Tuchlin nie był prymitywnym, wulgarnym i zezwierzęconym bandytą

źródło fot. Adrian Wrocławski (archiwum własne, montaż fotografii z wizji lokalnej z Niestępowa, z wyglądem tego samego miejsca, blisko 40 lat później. W tym miejscu Tuchlin dokonał swojego pierwszego – według aktu oskarżenia - zabójstwa)

Nie są prawdą popularne twierdzenia, że przyczyną ataków Tuchlina na kobiety były wyłącznie jego przeżycia z dzieciństwa, ani to że mógł być chory psychicznie, lecz tego nie wykryto. Podobnie też należy potraktować wszelkie dywagacje, że Tuchlin mógł działać tak długo, ponieważ milicja prowadziła sprawę nieudolnie oraz że dopiero tak późno zorientowała się iż ma do czynienia ze sprawcą seryjnym. Cała ta historia wymaga opowiedzenia nowo, raz jeszcze, z zachowaniem faktów i chronologii zdarzeń. Tym bardziej, że chociażby zupełnie inaczej wyglądały poszukiwania Tuchlina w czasie popełniania przez niego pierwszych zbrodni w latach 1975-1976 w Gdańsku. Tego nikt jeszcze nigdy nie powiedział, ale wówczas nie działał on w tym rejonie sam. Był jeszcze inny sprawca seryjnych napaści, o którym też sporo miejsca znajdzie się w mojej książce. Opowieści jakoby Tuchlin błagał przed egzekucją kata o litość czy rewelacji dotyczących zbeszczeszczania jego zwłok, to nawet nie chce się komentować. Im więcej lat upływało od zakończenia tej historii tym więcej zaczęło się pojawiać kłamstw, przeinaczeń i twierdzeń pasujących pod obrane z góry sensacyjne tezy.

Z mecenasem Adrianem Wrocławskim, doktorem nauk prawnych specjalizującym się w prawie karnym, kryminalistyce i medycynie sądowej, autorem mającej się wkrótce ukazać książki „Skorpion. Monografia sprawy zabójcy Pawła Tuchlina i seryjnych przestępstw na tle seksualnym na Pomorzu, popełnionych w latach 1975- 1983” – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Co skłoniło Pana do przyjrzenia się „Skorpionowi”? Dlaczego sprawa seryjnego zabójcy kobiet wciąż pozostaje w obszarze zainteresowania prawników?

Po pierwsze, jest to chyba najlepiej udokumentowana sprawa jednego z największych polskich zabójców seryjnych. Mnogość wciąż istniejących materiałów a także fakt, że nadal żyją osoby które brały udział w jego wykryciu, udowodnieniu mu winy i osądzeniu, sprawia że można tę sprawę poznać całościowo i przy zachowaniu pełnego obiektywizmu. Warto pamiętać, że akta sądowe możliwe do zdobycia w archiwach, to tylko mała część wytworzonego materiału dokumentowego przy tego rodzaju sprawach. W przypadku dawniejszych spraw, wiele istotnych materiałów po prostu już nie istnieje, gdyż wewnętrznym aktom resortowym najczęściej nie nadawało się kategorii archiwalnej „A”. Po drugie, Paweł Tuchlin ze względu na jego wyjątkowy zestaw cech osobowości i charakteru, był przestępcą niesłychanie trudnym w wykryciu a proces do tego prowadzący był niezwykły, gdyż przez wiele lat nie posiadano nawet jego sensownego rysopisu ani jakiegokolwiek innego zaczepu. Po prostu pojawiał się znikąd i po ataku rozpływał się bez śladu. Gdyby nie jego późniejsza przemiana ze skrytego i ostrożnego zabójcy w rozzuchwalonego i bezczelnego przestępcę, nie wiadomo jak wszystko by się dalej potoczyło. Zresztą do samego zatrzymania Tuchlina sprawa cierpiała na słabość dowodową. Pół roku wcześniej posiadano jedynie kilka włosów i znano grupę krwi sprawcy. Wszystko to pozwalało wyłącznie na identyfikację grupową, a więc przyporządkowanie zebranych śladów do pewnego zbioru obiektów posiadających określone cechy grupowe. Jedynym mocnym dowodem, który umożliwiał kryminalistyczną identyfikację indywidualną i bezpośrednie powiązanie ze sprawcą, były cztery odciski podeszew butów. Odciski te zostawił jednak dopiero w ostatnich trzech miesiącach swej działalności, bo na miejscach kradzieży w Lubichowie i Głodowie, w odstępie zaledwie 9 dni. Dopiero przeszukanie domu Tuchlina pozwoliło odnaleźć kolejne – mocne dowody jego zbrodni. Nie ulega jednak wątpliwości, że ostateczne wykrycie sprawcy i udowodnienie mu winy, to naprawdę mistrzowska robota o której można z satysfakcją opowiadać na całym świecie. To wszystko – tak w telegraficznym skrócie- daje nam odpowiedź dlaczego sprawa Pawła Tuchlina jest tak fascynująca dla prawników. I to bez względu czy spojrzymy na nią przez aspekt wyłącznie kryminalistyczny czy karno-procesowy. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Nawet osoby zainteresowane wyłącznie prawem karnym wykonawczym, ze wzgląd na to, że na osobie Tuchlina wykonano przedostatnią w polskiej historii, karę śmierci.

