CO KRYJE CHAOS?

LESS RH

Już na początku tego roku analitycy wypowiadali się na temat możliwości wystąpienia patologicznych zachowań spowodowanych pandemią. Bo tak to już jest, jak robi się wszystko, żeby podzielić społeczeństwo, a przede wszystkim nauczyć go wyobcowania (a nie zapominajmy, że wielu z nas „wie lepiej”, a niektórzy „najlepiej”, co jest przyczyną niekończących się waśni!) Tego rodzaju działania nie dość, że eliminują relacje między ludźmi, to jeszcze podświadomie uczą, że to jest dla nich dobre i bezpieczne.

Z Lessem RH wokalistą, pisarzem, grafikiem i autorem najnowszej książki „Epidemia. Co kryje chaos” – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Zaskoczyłeś mnie „Epidemią”, eksplozją przemocy i okrucieństwa. Czy faktycznie chaos kryje w sobie tak olbrzymie pokłady zła?

Chaos jest przede wszystkim jednym z naturalnych stanów Natury. Mimo tego, że postrzega się go jako coś złego, niepotrzebnego czy przypadkowego, to przecież w nim też panuje porządek. Choć z zewnątrz wydaje się, że chaos to coś bez ładu i składu, to pamiętajmy, że nie ma czegoś takiego, jak przypadek. Rzeczy wydarzają się zawsze z jakiejś przyczyny; nawet, gdy są częścią takiego właśnie, nieokreślonego stanu. A to, że nie rozumiemy porządku chaosu, to nie znaczy, że on tam nie istnieje. Chaos sam w sobie więc nie jest zły, ale potrafi tworzyć zachowania, które już takimi można nazwać. Jeśli rzeczy toczą się w sposób, którego ktoś nie rozumie, a do tego sam niewiele rozumie lub rozumieć nie chce, wówczas górę biorą emocje. A one, jeśli dodatkowo stworzone przez umysł o niskim wykształceniu lub wręcz jego braku, to mamy gotowy grunt na powstanie i eskalację zła oraz przemocy. Emocje towarzyszą oczywiście każdemu człowiekowi, ale gdy są braki w intelekcie – to one pierwsze przejmują władzę nad człowiekiem. Dlatego warto uczyć się panować nad emocjami. No i przede wszystkim warto wiedzieć, czyli przyswajać wiedzę, a także uczyć się czuć ją i umiejętnie z niej korzystać.

Skąd wziął się pomysł na fabułę powieści?

Lockdown, obostrzenia i wyobraźnia – to mi w zupełności wystarczyło, żeby stworzyć koncept historii. Później doszło bogactwo opinii, teorii, przeróżnych zdań na ten temat, których wiele w sieci i oczywiście obejrzane przeze mnie filmy czy przeczytane książki. Naturalnie wplotłem też trochę moich osobistych opinii i spostrzeżeń, bo przecież wiadomo, że pisząc o czymś trzeba mieć pojęcie i wiedzę na ten temat; że o osobistym przekonaniu nie wspomnę. I nie, żebym gonił za takimi materiałami. Po prostu otrzymuję czasem polecenie od moich znajomych, czy przyjaciół, żebym obejrzał to czy tamto. A że umiem czytać ze zrozumieniem i łączyć fakty… Oczywiście zdobywanie wiedzy na jakiś temat nie polega na czytaniu komentarzy pod artykułami czy dyskusji na forach (jak to niektórzy twierdzą), gdzie wylewany jest jad niespełnionych użytkowników rzeczywistości. Polecane mi są np. zarejestrowane przez znane stacje telewizyjne w różnych krajach wypowiedzi lekarzy, którzy polecają tłumić emocje wyjaśniając czym całe pandemiczne zamieszanie jest. Są to też nagrania wystąpień komisji lekarskich z Zachodniej Europy, które sprzeciwiają się medialnej eskalacji strachu czy prawników w USA, którzy jednoczą się przeciwko takim antyspołecznym działaniom. Zaś co do pomysłu, to rozpoczął się od początkowej sekwencji, czyli sceny w polickim lesie, która była pierwszym i najsilniejszym komunikatem, jaki wyświetlił mi się w głowie. Cała reszta była w zasadzie tylko konsekwencją początkowych wydarzeń i funkcjonowała najpierw jako ogólny zarys, który później starałem się utrzymać we względnych ryzach.

Który etap pracy nad książką był najtrudniejszy, najbardziej wymagający?

Każda kolejna scena! Widząc i czując całość, jako zwarty konstrukt, pisałem tak, aby go zachować. Wszystkie zdarzenia i relacje między nimi musiały być spójne, a na tym przecież opiera się czytelność historii. Oczekiwana była więc przeze mnie konsekwencja w prowadzeniu akcji, aby utrzymać temperaturę i intensywność tego, co chciałem przekazać. Starałem się uważnie dobierać treści, aby nie nużyć, żeby każdy fragment miał właściwą dynamikę. Tak wyglądała struktura twórcza, natomiast tak zwane „trudności” związane były z moją wyobraźnią. Ona regularnie mówiła do mnie „Co by tu teraz namieszać? O czym napisać, żeby działo się jeszcze gęściej? Jak zagmatwać w tej czy w tamtej scenie?” To standard w moim procesie tworzenia, ale gdy masz wgląd na całość i jest to spójne, to takie podszepty potrafią porządnie nabałaganić. Bo z jednej strony są świetne pomysły, ale z drugiej – mogą wprowadzić totalny zamęt w dalszej części. I weź teraz siedź, i kombinuj!

