Z miłości do grafologii – historia Pani nadkomisarz

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

Gwarancją jakości świadczonych usług przez „grafologa” jest przede wszystkim jego wiedza i doświadczenie, a także ostrożność i wielka odpowiedzialność przy wnioskowaniu. Przede wszystkim należy pamiętać, że za każdą sprawą kryje się jakiś człowiek z krwi i kości. Słyszałam o przypadkach osób, które na podstawie błędnej opinii biegłego traciły pracę. Sama również jako kolejny biegły miałam „przyjemność” obalać takie opinie. Posiadanie certyfikatów czy dyplomów ukończenia kursów bez gruntownej wiedzy popartej praktyką nie jest żadną gwarancją. Może tym co powiem narażę się wielu osobom. Ale widząc czasem wręcz kuriozalne „dzieła” nie potrafię nazwać takie osoby „biegłymi”.

Z Anną Janiszewską-Rybką, nadkomisarzem w stanie spoczynku, biegłym sądowym z zakresu grafologii – rozmawia Anna Ruszczyk.

Na początek chciałabym dowiedzieć się czegoś o Pani policyjnej przeszłości. W jakich latach Pani służyła, na jakich stanowiskach, za co odpowiadała?

Służbę w policji pełniłam w latach 1991-2012. Jako młoda osoba, krótko po maturze zaczynałam pracę od stanowiska referenta – w sekretariacie jako maszynistka. Na początku lat 90-tych komputery należały do rzadkości, dlatego też wszystkie ekspertyzy, korespondencję przepisywało się z przyniesionych przez biegłych i szefów rękopisów. Jak zaczynałam pracę w Laboratorium pracowało 25 osób. W miarę upływu czasu stan personalny Laboratorium powiększał się, a tym samym przybywało więcej pracy i „charakterów pisma”, które trzeba było odczytać i przepisać. Po zakończonej nauce w CKUME w Gdańsku zdawałam na Wydział Prawa UG, ale niewielu osobom udaje się po szkole technicznej dostać się na kierunek humanistyczny. Mimo porażki nie porzuciłam myśli o studiach. Pracując w LK widziałam sens w swoim zamiarze. Po prawie roku pracy w otoczeniu ekspertów z różnych dziedzin stwierdziłam, że zamiast przepisywać całe życie cudze myśli trzeba wziąć się w garść i iść do przodu. W 1992r. dostałam się na Wydział Administracji UG w systemie studiów zaocznych. Mój późniejszy kierownik a zarazem opiekun z Pracowni Badań Dokumentów dostrzegł we mnie potencjał na solidnego eksperta. Widział, że bardzo dobrze radzę sobie z przepisywaniem opinii z rękopisów, szczególnie z odczytywaniem ich treści, często skomplikowanych jeżeli chodzi o fachowe słownictwo, zawiły sposób zapisu, zamazywania, skreślenia, wtrącenia. Zgodę na zmianę pracowni, a tym samym początek mojej obecnej ścieżki zawodowej dostałam dopiero po ukończeniu studiów wyższych i uzyskania tytułu magistra. Był to warunek konieczny, aby zostać ekspertem i oficerem.

Czy na Pani ścieżce pojawiła się Szkoła Policji w Szczytnie?

Tak, krótko po przejściu i rozpoczęciu nauki w Pracowni Badań Dokumentów wyjechałam do Szczytna na Oficerski Kurs Ekspertów Kryminalistyki. Był to dla mnie ciężki okres, bowiem musiałam na ponad pół roku wyjechać zostawiając w domu męża i 1,5 roczne dziecko. Mimo, iż po powrocie rozpadła się moja rodzina, z perspektywy czasu nie żałuję tej decyzji, ponieważ po kursie awansowałam od razu o kilka grup zaszeregowania, a także zostałam oficerem w stopniu podkomisarza i miałam otwartą drogę do dalszej kariery. Zwieńczeniem moich starań było uzyskanie w 2003r. tytułu specjalisty z zakresu badań dokumentów. Do moich obowiązków należało opiniowanie w zakresie badań pisma ręcznego, pieczątek, maszynopisów, prowadzenie szkoleń z tej dziedziny dla funkcjonariuszy policji pionu dochodzeniowego i kryminalnego, a także merytoryczna opieka nad „uczennicą”. Z Laboratorium odeszłam w stopniu nadkomisarza, a moja uczennica uzyskała uprawnienia do samodzielnego wykonywania i podpisywania ekspertyz – została specjalistą.

Co z tamtego okresu życia zawodowego wspomina Pani najmilej, czy w ogóle służba w Policji zapisała się w Pani pamięci jako coś pozytywnego?

Jak rozpoczynałam pracę w Policji – w Laboratorium było nas łącznie 25 osób, odchodząc – około 70. W tak małym gronie tworzyliśmy swoistego rodzaju rodzinę, w której przez kilka lat byłam najmłodszym dzieckiem. Atmosfera w pracy była wspaniała. Wydarzeniem dla wszystkich był pierwszy, podarowany stary komputer oraz nowość jak na owe czasy – fax. Kserokopiarka, którą bodajże dostaliśmy z Rafinerii Gdańskiej była tak stara i wyeksploatowana, że ciągle się psuła. Po kilku wizytach serwisanta, jeżeli nie była jakaś poważniejsza awaria, sama umiałam ją już naprawiać. Później szczytem nowoczesności był minilab urządzenie, które otrzymali koledzy z pracowni fotograficznej. W miarę powiększania się obsady kadrowej, przybywania sprzętów kontakty międzyludzkie siłą rzeczy zaczęły rozluźniać się. Ponadto wyjazdy na szkolenia, sympozja, kursy dodatkowo pozwoliły mi na poznanie wielu wspaniałych ludzi nie tylko ze swojej dziedziny i swojego miasta. Wiele z tych przyjaźni i kontaktów przetrwało do dziś. Poza tym miałam również okazję poznać pracę policji poza drzwiami Laboratorium. Przez 6 tygodni miałam praktykę zawodową w ramach kursu oficerskiego u techników – wówczas w Komisariacie Policji na ul. Piwnej. Jeździłam na różnego rodzaju zdarzenia, kradzieże z włamaniem, samobójstwo, gwałt zbiorowy ze szczególnym okrucieństwem, skutki libacji alkoholowej, pożar, sekcje zwłok.

