Jasnowidzenie może dostarczyć informacji w czysty i bezpieczny, a niekiedy nawet w bardzo precyzyjny sposób przy okazji nie będąc ingerencyjnym. Jako narzędzie jest więc znakomitą płaszczyzną pozyskiwania danych. Z jasnowidzami, jak i z innymi rodzajami ludzkiej aktywności jest tak, że są fachowcy, i są kuglarze; to zależy od osobowości i wewnętrznych potrzeb. I tak samo w policji, jak i we wszystkich innych zawodach. Są i ludzie-skarby, i tacy, którym powinno się zabronić pracować w jakimkolwiek zawodzie.
Z Lessem R. Hoduniem – wokalistą, pisarzem, grafikiem i autorem książki „Nadal jestem” – rozmawia Anna Ruszczyk.
Od czego się zaczęła Twoja przygoda z tym co nieznane? Kiedy zjawiska paranormalne na dobre zagościły w Twoim sercu?
To był proces. Ale już od dawna wiedziałem, że nie wszystko jest takim, jakie się wydaje. Gdy byłem szkrabem to bardzo pociągały mnie rzeczy kosmiczne, jak na przykład astronomia. Czytałem książki o planetach Układu Słonecznego dostępne w szkolnych bibliotekach. Miałem specjalny brulion do zapisywania informacji na ich temat, typu wielkości, księżyce, atmosfera itd. Była też fascynacja fantastyką naukową. Pamiętam, że jeszcze w podstawówce to była chyba siódma klasa, kupiłem sobie specjalny zeszyt 32-kartkowy i napisałem opowiadanie science-fiction. Wprawiłem tym w niezłe osłupienie jedną z pań polonistek, która była też przy okazji bibliotekarką. Później zaciekawiłem się książkami o rzeczach niewyjaśnionych. Zdarzały się także osobiste doświadczenia różnego rodzaju. Czytałem coraz więcej i uczyłem się rozpoznawania charakteru danej publikacji. To jest istotne, jeśli chcesz zgłębiać wiedzę, zamiast po prostu spędzać czas przy czytaniu. No i ta chęć poznawania tego, co nieoczywiste, wciąż trwa.
Miałam ogromną przyjemność zapoznać się z książką Twojego autorstwa „Nadal jestem. Koniec drogi to jeszcze nie koniec”. Co było główną motywacją do ukazania więzi pomiędzy żywymi a zmarłymi?
Na pewno to, że takie więzi istnieją. Sam byłem świadkiem tego typu sytuacji i wiele znanych mi osób także. Mówi się, żeby mieć ograniczone zaufanie przy tego rodzaju opowieściach, ale de facto zawsze warto mieć włączony taki filtr. Jednak kiedy kogoś znasz i darzysz go sympatią to taki filtr nie ma specjalnie nic do roboty. Po prostu wiesz i czujesz, że komunikacja między wami jest życzliwa i szczera. To powinno być oczywiste. I nieważne jest czy rozmowy są o totalistycznych pierdołach, o sprawach ważnych czy zupełnie z pozoru odjechanych, jak to, że światy, ten i „tamten”, wchodzą ze sobą w interakcję. Tylko pamiętajmy, że ograniczone zaufanie to nie jest tak, że mamy przede wszystkim nie ufać. Trzeba myśleć o tym co się słyszy, co widzi. Jeśli więc ktoś, kogo znamy i lubimy, nagle mówi nam coś, co wydawałoby się dalekie od normalności, to nie znaczy, że nagle komuś odwaliło i musi przestać być naszym znajomym czy przyjacielem. Ten ktoś po prostu próbuje podzielić się czymś, co go spotkało i mocno poruszyło; czy to będzie osobiste doświadczenie, czy informacja z zewnątrz. Czyli szanujmy. Druga rzecz, to zebrane kiedyś wywiady do mojej audycji „Ukryta Rzeczywistość”, którą prowadziłem w Radiu Szczecin. Jeden z odcinków poświęciłem temu właśnie tematowi, czyli znakom, jakie otrzymujemy od odchodzących z tego świata. Wywiady były w formie nagrań, po jakimś czasie zacząłem myśleć nad tym, aby je spisać i taki mamy dzisiaj efekt w postaci książki.
Jak wyglądała praca nad publikacją, czy ciężko było wyselekcjonować te najciekawsze, pełne emocji historie?
