Ta recenzja będzie nieco inna od wszystkich, które do tej pory napisałam. Zacznę może od tego, że nie cierpię mięsa, jego widoku, zapachu i smaku. To mocne wyznanie, wiem, może nawet niepoprawne tudzież nieprzyzwoite. Chciałabym jednak podkreślić, jak wiele wymagała ode mnie lektura „Rzeźnika z Niebuszewa”. I nie ma się co dziwić, wszak na kartach tejże książki krew i mięso stanowią solidny fundament opowieści o Józefie Cyppku. Zdawać by się mogło, że o makabrycznym odkryciu dokonanym 11 września 1952 roku w mieszkaniu dziwnego sąsiada napisano już wiele. Że każda kolejna publikacja traktująca o masakrze do której doszło w kamienicy mieszczącej się przy ulicy Wilsona będzie powielaniem krążących od dawna przestrzenni publicznej artefaktów. Miłośnikom krwawych historii mogłoby się nawet wydawać, że pisanie o czymś, o czym już wszyscy wszystko wiedzą jest po prostu bezcelowe. A jednak, śledztwo dziennikarskie Jarosława Molendy zmienia naszą optykę, każe spojrzeć na sprawę Cyppka z zupełnie innej niż dotychczas perspektywy. Cenię autorów, którzy w napisanie książki wkładają całe swoje serce, którzy ślęczą godzinami nad aktami wyszukując coraz to ciekawszych informacji. Autorów, którzy potrafią dotrzeć do sedna sprawy, nawet jeśli wyrok już dawno został wykonany. I tak właśnie jest z publikacją Jarosława Molendy, który odbył długą podróż do miejsca w którym rozegrał się prawdziwy dramat. I tak, od pierwszej strony autor nawiązuje niesamowicie ciepły kontakt z czytelnikiem. Wciąga go powolutku w historię powojennego Szczecina, realia tamtejszych czasów. Czyni to z wielkim podstępem, ażeby niczego nieświadomy odbiorca po prostu przepadł, zatopił się w magmie przerażenia, strachu i lęku. W trakcie lektury pojawia się cała paleta emocji, przodują oczywiście te mroczne, negatywne, paskudne, złe. Doskonale udokumentowane, dzięki zamieszczonym zdjęciom spostrzeżenia dotyczące zbrodni, poruszają nie tylko serca, ale i umysły odbiorców.
„Przy dotyku ciecz ta jest lepka. Na dole tejże półki znajduje się maszynka do mielenia mięsa, która posiada znaki po przemielonym jakimś tłuszczu.”
Jak mogło dojść do takiej maskary, dlaczego nikt nic nie słyszał, nikt niczego nie widział? A może wiedzieli wszyscy, tylko zabrali tę tajemnicę ze sobą, na tamten świat? Może to właśnie im zawierzył autor książki „Życie po życiu”? Musicie wiedzieć jedno, zabierając się do czytania „Rzeźnika z Niebuszewa” warto porzucić wszystkie posiadane do tej pory informacje, zresetować pamięć na tyle, na ile się da. Pytania będą rodziły się powoli, ale będzie to poród bezbolesny. Mniej więcej w połowie książki pytania spłyną na was wielką lawiną, po to, by w końcowej części dopuścić odrobinę świeżego powietrza. Będziecie uratowani, a to za sprawą dociekliwości i mrówczej roboty jaką wykonał Jarosław Molenda.
„Na ścianach kuchni i futrynach drzwi wejściowych do kuchni widnieją drobne odpryski krwi.”
A zatem, kim tak naprawdę był legendarny Rzeźnik z Niebuszewa, czym się zajmował, gdzie mieszkał, jakie wiódł życie? Kim zaś była jego ofiara i czy prawdą jest jakoby ofiar Cyppka było znacznie więcej? Dlaczego poćwiartował, wybebeszył, zmasakrował zwłoki Ireny Jarosz? Czymże sobie zasłużyła na tak okropną śmierć, czy znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, a może doskonale wiedziała, że pewnego dnia po prostu dojdzie do nieszczęścia? Patrząc dziś z perspektywy czasu na wydarzenia z 11 września 1952 roku można odnieść wrażenie, że w tej sprawie zrobiono wszystko, by prawda o zbrodni nie wyszła na jaw. Dzięki materiałom i informacjom do których dotarł autor, widać jak na dłoni, że nie wszystko zostało wykonane zgodnie ze sztuką prowadzenia śledztwa. Zaniechania, uchybienia, chaos, bylejakość. Celowe działania, krycie sprawców, a może zupełnie przypadkowe dzieło nie do końca przygotowanych na tak trudne śledztwo funkcjonariuszy milicji?
„Tylko pilnuj dziecko dobrze, żeby nie zginęło.”
