Wymiar sprawiedliwości nie może służyć rządzącej partii, a prawo musi znaczyć prawo. Biorąc pod uwagę, że funkcjonariusze MO i Urzędu Bezpieczeństwa, prokuratorzy, sędziowie działali we własnym partykularnym interesie, logiczne, że instytucje reprezentowane przez nich degenerowały się. Dochodziło do skazywania ludzi niewinnych, pozbawionych możliwości obrony i przedstawienia swoich racji. Górę brała chęć odwetu i zemsty. Trzy lata po śmierci Stalina postępowania umarzano, ujawniano, że zeznania były wymuszone w sposób niedopuszczalny, środkami przymusu fizycznego i psychicznego. Żołnierzy i oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, których uznano za „wrogów, szpiegów, dywersantów i agentów świata imperialistycznego, wykolejeńców narodu polskiego” bezzasadnie skazywano na karę śmierci. Kolejne pokolenia muszą wiedzieć, że tak po wojnie było, a te wszystkie dramaty, kłótnie, spory, jak i krzywdy zapisane są w naszym DNA. Posiadanie jedynie słusznej racji, bezwarunkowe odrzucanie innego punktu widzenia, towarzyszy nam od lat. Traumą ofiar i ich najbliższych nikt się nie zajmował.
Z Jerzym Kirzyńskim, emerytowanym podinspektorem Policji, byłym rzecznikiem Komendanta Głównego Policji, autorem książki „Alfabet zbrodni 2. Wyroki śmierci wykonane w pierwszych latach Polski Ludowej.” – rozmawia Anna Ruszczyk.
Nakładem Wydawnictwa NMC Publishing ukazała się Pana kolejna książka, „Alfabet zbrodni 2”. Czy jest to kontynuacja pierwszej części, jej dopełnienie, czy też zupełnie nowa odsłona „Alfabetu zbrodni”?
Od dawna zajmuję się problematyką kary śmierci, z każdym rokiem przybywało mi materiałów, postanowiłem je przygotować do druku. Czy Alfabet 2 zainteresuje czytelników zobaczymy, będę miał satysfakcję, gdy pojawią się pierwsze opinie i recenzje. O tamtych trudnych czasach, zdarzeniach, jak i ludziach starałem się opowiedzieć jako dziennikarz wychwytując z dokumentów najciekawsze fragmenty. Chciałem w ten sposób przedstawić, co się działo w Polsce zaraz po wojnie. Wyroki wydawały: Najwyższy Trybunał Narodowy, Wojskowe Sądy Rejonowe, Wojskowy Sąd Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Specjalne Sądy Karne, Sąd Polowy 1 Korpusu Pancernego oraz Wojenny Trybunał 1-go Ukraińskiego Frontu, Wojskowy Sąd Specjalny przy Komendancie Sił Zbrojnych w kraju, Sądy Wojskowe w Armii Polskiej dowodzonej przez Władysława Andersa w ZSRS oraz na Bliskim Wschodzie, a także Wojskowy Sąd Specjalny Okręgu Warszawskiego AK. Powszechnie uważa się, że egzekucje wykonywano w aresztach śledczych w sześciu największych miastach, odbywały się również w zakładach karnych w: Toruniu, Siedlcach, Włocławku, Trzemesznie, Tarnowie, Koninie, Kaliszu, Chojnicach, Chełmie i Lublinie. Z moich ustaleń wynika, że kat nie wrzucał swoich białych rękawiczek do trumny ze skazańcem (zgodnie z wytycznymi dyrektora Centralnego Zarządu Zakładów Karnych „rękawiczki skórzane, czarne” przysługiwały wykonawcy wyroków śmierci raz na rok), zaś afera mięsna nie była jedyną sprawą gospodarczą, w której orzeczono karę śmierci. Maria Kandzia, pracownica fabryki związków azotowych w Chorzowie, za „spowodowanie strat w produkcji oraz majątku zakładu na ponad 13 mln złotych, wraz z dwoma współoskarżonymi skazana została 24 października 1949 r. na śmierć. W następnym miesiącu rozstrzelano ją. Salwą karabinową pozbawiono życia zbieracza złomu z Wrocławia, któremu zarzucono „dewastowanie urządzeń użyteczności publicznej”, m.in. parowozów oczekujących na remont. Tadeusz S. 14 listopada 1946 r. stanął przed plutonem egzekucyjnym za to, że „przemocą usiłował zmienić ustrój Polski”. W ten sposób wykonano również wyrok na Karolu T., który dobrowolnie współdziałał z Gestapo oraz Stanisławie W., zabójcy prokuratora Specjalnego Sądu Karnego, zajmującego się zbrodnią katyńską. Wbrew powszechnemu przekonaniu rozstrzeliwano zarówno wojskowych, jak również osoby cywilne.