Docierały do mnie wyłącznie takie opowieści. Niewiele zostało odrzuconych. Wcześniej wyraziłem życzenie, aby właśnie takie fascynujące relacje pozyskać i być może to było jednym z czynników napędzających. Ustaliłem sobie też, że przede wszystkim chcę skupiać się na historiach odnoszących się do relacji między ludźmi w taki sposób, aby nie można było mówić o przypadkowości czy konfabulacjach. Taka jest na przykład opowieść matki młodego motocyklisty, który zginął w wypadku czy przypadek telefonu ojca jednej z moich znajomych. W zasadzie: co historia, to robiłem duże oczy ze zdumienia. Każda relacja jest inna i każda przyprawia o dreszcze.
Marzec 2020 zmienił rzeczywistość z którą przyszło nam się zmierzyć. Koronawirus wpłynął na nasze życie zawodowe, rodzinne, społeczne. Czy Twoim zdaniem dziś, po kilku miesiącach życia w pandemii strachu, niepewności, sprzecznych informacji, jesteśmy w stanie zatrzymać się i poddać refleksji o przemijaniu i umieraniu?
Takie chwile sprzyjają myśleniu typu „a co, jak to spotka i mnie?” lub różnego rodzaju rachunkom sumienia. Obecna sytuacja wywiera ogromną presję na społeczeństwach niosąc znamiona czasów ostatecznych, a to skutkuje lękiem i niepewnością o własne jutro. A ludzie chcieliby wiedzieć, być przygotowani na to, co przyniesie los, nawet jeśli to miałaby być pani z kosą! Niejedna z osób chciałaby nawet wiedzieć kiedy to się stanie, jak czy wręcz o której godzinie! Rzeczywistość, którą nam obecnie zgotowano, jest takim właśnie momentem w życiu, gdy tego typu myślenie chodzi mocno po głowie. Jednak, niezależnie od czasu, dobrze jest uspokoić umysł i duszę w tym temacie, aby być pozytywnie nastawionym do przemijania życia. Im bardziej ktoś posiłkuje się negatywnymi przekonaniami i karmi nimi bałagan w swoim umyśle, tym gorsze jest samopoczucie i w efekcie niczego dobrego tym się nie osiągnie. Moja książka ma za zadanie tonować emocje i porządkować wiedzę. Do tego niesie ważny przekaz, że ktoś doświadczający takich historii i zastanawiający się, czy nie zbzikował, widzi, że są to przeżycia przeżywane przez wielu różnych ludzi. Doświadczają tego osoby chodzące do kościoła, agnostycy, jak i zupełnie niezainteresowani tym sceptycy. A gdy zauważasz, że takie rzeczy spotykają nie tylko Ciebie, to już sam ten fakt daje poczucie uwolnienia od wielu napięć i stresów. Człowiek z natury jest istotą stadną, więc taka świadomość, to lekarstwo. I wiem, że moja książka dokładnie tak działa.
Dlaczego warto rozmawiać o duchowości, końcu drogi, który jak się okazuje wcale końcem być nie musi?
Ponieważ to nieodłączna część życia i nasz tzw. „cały świat”. Przecież odczuwamy i przeczuciami się kierujemy, słuchamy podszeptów serca. To wszystko związane jest z głosem wewnętrznym, a nie z chłodną kalkulacją umysłu. Słuchanie muzyki, oglądanie filmów, smaczne potrawy, ładne ubrania, super gadżety, jak biżuteria, zegarki albo wręcz samochody… jakikolwiek przykład podamy, to oprócz wartości wymiernych, jak nakarmienie organizmu, przyodzianie go, umożliwienie kontaktu z ludźmi czy sprawność przemieszczania się mamy też przyjemność posiadania rzeczy ładnych, pięknych. To wszystko codziennie, bez przerwy karmi nas energetycznie. Dzięki temu czujemy się lepiej, radośniej. Śmierć, choć jest tematem tabu, stanowi nierozerwalną część życia. W końcu ona właśnie przeprowadzi nas przez granicę wymiarów. Jak bardzo będziemy na to gotowi? W jaki sposób tę granicę przekroczymy? Co będziemy wiedzieć o nowej przestrzeni, która – wygląda na to – jest miejscem, do którego… wracamy? Mówi się czasem, że przecież nikt stamtąd nie wrócił, że nie ma dowodów. Mówią tak przeważnie zamknięci na tego typu dowody sceptycy, którzy choćby nawet takowe otrzymali, to je zanegują. Czemu? Ponieważ według ich mniemania dowodów takich nie ma i być nie powinno. To w takim razie skąd te wszystkie znaki, o których piszę?
