użytkownik takiego poligrafu jest tylko operatorem urządzenia.
Dr hab. Ryszard Jaworski prof. nadzw. Uniwersytetu Wrocławskiego autor książki ”Poligraf na tropie zabójcy”, monografii „Opinia z ekspertyzy poligraficznej jako dowód odciążający” oraz kilkudziesięciu artykułów poświęconych badaniom poligraficznym. Ekspertyzy poligraficzne wykonuje od roku 1978.