Były policjant: funkcjonariusze nie mają dzisiaj żadnej ochrony prawnej

źródło: archiwum Marcin Przybysz

Dziś oglądając wiadomości, jakikolwiek program informacyjny sprzedaje się zbrodnia, krew. Rzadko kiedy mówi się o dobrych rzeczach poza informacjami o działalności jakiś fundacji. Ciągle jesteśmy tym faszerowani kto kogo zabił, utłukł, w sposób bestialski, ktoś był dobrym chłopcem, ale jednak mu odbiło i zadźgał rodziców. Zauważ, że w przypadku interwencji w której policjantka dostałą siekierą w głowę stając się pokrzywdzoną, sprawa ta nie została w całości nagłośniona i przekazana przez media. Dlaczego? Bo dla mediów nie jest atrakcyjne to, że policjantka dostała w głowę, w końcu to ryzyko zawodowe. Byłoby atrakcyjne gdyby to ona uderzyła siekierą zatrzymanego. Wtedy byłaby morderczynią, sadystką, zwierzęciem w mundurze. Nie ma sensu sterować mediami, to społeczeństwo nas ocenia i naszą pracę. Ważny jest profesjonalizm.

Z Marcinem Przybyszem, współzałożycielem „Officer Protector” i byłym policjantem operacyjnym pionu kryminalnego – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Chciałabym dowiedzieć się czegoś o Officer Protector, skąd wziął się pomysł na założenie takiej działalności?

Jeszcze do niedawna byłem policjantem, liniowym nie jakimś przełożonym. Widziałem jakie absurdy zaczynają dziać się w firmie. Zaprzyjaźniony mecenas zapytał mnie czy my mamy w ogóle jakąkolwiek ochronę prawną. Wiadomo, że policjanci nie mają żadnej ochrony. Związki zawodowe krzyczą, że pomagają, a tak naprawdę niewiele robią. Niby są też jakieś ubezpieczenia, ale z tego też niewiele pożytku. Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie każdy ma swojego adwokata. Tak się złożyło, że będąc jeszcze policjantem prowadziłem dodatkową działalność gospodarczą. W grudniu ubiegłego roku mój komendant doskonale wiedząc o mojej działalności postanowił napisać oficjalne pismo do mojego wyższego przełożonego, żeby mnie podpieprzyć. Wszczęto postępowanie dyscyplinarne w toku którego mój komendant uznał, że jestem niegodzien bycia policjantem.

Dlaczego?

Bo miałem czelność przez trzy lata zarobić szesnaście tysięcy złotych. Także komendant postanowił zwolnić mnie dyscyplinarnie dla dobra służby. Miałem już nabyte prawa emerytalne. Dzięki temu, że posiadałem wiedzę prawną i zaplecze, odszedłem spokojnie na emeryturę.

Możesz podać inny przykład, w którym ochrona prawna policjanta miała ogromne znaczenie?

Przykładem jest mój znajomy, który pracował w „terrorze”. To potoczna nazwa Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji w Warszawie. Policjanci zostali pomówieni przez bandytów. Postępowanie karne zostało umorzone, ale z oskarżenia prywatnego chłopaki musieli wydać masę pieniędzy na adwokata. Poszli do związków, a one powiedziały że może im pomogą, a może nie. Przełożeni chcieli oczywiście jak najszybciej zawiesić policjantów, choć po pewnym czasie zrozumieli, że nie mogą ich na zbyt długo zawiesić, bo to było pół wydziału. Zawiesili ich na dzień, dwa, po czym z powrotem przywrócili. Takich sytuacji jest mnóstwo.

Łatwo jest pomówić, policjanta, a potem on się z tym problemem sam musi bujać.

Dokładnie, dopóki wszystko jest w porządku to jesteś fajny, gdy zaczyna się coś dziać, to traktują cię jak trędowatego. W moim postępowaniu z automatu weszło BSW, które znalazło, że niby sprawdzałem jakiś ludzi. Poszła szybko taka plotka i cała komenda uwierzyła w to, że sprawdzałem ludzi dla pieniędzy albo dla spraw własnych. Po czym jak zaczęto to wyjaśniać, okazało się, że ktoś wprowadzał pewne dane nie zmieniając ekranu, czyli nadal na moje numery dokonywał sprawdzeń. Czyli tak obrazowo, policjant nie wylogował się z moich danych identyfikacyjnych i w bazach danych sprawdzał osoby, które zostały przypisane do mnie. To jest nagminne i powoduje takie sytuacje, które i mnie dotknęły.

