Były przykrywkowiec: to było życie na krawędzi prawa

fragm.okładki/wyd. znak

Dobry gliniarz to taki, który wykonuje polecenia, nie dyskutuje, siedzi za biurkiem od ósmej do szesnastej, wypije kawę z kolegami w pracy, poprzerzuca papiery, ma porządek, poustawiane ramki. Nie podpadnie, nie zaryzykuje, nie będzie się tłumaczył, skończy z wysokim odznaczeniem. Pracując w linii byłem ciągle w terenie. Wracałem do jednostki, widziałem nowe twarze, parzyłem na nie, one na mnie i znowu wyjeżdżałem. Oni byli na miejscu, mnie nie było. Jeśli ktoś jest na miejscu ma większe możliwości zrobienia kariery. O tych w terenie nikt nie pamięta. Robisz swoje, wracasz, ktoś cię klepnie po ramieniu, czasami da jakąś premię. Premia za łódzką sprawę łowców skór, otrzymaną od Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, była moim półrocznym zarobkiem, za szczególne ratowanie życia ludzkiego. Postawiło się koleżankom i kolegom po lufie i szło się dalej.

Z Jurkiem „Zwierzakiem”, byłym antyterrorystą i policyjnym przykrywkowcem – rozmawia Anna Ruszczyk.

Dlaczego zdecydował się Pan na spowiedź i wyznanie prawdy o życiu przykrywkowca?

Zdecydowałem się opowiedzieć swoją historię, ponieważ ktoś kiedyś powiedział publicznie, że mam przeszłość zbrodniczą w Służbach Bezpieczeństwa. Tak, zanim nadeszła wolna Polska, pracowałem w SB. Nie wstydzę się tego, bo nie wyrządziłem krzywdy nikomu, kto by na to nie zasłużył. Nie zajmowałem się polityczną opozycją tylko przestępczością gospodarczą, m.in. nadużyciami, defraudacjami, niegospodarnością. Robiłem to, co funkcjonariusze operacyjni pionu V (ochrona gospodarki narodowej i przemysłu), czyli pozyskiwałem tajnych współpracowników w zakładach pracy. Obecnie to piony ekonomiczne ABW i policji. Często w mediach ten czteroletni okres zawodowy jest mi wytykany, zapominając o mojej późniejszej służbie w policji. Chciałem pokazać ludziom, że nie wszyscy z SB byli oprawcami. Wiele osób po 1989 roku przeszło ze Służb Bezpieczeństwa do policji. Wielu byłych oficerów zakładało wtedy Biuro do Walki z Przestępczością Zorganizowaną KGP. Autorem nazwy Centralne Biuro Śledcze jest były oficer Służby Bezpieczeństwa. Każdy przechodząc z milicji do policji musiał być pozytywnie zweryfikowany. Nie każdy, kto służył w SB był przestępcą. W zdecydowanej większości byli to ludzie uczciwi i honorowi. Tak to wyglądało. Skoro w pewnym filmie dokumentalnym, opierając się jedynie na insynuacjach, niedopowiedzeniach, zlepkach informacji ujawniono moją twarz, dane osobowe i przedstawiono w bardzo negatywnym świetle, pokazując mnie jako zbrodniarza służącego totalitarnemu państwu, byłem zdegustowany. Uświadomiłem sobie wtedy, jak łatwo można manipulować prawdą i zniszczyć człowieka. Dlatego postanowiłem opowiedzieć o tym wszystkim w książce. Jeśli wyciągniemy tylko fragment z życiorysu każdego człowieka, nie uzyskamy pełnego obrazu, czy ktoś jest zły czy dobry. Często zdarza się, że człowiek uznawany za prawego bywa bardzo zły. Śmiesznie to brzmi, ale jak ksiądz na pogrzebie chwalił zmarłego, to żona trzy razy trumnę otwierała bo zastanawiała się kto tam leży.

