Ludzie korzystający z nielegalnych źródeł są bardzo oburzeni, wręcz obrażeni, gdy zwraca się im uwagę. Ich ulubionym argumentem jest twierdzenie, że autorzy powinni jeszcze być im wdzięczni za to, że ktoś w ogóle chce pobrać i przeczytać ich wypociny. Ostatnio rozbawił mnie komentarz pewnego młodego człowieka, który stwierdził, że dobry pisarz jeździ Lamborghini, a miernotom pozostaje oburzanie się na kradzież ich książek i wdzięczność za czytanie tego, co napisali. Taki właśnie poziom prezentują fani nielegalnych pobrań. Proponuję w takim razie, aby jeden z drugim zatrudnił się za darmo w jakiejś firmie albo zrzekł się wypłaty na korzyść szefa. Powinna wystarczyć im wdzięczność, że w ogóle ktokolwiek chce ich zatrudnić. A rachunki, utrzymanie? Jakoś to będzie.
Z Marleną Rytel, autorką między innymi emocjonującej powieści „Kiedy znów zaświeci słońce”, blogerką, inicjatorką akcji „STOP kradzieży książek w internecie”, założycielką strony „STOP kradzieży książek w internecie’ oraz Mariką Krajniewską, autorką, wydawcą, założycielką strony „STOP kradzieży książek w internecie” – rozmawia Anna Ruszczyk.
Skąd wziął się pomysł na akcję „STOP kradzieży w internecie”?
MR: Właściwie od dawna boli mnie, że autorzy są stawiani na ostatnim miejscu jeśli chodzi o szacunek do ich pracy. Do tego dochodzi coraz częstsze zjawisko kradzieży książek w internecie. To nawet ma ładną nazwę: „darmowe pobieranie”, tyle, że to owe darmowe pobieranie to najzwyklejsza kradzież i trzeba o tym mówić wprost. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że pobieranie na własny użytek jest legalne. Nielegalne i karalne jest tylko udostępnianie nie swojego utworu. Czarę goryczy przelał wpis jednej z autorek, która na swoim profilu napisała, że tydzień po premierze jej książkę pobrano ponad tysiąc pięćset razy! Dodajmy, że za darmo, żeby czytelnik miał świadomość, tego, o czym mówię. Za darmo, to znaczy, że w tym momencie autorka została okradziona w ciągu tygodnia na kilka tysięcy złotych! A przecież to jest jej źródło utrzymania. Jak wielu innych autorów. Jeden zarabia pracując w sklepie, inny siedzi za biurkiem w korporacji, jeszcze inny pracuje jako kierowca. My, autorzy, zarabiamy pisząc książki. To jest nasza praca, nie żadna fanaberia. I tak samo mamy na utrzymaniu rodziny, do opłacenia mnóstwo rachunków, kredytów, etc. A ktoś od tak, udostępnia efekty naszej pracy. Okrada nas. I nie tylko nas. Przecież nad książką pracuje cały sztab ludzi: wydawcy, korektorzy, redaktorzy, ilustratorzy, drukarze. Postanowiłam przeprowadzić swoją prywatną akcję przeciwko kradzieży w internecie, zaczynając od publikacji zdjęć i wpisów na swoim fejsbukowym profilu. Nie sądziłam, że akcja zostanie pozytywnie przyjęta. Mój wpis na temat kradzieży został udostępniony przez wiele osób. Mąż zachęcił mnie do działania na szerszą skalę, ogólnopolską oraz napisanie petycji do naszych rządzących. Napisała do mnie Marika chcąc udzielić mi kilku rad na temat wydania kolejnej książki. Od słowa do słowa postanowiłyśmy działać razem. Założyłyśmy stronę na FB STOP nielegalnemu pobieraniu książek w internecie. Nasze hasła to: „STOP kradzieży książek w internecie” oraz „Kupuję, nie udostępniam i nie pobieram nielegalnie”.