W elektryzującej, wręcz hipnotyzującej książce „Nadal jestem” pojawiają się niezwykle przejmujące historie związane ze śmiercią osób najbliższych. Dlaczego nie wszystkim udaje się nawiązać relacje ze zmarłymi, odczytać od nich jakąś wiadomość, znak?
Wszystko, co się wydarza w życiu, drobne czy duże rzeczy, dzieje się z określonego powodu. Jeśli ktoś mówi, że to czy tamto stało się przypadkiem, to znaczy, że nie obserwuje życia; choćby własnego. Jedne sytuacje wymagają większej ilości czasu, inne mniej, aby móc zauważyć to, że ich zaistnienie było związane z konkretną potrzebą. Jeśli więc chodzi o kontakty z „tamtej strony”, to wygląda na to, że nie każdy potrzebuje takich komunikatów. O tym też piszę w książce i podaję konkretne przykłady. Związane to jest z konkretnymi sytuacjami w życiu, które takich kontaktów wymagają. Wiadomo, że po utracie kogoś bliskiego niejedna z osób chciałaby, aby takie kontakty były; choćby w postaci odwiedzin sennych. Są też jednak ludzie, którzy nie bardzo chcieliby takich doświadczeń i w trakcie rozmów mówili mi o tym.
Czy kontakty z tym co nieznane wynikają z wiary i niewiary, czy też z wiedzy i otwartości umysłu?
Wygląda na to, że światopogląd, religia czy inne kwestie rzutujące na to, jak wyznajemy świat, nie mają żadnego znaczenia, gdy już dochodzi do kontaktu. Książka zawiera opowieści związane z ludźmi będącymi i blisko wiary, w sensie praktyk religijnych, i zupełnych sceptyków. Jedni wierzą w występowanie takich sytuacji, a inni nie są tym zainteresowani. A w zasadzie nie byli do czasu, gdy nie dotknęli tego osobiście. Jedni otwierają się na to i od tego czasu wierzą, że jednak jest coś dalej, a inni nadal nie bardzo chcą wyznawać taką możliwość, pomimo tego, że są pewni, że to, co im się przydarzyło, było prawdziwe. Na pewno wiedza i zaufanie do siebie pozwalają rozumieć, a nie tylko wierzyć, że człowiek nie kończy się tak na pstryknięcie palców.
Pytając o zjawiska paranormalne chciałabym dowiedzieć się co sądzisz o działalności jasnowidzów, jak oceniasz ich umiejętności i zaangażowanie w rozwiązywanie spraw kryminalnych?
Każdy sposób dotarcia do prawdy, niezależnie od tego jakie kto ma na jego temat zdanie, jest dobry. Oczywiście tylko wtedy, gdy użyty jest przez odpowiednie osoby i w konstruktywnej formie. To tak, jak ze wszystkim: jeśli chcesz poszpanować, jaki to z Ciebie nie fachowiec w jakiejś tam dziedzinie, to efekty mogą nie wyjść poza samo gadanie. A tu chodzi o pomoc ludziom, o konkretne działanie i pokorę względem zadania. Jasnowidzenie może dostarczyć informacji w czysty i bezpieczny, a niekiedy nawet w bardzo precyzyjny sposób przy okazji nie będąc ingerencyjnym. Jako narzędzie jest więc znakomitą płaszczyzną pozyskiwania danych. Z jasnowidzami, jak i z innymi rodzajami ludzkiej aktywności jest tak, że są fachowcy, i są kuglarze; to zależy od osobowości i wewnętrznych potrzeb. I tak samo w policji, jak i we wszystkich innych zawodach, są