Jarosław Moledna strona po stronie analizuje akta sprawy, bada każdą nawet najchudszą teczkę, zagląda pod każdy zwitek papieru. Ma nadzieję na poznanie prawdy. Pyta, szuka, analizuje, dochodzi do ściany, dotyka dna, by się nagle od niego odbić. Poszukuje nieustannie, nie daje się zwieść, zaspokaja ciekawość swoją i naszą, czyli czytelników złaknionych wiedzy. Głodnych informacji o Józefie, Irenie, a także podejrzanych sprawcach, którzy być może doskonale wiedzą co wydarzyło się feralnego dnia. Historię mordercy kanibala prezentuje na tle dramatycznych losów Szczecina, dzięki czemu możemy poznać nieco szerszy kontekst ówczesnej, szarej rzeczywistości. „Rzeźnik z Niebuszewa” naszpikowany jest faktami, wycinkami z gazet, gro informacji płynie dzięki zamieszczonym fragmentom protokołów przesłuchań świadków i podejrzanych, czy też protokołów z oględzin. Jarosław Molenda zabiera czytelnika w podróż kulinarno-krajoznawczo-kryminalną. Dzięki niemu docieramy nad jezioro Rusałka, nurkujemy na własne ryzyko, schodzimy głęboko pod powierzchnię wody. Odkrywamy coś naprawdę strasznego. Z każdą kolejną stroną pytamy coraz częściej, chcemy wiedzieć coraz więcej. I Molenda zdaje się stawać na wysokości zadania, sam weryfikuje to, co zasłyszał bądź wyczytał odmętach internetu. Jak się okazuje, nie w każdej legendzie o Cyppku kryje się ziarnko prawdy. Sporo informacji zostało zafałszowanych, powielanych bez większej refleksji czy choćby minimalnego wkładu włożonego w dotarcie do prawdy.
Jeśli interesuje Was postać Cyppka i tego, co zostało mu przypisane, koniecznie sięgnijcie po „Rzeźnika z Niebuszewa”. Jeśli szukacie prawdy a nie fikcji, faktów a nie soczystych owoców ludzkiej wyobraźni, nie będziecie rozczarowani. Molenda w sposób arcyciekawy rozprawia nie tylko o kwestiach historycznych czy też społecznych. Przede wszystkim jest wytrawnym dziennikarzem, który dziś o kanibalistycznych zapędach Józefa wie prawdopodobnie najwięcej. W książce „Rzeźnik z Niebuszewa” znajdziecie między innymi omówienie zbrodniczej natury ludzkiej, poznacie motywacje zabójców, sposoby ich działania i postępowania ze zwłokami. Autor przeprowadził dogłębny research posiłkując się literaturą naukową z zakresu kryminologii i kryminalistyki. Mnóstwo ciekawostek, ogromna dawka wiedzy o mordercy i morderstwach, nie tylko tych popełnianych przez Józefa.
Czy Cyppek był pierwszym seryjnym zabójcą PRL-u? Czy to on naszykował na talerzyku wątrobę i serce Pani Ireny? Czy to on peklował i handlował ludzkim mięsem? Kto tak naprawdę stoi za śmiercią Ireny Jarosz, dlaczego w tej sprawie pytań i wątpliwości jest jeszcze więcej niż odpowiedzi? „Rzeźnika z Niebuszewa” polecam wszystkim zainteresowanym mrocznymi, krwawymi, zagmatwanymi historiami. Wszystkim tym, którzy legendy o mordercach wkładają między bajki, po to by czerpać wiedzę z wiarygodnych źródeł. Historia Józefa Cyppka wciąż fascynuje, zbrodnia, której rzekomo miał się dopuścić nadal pozostaje okryta pewnym puchem tajemnicy. Być może nie na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi, nie wszystko stanie się od razu zrozumiałe. Ta sprawa faktycznie nie jest ani prosta, ani oczywista. Jednak ogrom informacji do których dotarł autor nie pozostawiają czytelnika samemu sobie. Wiedza o ubrankach dziecięcych, czaszkach, tajemniczych zaginięciach i maszynce do mielenia mięsa jest na wyciągnięcie ręki. Podobnie jak tajemnicza postać Pani Genowefy. A co to za Pani, to już przekonacie się sami czytając „Rzeźnika z Niebuszewa”.
Ta recenzja była nieco inna od wszystkich, które do tej pory napisałam. Skończę może na tym, że nie cierpię mięsa, jego widoku, zapachu i smaku.
Autor: Jarosław Molenda
Tytuł: Rzeźnik z Niebuszewa
Wydawca: Wydawnictwo Replika
Rok wydania: 2019
ISBN: 978-83-66217-92-8
Liczba stron: 399