Jakie umiejętności, wiedzę i predyspozycje należy posiadać, aby stać się dobrym przykrywkowcem i dlaczego tak niewielu chce iść tą drogą?

Przykrywkowcy to zbiór charakterów, charakterków, ludzi niepokornych, potrafiących działać samodzielnie, a jednocześnie w zespole. Każdy ma swoją osobowość, indywidualne predyspozycje. Mało kto się decyduje na taką pracę bo jest ona dużym obciążeniem psychicznym jak i fizycznym. Jedno łączy się z drugim. Nasz guru od przykrywek, Wrzaskun, żartobliwie określał nas „zespołem specjalnej troski”. Choć ciężko było utrzymać nas w ryzach, trzymano nas w ryzach. Nigdy nie było problemu z dyscypliną czy posłuszeństwem. Byliśmy zespołem żartownisiów, kawalarzy żyjących zbyt szybko i zbyt luźno, jednocześnie realizujących zadania, rozkazy, doprowadzając operacje do końca.

Co powinno się znaleźć na liście ciemnych i jasnych stron tkwienia w „teatrze” kłamstw?

Plusy są takie: nie kłócisz się z żoną, bo jak przyjeżdżasz do domu, to ona cieszy się że żyjesz, z dziećmi nie musisz przeprowadzać rozmów wychowawczych, bo robi to żona, nie musisz malować kuchni czy przedpokoju, nie musisz tapetować mieszkania, jesteś luzakiem. Oczywiście żart. Przyjeżdżasz do domu, no i tu są minusy… kran cieknie, kuchni nie domalowałeś, dzieci już prawie dorosłe, choć niedawno były w szkole średniej. Nie lubię o swojej pracy mówić wzniośle, bo tu nie ma patosu, nie ma wielkich słów, trudnych chwil. To było życie na krawędzi prawa, na krawędzi własnego życia, zdrowia. Tak to wyglądało w dwóch policyjnych słowach. Jeśli człowiek ma jedną mentalność, to nie rozdrabnia tego na szczegóły życiowe.

Jaką cenę płaci się służąc w „armii cieni” i czy mimo wszystko warto poznawać ten mroczny, niekiedy napawający obrzydzeniem świat od podszewki?

Ktoś to musi robić. To zetknięcie z prawdziwym światem, nie tym lukrowanym, ubranym w piękne słówka o bohaterstwie, o moralności, ale tym brudnym, zgniłym światem. Może to brzmi jak wywód starszego pana, ale tak to wygląda. Ciągle słyszymy morały, że mamy żyć w określony sposób, a ten świat jest całkiem inny, nawet na szczytach władzy. Zastanawiam się czasem, czy nie lepiej byłoby żyć w tym świecie nie wiedząc o tym, że brat sprzedaje brata, że konfident donosi na konfidenta, że kariera i intrygi są ważniejsze od miłości między ludźmi, a wszystko to dodatkowo przyozdabia się patosem i wielkimi słowami. Nie wiem, czy warto było poznawać ten świat takim, jaki jest naprawdę, czy lepiej żyć w iluzji, w świecie manipulowanym na co dzień przez środki masowego przekazu, gdzie bombardują nas reklamy i wciskanie kitu. Nie wiem co jest lepsze, może lepiej nie wiedzieć jakie to życie jest.

W książce „Zwierzak. Spowiedź policyjnego przykrywkowca” napisanej przez Mateusza Baczyńskiego i Janusza Schwertnera opowiada Pan o kulisach niektórych spraw, chociażby o „wojnie grabarzy”. Dlaczego w ogóle dochodzi do takich sytuacji, w których ofiary stają się sprawcami przestępstw, mordują swoich oprawców, bądź zlecają ich zabicie? Co zawodzi: system, ludzie, procedury?