Do chwili obecnej na rynku ukazało się kilka publikacji poświęconych Pawłowi Tuchlinowi. Niebawem ma się ukazać monografia Pana autorstwa. Czy poznamy jakieś nowe, niepublikowane dotąd fakty? Jaki jest główny cel tej publikacji, dość obszernej, liczącej blisko tysiąc stron?

Cała książka będzie wypełniona po brzegi nowymi faktami, które dowiodą że dotychczas prezentowane spojrzenie na sprawę, nie było kompletne i nie oddawało jej właściwego obrazu. Chociażby co do ilości jego ofiar, gdyż lista ułożona w oparciu o czyny udowodnione przed Sądem Wojewódzkim w Gdańsku, to nie wszystko. A wliczając w nią czyny w formie przygotowania do przestępstwa, to robi ona naprawdę duże wrażenie. Celem pracy jest pokazanie prawdy i tego jak bardzo była to złożona, skomplikowana i niejednoznaczna historia. Analizując tego rodzaju sprawy bardzo często podchodzi się do nich z perspektywy post factum, gdy już wiemy jak ona się skończyła i co można było zrobić. Jednakże dopiero pozbycie się tej obudowy i cofnięcie się w przeszłość, bez tej wiedzy którą nabyło się później, pozwala nam na obiektywne spojrzenie i… na poczucie bezsilności. To ostatnie uczucie bowiem najlepiej oddaje, jak musieli się czuć funkcjonariusze pracujący przy tej sprawie. Przez wiele lat był to po prostu pościg za znikającym cieniem. I to cały czas będącym o kilka kroków przed milicją. Tuchlin nie był przy tym – jak go się teraz ostatnio przedstawia – prymitywnym, wulgarnym i zezwierzęconym bandytą. Nie był też nieśmiałym i wstydliwym facetem, który przez przemoc doświadczoną w dzieciństwie ze strony ojca, zamienił się w „Skorpiona”. Był to bardzo cwany i inteligentny przestępca, który miał niebywały dar kłamania i manipulacji faktami. To w połączeniu ze znajomością prawa – a był doświadczonym grypserem – stanowiło, że potrafił umiejętnie odpierać stawiane mu zarzuty, na różnych etapach jego życia. Trudno do dziś odróżnić kiedy on mówił prawdę a kiedy kłamał. Na pewno jednak zawsze mówił, to co chciał w danym momencie powiedzieć. Był świadomy, że wszystko co powie, że każde jego słowo będzie miało znaczenie dla jego dalszych losów. Umiał się bronić. Z tego też względu nie udało mu się udowodnić popełnienia wszystkich czynów, co do których nie było wątpliwości, że są jego niechlubnym dziełem. Wiele tajemnic zabrał ze sobą do grobu.

Które z przedstawionych dotąd informacji odnoszących się do sprawy o kryptonimie „Skorpion” są według Pana nieprawdziwe?