Co było główną motywacją do napisania tak obszernej, liczącej blisko dziewięćset stron książki poświęconej wyrokom śmierci wykonanym w pierwszych latach Polski Ludowej?
Chociaż nie miałem założonej tezy, to cel moich poszukiwań był jasny i prosty. Odpowiadając na potrzeby, pytania wielu czytelników, w tym także młodych ludzi, spróbowałem wypełnić lukę, dać świadectwo powojennym zdarzeniom i uznałem, że muszę przybliżyć ten dotychczas zamknięty, autonomiczny świat pogrążonych w mroku politycznych organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości Polski okupacyjnej i rodzącej się Polski „Ludowej”. Ukazać losy Polaków od napaści Niemiec poprzez czasy stalinowskie do tzw. odwilży. Rzeczywistości, o którą toczyli spory przedstawiciele najróżniejszych opcji politycznych, kiedy jedni zamierzali uciekać z kraju, zaś inni czekali na Sowietów, Niemców. Anglię i Amerykę, a czasu na podjęcie decyzji było zawsze mało. Weryfikacja, kto nasz, a kto przeciwko nam, przeciągała się. Zamiast wymiany opinii były strzały w plecy, bezprawne aresztowania, wyroki. Poszczególne grupy działały bez porozumienia z innymi, zaś państwo przypominało labirynt ze ślepymi ścieżkami, ostrymi zakrętami i kolizyjnymi skrzyżowaniami. W trakcie gromadzenia materiałów pojawiły się kolejne pytania, co jest ważne, a co mniej. Towarzyszyła mi też myśl, by nie komentować i nie oceniać tamtych zdarzeń z perspektywy znanych dziś faktów.
W „Alfabecie zbrodni 2” pojawiają się nazwiska, setki nazwisk zbrodniarzy, sadystów, przestępców i katów. Dotarł Pan do wielu cennych źródeł, między innymi materiałów otrzymanych z Ministerstwa Sprawiedliwości, czy powojennych wydań prasy. Jak wyglądała praca nad tą monumentalną książką?
Z pisaniem kolejnych stron, sprawa się miała jak z apetytem. Analiza informacji otrzymanych w Instytucie Pamięci Narodowej, poszerzanie jej w czasopismach, opracowaniach, książkach zgromadzonych w Bibliotece Narodowej, Archiwum Akt Nowych i Czytelni na Koszykowej. Wykonywałem setki telefonów do dyrektorów gminnych i miejskich bibliotek, sołtysów, sekretarzy gmin, najstarszych mieszkańców wsi, których dana sprawa dotyczyła. Jedni chcieli rozmawiać, inni nie. Była rzeczniczka prasowa Dyrektora Generalnego Służby Więziennej odmówiła współpracy, dyrektor Biblioteki i Archiwum Sądu Najwyższego Sądu Najwyższego odpowiadając na pismo uprzejmie poinformowała mnie, że „poszukiwane przez Pana akta spraw mogą znajdować się w: archiwach zakładowych sądów, które wydały wyroki – Archiwach Państwowych właściwych dla województwa na terenie którego działają poszczególne Sądy Wojewódzkie tj. w Białymstoku, Warszawie, Krakowie, Bydgoszczy, Szczecinie, Gorzowie Wlkp., Katowicach”. Jednocześnie informowała, że w sprawie orzeczeń wydanych do 1990 r. Izby Karnej Sądu Najwyższego należy zwrócić się do Archiwum Akt Nowych. Ogromne utrudnienia w dostępie do akt wprowadziła ustawa z 14 lipca 1983 r. o narodowym zasobie archiwalnym i archiwach, zgodnie z którą dokumentację spraw sądowych i postępowań dochodzeniowych, udostępnić można nie wcześniej niż po 70 latach od uprawomocnienia się orzeczenia lub zakończenia postępowania.