W czasach kryzysu zawsze będzie farmaceuta, grabarz, ksiądz i lekarz, bo na wszystkich wojnach tego świata jakie by nie były, grabarz zawsze zarobi. Rodzi się konkurencja. Śmierć ubieramy w piękne i doniosłe słowa, a przecież to biznes. Zakłady pogrzebowe z tego żyją i to bardzo dobrze. Dochodzi do rywalizacji, walki nie tyle o samego trupa, tylko o pieniądze z jego pochówku. Nawet ksiądz chowa za pieniądze. System nie pomaga w wielu kwestiach. Ważny jest tylko dla osób, które w tym systemie siedzą i nim rządzą. Każda rewolucja ma szczytne hasła, troszczy się o obywatela. W trakcie kampanii wyborczych każdy głos się liczy. Potem kampania mija i zostajesz sam. Ci, którzy mają o ciebie dbać, troszczyć się, zapominają o tobie do następnych wyborów, następnej zmiany systemu. Takie jest powiedzenie o rewolucjonistach. Młody gniewny, stary wkurwiony. Młody chce ten świat polepszyć, a potem wpada w system, w interesy, układy, układziki. Nikomu nie zaszkodzić, to oni tobie nie zaszkodzą. Koło się zamyka, reakcja łańcuchowa.

Jak to jest stać po drugiej stronie barykady, spoglądać na świat oczami przestępców, być jednym z nich, choć nie do końca? Czy to jedyna droga do tego, by poznać prawdziwe oblicza zła i wszelkiej maści patologii?

Jak to jest stać po drugiej stronie? Normalnie – stoisz i patrzysz. Przychodzi mi na myśl, takie powiedzenie, chyba z bajki Krasickiego. Jeśli mały pies wychowany jest w klatce, wypuszczony na wolność nie da sobie rady. Jeśli ten kto był wychowany na wolności trafi za kratki, umrze jako zniewolony. Jeśli ktoś zna tylko takie życie, nie wie że może być inne. Nikt mu w tym środowisku nie wyjaśni, że można żyć inaczej. Na religii też mu nie wytłumaczono, co jest dobre, a co złe. Prawo stanowią inni ludzie, którzy tworzą je pod siebie. Zdarza się, że nie wiemy, która strona jest dobra, a która zła. Czy państwo, które oszukuje, czy ten który oszukuje państwo. Czasami wybieramy pomiędzy jednym złem, a drugim złem. Prawo nie jest obiektywne dla wszystkich. Jak przekonać kogoś, że to co robi jest złe, skoro w jego umyśle jest to normą. Żeby przeżyć na podwórku, trzeba innych pokonać. Dla jednych jest to zło, dla innych dobro i możliwość przeżycia.

Dobry gliniarz to taki, który zna ulicę i ludzi z miasta?

Dobry gliniarz to taki, który wykonuje polecenia, nie dyskutuje, siedzi za biurkiem od ósmej do szesnastej, wypije kawę z kolegami w pracy, poprzerzuca papiery, ma porządek, poustawiane ramki. Nie podpadnie, nie zaryzykuje, nie będzie się tłumaczył, skończy z wysokim odznaczeniem. Pracując w linii byłem ciągle w terenie. Wracałem do jednostki, widziałem nowe twarze, parzyłem na nie, one na mnie i znowu wyjeżdżałem. Oni byli na miejscu, mnie nie było. Jeśli ktoś jest na miejscu ma większe możliwości zrobienia kariery. O tych w terenie nikt nie pamięta. Robisz swoje, wracasz, ktoś cię klepnie po ramieniu, czasami da jakąś premię. Premia za łódzką sprawę łowców skór, otrzymaną od Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, była moim półrocznym zarobkiem, za szczególne ratowanie życia ludzkiego. Postawiło się koleżankom i kolegom po lufie i szło się dalej.