Jest tego dużo. Szczególnie ostatnia książka o Skorpionie jest tego przykładem, gdzie nawet nie sposób wyliczyć ile tam jest – mówiąc bardzo delikatnie – nieścisłości. Ale z takich najbardziej popularnych informacji, które nie polegają na prawdzie, to chociażby nadawanie obecnie tej sprawie wymiaru politycznego, jakoby władzy ludowej było na rękę, że Tuchlin terroryzował społeczeństwo. Nie są prawdą popularne twierdzenia, że przyczyną ataków Tuchlina na kobiety były wyłącznie jego przeżycia z dzieciństwa, ani to że mógł być chory psychicznie, lecz tego nie wykryto. Podobnie też należy potraktować wszelkie dywagacje, że Tuchlin mógł działać tak długo, ponieważ milicja prowadziła sprawę nieudolnie oraz że dopiero tak późno zorientowała się iż ma do czynienia ze sprawcą seryjnym. Cała ta historia wymaga opowiedzenia nowo, raz jeszcze, z zachowaniem faktów i chronologii zdarzeń. Tym bardziej, że chociażby zupełnie inaczej wyglądały poszukiwania Tuchlina w czasie popełniania przez niego pierwszych zbrodni w latach 1975-1976 w Gdańsku. Tego nikt jeszcze nigdy nie powiedział, ale wówczas nie działał on w tym rejonie sam. Był jeszcze inny sprawca seryjnych napaści, o którym też sporo miejsca znajdzie się w mojej książce. Opowieści jakoby Tuchlin błagał przed egzekucją kata o litość czy rewelacji dotyczących zbeszczeszczania jego zwłok, to nawet nie chce się komentować. Im więcej lat upływało od zakończenia tej historii tym więcej zaczęło się pojawiać kłamstw, przeinaczeń i twierdzeń pasujących pod obrane z góry sensacyjne tezy. Więc trzeba było wreszcie położyć temu kres, bo za kolejne 30 lat społeczeństwo znałoby już tylko alternatywną wersję tej historii. A naprawdę szkoda aby tak się stało, bo po oczyszczeniu z tych powyższych naleciałości, jest ona o wiele bardziej fascynująca, niż to mogłoby się wydawać. Dzięki intensywnym poszukiwaniom Tuchlina, niejako przy okazji, wykryto i pociągnięto do odpowiedzialności całe rzesze nieznanych do tej pory organom ścigania gwałcicieli, pedofilów, sprawców przemocy domowej, damskich bokserów itp. To też nie może umknąć uwadze.

Dlaczego warto odkłamywać informacje dotyczące spaw kryminalnych, nawet tych sprzed kilkudziesięciu lat?

Ponieważ są one niewyczerpalnym źródłem wiedzy i doświadczenia. I to nie tylko dla prawników, począwszy od prokuratora przez obrońcę aż do sędziego. Również – co oczywiste – dla funkcjonariuszy organów ścigania a także biegłych wszelkich specjalności, bez których wiadomości nie mógłby się ostać proces karny. To wszystko to czysta empiria.

Chciałabym zapytać o rozprawę doktorską, którą obronił Pan w ubiegłym roku. „Przedmiot niebezpieczny w polskim prawie karnym”. Czy tytuł rozprawy związany jest z tematyką zawartą w mającej się ukazać monografii?

Jest związany tylko w ten sposób, że narzędzia tępokrawędziste których używał Paweł Tuchlin były niewątpliwie przedmiotami niebezpiecznymi, w rozumieniu kodeksu karnego. Natomiast praca doktorska jest samodzielną i niezależną pracą nad problematyką jednego z najbardziej kontrowersyjnych znamion czynu zabronionego w prawie karnym materialnym, jakim jest właśnie ów przedmiot niebezpieczny.

Co jest największym wyzwaniem dla śledczych, którzy prowadzą sprawy związane z przestępstwami do których doszło przy użyciu niebezpiecznych narzędzi? Czym w ogóle są „niebezpieczne narzędzia”?

Spoglądając na taką sprawę wyłącznie z punktu widzenia zastosowanego narzędzia, to największym wyzwaniem zawsze będzie jego odnalezienie, jeśli sprawca po dokonaniu przestępstwa się go pozbył. Przedmiot taki jako koronny dowód zbrodni jest nośnikiem wielu informacji o sprawcy i często o samych okolicznościach zdarzenia. Ślady biologiczne, daktyloskopijne, mechanoskopijne, rodzaj i typ przedmiotu, sposób jego wytworzenia, modyfikacji, poziom zużycia etc. Wszystko to jest wspaniałym dowodem, który jednak najpierw trzeba znaleźć i liczyć że uda się z niego jak najwięcej wyciągnąć, przy zastosowaniu specjalistycznych badań kryminalistycznych. Niebezpiecznymi narzędziami są zaś przedmioty, które mogą pojawić się w rękach sprawców przestępstw, ujętych w artykułach 159 k.k. (bójka lub pobicie), art. 280 § 2 k.k. (rozbój), art. 223 § 1 k.k. (czynna napaść na funkcjonariusza publicznego) oraz art. 345 § 3 k.k. (czynna napaść przez żołnierza). Ogólnie rzecz ujmując, to wykorzystanie przez sprawców takich przedmiotów powoduje, że będą oni odpowiadać za swój czyn z surowszego – kwalifikowanego przepisu, gdyż ustawodawca uważa takie zdarzenie za bardziej niebezpieczne. Problemem jest jednak brak definicji takiego przedmiotu, ponieważ jedyną wskazówką jaką ustawodawca umieścił w powyżej przytoczonych przepisach, a pomagającą w interpretacji pojęcia przedmiotu niebezpiecznego, jest porównawcze wymienienie noża i broni palnej. Teoretycznie nie powinno więc to budzić wątpliwości. Praktycznie jednak od wielu lat istnieją przedmioty, które raz są uznawane przez sądy za przedmioty niebezpieczne a innym razem nie są. To zaś powoduje de facto losowość odpowiedzialności sprawcy, ponieważ wiele zależy od tego na terenie jakiego sądu popełni takie przestępstwo. Istnieją bowiem liczne niedomknięte w orzecznictwie spory, co do oceny charakteru niektórych przedmiotów. Takim przykładem może być np. samochód wykorzystany do napaści na funkcjonariusza publicznego. Jedne sądy uznają, że w takim wypadku sprawca posłużył się przedmiotem niebezpiecznym a zatem musi odpowiadać za przestępstwo surowsze zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności (223 § 1 k.k.) inne zaś sądy twierdzą, że samochód takim przedmiotem nie jest i będzie można mu wymierzyć karę tylko do 3 lat pozbawienia wolności (224 § 2 k.k.). A to nie jedyne przykłady, jest ich o wiele więcej.