Jak ocenia Pan system wymiaru sprawiedliwości funkcjonujący w Polsce Ludowej, z jakimi problemami musieli mierzyć się śledczy?
Musimy sobie zdawać sprawę jak wyglądało prawo, że w latach 1945-1955 wydano ponad sto represyjnych dekretów, a kara śmierci uważana była za najlepszy sposób na walkę z przestępczością polityczną, kryminalną i gospodarczą. Wprawdzie od 13 lutego 1945 r. obowiązywała tymczasowa instrukcja o pracy i sieci agenturalno-informacyjnej, to należy zadać sobie pytanie, ilu milicjantów potrafiło zwerbować tajnego współpracownika, przydzielić mu zadanie do wykonania i odebrać doniesienie w sytuacji, gdy w tym samym roku dokonanych zostało 265 962 przestępstw, w tym 8 411 zabójstw, 98 dzieciobójstw, 26 471 rozbojów, 2796 fałszerstw i 121 729 kradzieży. Co charakterystyczne, wedle tej samej statystyki zagrożenie przestępczością w kolejnych dwóch latach nieznacznie, ale systematycznie malało. W 1946 r. odnotowano bowiem popełnienie 239954 przestępstw, w 1947 r. – 227175 przestępstw. Odwrócenie tej tendencji nastąpiło dopiero w 1948 r., kiedy to odnotowano 229432 przestępstwa. W 1949 r., liczba czynów zabronionych wzrosła do 244516. W 1950 r. liczba przestępstw ponownie spadła do niewiele ponad 200 tys., ale ten regres nie był trwały. Pamiętajmy, że we wrześniu 1945 r. rozpoczęła działalność Szkoła Oficerska MO w Słupsku, trzy miesiące później pojawili się kursanci Ogólnopaństwowej Szkoły Szeregowych MO. W następnym roku szkolili się nad Słupią przewodnicy psów służbowych, a wśród nich Franciszek Szydełko, treser Szarika z serialu „Czterej pancerni i pies”, Cywila z serialu „Przygody psa Cywila” oraz Saby z filmu „W pustyni i puszczy”. Do tego na opustoszałe poniemieckie tereny przybywali Polacy zza Buga, ba, nawet z Francji. Tworzące się środowisko przestępcze było zlepkiem różnych tradycji, szkół i środowisk. Budowana od nowa milicja w 1947 r. licząca niewiele ponad 40 tys. funkcjonariuszy, w całym kraju odczuwała kłopoty kadrowe, np. w styczniu 1946 r. w Komendzie Wojewódzkiej MO w Gdańsku pracowało 345 osób zaś w miejskiej – 200. Systematycznie usuwano z szeregów MO przedwojennych policjantów (w 1947 r. było ich 493 natomiast w 1951 r. już tylko 2), członków Armii Ludowej (w 1947 r. służyło ich 2790, cztery lata później – 1417) zastępując ich żołnierzami 1 i 2 Dywizji Piechoty. W tym czasie mundur milicyjny nosiło 831 byłych członków AK i 2026 dawnych żołnierzy BCh. Milicję wspierała Wiejska Służba Porządkowa, Straż Obywatelska oraz ORMO. Większość funkcjonariuszy wywodziła się ze środowiska rolniczego, miała niepełne i pełne wykształcenie podstawowe. W wielu komendach zorganizowano samokształcenie, kursy dla analfabetów. 98,5% funkcjonariuszy deklarowało wyznanie rzymskokatolickie. W 1945 r. 9% z nich należało do PPR. Tylko w latach 1944-1945 w służbie zginęło 104 funkcjonariuszy i członków ORMO.
Czy z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że procesy były prowadzone w sposób rzetelny, a materiał dowodowy analizowany przez obiektywnych prokuratorów i sędziów? Czy prawdą jest, że niektórzy otrzymywali po latach odszkodowanie za niesłuszne skazanie?