źródło: archiwum Marcin Przybysz

źródło: archiwum Marcin Przybysz

Komu zależy, żeby robić tak człowiekowi pod górkę? Jaki jest cel, sens takiego działania? W końcu jesteście z jednej drużyny.

Tak, ale ta jedność to już nie jest to samo co kiedyś, to już nie są tacy sami policjanci jacy byli dawniej. Kiedyś razem pili wódkę, rozrabiali, robili kawał dobrej roboty i zawsze było jeden za drugiego. Dzisiaj niestety sto złotych potencjalnej podwyżki jest ważniejsze dla policjanta niż jego kolega. Mój były komendant, który postanowił mnie zwolnić dlatego, że miałem czelność pracować, płacić składki, podatki, sam zresztą został zawieszony. W bardzo niedługim czasie od mojego odejścia.

Czy gdyby w firmie lepiej płacili nie podjąłbyś się dodatkowej pracy?

Na decyzję o założeniu działalności wpłynęło wiele czynników. Między innymi osobistych, finansowych. Źle mi się pracowało w komisariacie, zostałem karnie przeniesiony do wydziału prewencji po czternastu latach pracy w kryminalnym. Okazało się to być najlepszą rzeczą jaka mogła mi się w życiu przydarzyć. To była fajna ekipa, chciało mi się pracować, były tego pozytywne efekty. Problem polegał na tym, że często szły na mnie i mojego kolegę z patrolu wnioski o wyróżnienie za konkretne wyniki, więcej w ciągu roku szło na mnie niż na co niektórych w ciągu całej ich służby służby. Z tych wszystkich wniosków tylko kilka przeszło na kwotę dwieście złotych brutto, ze wszystkich zbiorowych premii byłem wykreślany. Uważali, że jestem chamem, bo mam czelność prowadzić swoją firmę. Założenie w policji jest takie, że jak masz firmę to masz pieniądze, nie że pracujesz ciężko dodatkowo. Nie chodzisz na wódkę z kolegami, tylko pracujesz. Skoro mam firmę, to po co dawać mi premię, podobnie na Święto Policji, po co mi przyznawać jakieś pieniądze. Niestety zwykła zawiść i to nie przez bezpośrednich przełożonych, którzy wnioskowali, a niestety ich zwierzchników, nic więcej.

Jak radzą sobie inni policjanci, którzy chcą dorobić?

W większości przypadków zakładają firmy na teściów, żonę, aby nikt się do nich nie przypieprzył, że prowadzą swoją działalność. Prawda jest taka, że jakikolwiek by nie był zakres tej działalności to i tak bym zgody nie dostał, przynajmniej jak mi wiadomo w jednostkach niższego szczebla.

Rozumiem, że miałeś jakieś podkładki, pisma które składałeś do szefa informując o prowadzonej działalności?

Pewnie że tak, nawet w postępowaniu była taka informacja zawarta, że dwukrotnie występowałem do szefa. Absurd w policji polega na tym, że gdybym ja przed księgową nie wykazał przez te trzy lata ani złotówki dochodu to mój przełożony nie musiałby wyrażać zgody na prowadzenie przeze mnie działalności. Jeśli podejmuję działanie w celach zarobkowych, to muszę mieć zgodę przełożonego. Jeśli nie zarabiam, to nie muszę mieć jego zgody. Wiadomo, że jak ktoś jest nieuczciwy to może tak prowadzić działalność, by nie wykazać ani złotówki dochodu. W moim przypadku według nich podstawą do zwolnienia był fakt że to co robię jest niegodne, nie licuje ze służbą funkcjonariusza.

źródło: archiwum Marcin Przybysz

źródło: archiwum Marcin Przybysz

Jak Cię oceniali przełożeni?

Tak jak w życiu, ocena była pewnego rodzaju sinusoidą. Nie zawsze byłem super policjantem, nieskazitelnym ideowym gliną. Ale z tego co wiem, uważali mnie za świetnego policjanta, takiego „dobrego napastnika”. Niestety i tak lepszym rozwiązaniem według wyższych przełożonych było zwolnienie mnie ze służby. To była jedyna słuszna kara, mimo, iż nigdy wcześniej nie byłem karany, natomiast wielokrotnie wyróżniany i nagradzany.

