Dawno, dawno temu, a było to w roku 1960 na wyspie o wdzięcznej nazwie Flatey wydarzył się straszliwy wypadek. Czy wypadek, tego tak do końca nie jestem pewna, ale wiem jedno, pewnego słonecznego dnia znaleziono ciało znanego i cenionego profesora. Choć na początku nikt nie wiedział kim jest to ścierwo w zielonej kurtce, już po kilku dniach o tajemniczej śmierci naukowca wiedzieli prawie wszyscy. Jedni kiwali głową z niedowierzania, inni snuli fantastyczne legendy związane z osobą profesora. A jak było naprawdę? Czym ten mędrzec podpadł, że oto został tak bestialsko zamordowany? Ile dni żywił się muszelkami zanim odszedł na tamten świat? A sama wyspa. Cóż, cudowna, bajeczna, tętniąca życiem i nad wyraz barwną przyrodą. Świeżość, zapach bryzy, śpiew ptaków, wokół wysepki, zatok, szkiery. Zapach tabaki i nabrzeża. Słowem sielanka. Sielanka gdyby nie ta felerna śmierć za którą stoi magiczna księga Flateyjarbók wypełniona od deski do deski starymi, pradawnymi sagami. Czy Kjartanowi uda się wyjaśnić zagadkowe morderstwo? Czy odpowiedź znajduje się w manuskrypcie bogatym w rodowe opowieści? Przedstawiciel prefekta nie będzie miał łatwej pracy, a śledztwo będzie coraz bardziej zaciskać pętlę na jego szyi. Kto wie, może w ślad za pierwszym trupem na wyspie będą wypływały kolejne ludzkie szczątki. Tylko po co? Przecież to takie piękne miejsce, islandzka kultura, Dom na Skraju, Dom po Środku. I w dodatku dużo, dużo mięsa, foczyny, pasztetu morskiego ze ścierwa owcy, piersi maskonaura. Coś obrzydliwego? A jednak, właśnie takie gusta kulinarne mają bohaterowie książki Viktora Arnara Ingólfssona.
Co o zmarłym opowiedzą duchy przodków? O czym śnią ludzkie bestie? Jaką prawdę o wyspie Flatey będą chcieli zdradzić wójt, nauczyciel i duchowny, co zaś ukryją przed śledczymi? Książka pełna jest wszechobecnej magii ukrytej zarówno w postaciach jak i zachowaniu wyspiarzy. Będziecie mieli okazję poznać zagadkę Aenigma Flateyensis, dowiecie się co się kryło pod nazwą „Folio1005”. Zrozumiecie jakie konsekwencje dla ciekawskiego i dociekliwego profesora miała samotna wyprawa, czy warto było poświęcić dla sprawy to co najcenniejsze. A może kłótnie o manuskrypty i „żywe srebra” mają głębszy sens? Kto odgadnie mechanizm zgonu mężczyzny? Czy media zainteresują się tą zbrodnią? Idąc dalej, czy śmierć profesora powiązana jest z wydarzeniami które miały miejsce na pokładzie parowca „Diana”?
Muszę przyznać, że „Tajemnica wyspy Flatey” to naprawdę tajemnicza książka. Raz że przenosi nas w czasie, dwa poznajemy niezwykłe, malownicze i dzikie zakątki wyspy, trzy przyglądamy się mieszkańcom wyspy. A oni są naprawdę inni, mroczni, zamknięci w sobie, skrywający sekrety. I w dodatku na Flatey znajduje się malutka biblioteka, w której niektórzy ciekawscy grzeszą, a potem…Sami wiecie, kończą jak profesor. I jakby tego było mało wyspiarzom objawia się czerwony anioł, a w hotelu Borg dzieją się cuda. Cieszę się, że miałam okazję wybrać się w podróż z Ingólfssonem. Dzięki temu zapomniałam o bożym świecie, znalazłam się za to w baśniowej krainie z trupem, a może nawet i trupami w tle. Jedyne na co mogę narzekać to przygniatająca ilość mięsa jaką karmił mnie autor na kartach powieści. I pomyśleć, że tyle się wydarzyło przez pokryte kurzem średniowieczne sagi islandzkie…
Autor: VIKTOR ARMAR INGÓLFSSON
Tytuł: Tajemnica wyspy Flatey
Wydawca: Wydawnictwo Editio
Rok wydania: 2017
ISBN: 978-83-283-2631-6
Liczba stron: 252