Sądy, orzekając wyroki, skazały setki, tysiące ludzi na okrucieństwo i niezasłużoną śmierć. Żołnierze i oficerowie, których uznano za „wrogów, szpiegów i dywersantów, agentów świata imperialistycznego, wrogów i wykolejeńców narodu polskiego” kończyli swój żywot na miejscu kaźni. Na przykład pułkownik Bernard Adamecki, komendant Technicznej Szkoły Lotniczej, za udział w spisku „mającym na celu obalenie silą władz państwa i szpiegostwo” skazany został na śmierć. Stracono go 7 sierpnia 1952 r. Postanowieniem Najwyższego Sądu Wojskowego wyrok uchylono i sprawę przekazano do uzupełnienia śledztwa, ale z braku dowodów winy umorzono ją. W październiku 1957 r. jego żonie przyznano odszkodowanie i rentę.
Na jakiej podstawie ustalano sposób wykonywania kary śmierci i dlaczego część egzekucji miała charakter publiczny?
Minister sprawiedliwości mógł zgodnie ze swymi kompetencjami zarządzić „z uwagi na szczególny charakter przestępstwa” publiczne wykonanie kary. Pierwsza egzekucja na zbrodniarzach z Majdanka, z udziałem publiczności, miała miejsce 3 grudnia 1944 r. w Lublinie. 4 lipca 1946 r. stracono w Gdańsku oprawców z obozu koncentracyjnego w Stutthofie, pętle założyli im byli więźniowie. Skazany przez Najwyższy Trybunał Narodowy Arthur Greiser stracony został 21 lipca 1946 r. o godzinie 7 na stoku Cytadeli w Poznaniu, w obecności tysięcy widzów. Była to ostatnia egzekucja publiczna w Polsce. Po fali krytyki takich egzekucji minister sprawiedliwości Henryk Świątkowski podjął decyzję o ich zaprzestaniu. Okrutne wyroki wykonywane na oczach tłumów zakazane zostały w rzeczywistości uchwałą Prezydium Krajowej Rady Narodowej z 26 sierpnia 1946 r. W obecności kadry, jak i żołnierzy, rozstrzeliwano np. dezerterów, co w zamierzeniu miało odstraszyć innych od chęci ucieczki z miejsca pełnienia służby.
Jakie musiały zaistnieć okoliczności, które wpływały na decyzje prezydenta Bieruta o skorzystaniu z prawa łaski? Kto najczęściej stawał w obronie skazanych na karę śmierci?
Prośby o prezydencką łaskę nadsyłali obrońcy skazanych, sami zainteresowani, ich rodziny, znajomi, zakłady pracy, młodzież szkolna. „Do Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP. Mąż mój został skazany na karę śmierci. Ponieważ przestępstwa, za które mąż został skazany są dla mnie skomplikowane dlatego zwracam się z uprzejmą prośbą o zaczerpnięcie wiadomości w Sądzie Wojskowym we Wrocławiu. Wyrażam nadzieję, że moja prośba będzie rozpatrzona pozytywnie i przychylnie”. O zwolnienie z więzienia karno-politycznego we Wronkach wnosili również rodzice skazanego oraz on sam. „My sąsiedzi będąc obecnie na Ziemiach Odzyskanych zwracamy się z wielką prośbą, aby ten wyrok został ułaskawiony. On zrobił to z konieczności dla dobra wioski, bo jeśliby to doniosło się do władz niemieckich na pewno by cała wioska bardzo odcierpiała. Dla Żyda było wszystko jedno, czy śmierć, czy dalsza męka włóczęgi, zaś dla nas to wielkie poświęcenie go przetrzymywać”. „Do głębi wzruszony, z otwartym sercem ośmielam się prosić usilnie i gorąco Obywatela Prezydenta o umożliwienie mi naprawienia swoich błędów i złagodzenie mego wyroku i uratowanie mojego życia” – napisał do prezydenta b. agent Gestapo „A 644”. Prośbę o ułaskawienie późniejszej legendy polskiej adwokatury, działacza opozycji antykomunistycznej, obrońcy w procesach politycznych, skierowała do Bieruta jego najbliższa rodzina – matka, siostra, żona, dzieci. Ośmioletnia wówczas córka Marysia w imieniu własnym i swojej młodszej siostry pisała: „Błagamy z całego serca ja i moja siostrzyczka Ewa, która ma 5 lat, żeby Pan Prezydent uratował naszego ukochanego Tatuśka od śmierci. Podanie wysłała również rodzona siostra Feliksa Dzierżyńskiego: „Zwracam się z najgorętszą prośbą o uchylenie wyroku śmierci mego krewnego. Znam go od dziecka i zawsze ceniłam w nim wielką szlachetność, samozaparcie, wielkoduszność i ogromne umiłowanie nauki przy wyjątkowych zdolnościach. Kocham go jak własnego syna, a więc przez pamięć niezapomnianego brata mego Feliksa Dzierżyńskiego błagam Obywatela Prezydenta o łaskę darowania życia”.