i ludzie-skarby, i tacy, którym powinno się zabronić pracować w jakimkolwiek zawodzie. Na pewno szeroko znanym i zarazem świetnym jasnowidzem jest pan Krzysztof Jackowski, który ma ogromne zasługi na płaszczyźnie wspierania działań policyjnych. Dziwię się, że tak niechętnie policja przyznaje się do współpracy z nim, bo przecież gra nie idzie o zachwyt nad jego umiejętnościami czy uznanie jego zdolności w ogóle. Tak samo policja powinna nie przyznawać się do tego, że wzywa świadków zdarzeń. Bo czy nie znaczy to, że policja sobie nie radzi, więc posiłkuje się innymi ludźmi? Zauważmy, że nie raz osoby wezwane do składania zeznań konfabulują, kręcą i gmatwają to, co ze sprawą związane. Dlatego rola dobrego jasnowidza jest czymś nieocenionym. Przecież o pomoc do takiego kogoś ludzie zwracają się z bardzo ważnych powodów, jak np. odnalezienie osób zaginionych, i to dopiero wtedy, gdy wyczerpią się inne możliwości. Ten człowiek wielokrotnie udowodnił, że jest w stanie skomunikować się z energią osoby poszukiwanej, aby wskazać miejsce, gdzie należy jej szukać. Jak sam pan Krzysztof przyznaje: przeważnie „sukcesy” są w przypadku osób już nieżyjących, bo z nimi właśnie ma lepszy kontakt. Co zaś do rozumienia kwestii jasnowidzenia, to pamiętam, jak gościłem pana Jackowskiego podczas mojego pierwszego sympozjum Ukryta Rzeczywistość, które organizowałem i prowadziłem w Miejskim Ośrodku Kultury w Policach. Pan Krzysztof miał swoje niesamowite wystąpienie, podczas którego zaprezentował m.in. dokumenty potwierdzające jego efektywną współpracę z policją. Po wystąpieniach zaś, podczas konferencji prasowej, ktoś powiedział, że gdyby wszyscy tak znali swoje myśli, to powybijalibyśmy się nawzajem. Odpowiedź jasnowidza mocno utkwiła mi w głowie. Wszyscy zebrani usłyszeli, że aby odnaleźć kogoś, pan Jackowski musi w pewien sposób połączyć się z daną osobą, niejako wejść w jej osobowość. Gdy tak się dzieje, to zaczyna rozumieć tę osobę i wszystkie okoliczności, jakie doprowadziły do jej zaginięcia lub śmierci. W pewien sposób staje się tą osobą rozumiejąc i odczuwając dlaczego jej zachowanie było takie, a nie inne. Czyli poznanie prowadzi do lepszego zrozumienia. Podobnie jak i poznanie samego jasnowidzenia. Uważam tym samym, że ono nie powinno być nazywane czymś paranormalnym. Skoro są osoby, jak pan Krzysztof, zajmujące się tym zupełnie wymiernie, to znaczy, że nie ma sensu tego dyskredytować. Jak sam pan Jackowski przyznaje oficjalnie: nie ma stuprocentowej wykrywalności. Podobnie, jak nie ma jej i sama policja. Pamiętajmy jednak, że policja posługuje się namacalnymi, dostępnymi narzędziami, natomiast jasnowidz działa w obszarze, który jeszcze nie jest poznany, jako narzędzie. Ale czy to policja, czy jasnowidz – chodzi o dobrą pomoc ludziom.
Które z zagadnień dotyczących śmierci i życia po życiu pozostaje dla Ciebie największą zagadką? Czy masz własną wizję tego, co nas spotyka po odejściu z tego świata?