Czy Pana zdaniem funkcjonariusze Policji mają dziś realny wpływ na walkę z przestępczością zorganizowaną? Rozboje, porwania dla okupu, strzelaniny, zlecenia zabójstw, gangsterskie porachunki i krwawe egzekucje, haracze, wymuszenia, handel ludźmi. To przeszłość, czy również i teraźniejszość, ale wyparta ze świadomości społeczeństwa?

Przestępczość się zmieniła, nie jest już w dresach i obwieszona łańcuchami. To wszystko zależy od policjantów. Jeden ściga aż dopadnie, drugi odpuszcza. Na początku powstania przykrywek pracowaliśmy po omacku, na podstawie ustawy o policji. Nie było rozporządzeń czy zarządzeń o pracy przykrywkowej, zmianie tożsamości, mieszkaniach konspiracyjnych, środkach transportu. Wszystko tworzyło się na bieżąco. To czas rozkwitu przestępczości zorganizowanej i bezsilności policji. Właściwie nic nie można było zrobić. Policjanci się jednak zawzięli i zrobili z tym porządek. Potem weszło prawo o świadkach koronnych, które ułatwiło rozpracowywanie gangów. Nie wiem czy teraz policja daje sobie radę, podejrzewam, że nie za bardzo. Słyszę o ściganiu za podatki VAT, przestępczości gospodarczej, jednak nikt nie siedzi w więzieniu za przekręty gospodarcze. Jeśli chodzi o przestępczość drobną kryminalną, to napady i włamania będą zawsze. Jeśli chodzi o narkotyki na ulicach to zapotrzebowanie na rynku jest nadal. Nie da się tego zwalczyć. Przypomniała mi się nagonka propagandowa i akcja – koniec z agencjami towarzyskimi. I jaki koniec? Jedna agencja zamknięta, a pięć nowych powstało. Jest zapotrzebowanie i jest podaż. Zdarza się, że klientami są ci sami, którzy z nimi walczą. Taka to walka. Stany Zjednoczone wkładają potężne siły i środki w walkę z różnymi kartelami kolumbijskimi. Jednak interes kręci się nadal. Nie zmniejszyła się ilość narkotyków na rynku. Jeśli nie mają wystarczającej ilości to dosypią sproszkowanej aspiryny albo ketonalu. Nie da się tego zwalczyć dopóki będą chętni. Tak samo jak w PRL-u alkohol był sprzedawany od godziny 13.00, ale szło się wcześniej i kupowało dwie oranżady, a sprzedawczyni wiedziała o co chodzi.

Pewien człowiek powiedział mi, że słowo „porażka” nie istnieje w odniesieniu do pracy prokuratorów. Czy Policjanci Pod Przykryciem ponoszą czasem jakieś porażki, czy raczej skazani są na sukces?

Kiedyś przyszło polecenie, żeby zrobić zestawienie operacji które się udały, a które nie. Po jednej stronie wyszczególniłem operacje zakończone sukcesem oraz tzw. nieudane powodzenia. Jest dużo operacji, które nie wyszły z różnych przyczyn. Ktoś się w ostatniej chwili wycofał, albo w innym miejscu mu lepiej zapłacili, czy coś poszło nie tak. To nie są same sukcesy, to jest normalne życie. Praca operacyjna polega na cierpliwości, praca ofensywna ma elementy pracy operacyjnej, które składasz jak mozaikę, element do elementu. Nie dziś, nie jutro, za pół roku za rok, to wszystko stworzy się w pełen obraz.

W ciągu ostatnich trzydziestu lat zaszło wiele zmian. Stare przykrywki funkcjonowały w zupełnie innej rzeczywistości. Czy według Pana, postęp jaki się dokonał chociażby w zakresie techniki, cyfryzacji ułatwia czy raczej utrudnia prowadzenie operacji specjalnych, penetracji środowisk przestępczych? Istnieje większe ryzyko dekonspiracji?