Patrolowała Pani ulice?

Miałam również okazję pełnić służbę patrolową, przez tydzień w czasie kiedy Polska oficjalnie została członkiem Unii Europejskiej. Pogoda dopisała, schudłam kilka kilo, służbowo miałam okazję dostarczyć kilku delikwentów do izby wytrzeźwień. Chociaż nogi bolały to było to coś innego niż siedzenie przy biurku. Taki fajny przerywnik. Ogólnie myślę, że każdy zawód ma swoje jasne i ciemne strony. No może trochę częściej zwracam uwagę na sprawy, które innym gdzieś umykają. Jeszcze z okresu sekretariackiego pamiętam głośne wydarzenia.

Jakie?

Te szczególnie znane to znalezienie szczątków pomordowanych pocztowców gdańskich na Zaspie, wypadek autobusu w Kokoszkach, pożar Hali Stoczni, który akurat widziałam na własne oczy. Pamiętam także wybuch wieżowca we Wrzeszczu, czy te o których dzisiaj już mniej wspomina się – zabójstwo Nikosia i wiele innych o których tu nie będę mówić.

Czy praca w Policji była ziszczeniem dziecięcych marzeń?

Praca w policji to było takie moje dziecięce marzenie. Mój tata przez wiele lat pracował między innymi jako dochodzeniowiec. Miałam też swoich idoli takich jak Borewicz, kapitan Żbik, Kojak, Colombo. To właśnie oni sprawiali, że też chciałam walczyć ze złem. Ale niestety w życiu nie zawsze jest tak na filmie czy w komiksach. Mimo ciężkiej i odpowiedzialnej pracy, nie zawsze spotykającej się z sympatią ze strony społeczeństwa, miło wspominam tamte czasy. I nie żałuję swojej młodzieńczej decyzji. Chociaż często przypadek kierował moimi wyborami i decyzjami. Mimo, że los kilka razy ciężko mnie doświadczył, cieszę się, że udało mi się osiągnąć tak wiele.

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

 

Kiedy zaczęła się Pani przygoda z grafologią? Jaką drogę musiała Pani pokonać, aby zostać wpisaną na listę biegłych sądowych z zakresu grafologii?

Po powrocie z kursu w Szczytnie i uporaniu się z szokiem po rozpadzie rodziny, rozpoczęłam naukę pełną parą. W między czasie odszedł na emeryturę mój pierwszy nauczyciel. Potem miałam jeszcze dwie osoby prowadzące. Nauka oprócz teorii polegała również na zajęciach praktycznych, czyli codziennym wykonywaniu badań i opracowywaniu opinii pod kierunkiem prowadzącego eksperta. Do czasu uzyskania uprawnień musiałam wykonać 100 opinii o różnym stopniu trudności i obszerności. Ponadto wówczas każdy „uczeń” miał osobistego „opiekuna” z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego w Warszawie. Raz w roku musiałam jechać do centrali na 2-tygodniowe sprawdzanie umiejętności i postępów w nauce. Warunkiem koniecznym do uzyskania uprawnień do samodzielnego wykonywania i podpisywania ekspertyz było (i jest nadal) napisanie i obrona pracy dyplomowej z zakresu badań pisma oraz egzamin przed komisją z CLK KGP w Warszawie. Decyzję o wpisaniu na listę biegłych podjęłam po 6-ciu latach od uzyskania uprawnień, to był kolejny etap mojej pracy.

W jaki sposób pismo zmieniało się na przestrzeni ostatnich kilkuset lat i kiedy pojawiło się pierwsze zainteresowanie badaniem, analizą pisma?

Trudne pytanie, aby ująć je w kilku zdaniach. Przede wszystkim można powiedzieć, że tak jak przykładowo style w malarstwie, ubiorze, obyczajowości ulegały ewolucji tak i pismo siłą rzeczy dostosowywało się do nowych czasów. Nie wątpliwie wpływ na pismo miały również środki pisarskie jakimi posługiwano się kiedyś i dziś. Kiedyś używano przykładowo zaostrzonych patyków, piór ptaków, pędzli. Sztuka pisania była dostępna dla niewielu. W starych księgach widzimy z jaką pieczołowitością były kreślone znaki, często dodatkowo przyozdabiane. Mieszanie się różnych kultur wraz z migracją ludzi również miało swoje znaczenie. Ponadto niewątpliwy wpływ na rozwój pisma miało rozpowszechnianie się edukacji, a także ogólny wzorzec pisma, na którym opierała się nauka pisania. W Polsce jeszcze w latach 60-tych XX wieku dzieci w szkole były uczone kaligrafii, a używanie długopisu (wynalazek pochodzący z czasów II wojny) było zakazane. Zapewne wielu z Was pamięta jeszcze elementarz Falskiego i kształt tamtych liter, ani śladu pisma kaligraficznego. Dzisiaj powoli pismo ręczne wypierane jest przez wszechstronnie występujące komputery. Mamy więc kolejny etap ewolucji. Badanie pisma ręcznego jest stosunkowo „młodym wynalazkiem”.

Czym właściwie zajmuje się grafolog, czy jest to zawód, dodatkowe zajęcie, specjalizacja? Jaka jest różnica pomiędzy grafologią a grafoskopią?

Termin grafologia znany jest od dawna i to nie tylko w kryminalistyce. Jest to metoda badania pisma ręcznego polegająca na określaniu cech charakteru człowieka na podstawie jego pisma. Grafoskopia to nauka o piśmie obejmująca historię pisma ręcznego, technikę pisma, jego psychologię, fizjologię i identyfikację. Wśród ekspertów zajmujących się badaniem pisma ręcznego od lat toczy się spór odnośnie poprawności nazwy grafologia. Bardziej kojarzy się on z metodami nienaukowymi. Dlatego też w aspekcie badań identyfikacyjnych bardziej poprawną, choć dłuższą, nazwą są badania porównawcze pisma ręcznego/ podpisów. W moim przypadku, tak jak to już wcześniej mówiłam, poprzez splot różnych okoliczności zawodowo zajmuję się badaniem pisma, specjalizując się w tej dziedzinie.

