RECENZJA:”PORA CHUDYCH MYSZY” WOJCIECH BAUER

fragment okładki/Wyd. Videograf

Napisać recenzję, żadna sztuka. Napisać recenzję i nie mieć koszmarów sennych, to prawdziwy wyczyn. Zwłaszcza, gdy uświadamiasz sobie sprawę, że „Pora chudych myszy” właśnie się zaczęła…

Mrok, a po nim tylko otchłań ciemności. Kopalnia, miejsce dokąd zmierzają szare masy górników. Kierunek na rzeź, ciemną klatką w dół. Potem już tylko lęk, zwidy i psychopatyczny morderca. Jak w każdej kopalni, rodzą się historie nie z tej ziemi, z głębi, tam gdzie ludzkie umysły powinny mieć zakaz wstępu. A jednak wchodzą i drepczą w mule, błocie, skulone, zgrzane. Wdychają pył, zajadają się oparami, z nadzieją na koniec roboty. Życie pod ziemią toczy się w swoim rytmie i kończy w niecodzienny sposób, tak nagle i już. Uderzeniem w głowę, zaoraniem pleców, rozharataniem brzucha. Pozostaje błysk fleszy technika, kilka gorszych ujęć umorusanej w czarnym smarze ofiary. Bez sensu, kończy się posiłek, resztka koli pozostanie nie tknięta. Setki mężczyzn skazanych na monotonię kopalnia – Dom Górnika – kopalnia – Dom Górnika. Marazm, blokowisko, szarość dnia codziennego, gdzie jedyną odskocznią jest stan upojenia alkoholowego. Z drugiej strony kopalnia to taki mały świat, gdzie wszyscy się znają na „szczęść Boże”, zdania rzucone w biegu, o żonie, kochance, robocie. O wszystkim i o niczym. Do czasu, w końcu kopalnia to wyjątkowa sceneria jak na seryjne morderstwa. Bunt, obawy, kto następny zostanie zmasakrowany pod osłoną mroku, w tunelu, przejściu, chodniku, za wagonikiem, w dziurze, zapuszczonym korytarzu. Gdzieś w głębi, tak, że świat się o nim nie dowie… A jeśli nawet dowie się Pan prokurator, to jakie on ma w zasadzie możliwości działania. Choćby przesłuchał wszystkich cieśli, ślusarzy, elektryków, sztygarzy i przodowników. Niczego nie wymyśli i dreptać będzie śledztwo w martwym – o ironio – punkcie. Nie ma świadków, nie ma motywu, a życie skończone. Wagonikiem na powierzchnię, na stół, na sekcję i znowu do piachu w drewnianej skrzyneczce.

rys. Anna Ruszczyk

rys. Anna Ruszczyk

 

Lecz gdzieś na powierzchni ziemi, wiedzie swój nie najgorszy żywot były esbek. Ugina się pod ciężarem własnych doświadczeń zawodowych. A pamięć ma to do siebie, że wraca. A wraz z nią, trudne do wymazania epizody. Nawet na starość, gdy jest się detektywem, właścicielem firmy ochroniarskiej, zdarzyć się może zarobienie w ryj. Tak po prostu, ryzyko zawodowe. Nie ma co płakać, zimny kotlet na opuchniętej mordzie czasu nie cofnie. Detektyw Nakonieczny to taki Pan, którego można polubić od początku lub znienawidzić do końca. Ciuła zlecenia z koleżanką Zochą, dializuje nerki. Aż nadchodzi dzień, w którym dostaje zlecenie na odzyskanie ogromnej kasy od niesolidnego dłużnika. Zleceniodawca o ksywie Dziwka doskonale wie jak ustawić współpracę z Nakoniecznym. Po wstępnym laniu przechodzą do konkretów i pieniędzy o jakich detektyw mógł przeczytać w dobrych książkach. Czy w mannie można się utopić? Dokąd zaprowadzi parę detektywów zlecenie od Dziwki? A gdyby tak zapaść się pod ziemię, nie rozliczyć się ze zlecenia? Wyruszyć w głąb kopalni i ukryć się tam przed złymi ludźmi z bronią w ręku? Historia kołem się toczy, czasem trzeba wrócić w miejsce z którego niegdyś się uciekło. Trzeba stawić czoło przeszłości, teraźniejszości i zawalczyć o lepsze jutro, tak by morderca nie fantazjował o kolejnym trupim teatrze. Jak on w zasadzie atakował, czym uderzał i skąd ta nagła potrzeba dojedzenia cudzej sznitki? W kopalni jest jak w piekle, tylko diabła nie widać. Choć ewidentnie widać jego dzieło. Ciemność, czarny kisiel, powietrze naszpikowane pleśnią, a fedrować trzeba nieustannie. Każdy z nich wie, że nie można przestać kopać. Nie, gdy coś strasznego uważnie im się przygląda, uśmiecha w ciemnościach, oplata gęstwiną paranoi, od której nie można się uwolnić. I nie ma ratunku dla Gertrudy, w otchłani mroku nawet najtwardsi popadają w histerię, nie z powodu dziesiątek wychudzonych myszy. Jest za to nadzieja w byłym szpiclu, pragnienie oczyszczenia atmosfery z woni krwi, krzyku rozpaczy. Czy mu się uda? Czy rozsądek zwycięży z prawdą i poznamy dybiącego w mroku mordercę? Przeczytajcie sami. Najlepiej późną nocą, w ciemnej piwnicy przy małym światełku rowerowej lampki. Tylko nie krzyczcie, jak Go zobaczycie!

pora chudych myszy

Autor: Wojciech Bauer
Tytuł:
Pora chudych myszy
Wydawca:
Videograf SA
Rok wydania:
2016
ISBN:
978-83-78354604
Liczba stron:
299

Facebook