Z przedstawionych na łamach publikacji informacji wynika, że zdarzały się zmiany wyroków z kary śmierci na dożywocie. W jakim celu?
Szef samodzielnej placówki Gestapo w Piotrkowie wydał tysiące rozkazów rozstrzelania Polaków, a zwłaszcza Żydów. Skazano go 15 lutego 1955 r. za pastwienie się i mordowanie niewinnych osób z zimną krwią i bez żadnych skrupułów. W połowie sierpnia z Warszawy nadeszła informacja o zamianie wyroku na dożywocie. W stosunku do 19-letniego ucznia korektorskiego, szefa bandy rabunkowej, prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski, zaś dwaj jego podwładni, również skazani na karę śmierci, dowiedzieli się, że będą odbywać dożywocie. Z bunkra, do którego wejście prowadziło ze studni, wydostano 72 Żydów, wszyscy zostali zabici. Podejrzewany o ich wydanie uznany został winnym i skazano go na śmierć. Po 6 latach Sąd Najwyższy uchylił wyrok i uniewinnił oskarżonego od zarzucanego mu czynu. Wojskowy Sąd Polowy 10 Sudeckiej Dywizji Piechoty za napad na mieszkanie niemieckiego małżeństwa skazał dwóch żołnierzy na karę śmierci, w drodze łaski prezydenta umieszczono ich w odosobnieniu na 15 lat. Tyleż samo czasu miał przebywać w więziennej celi ułaskawiony przez Bieruta skazany pięciokrotnie na karę śmierci sprawca siedmiu gwałtownych zamachów, dziewięciu rabunków i morderstwa skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu. Mimo, że Generalny Prokurator RP apelował do prezydenta o nieskorzystanie z prawa łaski wobec uczestnika likwidacji getta w Łużkach, rozstrzeliwania Żydów, czy zabójstwa proboszcza miejscowej parafii, to Bierut zamienił karę śmierci na dożywocie. Podobny przebieg miała sprawa inżyniera nadzoru w Wydziale Budowy Lotnisk Dowództwa Wojsk lotniczych MON. Skazany za łapówki i faworyzowanie firm prywatnych, miał być stracony. Opowiedzieli się za tym prezes Najwyższego Sądu Wojskowego oraz I wiceminister ON, generał dywizji Marian Spychalski. Bierut był jednak innego zdania.
W książce „Alfabet zbrodni 2” pokazuje Pan okrucieństwo wojny, tego co dzieje się z ludźmi w obliczu zagrożenia i zła. Pojawiają się historie związane z obozami zagłady, masowymi egzekucjami, przemocą i sadyzmie wobec bezbronnej ludności cywilnej. Zdawać by się mogło, że to obszerne dzieło o bezkresie cierpienia, którego nie jesteśmy w stanie pojąć, a może się z nim pogodzić. Które z opisywanych zdarzeń wzbudziły w Panu szczególnie silne emocje, były z pewnych powodów trudne lub ważne?