Jakie Pani zdaniem kompetencje, umiejętności, cechy charakteru są potrzebne, a może wręcz niezbędne by być grafologiem?

Przede wszystkim cierpliwość i spostrzegawczość, a także wiedza i odpowiedzialność. Czasem potrzeba wielu godzin czy dni ciężkiej pracy, żeby dojść do wniosków.

Grafolog grafologowi nie równy, po czym poznać profesjonalistę w tej dziedzinie?

Według mojej opinii, po ilości błędnych opinii, a także po podejściu do swoich obowiązków. Wielu osobom wydaje się, że jest to prosta robota. Tak jak nie każdy muzyk mimo, że w miarę opanował tzw. „warsztat” zostaje wirtuozem, czy aktor – gwiazdą światowego formatu, tak nie każdy, kto zajmuje się badaniem pisma ręcznego będzie dobrym biegłym. Jak rozpoczynałam swoją „przygodę” z badaniem pisma ręcznego mój nauczyciel powiedział mi „pamiętaj, jeżeli pomylisz się i w wyniku twojej pomyłki zostanie uniewinniony przestępca to pół biedy. Następnym razem wpadnie, bo będzie myślał, że znowu mu uda się przechytrzyć wymiar sprawiedliwości. Gorzej – jeżeli pomyłka będzie dotyczyła osoby niewinnej. Skutki mojej opinii mogą być w takim przypadku kolosalne, na przykład strata pracy, reputacji i wiele innych problemów. Stąd wolę wykonać mniej opinii w ciągu roku, ale za to starannie i wnikliwie. Nie można zapominać, że mogą zdarzyć się przypadki, w których nie będzie możliwe wydanie opinii kategorycznej, bo przykładowo w istotnym stopniu będzie ograniczał jednoznaczne wnioskowanie sam materiał dowodowy lub też brak możliwości uzyskania w pełni adekwatnego materiału porównawczego. Nie czarujmy się, w dzisiejszych czasach liczy się kasa, ale pieniądze to nie wszystko. Po wykonanej pracy wolę wstać z łóżka uśmiechnięta i zadowolona z dobrze wykonanej pracy, śmiało spoglądając w lustro. Opiniowanie to nie jest zgadywanka, wróżenie z kart. To jest bardzo odpowiedzialne zadanie, jakie każdy szanujący się biegły powinien mieć na sercu.

Czy posiadanie certyfikatów oraz dyplomów ukończenia kursów, bycie członkiem towarzystw kryminalistycznych jest gwarancją jakości świadczonych usług przez grafologa?

Gwarancją jakości świadczonych usług przez „grafologa” jest przede wszystkim jego wiedza i doświadczenie, a także ostrożność i wielka odpowiedzialność przy wnioskowaniu. Przede wszystkim należy pamiętać, że za każdą sprawą kryje się jakiś człowiek z krwi i kości. Słyszałam o przypadkach osób, które na podstawie błędnej opinii biegłego traciły pracę. Sama również jako kolejny biegły miałam „przyjemność” obalać takie opinie. Posiadanie certyfikatów czy dyplomów ukończenia kursów bez gruntownej wiedzy popartej praktyką nie jest żadną gwarancją. Może tym co powiem narażę się wielu osobom. Ale widząc czasem wręcz kuriozalne „dzieła” nie potrafię nazwać takie osoby „biegłymi”.

Czego im brakuje?

Brak im podstawowej wiedzy z dziedziny badań pisma ręcznego, często w ich opiniach brak jest spójności i logicznego myślenia. Jakieś pseudonaukowe paplanie nie czyni z opinii pełnowartościowego dowodu w sprawie. Na przykładzie spraw, które robiłam jeden biegły powyznaczał w opinii kilka podobieństw (tu zgodziłam się z nim), ale jednocześnie jakimś cudem nie zauważył całej masy różnic pozwalających na wykluczenie osoby jako wykonawcy dowodowych zapisów. On kategorycznie ją wskazał). W innej sprawie biegły na każdym etapie badań, analizy materiału porównawczego, badań porównawczych i wniosków miał inne zdanie. Sam sobie zaprzeczał, by na końcu wydać błędną opinię. Wydawałam również opinie o całkowicie innym wnioskowaniu, w której pierwszy biegły zaledwie na podstawie kilku literek wykazał zgodności wskazując w tym przypadku faktycznego pokrzywdzonego jako wykonawcę. Nie była to pierwsza opinia tego pseudobiegłego, którą obaliłam, ale za to reklamuje się wspaniale. Ogólnie jeden wielki bełkot, brak logicznych wniosków, masa błędów, brak rzetelnej wiedzy. Nazwiska tego biegłego nie pamiętam, wiem tylko, że działa na terenie Gdańska. Jakbym miała kiedyś okazję osobiście spotkać go, to bez żadnych ogródek, tak po męsku powiedziałabym mu co sądzę o jego niby-opiniach. Jeżeli takie osoby /nie wiem na jakiej podstawie wpisane na listy biegłych sądowych, mylą się w tak prostych sprawach, to aż strach pomyśleć jak wyglądają ich opinie w przypadkach bardziej skomplikowanych.

Ile ekspertyz, opinii należy Pani zdaniem wykonać, aby nabrać wiedzy doświadczenia i uważać się za „dobrego” grafologa?

Jak najwięcej. Tak jak to powiedziałam na początku, zanim mogłam przystąpić do egzaminu w CLK KGP w Warszawie, aby zostać biegłym, musiałam wykonać 100 ekspertyz o różnym stopniu trudności i obszerności. Mimo wielu lat bycia biegłym nie mogę powiedzieć, że już wszystko wiem i umiem. Tak jak w przysłowiu „człowiek uczy się całe życie, a i tak głupi umiera”. Każda kolejna sprawa to kolejne doświadczenie i należy podejść do niej indywidualnie. To nie jest taśma w fabryce, na której w kółko wykonuje się te same czynności. Praca tylko pozornie jest taka sama. Analizując pismo ręczne bazuje się na takim samym katalogu cech. Jednakże pismo każdej z osób różni się i właśnie w tym tkwi tajemnica. Odnalezienie właściwych cech i ich prawidłowa interpretacja oraz prezentacja to klucz do sukcesu.