Z dużym zainteresowaniem przeczytałam recenzję pańskiej pracy doktorskiej napisaną przez Prof. dr hab. Bogusława Sygita. Szczególnie zaintrygowała mnie kwestia oceny aspektu badawczego pracy. Na czym polegały te dość nietypowe badania, które Pan przeprowadził?

W skrócie to badania koncentrowały się na uchwyceniu obiektywnej niebezpieczności przedmiotów, które najczęściej pojawiają się w rękach sprawców bójek i pobić – noży i śrubokrętów. Podobne badania były już prowadzone kilka razy na świecie, ale nie w takim wszechstronnym zakresie jak nasze. Pełne wyniki i wnioski z badań zostaną opublikowane osobno, prawdopodobnie w tym roku. Ze względu na ich obszerność ograniczę się do stwierdzenia, że na drodze naukowej udowodniliśmy, że pojęcie przedmiotu niebezpiecznego stosowane w polskim prawie karnym od prawie 100 lat jest przestarzałe i wymaga zmian. Bo to nie przedmiot jest niebezpieczny, ale tylko człowiek który z niego korzysta. I z tego względu zaostrzona reakcja karna winna być ukierunkowana na sposób działania przestępcy, gdyż np. odpowiednie zadawanie ciosów gołymi rękoma może być tak samo niebezpieczne, jak zadawanie ciosów pałką. Oczywiście, to wszystko jest wyłącznie przedstawieniem problemu w dużym skrócie.

Kto powinien skorzystać z wiedzy zawartej w wynikach z przeprowadzonych przez Pana badań? W jaki sposób wiedza ta może być pomocna dla organów ścigania?

Adresatem tych badań jest przede wszystkim ustawodawca, gdyż to od niego zależy czy zechce wreszcie uporządkować problematykę wykorzystania przedmiotu niebezpiecznego. Na pewno wiele też skorzysta z tego orzecznictwo. W przypadku organów ścigania wiedza płynąca z badań może być również pomocna, ponieważ już na etapie postępowania przygotowawczego łatwiej można będzie ocenić, czy dane zdarzenie mogło mieć taki a nie inny przebieg. Sam sposób posługiwania się przedmiotem może nam od samego początku ujawnić stronę podmiotową sprawcy, jego motywację a także rolę w danym zdarzeniu. Wreszcie można będzie obiektywnie spojrzeć na realną możliwość dokonania penetracji ludzkiego ciała np. nożem, w różnych mniej lub bardziej nietypowych sytuacjach i dziwnych stanach faktycznych. Jeszcze do dziś w literaturze medyczno – sądowej zwracają uwagę badania wskazujące, że do wbicia ostrego noża w ciało, potrzeba znacznej siły (300 N i więcej) co zaś może stawiać pod znakiem zapytania np. sytuacje przypadkowego nadziania się na nóż. Dziś już jednak wiemy, że wystarczy zaledwie 5% powyższej wartości. Zatem na styku nauk prawnych z empirią, jest jeszcze wiele ciekawego do zbadania i odkrycia.

Dziękuję za rozmowę

mecenas Adrian Wrocławski – Doktor nauk prawnych, adwokat, specjalizujący się w prawie karnym, kryminalistyce i medycynie sądowej. Prowadzi badania naukowe dotyczące m.in. sprawców zabójstw seryjnych, wykorzystania przedmiotów niebezpiecznych oraz z zakresu balistyki końcowej i obrażeń postrzałowych. Związany z Zakładem Prawa Dowodowego i Kryminalistyki, Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Facebook