Czy Paweł, główny bohater „Epidemii”, posiada swój pierwowzór w rzeczywistości?

I Paweł, i niektórzy z pozostałych również; oczywiście w pewnym sensie. To znaczy: Pawła prowadziłem moimi oczami i dałem mu trochę mojego sposobu patrzenia na świat. To w końcu główny bohater, więc zależało mi na efektywnej kontroli postaci. Jednak komponując akcję obserwowałem go z zewnątrz, jako trzecią osobę. To było dobre, bo będąc niejako widzem miałem swoje oczekiwania względem rozwoju wydarzeń. Także inne, wybrane postaci też wizualizowałem sobie na podstawie znanych mi i lubianych przeze mnie osób. Dzięki temu pisało mi się żywiej i przyjemniej odczuwało aury poszczególnych fragmentów. A poza tym fajnie było zrobić taki ukłon w ich stronę.

Powieść jest wypełniona szerokim wachlarzem emocji. Czy Twoim zdaniem jedną z konsekwencji epidemii i kwarantanny może być wzrost ilości zachowań patologicznych? Czy jest to reakcja na sytuację stresogenną, czy też efekt domina? A może na krzywdy ludzkie nie ma żadnego sensownego wytłumaczenia?

Tak, Aniu, masz rację: na krzywdy ludzkie nie ma wyjaśnienia i przede wszystkim nie powinny mieć miejsca. Ale to dzieje się wtedy, gdy człowiek nie rozumie człowieka, gdy jest niski poziom wiedzy i gdy emocjom pozwalamy przejmować nad nami władzę. Już na początku tego roku analitycy wypowiadali się na temat możliwości wystąpienia patologicznych zachowań spowodowanych pandemią. Bo tak to już jest, jak robi się wszystko, żeby podzielić społeczeństwo, a przede wszystkim nauczyć go wyobcowania (a nie zapominajmy, że wielu z nas „wie lepiej”, a niektórzy „najlepiej”, co jest przyczyną niekończących się waśni!) Tego rodzaju działania nie dość, że eliminują relacje między ludźmi, to jeszcze podświadomie uczą, że to jest dla nich dobre i bezpieczne. I teraz łącząc to z emocjami, które tylko czekają na możliwość zawładnięcia człowiekiem – mamy gotowy zapalnik. Ludzie wypełnieni są buzującym stresem, niepewni tego, co przyniesie jutro; bo właścicielom upadają firmy, pracownicy tracą pracę, ludzie zdrowie lub życie – to połączenie może któregoś dnia wystąpić z brzegów. I wtedy ma miejsce efekt domina, bo najpierw działają ci o większej odwadze, a za nimi idą kolejni, którym przez lata się nazbierało, ale nie mogli lub nie umieli o tym powiedzieć. Może też strach o siebie lub swoją rodzinę blokował im możliwość wyrażenia. Jeśli więc gdzieś już się zacznie, to przybierze na sile. Tak, jak to stało się ze strajkiem kobiet, który pokazał możliwości. I żeby nie było: takie akcje nie mogą dziać się w Internecie, jak tego chcieli człowieki z rządu. Bo od takiego gadania to już tylko krok do tego, żeby zasugerować społeczeństwu wysyłanie skromnego zapytania do jaśnie nam panujących, czy ewentualnie można zgłosić im mailem wyraz niezadowolenia z jakiegoś powodu. Czyli, rozumiesz: „kochajta nas i nawet nie myślta się sprzeciwiać, bo my so z rzondu”. Ale – niezależnie od tego, kto jakie ma zdanie na temat zasadności np. wspomnianego strajku czy innych tego typu dużych akcji – trzeba pamiętać, że takie rzeczy nie dzieją się w kraju, który jest właściwie zarządzany. Gdy ludzie czują się bezpieczni i pewni, że ich się rozumie, że się o nich dba – to wiodą dobre życia; a wtedy stres nie ma podstaw, żeby się narodzić. Czy mając ciepły dom, telewizor i pełną lodówkę zrywasz się nagle od obiadu i lecisz protestować, bo właśnie chcesz większą lodówkę i telewizor 8K zamiast 4K? A czytając wypowiedzi niektórych polityków, celebrytów czy innych osób obecnych w przestrzeni publicznej takie właśnie mają zdanie o tym strajku; że to nieprzemyślane, że nie taka forma, że to, że tamto. Czyli, jak rozumiem, ludzie się zebrali z nudów zapewne, aby coś ze sobą zrobić i akurat wyszedł im strajk? Myślę, że nieprzemyślane i pozbawione empatii czy zrozumienia są raczej takie wypowiedzi.