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

 

Czy grafolog się myli, jeśli tak, to w jakich obszarach może dojść do pomyłki przy sporządzaniu opinii?

Biegły nie powinien mylić się. W przypadku wątpliwości można wydać opinię niekategoryczną, można wystąpić o uzupełnienie materiału porównawczego niekiedy poprosić o ponowne pobranie wzorów pisma lub też samemu uczestniczyć w tych czynnościach, albo poprosić innego, zaprzyjaźnionego biegłego z tej samej dziedziny o konsultacje. W mojej karierze kilka razy byłam bardzo blisko pomyłki. Przykładowo – policjant, który pobierał wzory od dwóch braci mylnie, odwrotnie opisał koperty z próbami. Myślę, że była to przypadkowa pomyłka, a nie celowe działanie. Wykonując badania w pewnym momencie całkowicie zapętliłam się. Część cech zgadzało się, ale wiele nie. W końcu poprosiłam obydwu braci o wyrażenie zgodny na ponowne pobranie prób pisma na polecenie. Uczestnicząc osobiście w czynnościach mogłam bezpośrednio obserwować sposób kreślenia, konstruowanie znaków. Aż nagle olśnienie, zagadka została wyjaśniona. Weryfikując ich tożsamość na podstawie dowodów osobistych, obserwując jak oni piszą zorientowałam się, gdzie tkwiła przyczyna. Znalazłam błąd policjanta i skorygowałam go. Od tego momentu sprawa ruszyła.

Inne przyczyny błędów?

Pobieżna obserwacja materiałów badawczych, pismo podobne, słaby materiał porównawczy, wadliwy sposób pobrania wzorów pisma. Przykładowo okazanie materiału dowodowego, „dawanie do przerysowania” podpisów, niezauważenie przeróbki tzw. „montażu” dokumentu, opiniowanie na podstawie kserokopii. Słyszałam, że są biegli, którzy na podstawie kserokopii wydają opinie kategorycznie wskazujące wykonawcę, co jest niedopuszczalne. Kserokopia cechuje się istotnymi ograniczeniami badawczymi. Nie można bowiem wykluczyć, iż fałszerz przy użyciu prostych narzędzi do komputerowej obróbki obrazu poprzez wmontowanie autentycznych podpisów „swojej ofiary” jest w stanie spreparować fikcyjny dokument, który faktycznie nigdy nie istniał nadając mu znamiona prawdziwości na przykład umowę kupna-sprzedaży mieszkania, samochodu, testament. W szczególnych przypadkach dopuszcza się możliwość wykluczenia osoby jako wykonawcy, ale to dotyczy tylko obszernych rękopisów, w których występują ewidentne różnice. Innym ciekawym przypadkiem jest określanie przez „biegłych” czasu powstania zapisów, podpisów na podstawie analizy materiału porównawczego pochodzącego ze zróżnicowanego okresu czasu. Nie tylko moim zdaniem, ale również innych biegłych z prawdziwego zdarzenia jest to dość ryzykowne postępowanie, które może być obarczone znacznym ryzykiem błędu. Wystarczy niewłaściwy dobór wzorów i pomyłka jest raczej pewna.

Ilu grafologów mamy w naszym okręgu, w województwie pomorskim i czy Pani zdaniem ta liczba jest wystarczająca?

Nie wiem jaka jest dokładna liczba osób zajmujących się badaniem pisma ręcznego. Jeżeli chodzi o ekspertów policyjnych, emerytowanych i czynnych, to jest nas w województwie pomorskim około 11 osób. Wszyscy pozostali to adepci różnej maści kursów. Tak jak powiedziałam nie mam dobrego zdania na temat poziomu merytorycznego tych osób. W wielu przypadkach jeśli zaistnieje konieczność ponownego wydania opinii przez kolejnego biegłego, a czasem jeszcze trzeciego itd. wydłuża się kolejka ekspertyz oczekujących na badania po raz pierwszy. Czy liczba biegłych jest wystarczająca? Aż nadto. Moje osobiste zdanie – lepiej mieć kilku dobrych ekspertów, niż całą masę miernych. Dodatkowo należy zauważyć, iż na zlecenie z jednostek z naszego województwa opiniują również biegli z województw ościennych i nie tylko. Nie ma ścisłej rejonizacji. Biegły wpisany na listę w mieście X może wydawać opinie na terenie całego kraju.

Jaki jest średni czas oczekiwania na opinię biegłego grafologa?

Wszystko zależy od możliwości „przerobowych” biegłego, od ilości przyjętych do badań opinii oraz ich obszerności. Inaczej opracowuje się opinię w której do zbadania przykładowo jest 1 podpis z 1 osobą, a inaczej ponad 4000 dokumentów z pismem 44 osób. Taką opinię robiłam prawie 2 lata.

Jakie przyrządy są wykorzystywane przy sporządzaniu opinii?

Najważniejszym narzędziem biegłego jest jego oko i wiedza. Oprócz tego podstawą jest mikroskop z dobrym powiększeniem pola widzenia, przyrządy pomiarowe, a dalej bardziej specjalistyczne takie jak spektrofotometry. Konieczne jest także dysponowanie dobrym programem komputerowym do obróbki obrazu.

Do jakiej najtrudniejszej lub najciekawszej sprawy kryminalistycznej została Pani zaangażowana jako biegły grafolog?