„To człowiek człowiekowi zgotował taki los” – często powołujemy się na Zofię Nałkowską. Skąd się wzięło okrucieństwo? Leon Adamczyk, narodowości polskiej, obywatel niemiecki okazał się najbardziej wartościowym i najskuteczniej pracujących agentów, ujawnił wielu Niemców współpracujących z polskim wywiadem. Inna zupełnie sprawa: matka przez wiele lat wnosiła o zwolnienie z zakładu karnego jej syna, któremu wyrok śmierci zamieniono na dożywocie, a następnie na 25 lat. Po szesnastu latach odzyskała ukochanego syna. Nie upłynęło sześć miesięcy gdy zgłosiła, że „nadużywa on alkoholu, bije ją i babcię. Proszę mi pomóc, bo trudno jest mieszkać pod jednym dachem z bandytą, któremu na niczym nie zależy, wszystko, co wygraża może się spełnić”. W jakich kategoriach rozpatrywać postępowanie matki, która dała zgodę na rozstrzelanie jej syna, zagrażającego organizacji antykomunistycznej do której ona należała, czy morderców przyrodniego brata w obawie przed poinformowaniem znajomych o ich przestępczej działalności? Bolesław B., konfident Gestapo, zapraszał swoich znajomych na spotkania, podczas których słuchali audycji radiowych, a następnie informował o tym niemiecką policję. Hans B. poczęstował swego sąsiada Polaka pieczenią z upolowanej sarny. Ten kłusownika zadenuncjował w pobliskim posterunku. W sądzie zapadł najwyższy wyrok. „Zdrajcy Narodu Polskiego, pospolici kryminaliści, wyrzutki społeczeństwa” jak ich nazwano, za współpracę z wywiadem amerykańskim zostali skazani na kary śmierci. Wyroki 5 marca 1952 r. wykonano. Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Andrzej Zoll w 2002 r. wniósł kasację zarzucając rażące naruszenie prawa materialnego polegające na „uznaniu oskarżonych za winnych popełnienia tych czynów, pomimo iż w przypisanych im zachowaniach brak było znamion przestępstw przewidzianych w tych przepisach”. Rok później Sąd Najwyższy uchylił wymienione wyroki i pośmiertnie uniewinnił skazanych od zarzuconych im przestępstw. Oskarżoną, która mieszkanie w Warszawie przekazała na potrzeby BCh i dostarczała broń na miejsce zbiórek, Sąd Wojskowy Warszawskiego Okręgu skazał na karę śmierci. Decyzją prezydenta Bieruta zamieniono ją na 8 lat pozbawienia wolności. B. funkcjonariusz MO, morderca znajomej, otrzymał akt łaski prezydenta podobnie jak nauczyciel z Głubczyc, który zaopiekował się grupą wychowanków zaangażowanych w nielegalną, antyludową działalność. Winnym obrabowania zabójstwa czterech Żydów w Młotkowicach, sprawcy gwałtownego zamachu na milicjanta, 18 rozbojów, nielegalne posiadanie broni zamienił orzeczone kary śmierci na kary dożywocia. Członkowi NSZ oskarżonemu o udział w walkach z siłami NKWD i UB, prezydent Bierut karę śmierci zamienił na 15 lat odsiadki. Tenże ułaskawiony 1 grudnia 1994 r. uzyskał uprawnienia kombatanckie.
Na łamach publikacji znajdujemy „zbrodniczą pielęgniarkę zabiegową”, katów getta, bandy rabunkowe dokonujące zbrodni z niskich pobudek, najgorszych żandarmów, którzy słynęli ze skrajnej brutalności. Skąd w tych ludziach było tyle zła i pogardy dla życia ludzkiego? Czy Pana zdaniem można było zapobiec ludobójczym rzeziom w obozach śmierci?