Poszedłeś z tym do sądu?

Nie, nie poszedłem. Oprócz prawników poznałem kilku ludzi, którzy uświadomili mi, że przełożeni w policji to są tacy ludzie, że albo się ciebie boją albo się z ciebie śmieją. Zaczęła się pewnego rodzaju gra. Pod koniec grudnia odebrałem takie pismo z którego wynikało, że wnioski końcowe są takie, iż należy mnie zwolnić. We wnioskach końcowych jest też ciekawe zdanie, że moi przełożeni zeznawali, iż nie wiedzieli nic o fakcie prowadzenia przeze mnie działalności gospodarczej. Co bardzo ważne i podkreślam, jednocześnie przez pięć lat składałem oświadczenie majątkowe w którym zawsze było wskazane, iż prowadzę działalność! Należy zatem przyjąć, że panowie przełożeni kłamali, w sprawozdaniu z postępowania dotyczącego mojej osoby jest to określone jako „w tym miejscu zasadnym jest zwrócenie uwagi, że weryfikacja oświadczeń majątkowych była prowadzona w sposób nierzetelny i mało odpowiedzialny, jak też rodzący wątpliwości, czy istotnie przełożeni funkcjonariusza nie posiadali wiedzy o dodatkowym zajęciu zarobkowym obwinionego. Jak to wskazali w toku czynności przesłuchania w charakterze świadka”… Na tym się kończy wyciąg. Z tego wynika, że składanie fałszywych zeznań w postępowaniu dyscyplinarnym nie jest przestępstwem. Tak należy tę całą sytuację interpretować. Czwartego stycznia miałem się stawić do raportu, a to polega na tym, że idziesz przed taki sąd kapturowy. Jest tam przedstawiciel związkowców, przedstawiciel kadr, przełożony bezpośredni, Ty i komendant. To jest taka ostatnia deska ratunku, gdzie możesz się jeszcze wytłumaczyć, przekonać ich swoją argumentacją do tego, aby łaskawie zostawili cię w służbie.

To zapewne formalność?

Oczywiście. Decydent, który podpisał wniosek na to, aby mnie cię zwolnić, na tę okoliczność zawsze bierze urlop. Ja również tego dnia poszedłem na zwolnienie lekarskie. Niestety oni zapomnieli o jednej rzeczy. Czwartego stycznia, gdy już dowiedzieli się, że mnie nie ma to i tak powinni byli się zebrać, sporządzić sprawozdanie. Tymczasem stwierdzili, że skoro mnie nie ma to nie muszą się zbierać. Wrócił mój komendant, który chciał mnie zwolnić i się zorientowali, że powinno być sprawozdanie. Tylko jak dziesięć dni później antydatować dokumenty? Zaczął się zgrzyt. Ja dla bezpieczeństwa osobistego z chwilą gdy dostałem kwit, że chcą mnie zwolnić to zawiesiłem działalność. Według nich, zachowałem się bardzo ładnie, gdyż zrozumiałem swój błąd. Weszli, jak to się mówi w posiadanie informacji o tym, że ja zawiesiłem działalność. W związku z tym oni podejmują od nowa postępowanie, zmieniają decyzję. Kosztowało ich to dużo wysiłku, sporo było ogniw, komendant stołeczny i tak dalej. A ja w międzyczasie złożyłem raport o emeryturę,

A Twój bezpośredni przełożony nie mógł pomóc w tej sprawie?

Posłuchaj kochana, to jest policja. Mój naczelnik nie podskoczy powyżej komendanta, ale należy się mu laurka.

Czy masz wiedzę o tym, jak działają związki zawodowe w innych krajach?

