Na tropie mordercy z Mokotowa. „Wyleczeni” Alicja Horn

fragm. okładki/Wydawca: ZYSK I S-KA

Wracam czasem myślami do tamtej głośnej sprawy. Pewnie pamiętacie, sprawy rozkawałkowanych zwłok, oskórowanych ciał, do morderstw dokonanych przez sadystę-rzeźnika. Nie pamiętam dokładnie co było na początku, wiem jednak jak istotnie makabryczny był finał głośnej sprawy „Bestii z Mokotowa”. To było naprawdę mocne. O brodniach popełnionych przez psychola pisano niemal w każdym tabloidzie. Celem było nie tyle informowanie o odkryciu kolejnych zmasakrowanych zwłok, ile dostarczenie ludziom krwistej pożywki do generowania kolejnych plotek. A tych, jak wiadomo, nigdy nie brakowało w szpitalu w którym pracowała lekarka Marta Wolska. Osoba najlepiej zorientowana w zakulisowych rozgrywkach toczących się za zamkniętymi drzwiami oddziałów. Wybitnie doskonała w swoim fachu, może nawet zbyt doskonała. Ale co ja opowiadam? Poznałam jej historię, zgłębiłam szczegóły dotyczące przeszłości, jakże dramatycznej i mrocznej. Z uwagą śledziłam doniesienia o kolejnych sukcesach Wolskiej. Niezastąpiona na dyżurach, idealnie wpasowana w trybiki pracy na pełnych obrotach. Nienaganna prezencja, fachowiec, jednym słowem: ideał. Tylko te zgony, zbrodnie, wszystko jakieś takie oblepione krwią. Moja mama powiedziałaby „utytłane”.

Alicjo Horn, jeśli mnie teraz czytasz, to wiedz, że nieźle namieszałaś w materiałach śledztwa. „Wyleczeni” nie tylko sprawili, że dostrzegłam w nich elementy układanki mego życia, ale co gorsza, odnalazłam w nich mikrocząsteczki samej siebie. Widzę kątem oka tych psycholi z twojej powieści, stoją pod zgrzybiałą ścianą mendy i męty niczym mantrę wypowiadając słowa: ”lustereczko powiedz przecie”. Sprytnie to uczyniłaś Alicjo, rękoma wybitnej lekarki. Pokazałaś nam prawdę o służbie zdrowia, dźwigniach i dźwigarach uruchomiających mechanizmy patologii, zła i kombinatorstwa. Owszem, ten organizm już dawno toczy rak, złośliwy, złowieszczy, nierokujący. Przypadek beznadziejny?

Zbrodnie o których piszesz wstrząsają czytelnikami, domyślam się tylko co mogłaś czuć wykazując się odwagą do powiedzenia „sprawdzam”. Uczyniłaś to i oto mamy efekt w postaci thrillera medycznego. Autentyzm postaci i sytuacji, dające się wyczuć na każdej stronie zapachy przyprawiające o dreszcze. Nikt przecież nie chce umrzeć, tym bardziej w szpitalu, a poza tym to już w ogóle. No to gdzie? Marzy nam się Alicjo nieśmiertelność. Twoi bohaterowie są z krwi i kości, ścięgien, tkanek, osocza i miliardów komórek. „Wyleczeni” trafiają przez nozdrza, żołądek i serce. Powodują wyrzuty sumienia a niekiedy i endorfin, wyzwalają ukryte w nas lęki, to znów łaskoczą w czułe punkty. Z drugiej strony każdy jest kowalem własnego losu. Czy aby faktycznie tak jest? A co jeśli są sprawy na które tak jak twoi bohaterowie nie mamy wpływu? Co jest dobre a co złe, co chwalić, a co potępiać? Gdzie leży granica tego co wolno i nie wolno, kto jest panem życia i śmierci?

Medycy, szpital, ratownicy, lekarze, salowe, pielęgniarki. Śmierć. Afera. Koniec. Życie nic sobie z tego nie robi, huśtawka ślepej temidy wciąż wesoło kołysze się na wietrze. Beztrosko, jak gdyby kolejne zbezczeszczone zwłoki odkryte na mokotowskich polach już na nikim nie robiły wrażenia. Robią, wierz mi i to za Twoją sprawką. Popełniłaś naprawdę mocne dzieło, odważne, wyłamujące się z pewnych przyjętych norm i tego co wypada. Doskonale wiesz, że w świecie zbrodni nie ma miejsca na sentymenty, a gry w złych i dobrych gliniarzy nie zawsze przynoszą efekty. Intrygujesz, zahaczasz o sprawy, których nie da się ot tak przegadać z teściową przy obiedzie. Wbijasz haczyki w miejsca dostępne dla psychologów, psychiatrów i psychopatów. Jeśli napiszę, że od książki nie da się oderwać, to pomyślą, że bełkot, o każdej można tak napisać, że wciąga, paraliżuje, hipnotyzuje. Chcę podkreślić wyraźnie, „Wyleczeni” nie leczą z wątpliwości co do stanu zdrowia wymiaru sprawiedliwości. Nie dają odpowiedzi na trylion pytań o sens i bezsens penologii. Nie wskazują kierunku rozwoju dla medycyny przyszłości. Są dającą się wyczuć wonią prosektoryjnych refleksji. Skłaniają do rozważań na tematy związane ze zbrodniami, ale ujęte i ukazane z zupełnie nowej perspektywy. Bez schematów, stereotypów i uprzedzeń.

„Wyleczeni” zaskakują lekkością opowiadania o miłości i śmierci, dramatycznych wyborach i jeszcze dramatyczniejszych konsekwencjach. Czas spędzony z Alicją Horn jest bezcenny. Wiele można się od niej nauczyć, o wielkich wałkach, nietypowych przypadkach medycznych i tajemniczych zgonach. Szpitalna gra i perfidne rozgrywki medyków to dopiero preludium do tego co czeka czytelników w labiryntach służby zdrowia. Koszmary, pełni skrywanych tajemnic bohaterowie, sieci powiązań i układów. Miejcie oczy szeroko otwarte, czytajcie między wierszami, a sen przyjdzie ciężki. Może nie tylko on.

Historie zawarte w „Wyleczonych” mogłyby wydarzyć się naprawdę, niewykluczone, że już się wydarzyły. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem. Śmierć niejedno ma imię, a babki wielkanocne w thrillerze medycznym… Ciekawy wątek „babek wielkanocnych”, warto do niego wrócić, przekonajcie się sami.

Autor: Alicja Horn
Tytuł:
Wyleczeni
Wydawca:
ZYSK I S-KA
ISBN:
978-83-8202-257-5
Liczba stron:
310

Facebook