Lech Janerka śpiewał „Ta zabawa nie jest dla dziewczynek, idź do domu, bo tu mogą bić”.
Czy powinnam wchodzić do świata Piotra Wróbla, który za zwerbowanie Masy zapłacił najwyższą cenę? To jest jak dług, którego odsetki ciągną się niemiłosiernie, a windykator siedzi sobie w wygodnym fotelu z przyklejonym uśmiechem. To zabawa, aczkolwiek niebezpieczna. Graczy jest wielu, do tego rotacja pionków, podglądanie kart i ukrywanie prawdziwych pieniędzy wygranych bynajmniej nie w „Eurobiznesie”. Wille, posiadłości, hektary ziemi, wszystko to, co znajdziecie na planszy znajduje się w kieszeni ludzi, którzy nie dorobili się tego bynajmniej ciężką pracą na etacie…
Jaka jest książka Piotra Pytlakowskiego i Piotra Wróbla? To pytanie w stylu: czy smakuje Ci dzisiejsza pomidorówka? Smakuje, rzekłabym, bo zawsze przyrządzam ją z tych samych, sprawdzonych składników. Jest smaczna, ale to było do przewidzenia. Podobnie czyta się książkę „Mój agent MASA”. Ktoś, kto przebrnął przez kilkanaście pozycji traktujących o mafii w Polsce, zasmakował czterech tomów trylogii Masy, nie będzie niczym szczególnie wzruszony. Nie natrafi na ość, nie połamie sobie zębów o ukryty w zupie złoty pierścionek. Bo to nie ta bajka, a szkoda.
Z wstępu dowiemy się, że Masa jest najbogatszym świadkiem koronnym, obciążającym innych bez skrupułów. Celebryta i skandalista w jednym, chodząca marka nieznosząca szczerych rozmów. Za bycie szczerym ponoć wielu stało się w oczach Masy zwykłymi „ciotami”. Autorzy już na wstępie twierdzą, że rozliczać Masy nie będą, ale nie dajmy się podpuścić. Książka to udowadnianie, że medal ma przynajmniej dwie strony, a prawd jest wiele. Jak się okazuje zwerbowanie Masy wcale nie było takie trudne, sam też zgłosił się na ochotnika w roli konsultanta policyjnego. I tak to się zaczęło. Wróbel wspomina czasy ZOMO, SB, początki Pezetów i „anty-mafię”. Jak w każdej książce tego pokroju znajdziemy znanych nam już bohaterów dynastii: Parasola, Dzikusa, Krzysia, Lulka, Słonia, Maliznę, Wańkę, Lutka, Wariata, Rympałka, Raźniaczka, Kiełbasę, Miśka z Nadarzyna, Słowika no i oczywiście Pershinga – zatem klasyka gatunku.
Im dalej w las tym więcej drzew. Wróbel opowiada o kulisach pracy operacyjnej, przesłuchaniach gangsterów. Poznacie różnice w działaniu wołomińskich i pruszkowskich, oraz zrozumiecie dlaczego Dziad posiadał dochodowy zakład kamieniarski. „Sorry, ale ja ci nie kazałem być bandytą ani informatorem” – miał powiedzieć Piotr Wróbel do Masy. W tej historii nie mogłoby zabraknąć kretów policyjnych, a zwłaszcza jednego o imieniu Edward, którego biorą w okładki. Generalnie książka ma charakter refleksyjny, przypomina pamiętnik w którym zapisano mnóstwo ciekawych wspomnień. Panowie wracają do strzelaniny pod Macro Cashem i tajemniczego braku nagrania z monitoringu, wspominają spotkania w pobliżu zoo, złotego Lexusa i wiśniowego poloneza.
Zdecydowanie ciekawiej zaczyna się robić od rozdziału 3 „Policjanci i kapusie”. Za dużo nie zdradzę, ale warto wzbogacić swoją wiedzę w informacje o tym jak się pozyskuje agenta, współpracuje ze źródłami osobowymi, jakie cechy powinien posiadać policjant operacyjny. Zrozumiecie jakie relacje panują w Policji na linii policjant-gangster oraz policjant-przełożony, a nawet kim jest policyjny debil „Dyzio”. Dlaczego „Dyzio” uwziął się na Piotra Wróbla i jak skończyła się ta historia? Poznacie pracę przykrywkowca, wejdziecie do teatru, w którym nie znajdziecie suflera, ale cały wachlarz emocji, ról i epizodów. Tu nie ma przerwy na batonika i kawę, choć zdarza się ponoć typowa męska przyjaźń przykrywkowca z figurantem.
Czy i do kogo Piotr Wróbel ma największy żal, dlaczego uważa się za ofiarę systemu? Co by zrobił, gdyby spotkał Masę, który ponoć zeznał na niego nieprawdę? Z myślą o czytelnikach, którzy jeszcze nie wyrobili sobie zdania o Jarosławie Sokołowskim pseud. Masa autorzy tworzą charakterystykę postaci. Jaki był, czy i kto się go bał, kim kierował, z kim współpracował, dlaczego szukał zmiennika po śmierci Pershinga? Czego się obawiał i dlaczego zdecydował się być koronnym? Czy prawdą jest jak mówi Piotr Wróbel, że Masa kierował się filozofią „ obciążyć innych, uratować siebie”? Im bliżej końca książki tym napięcie wzrasta jak u Hitchcocka, coraz więcej pojawia się szczegółów dotyczących współpracy Piotra Wróbla z Jarosławem Sokołowskim. Niestety ta historia kończy się nieoczekiwaną zmianą miejsc oraz konfrontacją. A co z niej wynikło, to już przekonacie się sami po lekturze książki.
A co o samej książce autorstwa P. Wróbla i P. Pytlakowskiego sądzi jej bohater „Masa”? Czy zapozna się z lekturą byłego policjanta, czy też od razu wrzuci ją do kominka? Gdzie jest granica między wybiórczą pamięcią, symptomami demencji, a sprytną grą? Jak po każdej tego typu lekturze, tak i po tej pozostaje jedno: niedosyt. Rynek nie znosi próżni, a autorzy już grzeją drukarki. Kto wie, być może doczekamy się książki autorstwa byłego zblatowanego policjanta i jego zwerbowanego skruszonego gangstera. Mile widziane nowe twarze, nowe wspomnienia o balangach, demonach, kapusiach, kobietkach, banknotach no i wszechobecnym, niemiłosiernym rozpasaniu.
A ja niezmiernie sądzę, że „Ta zabawa nie jest dla dziewczynek”…