MK: W tym roku obchodzę dziesięciolecie pracy pisarskiej i wydawniczej – jest to dość długi czas, który przyniósł mi wiele doświadczeń i pomimo wielu zaskakujących sytuacji, wciąż niektóre nie przestają mnie zadziwiać. I ta, dotycząca obecności książek do darmowego pobierania w sieci jest jedną z nich. Kilka lat temu, jako wydawca aktywnie walczyłam z jednym z portali, które tolerują nielegalne udostępnianie książek. Były to czasy, gdy książki elektroniczne nie były aż tak popularne jak teraz, nie mniej jednak na tym portalu książek było zatrzęsienie. Były to skany i zdjęcia wszystkich stron książek. To było dla mnie niesamowite. Ktoś miał tyle czasu i zapału, by skanować ponad trzysta stron jednej książki! A uściślając nieco wypowiedź Marleny, chciałabym dodać, że skupiam się w tym momencie na naszej akcji nie dlatego, że książki autorów, którzy się pod nią podpisują mają niską sprzedaż – jak nam zarzucają hejterzy. W tej materii wszystko jest w jak najlepszym porządku, lecz dlatego, że niezależnie od tego kto ile zarabia, kradzież wciąż pozostaje kradzieżą. A wytykanie nas palcami i mówienie o nas i naszych motywacjach jest przerzucaniem odpowiedzialności za swoje pobieranie książek nielegalnie udostępnionych na innych. Ale tu nie o nas chodzi. Może gdyby każdy był odpowiedzialny za swoje życie a nie za życie wszystkich innych dookoła, świat wyglądałby inaczej.
W jaki sposób najczęściej dochodzi do kradzieży utworów?
MR: Tak jak wspomniałam wcześniej, kradzież czy też nielegalne pobieranie kwitnie w internecie na potęgę. Istnieje mnóstwo stron, na których można udostępnić książki tysiącom osób. I te tysiące chętnie z tego korzystają, zdając albo nie zdając sobie sprawy z tego, że w tym momencie okradają innych ludzi z ich pracy oraz pieniędzy. A przecież można skorzystać z biblioteki, Legimi wprowadziło abonament na wypożyczenia. Za naprawdę symboliczną kwotę można wypożyczyć w miesiącu tyle książek, ile jest się w stanie przeczytać. Jest mnóstwo promocji w internetowych księgarniach. Ktoś nam zarzucił, że przecież z bibliotek również korzysta mnóstwo ludzi. Jedna książka wypożyczana jest przez dziesiątki, jeśli nie setki czytelników. Zgadza się. Z tą różnicą, że autor otrzymuje wynagrodzenia za tzw. „wypożyczenia biblioteczne”.
Kto w tym łańcuchu traci najwięcej, a kto zyskuje?
MR: Oczywiście tracą ci, którzy przy książce pracują. Przede wszystkim autor. Tracą też czytelnicy chcący legalnie wspierać czytelnictwo w naszym kraju. Traci państwo: im mniej sprzedanych książek, tym mniej pieniędzy zasila budżet państwa. Jeden z przeciwników naszej akcji z uporem maniaka wmawia nam, że otrzymujemy pieniądze z 3% podatku za obsługę ksero, drukarek itp. Ciekawe, że ani ja, ani żaden znany mi autor nigdy tych pieniędzy na oczy nie widział. No, ale może za mało jestem zorientowana? W końcu przeciwnicy będą walczyć o możliwość dalszej kradzieży równie mocno, jak my przeciwko udostępnianiu i pobieraniu z nielegalnych stron.
MK: Znów powtórzę, oczywiste jest, że przy każdej kradzieży ktoś traci a ktoś zyskuje, dlatego niezależnie od tego kto i ile, bardziej należałoby się zastanowić nad pytaniem: dlaczego tak się dzieje i dlaczego to wzbudza tak wielkie kontrowersje?
Czy Waszym zdaniem istnieje ciche przyzwolenie na nielegalne pobieranie i udostępnianie utworów?
MR: Myślę, że istnieje ciche przyzwolenie na wszystko co nielegalne. Na książki, na muzykę, na plagiat. O ile za plagiat faktycznie i realnie można ponieść konsekwencje, to z kradzieżą książek w internecie nie jest już tak łatwo. Powiem więcej. Ludzie korzystający z nielegalnych źródeł są bardzo oburzeni, wręcz obrażeni, gdy zwraca się im uwagę. Ich ulubionym argumentem jest twierdzenie, że autorzy powinni jeszcze być im wdzięczni za to, że ktoś w ogóle chce pobrać i przeczytać ich wypociny. Ostatnio rozbawił mnie komentarz pewnego młodego człowieka, który stwierdził, że dobry pisarz jeździ Lamborghini, a miernotom pozostaje oburzanie się na kradzież ich książek i wdzięczność za czytanie tego co napisali. Taki właśnie poziom prezentują fani nielegalnych pobrań. Proponuję w takim razie, aby jeden z drugim zatrudnił się za darmo w jakiejś firmie. Albo zrzekł się wypłaty na korzyść szefa. Powinna wystarczyć im wdzięczność, że w ogóle ktokolwiek chce ich zatrudnić. A rachunki, utrzymanie? Jakoś to będzie. Zawsze można iść po zasiłek do MOPS -u.