Na podstawie tego co czytam, słucham i oglądam można powiedzieć, że człowiek po opuszczeniu ciała przestaje czuć potrzebę relacji z własnym ciałem. Samo to może oznaczać, że nasza tutaj ziemska obecność nie jest zorientowana na gromadzenie wyłącznie materialnych rzeczy. One, owszem, pomagają i powinniśmy umiejętnie się nimi posługiwać, ale nie ich posiadanie jest sensem życia. To przede wszystkim samodoskonalenie się mentalne i duchowe. Dalej jest czas oczyszczania, czyli tak, jakby pomoc w uświadomieniu sobie duszy, że od teraz, gdy już nie funkcjonuje w ciele, czeka ją nowy czas. Że doświadczenia i przyzwyczajenia ziemskie już nie mają znaczenia. Pozacielesna świadomość jest chyba mocno przyćmiona, podobnie jak we śnie, w którym uczestniczymy wyłącznie jako nieświadomi obserwatorzy. A przecież ludzie podróżują astralnie, mają świadome sny. Oznacza to, że potrafią opuścić swoje ciało i być w tej innej, duchowej przestrzeni tworząc świadomie jej scenerię i uczestnicząc w okolicznościach tak w pełni, jak to się dzieje świadomie w tej tutaj rzeczywistości. Czyli ten pierwszy czas ma pomóc w przejściu dalej. A tam czeka moment, gdy wybieramy i zatwierdzamy ponoć dokładnie czas i konstrukcję życia, które mamy przeżyć. To mogłoby oznaczać, że wszystko jest już poukładane, co w sumie każe myśleć „no to po co się staramy?” Jeśli zaś chodzi o to, co mnie bardzo zastanawia, to po co nam ta cała aktywność życiowa, skoro po przekroczeniu granicy życia czeka na nas piękna kraina, z której nie chce się wracać! Do tego poznajemy Absolut, czyli dane jest nam wejrzeć w całą Wiedzę, jaka istnieje. Takie informacje docierają m.in. od osób doświadczających NDE, czyli tzw. stanu śmierci klinicznej. Już podczas tych krótkich wizyt po „drugiej stronie” dusza wie wszystko; dosłownie WSZYSTKO. Ten stan oczywiście kończy się, gdy następuje powrót do ciała fizycznego, ale i tak pamięć o tym, i wrażenie, pozostaje. Wygląda więc na to, że z jakiegoś powodu nasze ziemskie, fizyczne życie potrzebuje doskonalić się duchowo i, choć to wydaje się paradoksalne, jakość tego samodoskonalenia może mieć szczególnie istotne znaczenie.
Jak sądzisz, w jaki sposób do problematyki związanej z przemijaniem i śmiercią będą podchodzili ludzie za sto lub dwieście lat?
Raz na jakiś czas podnosi się tzw. gęstość rzeczywistości. Oznacza to między innymi zmiany w postrzeganiu wszystkiego, a co za tym idzie także większe rozumienie i otwarcie na to, co nowe i nieoczywiste. Mam więc nadzieję, że wraz za tym idzie także rozwój ludzi, jako jednostek. Na pewno rozwój osobisty, czy to mentalny, czy duchowy, może wpływać na nasze DNA, zdrowie, samopoczucie, może dawać lepszą jakość energetyczną przestrzeni, w których żyjemy. Już samo to, że nastawienie człowieka i to, czym emanuje, stwarza, że można ludzi do siebie przyciągać lub sprawiać, że będą chcieli trzymać się od nas z daleka. Rozwój technologii, która jest coraz doskonalsza i pozwala na poznawanie czy odkrywanie coraz to nowych rzeczy. Są np. urządzenia do EVP, czyli komunikacji z „drugą stroną”! Weryfikowalność takich nagrań daje do zrozumienia, że nie można mówić o dziwnych wyjaśnieniach czy dopisywaniu znaczeń do tego, co byśmy chcieli w takich nagraniach usłyszeć. Jeśli z dobrym nastawieniem oglądamy programy o takich kontaktach, to nie raz możemy zauważyć, jak wyraźne i czytelne głosy daje się zarejestrować podczas wizyt w tzw. nawiedzonych miejscach. Podobnie, jak rozwój technologii, mam nadzieję, że rozwój świadomości ludzi będzie szedł w dobrą stronę, czyli w kierunku życzliwego i otwartego poznawania świata. Jeśli tak będzie, to komunikacja między światami – kto wie – może i stać się codziennością. Intensywność rozwoju technologicznego świata w ostatnich kilkudziesięciu latach, w stosunku do tysiącleci wcześniej każe myśleć, że coraz bardziej subtelne i nieuchwytne energie, jak te związane z życiem po życiu, będą normalnie dostępne nie „czy”, tylko „jak szybko”.
Wybiegłam nieco w przyszłość, a przecież równie ważne są sprawy bieżące. Czy uchylisz rąbka tajemnicy odnośnie pracy nad kolejną książką? Czym tym razem zaskoczysz swoich Czytelników, czego możemy spodziewać się po twórczości Lessa?
Teraz pojawi się pozycja stworzona w oparciu o aktualną sytuację medialno-nibyzdrowotną, czyli tzw. covid. Treść jest już zakończona. Zaprojektowałem też esencjonalną okładkę, która z pewnością spodoba się moim Czytelnikom. Obecnie książka poddawana jest kosmetyce i niebawem ujrzy światło dzienne. Nie chcę mówić specjalnie za dużo na jej temat, ale z pierwszych opinii wiem, że zdecydowanie warto na nią czekać.
Dziękuję za rozmowę