Z tego co się orientuję, to związki zawodowe na zachodzie to jest główna władza w policji. Policjant aby zostać po godzinach to musi mieć zgodę związkowców. To nie jest tak jak u nas, że zaczynasz pracę dzisiaj, a może skończysz jutro. Teraz i tak sporo się zmieniło, zapisywane są daty służby. Pamiętam jak zaczynałem w kryminalnym na Woli to zdarzało się, że trzy dni z gabinetu nie wychodziliśmy, bo mieliśmy jakąś realizację. Każdemu policjantowi do emerytury przysługuje dodatkowo 0,5 procenta za każdy rok jeśli pięć razy w danym roku kalendarzowym brał udział w interwencjach zagrażających życiu, zdrowiu. Takich interwencji jest milion. Jednak kadrowe z mojej komendy uznały, że skoro nie doszło do czynnej napaści na funkcjonariusza, to nie ma realnego zagrożenia. I to była pierwsza sprawa Officer Protector, czyli kopanie się o dodatek do emerytury. Okazało się, że kadrowa powołała się na nieistniejące już przepisy. Dodatkowo według nich, to nie w gestii policji leży zbieranie informacji o tym kiedy było realne zagrożenie.

To w czyjej?

Rzekomo w mojej. Przykładowo była taka interwencja, gdzie koleś wbiegł do Tesco, wziął z regału tasaki i latał po całym sklepie, był totalnie naćpany dopalaczami. Zatrzymaliśmy go i wywieźliśmy do szpitala dla chorych psychicznie, ponieważ tak de facto nikomu krzywdy nie zrobił. Dla nich taka interwencja nie jest zagrożeniem życia i zdrowia. Wygląda na to, że niczego nie chcą przyznawać.

Wracając do pomówień, myślę, że łatwo jest zrobić policjantowi fotkę z jakimś ciemnym typem, który tak naprawdę może być jego dobrym informatorem. Potem następuje fala oskarżeń, że zadaje się z elementem przestępczym. Czy tak jest?

Są dwa rodzaje postępowań, prawne gdzie wchodzi BSW uważając, że mają rzetelny materiał. Drugie to takie, że ktoś rzuci na ciebie cień oszustwa. Powiedzą, że się spotykasz z bandytą, nie pomyślą, że zbierałaś informacje. Zakładają że się zblatowałaś, bierzesz pieniądze, bo rozmawiasz z nim jak z kolegą. Stąd spotkania ze źródłem na wyższych szczeblach odbywa się w jakiś mieszkaniach konspiracyjnych na szczeblu komendy rejonowej, komisariatu spotykasz się tam gdzie nie ma ludzi. Niestety coraz mniej osób chce współpracować z policją, bo ta niewiele w zamian daje.

Jak oceniasz dzisiejszy public relation w policji?

Najgorsze jest to, że ktoś w ogóle coś takiego wprowadził jak public relation w policji. Policja nie jest instytucją, którą wszyscy mają kochać, ona ma być skuteczna. Policjant nie jest od tego, aby ktoś go lubił. Jesteśmy różni, mogę być uprzejmy dla obywatela, ale on i tak może stwierdzić, że zachowywałem się po chamsku.

Chodzi mi bardziej o to, że coraz częściej policja boryka się z takimi problemami jak nieudane, nagrywane na telefon i komentowane interwencje, śmierć na komisariatach i związane z tym protesty podgrzewane i dopingowane dodatkowo przez niektóre media.

Tak zawsze było, tylko kiedyś o tym się nie mówiło. Ludzie nie mieli telefonów, więc tego nie nagrywali i nie umieszczali w sieci. Działała jedynie poczta pantoflowa. Nie było żadnych dowodów na to, że doszło do jakiegoś zdarzenia. Dziś jest milion memów, na których widać, że jak człowiek się przewraca to zamiast go podnieść, obserwatorzy wyciągają telefon i nagrywają. Znam taki przypadek, że facet zszedł mojemu koledze na stacji benzynowej. Tam nie było żadnych wątpliwości co do interwencji policji, więc to się odbiło niewielkim echem medialnym. Kto wie, może gdyby nie akcja we Wrocławiu, to koledzy mieliby teraz przyklejone łatki morderców ze stacji benzynowej.

To przyjrzyjmy się, co się dzieje z pozytywnymi informacjami wskazującymi na pożyteczną rolę policji, działającej dla dobra społeczeństwa. Czyli spotkania z seniorami, profilaktyka wśród dzieci i młodzieży. Tego typu przekazy są na samym starcie zamiatane pod dywanik…