MK: Tu chyba pokutuje stereotyp, że pisarz jest kimś nienamacalnym, niematerialnym a i sam tekst czytając wyobrażamy sobie, nie widzimy go tak, jak filmu. To ciekawe spostrzeżenie i może coś w tym jest. Kolejną rzeczą jest to, że wychowywani w takich a nie innych realiach, wciąż chcemy jak najwięcej mieć za darmo. Kolejna sprawa, chyba najważniejsza: internet ma do zaoferowania ogrom darmowej informacji. Dlatego jeśli coś w internecie jest za darmo, to naturalnym jest to pobrać, jeżeli nas zainteresuje. Dlatego o tym teraz mówimy, prosząc o chwilę refleksji i zastanowienia.
Jak oceniacie aktualną politykę walki z kradzieżami własności intelektualnej?
MR: W moim prywatnym odczuciu, w ogóle nie istnieje. Może na „papierze”. Realnie jednak nie ma czegoś takiego jak walka z kradzieżą. Pewnie, że można zgłosić do prokuratury nielegalne umieszczenie swojej pracy w internecie, ale podejrzewam, że nie zechce wszcząć postępowania za tak „błahe wykroczenie”. A przecież jest na to odpowiedni paragraf.
MK: Prawnicy zgodnie twierdzą: prokuratura nie lubi takich spraw, bo nie wie, jak się za nie zabrać. Chyba nic więcej nie muszę dodawać.
Co chcecie osiągnąć dzięki tej akcji?
MR: Chcemy zwrócić uwagę polityków na nasz problem. Bo to jest problem i to dość poważny. Lepsza ochrona praw autorskich, własności intelektualnej, naszej pracy. I uświadamianie społeczeństwa. Nielegalne pobieranie to też kradzież, jak każda inna. Jak kradzież batonika w sklepie, czy kradzież portfela z całą wypłatą. Chciałybyśmy z pomocą Ministerstwa Kultury przeprowadzić ogólnopolską kampanię pod hasłem: Nielegalne pobieranie książek w internecie to też kradzież. Być może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Nie wykluczam i takiej opcji.
MK: Zwiększenie świadomości czytelników, otworzenie się na kulturę oraz docenienie twórców.
Czy można wesprzeć Wasze działania, kto może przyłączyć się do akcji „STOP kradzieży w internecie”?
MR: Można, a nawet jest to mile widziane. Zapraszamy na naszą stronę STOP nielegalnemu pobieraniu książek w internecie zachęcając do polubienia i udostępniania informacji dalej. Przygotowałyśmy list otwarty do naszych rządzących. Zbieramy podpisy od autorów, pisarzy, ilustratorów, wydawców, tłumaczy, grafików. W ciągu kilku godzin zebrałyśmy ponad sto podpisów i wciąż pojawiają się kolejni autorzy chcący włączyć się do naszej akcji. Melania Grygoruk dzielnie i z uporem walczy z piractwem w internecie, poświęcając czas na kasowanie nielegalnych plików. Czasami długie godziny, kosztem swego czasu prywatnego. Niesamowita osoba! Agnieszka Krizel z bloga Nietypowe recenzje, autorka Anna Łacina pomaga nam zdobywać poparcie wśród autorów, a Agnieszka Sajdak wykona dla nas logo. Poza tym bardzo pomogła nam Ania Matusiak-Rześniowiecka z RDC, która jako jedna z pierwszych od razu zareagowała na moją prośbę o poparcie i pomoc. Niebawem udostępnimy także petycję dla osób popierających nasze działania: czytelników, sympatyków, blogerów, recenzentów, którą będzie można podpisać. To wszystko dostarczymy naszym politykom. Chcemy również zorganizować zbiórkę na sfinansowanie całej akcji: druk zakładek, naklejek, koszulki z logo (jesteśmy w trakcie opracowywania). Może Ministerstwo Kultury przychyli się do naszej prośby i wspomoże w nakręceniu filmów propagujących legalne czytelnictwo.
Dziękuję za rozmowę