Z lektury przepastnych akt sądowych, literatury fachowej, opinii psychologów, psychiatrów jednoznacznie wynika, że sprawcy najpoważniejszych przestępstw niczym szczególnym się od nas nie wyróżniają, prowadzą normalne życie. Wciąż trwają ostre spory psychologów, kryminologów na temat uwarunkowań czynu zabronionego, motywacji zachowań antyspołecznych, jak i problematyki zaburzeń oraz konstytucji psychicznej sprawcy. Komendant nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu Rudolf Franz Hoess, zbrodniarz, ludobójca, bestia, jak wiemy z literatury, zapewniał swoim dzieciom szczęśliwe dzieciństwo w cieniu kominów; czytał im książeczki na dobranoc, bawił się z nimi w rajskim ogrodzie, w którym rabaty nawożono ludzkim popiołem. Herman B., będąc na służbie w niemieckiej policji, z upodobaniem znęcał się nad mieszkańcami Łowicza, Grójca, Piaseczna, zabijał Żydów, wrzucał do dołów i kazał zakopywać rannych. Johann Aberg – do wejścia Niemców Abramowski – człowiek przyjazny, jako starszy pielęgniarz w gdańskim szpitalu zastrzykami z luminalu zabijał małych, bezbronnych pacjentów. Siostra Helenka podopiecznym wstrzykiwała śmiertelne zastrzyki z soli fizjologicznej. Ochotnika z kampanii wrześniowej, członka Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej, Tajnej Armii Polskiej strażnicy więzienni wyprowadzili z celi śmierci oznajmiając, iż nie został ułaskawiony. Po pewnym czasie od innego funkcjonariusza oficjalnie dowiedział się, że stało się inaczej. Klawisze zrobili mu taki dowcip.
Nie sposób nie zadać tego pytania: jakie jest Pana zdanie na temat kary śmierci?
Kara śmierci, najbardziej drastyczna wywołuje wciąż uzasadnione zainteresowanie. Stosowanie kary śmierci było cechę charakterystyczną polityki karnej Polski Ludowej, a wyroki miały na celu eliminowanie wroga klasowego wewnątrz i zewnątrz kraju. Specjaliści są zgodni, że poziom punitywności prawa karnego w okresie PRL wykraczał poza przeciętne europejskie. Drakońskie kary, w tym kara śmierci, nie przyniosły spodziewanych efektów. Podobnie jak sędziowie i kaci strzegący „socjalistycznej moralności”. Dobrze się stało, że kara śmierci została wycofana z katalogu kar, natomiast dożywocie i 25 lat pozbawienia wolności winne być powinny „odcierpiane” w zakładzie karnym do ostatniego dnia.
W jaki sposób przykłady spraw polityczno-kryminalnych oraz fragmenty historii prezentowane w „Alfabecie zbrodni 2” mogą wpłynąć na współczesnego czytelnika? Czy z mrocznej przeszłości można wyciągnąć coś dobrego i ważnego dla żyjących obecnie?
Najważniejszym wnioskiem jest to, że wymiar sprawiedliwości nie może służyć rządzącej partii, a prawo musi znaczyć prawo. Biorąc pod uwagę, że funkcjonariusze MO i Urzędu Bezpieczeństwa, prokuratorzy, sędziowie działali we własnym partykularnym interesie, logiczne, że instytucje reprezentowane przez nich degenerowały się. Dochodziło do skazywania ludzi niewinnych, pozbawionych możliwości obrony i przedstawienia swoich racji. Górę brała chęć odwetu i zemsty. Trzy lata po śmierci Stalina postępowania umarzano, ujawniano, że zeznania były wymuszone w sposób niedopuszczalny, środkami przymusu fizycznego i psychicznego. Żołnierzy i oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, których uznano za „wrogów, szpiegów, dywersantów i agentów świata imperialistycznego, wykolejeńców narodu polskiego” bezzasadnie skazywano na karę śmierci. Kolejne pokolenia muszą wiedzieć, że tak po wojnie było, a te wszystkie dramaty, kłótnie, spory, jak i krzywdy zapisane są w naszym DNA. Posiadanie jedynie słusznej racji, bezwarunkowe odrzucanie innego punktu widzenia, towarzyszy nam od lat. Traumą ofiar i ich najbliższych nikt się nie zajmował. Historyk idei, profesor nauk humanistycznych, działacz opozycji w PRL, Jerzy Andrzej Jedlicki, dostrzegł, że „Wielkie tematy myśli społecznej mają to do siebie, że nie znajdują ostatecznych rozstrzygnięć ani w teorii, ani w praktyce”. Milczenie i zaprzeczanie faktom zarówno przez jedną, jak i drugą stronę politycznego sporu, musiało ustąpić wydobytym z czeluści dokumentom. Trzeba było, chowane do tej pory sprawy pod dywan, nazwać po imieniu.
Dziękuję za rozmowę