Dziś oglądając wiadomości, jakikolwiek program informacyjny sprzedaje się zbrodnia, krew. Rzadko kiedy mówi się o dobrych rzeczach poza informacjami o działalności jakiś fundacji. Ciągle jesteśmy tym faszerowani kto kogo zabił, utłukł, w sposób bestialski, ktoś był dobrym chłopcem, ale jednak mu odbiło i zadźgał rodziców. Zauważ, że w przypadku interwencji w której policjantka dostałą siekierą w głowę stając się pokrzywdzoną, sprawa ta nie została w całości nagłośniona i przekazana przez media. Dlaczego? Bo dla mediów nie jest atrakcyjne to, że policjantka w głowę dostała, to w końcu ryzyko zawodowe. Byłoby atrakcyjne gdyby to ona uderzyła siekierą zatrzymanego. Wtedy byłaby morderczynią, sadystką, zwierzęciem w mundurze. Nie ma sensu sterować mediami, to społeczeństwo nas ocenia i naszą pracę. Ważny jest profesjonalizm. W przypadku interwencji z rowerem trzeba przyznać, że byłby to bardzo dobry środek do obezwładnienia, gdyby został inaczej zastosowany. Mop jest kpiną, ale rower, dlaczegóż by nie? Jeśli policjant obezwładniłby tego człowieka z nożem przy użyciu roweru, to wszyscy powiedzieliby super, gość wpadł na genialny pomysł i zastosował to co miał pod ręką.

I tym sposobem weszliśmy na ścieżkę szkolenia. Czy Twoim zdaniem coś się zmieniło w tej materii na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat?

Jak pracowałem w policji, to w swojej karierze byłem na jednym kursie podstawowym, potem na fajnym kursie dotyczącym przesłuchania metodą FBI, potem na kursie dotyczącym narkotyków. Taki był wówczas system szkoleń, teraz trochę coś się ruszyło. Po tych nagłośnieniach medialnych chłopaki jeżdżą na jednodniowe szkolenia z interwencji. Oczywiście nikt tego nie powie, że zajęcia trwają tylko sześć godzin i bierze w nich udział 50 policjantów.

Strzelanie.

Strzelanie w policji odbywa się raz w roku. Dostajesz dwadzieścia sztuk amunicji. Jak pojechałem na strzelnicę w czasie wolnym, by nie minął mi termin, to okazało się, że nie mogę strzelać bo jest ograniczony czas i ilość amunicji. Mieli przewidziane na dwadzieścia osób, a ja byłem dwudziesty piąty. Ci co mogą i chcą inwestują swoje pieniądze w wyszkolenie.

źródło: archiwum Marcin Przybysz

źródło: archiwum Marcin Przybysz

 

Pytałam Cię o public relation, ponieważ chciałam dać szansę policji na pokazanie czegoś pozytywnego, a nie ciągłą walkę informacyjną. Czasem odnoszę wrażenie, że oni nie są gotowi na konstruktywną współpracę.

Nie są gotowi na taką współpracę, bo wewnątrz też jej nie ma. Sam miałem okazję przekonać się jak zwykły zjadacz chleba patrzy na nas, czyli na całą policję. Składasz zawiadomienie o tym, że cię okradli, ale okazuje się że cię nie okradli. Złożyłem zawiadomienie, ale okazało się że prawo jest selektywne i sprawa umorzona. Obywatele nie muszą znać mechanizmów, składając zawiadomienie mają nadzieję, że sprawa się wyjaśni. Jeśli jest umorzona to dla nich oznacza, że policja nic nie zrobiła.

Brakowało Ci pracy policyjnej po odejściu na emeryturę?

Oczywiście, że tak, po trosze wciąż jej brakuje.

Są takie sprawy, które odcisnęły się w pamięci i do nich wracasz?

Tak, ale najbardziej brakuje bieżących zastrzyków adrenaliny. Już dawno temu stwierdziłem, że to jest forma sportów ekstremalnych, od których się człowiek uzależnia.

Z drugiej strony to rzutuje na życie osobiste, prawda?

Zawsze. Nie ma innej możliwości. Ta praca pochłania twój czas. Jeśli pracujesz w pionach operacyjnych i chcesz być dobry, to nie pracujesz w godzinach 8-16, tylko wtedy, kiedy się dzieje. Jest to kosztem rodziny lub jakiś planów towarzyskich.

Utrzymujesz kontakty z tymi z którymi współpracowałeś, jest jeszcze więź między Wami?

Z nielicznymi.

A jak ta cała sprawa wpłynęła na relacje, czy część znajomych się od Ciebie odwróciła?

