Udusił chłopców ręcznikiem

Fot. Wizja lokalna (A. Gawliński - akta sprawy)

Chłopcy byli dość łatwym celem dla Kwaśniaka. Wielu namówił jednak na powrót do domu dopiero po dłuższej perswazji. Niektórym coś oferował, a innym groził. To był wyjątkowo perfidny sprawca.

Z Andrzejem Gawlińskim, doktorem nauk prawnych, kryminalistykiem, autorem książki „Dusiciel” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Na rynku ukazała się Twoja najnowsza książka z serii true crime „Dusiciel”. Tym razem postanowiłeś prześwietlić sprawy Tadeusza Kwaśniaka. Dlaczego to właśnie ta, mroczna postać polskiej kryminalistyki, zwróciła Twoją uwagę?

Sprawą interesowałem się od dawna, jednak ze względu na inne książki – po prostu czekała na swoją kolej. Sporo czasu zajmuje zebranie materiału: akt, prasy i innych dokumentów – ich weryfikacja i ułożenie historii, a zależy mi na tym, aby to były jak najbardziej kompleksowe publikacje. W moim cyklu książek true crime o polskich seryjnych mordercach postaram się przeanalizować wszystkich tego typu sprawców.

Fot. Wizja lokalna (A. Gawliński – akta sprawy)

Czym była polimotywacja w przypadku Kwaśniaka?

Głównym motywem jego działania był rabunek. Zgwałceń i zabójstw dokonywał „przy okazji”.

Jaka była rola ofiar w genezie przestępstw, których się dopuścił?

Chłopcy byli dość łatwym celem dla Kwaśniaka. Wielu namówił jednak na powrót do domu dopiero po dłuższej perswazji. Niektórym coś oferował, a innym groził. To był wyjątkowo perfidny sprawca.

Przypomnijmy, mówimy o przestępcy wędrownym, który między innymi gwałcił i zabijał chłopców na początku lat 90’. Czy według Ciebie był on trudnym do wykrycia przestępcą i sporym wyzwaniem dla śledczych?

Tak. Szczególnie, że jak sama powiedziałaś był wędrownym przestępcą.

Jesteśmy w stanie określić, ile dzieci zostało przez Kwaśniaka skrzywdzonych, ale nie zabitych?

Nie. Wiele z nich zapewne nigdzie nie zostało zgłoszonych ze względu na strach czy wstyd.

O tym, że dochodziło do makabrycznych zdarzeń, pisano w prasie, pojawiały się także rysopisy sprawcy. Nie było internetu, ale złe wieści i strach z pewnością szybko docierały do opinii publicznej. Uważasz, że dziś, ktoś taki jak „Dusiciel”, nie nabrałby żadnego dziecka na swoje kłamstwa podszyte manipulacją?

Byłoby mu o wiele trudniej, bo niemal każdy nieletni – dzięki prasie, telewizji czy mediom społecznościowym – wiedziałby o nieznajomym dokonującym zaczepek. On sam też szybciej mógłby zostać namierzony, a jego wizerunek rozpowszechniony ze względu chociażby na monitoring na dworcach kolejowych czy osiedlach.

W książce zamieściłeś opisy przebiegu wizji lokalnych. Patrząc na zdjęcia, można odnieść wrażenie, że sprawca bestialskich czynów nie czuł żalu ani skruchy?

Mimo, że sam Dusiciel powiedział, że żałuje tego, co zrobił, to jednak trudno odnieść wrażenie, aby to jego wyznanie było wiarygodne. Przestępstwa stały się jego codziennością. Nie rozmyślał zbytnio nad nimi.

Który wątek ze spraw „Dusiciela” jest dla Ciebie najbardziej zagadkowy?

Zdecydowanie takim wątkiem jest dla mnie faktyczna liczba czynów Kwaśniaka. Tego już nigdy nie ustalimy.

Cztery lata temu dokonano ekshumacji zwłok Tadeusza Kwaśniaka. W jakim celu?

Pobrano materiał DNA, aby porównać z materiałem pozostawionym przez NN sprawcę na miejscu zbrodni, do której doszło w jednej z wsi w województwie dolnośląskim, w czasie, gdy działał Dusiciel. Nie wiem jednak, jak zakończyła się ta analiza. Chociaż wątpliwe jest, żeby Kwaśniak zaatakował na wsi, gdyż jego głównym celem „wycieczek” były miasta – zapewniające mu względną anonimowość oraz możliwość łatwego i szybkiego oddalenia się.

Dziękuję za rozmowę

Facebook