Większość spraw jest ciekawych, o niektórych z nich po zakończeniu badań jeszcze długo myślę, przeżywam trudne sytuacje życiowe „bohaterów moich spraw”. Wiele lat temu wykonywałam opinię, która dotyczyła młodego chłopaka, wieku 19-21 lat. To była wschodząca gwiazda wśród fałszerzy. On naprawdę miał talent. Potrafił zmienić „charakter pisma” w zależności od sytuacji. Miałam do badań zaświadczenia o zarobkach. Za pierwszym razem wydałam opinię prawdopodobną, ponieważ materiał porównawczy był niewystarczający. Po ponownym pobraniu wzorów nadal nie można było wydać opinii kategorycznej. Bardzo żałowałam, że nie mogłam osobiście uczestniczyć w pobieraniu wzorów, bo akurat w tym samym czasie musiałam wyjechać na praktykę do CLK KGP w Warszawie. Jednakże dzięki uporowi i determinacji prokuratorów, policjantów, a także trochę przy udziale mojej skromnej osoby i innych biegłych udało nam się doprowadzić do kategorycznego wskazania. Materiał porównawczy był bardzo bogaty, określiłam go jako wydobyty aż z czasów przedszkolnych podejrzanego, zaś wnioskowanie oparło się w większości na wzorach bezwpływowych.

Co to są wzory bezwpływowe?

Takie, które powstały bez związku ze sprawą, przykładów zapisy na wnioskach o wydanie dowodu osobistego, paszportu, podanie o przyjęcie do pracy. Ponadto okazało się, że sprawy tego człowieka były prowadzone również w innych prokuraturach na terenie Polski północnej, w których również były wydawane opinie. Poznałam jego pismo na wylot. Nawet obudzona w środku nocy potrafiłabym wskazać, które „charaktery” jego pisma występowały w konkretnej sprawie.

Inny ciekawy przypadek?

Była taka sprawa, która dotyczyła wyłudzeń kredytów na zakup towarów i usług. Poprzez tzw. słupy szajka przestępców wyłudzała z banków pieniądze. Proceder był prosty. Jeździł sobie głównie po wioskach naganiacz, który szukał osób w trudnej sytuacji finansowej. W zamian za obietnicę zarobku, w tym przypadku wręcz symbolicznego, osoby te zgadzały się na podpisanie dokumentów kredytowych. Wyposażone w zaświadczenie o zatrudnieniu i zarobkach o fikcyjnych danych co do miejsca pracy, stanowiska i zarobków udawały się do wskazanego przez „opiekuna” banku. On potem inkasował przykładowo 3000 zł, a swojej ofierze „odpalał” 100 zł. Dla tych osób problem pojawiał się dość szybko, już przy terminie spłaty pierwszej raty kredytu. Swoją ekspertyzę dostałam do badań pod koniec lat 90-tych. Materiał dowodowy stanowiło wiele umów kredytowych i zaświadczeń, jeśli dobrze pamiętam z połowy lat 90-tych, kiedy jeszcze inflacja była dość wysoka. Na początku segregując materiał na tzw. ręce wyodrębniłam kilka grafizmów, ale mój nos policyjny mówił mi, że coś jest tu nie tak. Długo główkowałam, aż w końcu poprosiłam panią oskarżoną o dodatkowe złożenie prób pisma. Byłam bardzo zaskoczona, ponieważ wbrew obiegowej opinii ta pani mimo ukończenia tylko szkoły podstawowej i pracując jako sprzątaczka pisała wręcz rewelacyjnie. Na zawołanie potrafiła zmieniać wzory swoich podpisów w takim stopniu, że można było zasugerować się, iż nakreśliły je różne osoby. Przy tym zmiany te nie były jednorazowe. Przyjmując określoną manierę graficzną potrafiła dość wytrwale utrzymywać się w niej. Wydając opinię było mi bardzo przykro, bo chyba tylko poza jednym sfałszowanym jej podpisem, co do reszty wskazałam kategorycznie tą panią jako wykonawcę. Po zakończeniu pobierania prób pisma porozmawiałam jeszcze z nią. Opowiedziała mi swoją historię. Wyłącznie z biedy popełniła przestępstwo, miała tego całkowitą świadomość. Zarabiając na tym procederze grosze została w kredytami na gigantyczną kwotę i komornikiem na karku. Udało jej się odwieźć od podobnego pomysłu córkę. Same raty wynosiły w tamtym czasie ponad 30 tys. zł, a odsetki ponad 60 tys. Nie wiem jak ta sprawa potoczyła się dalej, ale jeszcze długo myślałam o tym przypadku. Takich ludzi w Polsce jest cała masa. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że odpowiedzialność karna spada przede wszystkim na ofiary, a prawdziwych sprawców nie zawsze udaje się wykryć.

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

 

Czyli ludzie często na własne życzenie wpakowują się w kłopoty?

Oczywiście, wymyślają jakieś pokrętne historyjki zamiast „grać w otwarte karty”. Miałam kilka przypadków, w których osoby zawiadamiające o przestępstwie same faktycznie były sprawcami. Dotyczy to szczególnie umów kredytowych. Kiedy z różnych przyczyn losowych nie są w stanie dalej spłacać rat wymyślają jakiegoś fikcyjnego złodzieja dokumentów, który do perfekcji opanował ich podpis i potem podszył się pod nich w banku wyłudzając kredyt. W jednym przypadku był to wręcz złodziej w stylu Janosika, bowiem przez kilka miesięcy specjalnie chadzał na pocztę celem uiszczenia rat. Pani, która ostatecznie przyznała się do podpisania umowy kredytowej bardzo długo upierała się, że to nie jest jej pismo chociaż w opinii wykazałam bezsprzecznie, że jednak jest. Nawet próbowała przerzucić podejrzenia na swoją koleżankę z pracy, co również udowodniłam, że nie nie jest prawdziwe. Trudne sprawy, to najczęściej te najbardziej obszerne, w których weryfikację materiału przeprowadza się wręcz na kolanach. Już wspominałam o ekspertyzie, w której miałam do zbadania ponad 4000 podpisów z 44 osobami. Weryfikując dokumenty rozkładałam je w osobnym pokoju, który pod koniec pracy był zamykany na klucz, aby nikt nie pomieszał mi ich. Dokumenty leżały wszędzie. Na biurkach, na podłodze, na parapetach. Jednocześnie w tym miejscu muszę od razu wytłumaczyć się, że nie leżały one byle jak porozrzucane ot tak sobie, ale były one poukładane według stwierdzonych cech świadczących o jednorodności wykonawczej. Ponadto muszę przyznać, że duże sprawy są bardzo męczące. Trzeba bardzo uważać przy wypisywaniu i opisywaniu materiału dowodowego i porównawczego, ale jest to swojego rodzaju wyzwanie.