Jak najbardziej, standardowo. Skoro poszła plotka, że ja sprawdzałem to lepiej ze mną nie rozmawiać, bo jestem podsłuchiwany. Więc nie dzwońmy i nie odbierajmy od niego telefonu, bo jeszcze nas zaczną podsłuchiwać. Oczywiście zostało kilka osób, z którymi nadal mam bardzo dobry kontakt. Większość jednak się wypięła.

Co oferujecie w ramach Officer Protector?

Nowatorskie i wyjątkowo atrakcyjne pakiety ochrony prawnej dla funkcjonariuszy służb mundurowych, opracowane przez adwokatów i ekspertów w konsultacji z czynnymi i byłymi policjantami oraz innym przedstawicielami służb. Błąd jest rzeczą ludzką, ale to nie znaczy, że funkcjonariusz ma zostać sam z jego konsekwencjami. Nie ma dnia, żeby nie było pościgów, dynamicznych wejść do mieszkań, pomówień o przyjęcie łapówki, uszkodzenia mienia podczas wykonywania czynności i innych specyficznych sytuacji w codziennej służbie. To jest ryzyko, które determinuje zagrożenie dla funkcjonariusza i w konsekwencji dla jego rodziny.


A od strony technicznej?

Dzięki wybranemu przez funkcjonariusza pakietowi „Officer Protector” ma on swojego adwokata już do 24 h od chwili powiadomienia o problemie, a jak wiesz, początek sprawy jest kluczowy dla dalszego jej przebiegu. Tak pokrótce, proponujemy trzy warianty. Pierwszy, to składka 15 złotych miesięcznie. W ramach tego funkcjonariusz otrzymuje 55 godzin pracy prawnika o wartości rynkowej 16500 zł do wykorzystania w jednym roku w sprawach karnych w związku ze służbą. W drugim proponowanym pakiecie, składka wynosi 30 zł, ale jest szersza ochrona prawna. W ramach 80 godz. pracy prawnika (wartość rynkowa 24 000 zł) funkcjonariusz objęty jest ochroną w sprawach karnych, ale i dyscyplinarnych do wykorzystania w jednym roku. Trzeci, najwyższy pakiet ochronny to składka miesięczna 50 zł. Obejmuje 120 godz. pracy prawnika (wartości 36 000 zł), w ramach, której funkcjonariusz uzyskuje pomoc w obszarze w sprawach karnych, dyscyplinarnych oraz w sprawach roszczeń po uniewinnieniu przez sąd w sprawach karnych, do wykorzystania w jednym roku.

To nie są wygórowane kwoty składki miesięcznej. Ale czy stać na nie funkcjonariuszy?

Tak, i to zarówno tych z najniższym uposażeniem, którzy zresztą są najbardziej narażeni na czynniki mogące powodować wszczęcie przeciwko nim postępowań karnych czy dyscyplinarnych. Ale według mnie, to nie w wysokości składki tkwi zachowawcze podejście funkcjonariuszy do tego typu oferty prawnej. W Polsce w służbach mundurowych nie ukształtowała się jeszcze niejako „kultura” bezpieczeństwa osobistego w zakresie ochrony prawnej.

Co masz na myśli?

Funkcjonariusze kierują się utartym obiegowym myśleniem: „mnie to nie dotyczy, mnie to nie spotka…”. Co, jak pokazuje już sama praca zawodowa jest oderwane od rzeczywistości. Sytuacje, które występują podczas codziennej służby są nieprzewidywalne, a ryzyko popełnienia błędu jest wysokie. Trzeba kierować się racjonalnością i zdroworozsądkowym podejściem, żeby wspomniane ryzyko minimalizować między innymi poprzez pakiet ochrony prawnej. Ale to przede wszystkim komfort psychiczny osobisty i rodziny funkcjonariusza.

Od jak dawna dostępna jest oferta „Officer Protector” i gdzie szukać o niej informacji?

Oferta dostępna jest od ponad półtora roku i korzysta z niej już gro czynnych funkcjonariuszy. Naszym partnerem jest Międzynarodowe Stowarzyszenie Policji Stołeczna Grupa Wojewódzka (IPA – International Police Association). Na stronie officerprotector.pl znajdują się szczegółowe informacje dotyczące Wariantów i gwarancji Umowy. Zakładka „uruchom usługę” przeprowadzi krok po kroku do wykupienia wybranego pakietu ochrony prawnej.