Oczywiście, że technika poszła do przodu. Weszły nowe technologie, miniaturowy sprzęt, możliwości kontrolowania mediów społecznościowych, skrzynek pocztowych, telefonów. To wszystko ułatwia prace operacyjną. Zachłyśnięcie możliwościami technologii sprawiło, że odpuszczono pracę z tzw. źródłami osobowymi. Technika techniką, ale i tak wszystko robi człowiek. Dane do systemu wprowadza człowiek. Dużo jest możliwości inwigilacji czy kontroli za pomocą środków techniki, ale są również sposoby obrony przed tym wszystkim. Jak to teraz wygląda w przykrywkach nie wiem. Kiedy pracowałem, możliwości były całkiem niezłe. Figuranci jeździli na zachód, gdzie zdobywali wiedzę. Niektóre grupy przestępcze miały skanery łączności, dzięki którym nas podsłuchiwały. My mieliśmy wszystko od góry ustalone poprzez kanały odrębne i zastrzeżone dla służb, do których dostęp nie był taki prosty.

Na co powinni być przygotowani ludzie wiążący swoje życie zawodowe z pracą w przykrywkach, jakie rady otrzymaliby od Pana na samym początku, na co należy uważać, czego unikać? Jak pracować, by nie zwariować?

Rad nie mam żadnych. Trzeba samemu to przeżyć, bo rady nie pomogą. Młodym ludziom nie wytłumaczysz, bo im się wydaje, że są mądrzejsi. Powinni wiedzieć jaki jest obszar do poznania, jak wygląda szkolenie, jak wygląda przygotowywanie. Z czym trzeba będzie się mierzyć. Jak pracując nie zwariować? Trzeba mieć specyficzną mentalność – albo jesteś w stanie to robić i nie wariujesz, bo potrafisz oddzielić pracę od teatru życia przykrywkowego i nie łączysz tego z życiem prywatnym. Nie ma jednej stuprocentowej recepty, ale jest sto jednoprocentowych form, z których można ułożyć sobie własną kombinację. Jednemu pasuje to, drugiemu coś innego. Nie ma żadnych rad ogólnych. My uczyliśmy się sami jak sobie z tym wszystkim radzić, bo psychika każdego człowieka jest inna. Jednemu pomoże pochwała, czy poklepanie po plecach, a do drugiego trzeba puścić soczystą wiązankę żeby zadziałało.

Czego najbardziej brakuje po przejściu na policyjną emeryturę?

Po tylu latach niczego. Człowiek chce mieć tylko spokój. Po tylu latach przychodzi wypalenie, masz dosyć tego szamba, burdelu, okłamywania, pozorów, tego całego życia. Chcesz spokojnie móc zasnąć. Za adrenaliną przykrywkowca nie jest mi tęskno i niech tak zastanie.

Przyglądam się „Zwierzakowi”, wczytuję w słowa spowiedzi. Widzę policjanta, pewnego siebie wojownika, psychologa mającego wiedzę o ludziach w jednym paluszku, filozofa żonglującego humorem, wrażliwością i bagażem doświadczeń. Dostrzegam nietuzinkowego człowieka, o niebanalnej karcie historii, który swoim życiorysem mógłby obdzielić wielu ludzi. Mam wrażenie, że jeszcze nie powiedział Pan ostatniego słowa, że coś jeszcze dowiemy się kiedyś o Jurku „Zwierzaku”.

Wielu rzeczy się nigdy nie dowiecie, bo by mnie uznali za wariata, mitomana i na końcu zamknęli [śmiech]. To, co można było powiedzieć, zostało powiedziane. Gdy prowadziłem kursy szkoleniowe dla młodych przykrywkowców, mówiłem im, że lepiej jeden dzień żyć jak jastrząb niż całe życie jak kurczak. Z drugiej strony, jak byliśmy młodsi mówiliśmy, że na stare lata będziemy mieli co wspominać. Przychodzą stare lata i bach – skleroza. Nic nie pamiętam.

Dziękuję za rozmowę

Facebook