Tej historii nie powinno się opowiadać dzieciom na dobranoc, tej historii nie powinno się czytać tuż przed snem. No chyba że należycie do tych, którzy mają nerwy ze stali. Jest 23.45 i właśnie skończyłam lekturę świeżo nabytej książki „Był sobie chłopczyk”. W zasadzie czego się spodziewałam, że po prostu przeczytam i odłożę na półkę? Że zanurzę się w wirze słów, a potem jak gdyby nigdy nic odwrócę się na bok i słodko zasnę? Czyżbym przeliczyła się co do własnych sił?
A jednak, mijają godziny a sen nie zbliżył się do mnie nawet na krok. Za to wciąż przy mnie jest „Jasio”, „Mareczek”, „Marcinek”. I ten prawdziwy, czyli maleńki Szymon. Jest, stoi przy mnie i opowiada. A jego opowieści wywołują ciarki, nie tylko zresztą na plecach. Długo tak sobie rozmawiamy, a nasza opowieść zaczyna się od tego, że chyba rzadko ludzie wyrzucają gumowe lalki do rzeki, w dodatku tak piękne odziane, w najlepsze, najmodniejsze ubranka…
”Był sobie chłopczyk” to opowieść o tym, jak dzieci mogą przepaść w gąszczu baz danych, jak łatwo jest je wymazać, jak trudno jednak później o nich zapomnieć. Czytając książkę dowiecie się jak wyglądały pierwsze godziny, dni, miesiące śledztwa, co udało się śledczym ustalić, na jakie natrafiali problemy. Ile sił i środków zaangażowano w sprawę wyjaśnienia okoliczności śmierci chłopca. Dlaczego po godzinach służby modlono się o cud i czy wreszcie ten cud się objawił. Kto i na jakim etapie postępowania interesował się losem Szymona, jak przebiegała uroczystość pogrzebowa i czy na cmentarzu pojawili się ludzie, którzy mieli krew na swoich rękach.
Przede wszystkim poznacie mechanizm śmierci dziecka. Autorka odtworzy ostatnie dni, godziny, chwile życia chłopczyka. Dlaczego nikt mu nie pomógł, dlaczego umierał w męczarniach i co o całej sprawie wiedzieli najbliżsi, sąsiedzi, miejscowi? By móc zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło w lutym 2010 roku, będziecie musieli przyjrzeć się dokładniej historii całej rodziny, rodzeństwu zamordowanego chłopca, dzieciom, które przeżyły, choć los ich nie oszczędził. Czy Szymek był wyczekiwanym i upragnionym synkiem? Czy jego narodziny sprawiły że rodzice byli szczęśliwi? Jakie wiedli życie, jakim problemom musieli stawić czoło i gdzie w tym wszystkim było miejsce dla chłopca? Wreszcie pytanie zasadnicze, czy można było Szymka ochronić, ocalić, uratować?
Czytając książkę będziecie zapewne zadawali sobie jeszcze więcej jeszcze trudniejszych pytań. Niestety na większość z nich nie ma gotowych odpowiedzi. Czy warto się samobiczować i przeżywać na nowo dramat dziecka, którego życie tak drastycznie przerwano? Jeśli będziemy umieli wyciągnąć z tej smutnej opowieści odpowiednie wnioski, to warto, jak najbardziej. Jeśli dzięki temu staniemy się bardziej czujni, będziemy zwracać większą uwagę na ludzi którzy nas otaczają, to także warto. Jeśli po lekturze zainteresujemy się losem dzieci których dawno nie widzieliśmy, to znaczy że warto było poznać historię Szymonka. Nie bójcie się, choć ostrzegam, będzie ciężko, przytłaczająco, ponuro, mrocznie, źle. Zresztą, jest już 4 nad ranem. Patrzę w kalendarz i widzę, że wielkimi krokami zbliża się 1 listopada. Zapewne na grobie chłopca zapłoną kolorowe znicze. Bo przecież każdy chciałby coś od siebie dać, a teraz nic prócz zapalonej świeczki Szymkowi się nie przyda i to jest największa porażka systemu. Systemu w którym dziecko stało się niewidzialne.
Autor: Ewa Winnicka
Tytuł: Był sobie chłopczyk
Wydawca: wydawnictwo Czarne
Rok wydania: 2017
ISBN: 978-83-8049-581-4
Liczba stron: 203