W „Epidemii” w sposób delikatny zaakcentowałeś kwestie dotyczące zjawisk paranormalnych, a konkretnie, życia po śmierci. Czy to właśnie ta tematyka jest najbliższa Twemu sercu?

Wszyscy stykamy się z takimi sytuacjami, jak śmierć bliskich, przyjaciół. W każdej rodzinie przychodzi też na świat ktoś nowy; a jest to niekiedy wiele nowych istnień. Każdy więc styka się z takimi emanacjami, ale nie każdy to zauważa, nie każdy to zrozumie i nie każdy zechce to zrozumieć czy choćby przyznać, że coś takiego miało miejsce. Paweł jest ostrożny i raczej racjonalny, ale zezwala takim fenomenom na obecność w swojej przestrzeni. Choć prawdopodobnie, gdyby nie okoliczności związane z jego partnerką, to byłby bardziej oszczędny w ich akceptowaniu, czyli temat ten nie pojawiłby się nawet. Kwestię tę zaznaczyłem delikatnie, ponieważ takie jest nastawienie bohatera „Epidemii” i chciałem, żeby to było jasne. Ja natomiast wiem, że w rzeczywistości takie aktywności, to po prostu nieodłączna część życia i może nie tyle są mi bliskie, co po prostu rozumiem je oraz traktuję w otwarty sposób. A że tematyka ta jest hiperciekawa, o czym można poczytać choćby w poprzedniej mojej książce pt. „Nadal jestem” czy też w jeszcze wcześniejszej „Lekcji Paranormalności”, to i przyjemność w zajmowaniu się takimi tematami jest bezdyskusyjna.

Co czuje autor po wypuszczeniu swojego dziecka na rynek książki? Czy to są dobre czasy dla pisarzy?

Różnym autorom mogą przyświecać różne cele, dlatego nie sposób unifikować emocji z tym związanych. Ja za każdym razem ekscytuję się, gdy coś kończę, acz jest to oszczędna ekscytacja. A tak się przyjemnie składa, że w tym roku cieszę się po raz drugi, bo w maju wydałem esej „Nadal jestem”! Mówię o tym, bo to super uczucie móc coś doprowadzić do końca. Wiesz, gadać potrafi każdy; nawet zacząć coś, to też nie problem. Ale clue wszystkiego jest konsekwentnie to realizować i efektownie zakończyć. Tak od Ciebie, jak i od innych moich czytelników wiem, że każda moja książka robi na ludziach niesamowite wrażenie. Nawet tomik „targowisko różności” trafia do tych, co mówią mi, że oni i poezja, to totalnie dalecy krewni! I to jest właśnie to efektowne zakończenie tego, co się chciało zrobić, a potem nawet się to zaczęło. I choć ten rok jest, jaki jest, to widać, że każdy czas może być potencjalnie dobrym momentem i na wydawanie książek, i myślę, że na wiele innych, twórczych aktywności.

Ciąg dalszy nastąpi, możemy spodziewać się kolejnych powieści Twojego autorstwa?

Trudno tak naprawdę powiedzieć czy „Epidemia” doczeka się drugiej części. Ta historia dokładnie tak została stworzona i dla mnie jest ona zamkniętą całością. Jednak cieszą mnie głosy czytelników, którzy regularnie pytają czy będzie następna część. A od Ciebie dostałem wręcz nakaz, aby napisać dalszy ciąg! (śmiech) Dzięki, Aniu! Takie głosy oznaczają, że ten kompozyt realnych i fikcyjnych treści wyszedł mi nadzwyczaj dobrze. Co zaś do gatunku, to powieść jest ciekawym środkiem wyrazu. Dzięki niemu można tworzyć swoje własne rzeczywistości, które reagują na to, co podpowiada umysł. Tworzysz, obrabiasz, zmieniasz, uplastyczniasz wszystko, co w Twoim wymyślonym świecie ma grać jakąkolwiek rolę. I to do momentu, aż całość zagada dokładnie tak, jak chcesz. To było naprawdę ciekawe, pouczające doświadczenie. Wiesz, ludzka natura ma w sobie coś, co niektórym wręcz nakazuje decydować o życiu innych (i stąd na przykład taka pandemia). Włażą wtedy tacy z brudnymi buciorami w życie drugiego człowieka. Uważam, że stworzenie swojego świata w postaci powieści, to po pierwsze bezpieczna i fajna forma dania upustu tego typu zapędom. Po drugie nie robisz takich rzeczy, o których piszesz, innym ludziom, lecz wymyślonym przez siebie bohaterom. Oni na pewno nie będą mieli Ci za złe, że gmatwasz ich sytuacje, z którymi się mierzą. A po trzecie: tych, którzy lubią czytać, można uraczyć czymś, co może ich wciągnąć, co sprawi, że emocje zawarte w tekście ubarwią, wzbogacą ich życie, a może i zmienią na lepsze. Takich sposobów twórczego wyrażania się jest więcej i każdy intryguje, zachęca. Dlatego chciałbym wejść w nowe formy przekazu, bo to zawsze coś ciekawego i wznoszącego.

Dziękuję za rozmowę

Facebook