Na sam koniec chciałabym podpytać Cię o rolę kobiet w policji. Przyglądając się pracy policjantek można odnieść wrażenie, że nie inteligencją, pracowitością i ambicją robi się karierę w policji. Niezbędne są układy, często nierozerwalnie związane z łóżkiem. A może się mylę?

Niestety nie, pewnie przyglądałaś się historii awansów kobiet. Chociażby pewna wysoko postawiona policjantka, która przez całą swoją karierę zajmowała się wydawaniem gaci, po czym ma być odpowiedzialna za merytoryczną pracę. W policji karierę robią te ładniejsze policjantki, brzydsze mają znacznie trudniej. Ale nie można wszystkich mierzyć jedną miarką. Są naprawdę bardzo dobre policjantki, oddane pracy. Doskonale sprawdzają się w pionach operacyjno – rozpoznawczych, dochodzeniowo – śledczych, ale znacznie mniej w prewencji w służbie patrolowej. Nie ulega wątpliwości, że kobiety policjantki są niezbędne w tej służbie, ale ich docelowy charakter pracy powinien być dobierany indywidualnie według predyspozycji i cech psycho-fizycznych.

Kariera karierą, mnie bardziej zastanawia moda na długie włosy które nie tylko zasłaniają napis na plecach „policja”, ale przede wszystkim stanowią realne zagrożenie dla policjantek. Przecież stwarzają doskonałą okazję do tego by ich szybko za ten warkocz czy długi kitek pociągnąć do parteru, przydusić itd.

Szesnaście lat temu, gdy odrabiałem wojsko w oddziałach prewencji to uczyli mnie, że pierwsze co to zdejmujemy wszystko z szyi, łańcuszki. Dlaczego? Po to, aby nie można było szybko kogoś udusić. Jak panujesz nad głową, to panujesz nad całością ciała. Dziewczyny są fajne na ulicy do pierwszej, poważnej interwencji. Potem słyszymy, ja nie chcę, ja nie umiem, boję się. Liczą na to, że szybko urodzą dziecko i ich nie będzie trzy lata. Pierwsze trzy lata kobieta musi odbębnić ażeby przejść na służbę stałą. Potem zachodzi w ciążę, pierwszego dnia ciąży już jest choroba zawodowa, więc idzie na dziewięć miesięcy na zwolnienie. Następnie jest na wychowawczym, odbiera urlopy, więc jej nie ma dwa i pól roku. Tym sposobem wraca do pracy po trzech latach, stwierdza że to już jest nowa rzeczywistość. Więc ona to pieprzy, decyduje się na drugie dziecko. Wraca do pracy i już ma dziesięć lat służby. Nic nie umie, bo przez te dziesięć lat wszystko się zmieniło włącznie z przepisami. Przerzucają ją z punktu A do punktu B. W policji jest tak, że jak się do niczego nie nadajesz to wysyłają cię na szkołę, abyś nie przeszkadzała. Nie wysyła się tam ludzi, którzy dobrze pracują i są potrzebni. I właśnie przez takie postępowanie doszliśmy do tego, co mamy teraz. Rządzą idioci którzy mają ukończonych mnóstwo szkół, kursów, ale nie mają bladego pojęcia o pracy.

A jak to jest z komendantami, czy to są wyłącznie stanowiska polityczne, zwykłe kukiełki, które chodzą od spotkania do spotkania?

Wiesz, różnica polega na tym, że ci starszej daty komendanci główni, to byli chociaż wcześniej policjantami. Byli też tacy, którzy ewidentnie byli skazani na sukces, zawsze byli przełożonymi. Znam również naczelnika w CBŚP, który ma jedenaście lat służby i jest tytanem pracy. On poświęcił dla tej roboty całe swoje życie. Mógłby być świetnym przełożonym, ale nikt go nie zrobi przełożonym wyższego szczebla skoro jest świetnym wyrobnikiem.

Dziękuję za rozmowę

Marcin Przybysz – ponad 16 letni staż w policji. Pierwszy rok w Oddziałach Prewencji Komendy Stołecznej Policji, kilkanaście lat jako detektyw w Wydziale Kryminalnym w Komendzie Warszawa IV. Ostatnie półtora roku w służbie patrolowej KP Warszawa Bemowo. Właściciel biura detektywistycznego, Prezes w firmie Officer Protector.

Facebook