Co można wyczytać z charakteru naszego pisma?

Mówiąc szczerze nigdy nie wgłębiałam się w to zagadnienie. Mam do tego sceptyczne podejście. Bardziej traktuję je jako ciekawostkę, niż fakt naukowy. Myślę, że podobnie jak z horoskopami istnieje prawdopodobieństwo sprawdzalności. Jak przygotowywałam się do egzaminu na biegłego musiałam oprócz wiedzy praktycznej opanować również teorię. Lekturą obowiązkową stanowiącą podstawę dla każdego biegłego jest m.in. książka Henryka Kwiecińskiego pt. Grafologia sądowa [wydana przez Instytut Wydawniczy Biblioteka Polska w 1936r.]. Bardzo spodobało mi się stwierdzenie autora, w dużym uproszczeniu – osoby, które mają tzw. brzydkie pismo są osobami o wysokiej inteligencji, ciekawej osobowości, bogatym wnętrzu, natomiast – ci z ładnym to osoby małoskomplikowane, przeciętne. Poza tym częściowo na „charakter” pisma ma wpływ również charakter wykonywanej pracy. Częstokroć inżynierowie posługują się tzw. pismem technicznym, nauczyciele nauczania początkowego – piszą jak dzieci, lekarze – bazgrolą. Z moich własnych wieloletnich obserwacji mogę powiedzieć, że wraz z rozwojem technologicznym ludzie coraz mniej piszą, a ich pismo coraz bardziej jest słabo wyrobione. Powoli zanika sztuka pisania listów, teraz mamy maile, zamiast wypisywania pocztówek z życzeniami świątecznymi, imieninowymi wysyłane są sms-y. W szkole coraz częściej wypracowania pisze się na komputerze, podania, PIT-y, pisma urzędowe, recepty lekarskie, CV. Swego czasu podano w mediach informację, iż chyba w Finlandii powstał pomysł, aby uczniowie już od pierwszej klasy pisali na tabletach, a nie ręcznie w zeszytach. Dlatego myślę, że jeszcze parę lat i z pisma ręcznego prawie nic nie będzie można wyczytać, bowiem ludzie nie będą w ogóle umieli pisać.

Które choroby mogą być uwidocznione w naszym piśmie?

Najszybciej alkoholizm, ale też nie w każdym stadium. Ogólnie co mogę powiedzieć, to to, że od wielu lat prowadzi się badania pisma osób cierpiących na konkretną chorobę na przykład na stwardnienie rozsiane, schizofrenię, Parkinsona, Alzhaimera, udar mózgu. Jednakże diagnozowanie na podstawie próby pisma jest wielce ryzykowne. Poza tym niektóre choroby z medycznego punktu widzenia mogą dawać podobne objawy, tym bardziej uważam, że pismo nie jest najlepszym narzędziem w tym zakresie.

Jakie cechy pisma poddawane są analizie, czy są to wyłącznie rytm, forma, linearność pisma, kąt pochylenia pisma, siła nacisku, wielkość i kształt liter?

Jeżeli chodzi o kryminalistyczne badania pisma mające na celu identyfikację wykonawcy stosuje się metodę graficzno-porównawczą skupiającą wszystkie poznane do tej pory wszystkie metody badawcze. Analizie poddawane są takie zespoły cech jak na poziomie ogólnym – typ pisma, forma graficzna, stopień osobniczego wyrobienia pisma, sfera językowa. Na poziomie indywidualizującym: topografia, między innymi układ zapisów, podpisów względem podłoża – marginesy, rozkład nagłówków, dat, podpisów, sytuowanie względem liniamentu czy rubryk w ujściu poziomym i pionowym. Badane jest wzajemne sytuowanie znaków i ich elementów składowych. Ważne są również aspekty motoryczne, czyli tempo kreślenia, impuls, nacisk, cieniowanie, kierunki kreślenia znaków, następstwo ruchu. Bada się układy kątowe znaków, proporcje, kąt i kierunek nachylenia pisma oraz wiele innych cech pisma.

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

źródło: z archiwum Anny Janiszewskiej-Rybki

 

Czy możliwe jest, aby na podstawie badania podpisu danej osoby, określić jej stan emocjonalny, cechy charakteru, profesję lub predyspozycje zawodowe?

Czasem hipotetycznie tak, ale nigdy nie można wypowiadać się w tym zakresie kategorycznie. Proszę pamiętać, że moja praca polega na identyfikacji wykonawców pisma, badaniu autentyczności podpisów. Dlatego oceniając pismo, podpisy skupiam się głównie na tym, czy są to realizacje nakreślone w pełnie naturalnie, spontanicznie czy nie, czy nadają się one do badań czy nie. W przypadku widocznych zaburzeń w piśmie jedynie sygnalizacyjnie staram się podać prawdopodobne przyczyny tych zaburzeń. Podobne cechy mogą powstać, kiedy człowiek jest w stresie, po dużym wysiłku fizycznym. Również pismo nakreślone w stanie upojenia alkoholowego lub zaburzeń centralnego układu nerwowego daje podobny obraz. Zdarzają się przypadki, w których na tzw. pierwszy rzut oka wnioskujemy, że dowodowe realizacje graficzne prawdopodobnie noszą cechy celowej deformacji, maskowania. Jednakże w wyniku konfrontacji z materiałem porównawczym okazuje się, że jest to w pełni naturalny dla tej osoby stan. Nie można również wykluczyć celowego działania fałszerza tzw. maskowania pisma. W zależności od rodzaju i stopnia tych zaburzeń mogą mieć one istotny wpływ na brak możliwości kategorycznego wnioskowania. Pozostałe zagadnienia, cechy charakteru osoby, profesja, predyspozycje zawodowe o które Pani pytała nie mają dla mojej pracy znaczenia.

