Nic dziwnego że niektórzy lokatorzy nie chcą się wynieść, raz na zawsze z naszej głowy. Wstyd i poczucie winy to wyjątkowo parszywi doradcy. Towarzyszą niekiedy swoim ofiarom całe życie, doprowadzając do tego, co spotkało Adalberta Hanzona. Koszmar, jednym słowem. Niewyobrażalny koszmar, w dwóch słowach. Powiem Wam, tak całkiem szczerze, co sądzę o książce „Półmorderca”. Wciąż staram się trzymać w ryzach, pilnując aby sznurek mocno opinający worek z emocjami i uczuciami, nie otworzył się zbyt szybko. Zakochałam się w tej opowieści, w dramatyzmie i komizmie sytuacji. Śmiesznościach i tragediach stanowiących główny budulec „starego ramola”. Paradoksach bytu, przemijaniu, starości widzianej w krzywym zwierciadle. W ironicznym upodleniu będącym niechcianym kompanem podróży do przeszłości a niekiedy nawet i przyszłości. Nie wiem kto za tym stoi? Håkan Nesser czy ten „tłusty mizantrop” Adalbert? Nie chcę nawet tego wiedzieć.
Prawda jest taka, że zachłysnęłam się historią uwiecznioną na stronach „Półmordercy”. Z początku, raczej z czystej przekory, sądziłam, że pół mordercy to jednak za mało. Obawiałam się, że czegoś może zabraknąć, może tej drugiej, idealnie dopełniającej całość połówki. Myliłam się, tak też czasem bywa. Niczego nie brak w tej pełnej empatii i magii opowieści o morderstwie. O bezsensownej albo, kto wie, z głębokim sensem i przesłaniem śmierci. Książka nie jest zbyt obszerna, niestety. Z każdym kolejnym rozdziałem włącza się opcja: stój, zaczekaj, przemyśl. Taki właśnie jest główny bohater powieści Nessera, prowokujący do refleksji. Bawi się z czytelnikiem doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak wielką moc mają wypowiadane przez niego słowa. Jak olbrzymie znaczenie dla odbiorcy ma jego taniec-połamaniec godowy ze starością. Jest zabawnie, momentami wręcz cholernie zabawnie. Jak po nocy przychodzi dzień, tak po gromkim śmiechu następuje dojmujący smutek. Wyjątkowo perfidnie niebezpieczna mieszanka wybuchowa.
Gdy myślę o tym, jak wiele odpowiedzi na pytania znalazłam w „Półmordercy”, to sama zaczynam mieć poważne wątpliwości. Jak to możliwe, by pisarz potrafił odpowiedzieć na pytania, których nikt mu wprost nie zadał? A jednak, właśnie to zrobił, wydając na świat wybitnego szaleńca, stetryczałego obłąkańca, Adalberta Hanzona. Magia zaklęta w rzeczywistości, błahostki urastające do rangi kolosów, życie niczym zagracona drewutnia w której znajdziesz wszystko i nic. Fenomenalna, kapitalna, melancholijna opowieść, którą niewypowiedzianą stratą byłoby nie poznać. Okazuje się, że czas można cofnąć, ukręcić łobuzersko wskazówki zegara. Można zamordować ludzi i wygumkować wspomnienia, ożywić dzień w którym zrobiło się coś naprawdę niedobrego. Pamięć ma to do siebie, że czasem płata figle, o czym głównym bohater i my wszyscy tu zgromadzeni doskonale wiemy. Kuglarskie sztuczki nieszczęśliwego pryka połączone z obsesją poznania prawdy mogą wznieść na otulone złudzeniem szczyty jak i zepchnąć w otchłań beznadziei. W historii naznaczonej piętnem bycia niczym i nikim wszystko może nas spotkać. Koszmary, pragnienia, walka, bezsilność. „Półmorderca” hipnotyzuje, bawi i uczy – wspaniale. Morderstwo bywa złem koniecznym, a winowajca nie zawsze jest winny. To skomplikowane, wiem. Nikt jednak nie powiedział, że historia Adalberta Hanzona jest czarno-białym pejzażem ludzkich ułomności. Zabawne, jak długo uśmiech nie schodzi z twarzy, gdy poznaje się wynurzenia zupełnie obcego człowieka. Dość powiedzieć, że mam nawet garść ulubionych cytatów samego Adalberta, kilka zdań, które zamierzam wcielić w życie. Tu i teraz, a już na pewno kiedyś.
Autor: Håkan Nesser
Tytuł: Półmorderca
Wydawca: Czarna Owca
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 254