Napisać recenzję i nie wyjść na zgorzkniałą jędzę. Podzielić się spostrzeżeniami i nie utonąć w morzu gorzkich słów. Czy w przypadku twórczości Patryka Vegi jest to możliwe? To zależy. Na pitbull’owe filmy przestałam chadzać. Nie bawią mnie naszpikowane wulgaryzmami dialogi ani dziurawe scenariusze. Choć po reakcji widzów widać, że przemoc bywa fajnym materiałem na śmieszność i chyba to mnie najbardziej przeraża. Zatem nie oglądam już tego typu filmów, jednak nadal pozostałam wiernym Czytelnikiem. Może trochę nazbyt wymagającym, a może takim, którego bylejakość nie zadowala…
No to jak to jest z najnowszą powieścią Patryka Vegi „Niebezpieczne kobiety”? Zacznijmy od tego co dobre. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, czcionka jest duża, papier miękki, a marginesy szerokie. Nie jest to literatura wysokich lotów, może ją przeczytać zarówno uczeń podstawówki jak i emerytowany funkcjonariusz SB. Zapewni rozrywkę zarówno płci pięknej jak i mniej urodziwej. Może być pretekstem do żartów, chichów, poważnych dyskusji, głębokich przemyśleń, wreszcie początkiem zażartych sporów jak i gwoździem do trumny. Po solidnej porcji plusów bierzemy treść książki po lupę. I tak na okładce pojawia się dopisek „Cała prawda o kobietach w polskiej policji”. Przeczytałam wszystkie siedem wywiadów zamieszczonych w książce. Jeśli to ma być cała prawda o kobietach w policji, to jakie ta prawda ma oblicze? Po pierwsze w szeregi policji wstępują kobiety słabe psychicznie i fizycznie. Rekompensatą tych ubytków jest pompowanie gazu, cytuję 'jeb go pałą i gazem” oraz nieuzasadniona agresja. Chwalą się, że oszukują Biuro Spraw Wewnętrznych. Na dobrą sprawę, nie dziwię się, że BSW nie ufa funkcjonariuszom. Z pewnością po przeczytaniu „Niebezpiecznych kobiet” poziom zaufania sięgnie dna. Jakie jeszcze są policjantki? Pochodzą z domów gdzie, mówiąc delikatnie, nie działo się dobrze. Często są to ofiary przemocy domowej, zarówno fizycznej jak i psychicznej. Nie radzą sobie w dorosłym życiu. Jedne wstępują do Policji by pomóc sobie samym, bądź „pomóc” innym, którzy nie radzą sobie z podobnymi problemami. Odreagowują przeszłość, wkładają zbroję i czują się silniejsze. Nie specjalnie radzą sobie na interwencjach, gaz idzie im rykoszetem w oczy, silniejszy bandyta maca ich broń i cudem wychodzą z opresji. Oczywiście dzięki wezwaniu posiłków. Boją się chodzić po mieście, wiedzą, że nie dadzą rady chuligance. Wchodzą w układy w których trzeba chlać na umór, bo inaczej nie zaakceptuje ich środowisko. Niektóre nie odmawiają służb nawet w wolne, idą choć czują się cytuję „jak tania dziwka na telefon”. Kobiety te mają poważne problemy w związkach, uciekają przed oprawcami, wracają, są bite na oczach dzieci. Są zagubione i nieszczęśliwe. W całym tym marazmie poszukują wsparcia, najlepiej u boku innego, żonatego policjanta. Rozbijają bez wyrzutów sumienia związki innych ludzi. Niektóre nawet spotykają się ze zdradzonymi żonami i jeszcze je pocieszają, że to taki palant z niego był. Ale jak szła z nim do łóżka, to w sumie było super. Dziwią się, że teściowa nie chce się mieszać w brudy młodego małżeństwa, bo według policjantki to jest wpisane w obowiązki teściowej. Jak trafiają do policji? Różnie, czasem z przypadku, czasem dla przygody. Jedna na przykład była technikiem usług kosmetycznych i stwierdziła, że spróbuje czegoś innego – policja była właśnie tym kolejnym wyborem. Wychowują samotnie dzieci, wiedzą że są jedynymi żywicielkami, jednak dla adrenaliny gotowe są zmienić wydział, gdzie robota jest bardziej niebezpieczna. Te bardziej cwane udają omdlenia, by nie stać kilku godzin na jakiś ważnych uroczystościach.
Zatem sami widzicie, jak wygląda profil policjantki w polskiej policji przedstawiony przez Patryka. Te kobiety nie są niebezpieczne, niebezpieczne jest dopuszczanie ich do służby w policji. Niektóre z nich powinny dostać opiekę psychologa lub psychiatry, zmienić zawód na mniej stresujący. W końcu nie trzeba pić, można zmienić robotę. Nie trzeba sypiać z żonatymi antyterrorystami, można być wiernym mężowi albo szukać niezajętego kwiatka. Przeraża infantylność niektórych wypowiedzi, mierzi prezentowana hierarchia wartości. Jeśli tak ma wyglądać „cała prawda o kobietach w polskiej policji” no to … ciężko to jakoś skomentować. Jeśli wstąpiły do tej formacji, bo się naoglądały filmów to już prawdziwy dramat. Jeśli szły do policji, by cytuję „pomagać innym”, to może lepiej było pomagać w hospicjum, schroniskach dla psów lub domach dziecka?
Łudziłam się, że prowadzący wywiady będzie zadawał pytania na wysokim poziomie. Że nie powtórzy się rzucanie mięsem jak w książce o Jarku Pieczonce. Niestety denny poziom został podtrzymany takimi pytaniami jak „I co wszyscy mają na to wyjebane?”, albo „O kurwa, pamiętasz swoją pierwszą akcję?”. No niestety nie sposób uszanować tego typu pytań. Jestem w stanie zrozumieć emocje i specyfikę języku gliniarzy, jednak nie reżysera i autora książki. Żeby nie było, że pojechałam jak po łysej kobyle… Spodobał mi się jeden wywiad, co ciekawe z panią, która karierę w służbach rozpoczęła w 1985 roku. Nie była ofiarą przemocy, z mężem się dogadywała, robiła ciekawą i żmudną robotę, była ambitna i się rozwijała. W jej wypowiedzi widać pasję i serce do tego zawodu. Niestety takich funkcjonariuszek jest niewiele i nic nie wskazuje na to, by miało się coś w tym zakresie zmienić.
Autor: Patryk Vega
Tytuł: „Niebezpieczne kobiety”
Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-7515-112-1
Liczba stron: 389