Kto może zlecić Pani przygotowanie opinii grafologicznej i czy badanie pisma można przeprowadzić korespondencyjnie, na odległość?

Jako biegły z listy Prezesa Sądu Okręgowego w Słupsku mogę wykonywać opinie na zlecenie sądów, prokuratur, jednostek policji. Po zmianie przepisów w lipcu ubiegłego roku dopuszcza się możliwość wykonywania badań na zlecenie stron postępowania, wówczas nie używam tytułu biegłego tylko rzeczoznawcy. Jednakże w znikomym stopniu podejmuję się wykonywania takich opinii, są to jednostkowe sprawy i tylko wtedy kiedy po zapoznaniu się z przedmiotem sprawy widzę ewidentną krzywdę. Na pewno nie jestem zainteresowana podejmowaniem się opiniowania w sprawach prywatnych, jeżeli ktoś szuka biegłego, który wyda opinię zgodną z jego oczekiwaniami a nie prawdą. Badania korespondencyjne – na odległość dopuszczam tylko w takim przypadku, gdy zleceniodawca pochodzi przykładowo z Lublina, Krakowa, natomiast materiały badawcze znajdują się na terenie Gdańska i okolic. Jedyna korespondencja polega na zleceniu badań, przesłaniu innych – dodatkowych materiałów. W innym zakresie – oglądanie materiałów na odległość, opiniowanie wyłącznie na podstawie skanów, kserokopii wykluczam.

Czy można przesyłać dokumenty w postaci skanu, czy też potrzebne są oryginały?

W sytuacjach nagłych, w oczekiwaniu na materiały w oryginale, dopuszczam taką możliwość. Jednakże dla mnie jest to tylko po to, aby zorientować się w sprawie, ewentualnie postawić szybką diagnozę m.in. czy możliwe jest uzyskanie kategorycznego wnioskowania, w jakim kierunku należy poszukiwać materiału porównawczego, jak pobrać próby pisma. W sytuacji bardziej prozaicznej – wycena opinii. Jednakże, aby przeprowadzić badania należy zawsze dysponować oryginałami dokumentów. Z uwagi na możliwość fałszerstwa, jeżeli zleceniodawca dysponuje wyłącznie kserokopią w opinii odnoszę się wyłącznie do obrazu pisma. Wówczas ewentualnie wskazuję, że wzory wykazują podobieństwa lub odmienności cech z obrazem dowodowego pisma.

Konflikt między grafologami. Czy zna Pani przypadki spraw, w których grafolodzy mieli zupełnie odmienne zdanie przy ocenie pisma?

Tak, sama uczestniczyłam w kilku takich rozprawach i nie ukrywam, że z wielką radością obecnie czekam na kolejną, w której już wydałam opinię. Przez splot różnych niekorzystnych sytuacji sprawa już trzy razy spadła z wokandy. Różnice w opiniach nie należy rozpatrywać jako konflikt. O możliwych przyczynach wadliwych opinii oraz odczuciach odnośnie wiedzy biegłych po kursach i po szkole policyjnej wspominałam już wcześniej. Dlatego przystępując do badań z ogromną rezerwą podchodzę do opinii kursantów. W przypadku biegłych policyjnych jestem bardziej spokojna, aczkolwiek nigdy nie można zakładać, iż ich opinie w 100% są poprawne. Z wieloma z nich znam się na gruncie prywatnym, ale praca jest pracą i żadne znajomości czy czasem przyjaźnie nie powinny, a właściwie nie mogą wpływać na pracę zawodową.

Po czym można poznać, czy tekst jest autentyczny czy też podrobiony, jakie są metody falsyfikacji?

Uściślając pytanie zagadnienie autentyczności odnosi się do podpisów. Jeżeli chodzi o zapisy to pytanie powinno brzmieć czy zostały one napisane przez osobę X, a jeżeli nie to czy przez Y lub inną. Trudno w kilku słowach opisać zagadnienie. Tak jak już o tym mówiłam, każdą sprawę należy traktować indywidualnie. Na tym właśnie polega magia badań identyfikacyjnych pisma, że podobnie jak nie ma osoby o identycznym układzie linii papilarnych tak nie ma ludzi, którzy piszą czy podpisują się identycznie. Owszem mogą wystąpić bardzo duże podobieństwa w konstrukcjach, szczególnie jeżeli chodzi o podpisy w formie paraf, czy pismo tzw. literami drukowanymi i cyframi, które nie pozwalają na wydanie opinii jednoznacznie rozstrzygającej, kategorycznej. Ponadto wiele zależy również od ilości badanych podpisów, zapisów, formy graficznej i stopnia rozbudowa podpisów, typu pisma i jego obszerności, a tym samym od wyodrębnionych cech dystynktywnych. Po drugiej stronie zawsze mamy materiał porównawczy. Rozdzielając te sprawy w kwestii autentyczności podpisów na etapie oceny materiału dowodowego biegły analizując je określa czy są one nakreślone naturalnie, czy występują jakieś zaburzenia w przebiegach linii. Jeżeli zauważy jakieś zaburzenia należy zastanowić się czy mogą one wynikać z przyczyn np. chorobowych czy też ze świadomego działania wykonawcy, aby w późniejszym okresie czasu zaprzeczyć ich autentyczności lub też jako efekt mniej lub bardziej udanej próby fałszerskiej. Metody fałszowania podpisów są bardzo różne i głównie zależą one od fantazji wykonawcy, jego zdolności graficznych, czasem sprytu. Najczęściej spotykana metoda fałszerska moim zdaniem głównie polega ona na bezpośrednim zapisie imienia i nazwiska, wariantowo nazwiska, imienia z inicjałem nazwiska, nazwiska z inicjałem imienia lub skrótami tych zapisów z przeniesieniem własnych cech pisma fałszerza. Bardziej uzdolnieni, dysponując wzorem autentycznego podpisu poprzez naśladownictwo wyuczone próbują odtworzyć jego konstrukcję. Oczywiście z różnym skutkiem.

Inne metody fałszerskie?

Inne stosunkowo łatwe do weryfikacji metody fałszerskie – to bezpośrednia obserwacja i „przerysowywanie” konstrukcji, metoda odrysowania na prześwit, suchego reliefu, ale nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów tych technik. Ostatnia z głównych metod to przerobienie, wprowadzenie zmian w realnie istniejącym dokumencie i podrobienie, stworzenie całkowicie nowego – fikcyjnego dokumentu nadając mu znamiona autentyczności za pomocą obróbki komputerowej czy kserograficznej. W odniesieniu do zapisów teoretycznie jest łatwiej, ale też nie zawsze. Jeżeli będziemy mieli do przeanalizowania np. krótki wpis w dowodzie rejestracyjnym pojazdu, data badań technicznych, termin ich ważności, to na podstawie kilku znaków cyfrowych kategoryczne wnioskowanie może okazać się niewykonalne. Inaczej w przypadku obszernych rękopisów, częściej wydaje się opinie kategoryczne. Jednocześnie analizuje się czy tekst w całości został nakreślony przez tę samą osobę, a jeżeli nie to ewentualnie przez ile osób, czy znajdują się jakieś przeróbki znaków np. w datach, zapisach kwot.

W jakiego rodzaju dokumentach najczęściej zdarzają się próby fałszowania pisma, podpisu?

Tutaj można powiedzieć, że w zależności od czasów zmieniają się również zakres i sposób fałszowanych dokumentów. Kiedyś było bardzo dużo wyłudzeń zasobów finansowych z książeczek PKO na podstawie „dokonanych” fałszywych wpłat i zgromadzonych oszczędności. Młodzież dzisiaj nawet nie wie co to takiego. Potem po transformacjach po 1989r. kiedy zaczął tworzyć się tzw. wolny rynek, swobodnie można już było przekraczać granice szczególnie te w zachodnim kierunku – była wręcz eksplozja fałszowanych czeków, dowodów rejestracyjnych pojazdów, dokumentów kradzionych samochodów. Potem był zalew fikcyjnych umów OFE. Nie zmiennie w każdym ustroju fałszuje się testamenty, wszelkiego rodzaju umowy cywilno-prawne.

Czy możliwe jest ustalenie na podstawie analizy listu samobójcy czy faktycznie został on sporządzony przez tę osobę – zakładając, że pismo sporządzono w formie wydruku? Czy przy tego rodzaju pismach brany jest pod uwagę sposób formułowania myśli, wyrażania emocji?

W odniesieniu do listów samobójców mam wiedzę czysto teoretyczną. Osobiście nigdy nie miałam do czynienia z tego typu sprawami. Jeżeli chodzi o formę pisemną – wydruk to tak jak w przypadku osób żyjących nie można wnioskować o wykonawstwie. Owszem każdy z nas ma swój własny sposób wysławiania się, formułowania myśli, ale jaką ma Pani gwarancję że ktoś nie „podszywa” się pod daną osobę. A co w przypadku zabójstw, w których ofiara została zmuszona do napisania swojego samobójczego listu.

Grafologię zaczynają stosować firmy rekrutacyjne, agencje detektywistyczne, czy można powiedzieć, że stała się to wiedza bardziej dostępna, pozbawiona tej nuty tajemniczości?

Uważam, że analiza cech charakteru osoby na podstawie próbki jego pisma może okazać się bardzo krzywdząca. Podobnie jak znaki zodiaku. Czy każdy rudy jest fałszywy a blondynka głupia? Raczej nie. Nie wiem jak te firmy pobierają próby pisma. Czy dysponują wzorami bezwpływowymi, nakreślonymi w pełni swobodnie, naturalnie, w neutralnych warunkach – bez jakiegokolwiek związku ze sprawą, czy tylko dają do wypełnienia arkusze/ ankiety, gdzie dodatkowo dochodzi czynnik stresu. Będąc na kursie oficerskim w Szczytnie mieliśmy zajęcia z jednym profesorem. Na podstawie cech, które nam podał wyszło mi, że według próby mojego pisma jestem mężczyzną-kobietą, fizycznym-inteligentem. Całkowite poplątanie. Podobnie jest z wróżeniem z kart. Jedni w to wierzą, a inni nie. Albo przepowiednia sprawdzi się, albo nie. Albo będę bogata, zdrowa i piękna, albo nie. Z drugiej strony – kryminalistyczne badanie pisma też było kiedyś w powijakach. Lata ciężkiej pracy wielu osób doprowadziły do wypracowania metod badawczych pozwalających na identyfikowanie wykonawców. Więc może jednak jest to jakaś przyszłość…

Dziękuję za rozmowę

Anna Janiszewska-Rybka – w 1990r. ukończyła Centrum Kształcenia Ustawicznego Mechaników i Elektryków w Gdańsku uzyskując tytuł Technik Mechanik Precyzyjny i Automatyk Precyzyjny. Od 09.1990r. do 04.1991r. pracowała w bibliotece Akademii Muzycznej w Gdańsku. Od 04.1991r. do 12.2012r. funkcjonariusz policji – Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Przeszła na emeryturę w stopniu nadkomisarza. W 1996r. ukończyła studia zaoczne na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego uzyskując tytuł magistra administracji. W 1997r. ukończyła Oficerski Stacjonarny Kurs Ekspertów Kryminalistyki w Szczytnie. W 2003r. obroniła pracę dyplomową w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym KGP w Warszawie, uzyskując uprawnienia do samodzielnego wykonywania i podpisywania ekspertyz – ekspert z zakresu badań pisma. Od 2009r. biegły sądowy z listy Prezesa Sądu Okręgowego w Słupsku.

Readers Comments (1)

  1. „Był to dla mnie ciężki okres, bowiem musiałam na ponad pół roku wyjechać zostawiając w domu męża i 1,5 roczne dziecko. Mimo, iż po powrocie rozpadła się moja rodzina, z perspektywy czasu nie żałuję tej decyzji, ponieważ po kursie awansowałam od razu o kilka grup zaszeregowania, a także zostałam oficerem w stopniu podkomisarza i miałam otwartą drogę do dalszej kariery.” Jest Pani pierwszą znaną mi kobietą, która nie żałuje, że nie spędzała czasu z dzieckiem.

Comments are closed.

Facebook