Szpiedzy, którzy wypali z gry

fragm.okładki/Wydawnictwo Insignis

Czy są na sali miłośnicy thrillerów szpiegowskich? Jeśli tak, to mam dla was dobrą nowinę. Mick Herron, tak, ten sam, który powołał do życia „Kulawe konie” i „Martwe lwy”, przygotował dla swoich czytelników prawdziwą gratkę. Tym razem agenci i szpiedzy przybiorą postać tygrysów. Będą walczyć zaciekle i do końca, albowiem stawka jest najwyższa. Przeżyć lub umrzeć, nic pomiędzy. „Prawdziwe tygrysy” po raz kolejny zabiorą was do dusznych pomieszczeń Slough House, w których rozmowy prze energetykach będą toczyć nikomu niepotrzebni szpiedzy. Brzmi jak dobra sensacja, ale jest też dobrą prowokacją.

Gdy wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, pod powierzchnią zziajanego miasta dochodzi do makabrycznych zdarzeń. Nikt jednak o tym nawet nie piśnie w prasie. Takie brudy pierze się w Regent’s Park, ewentualnie z zaciszu ministerialnych gabinetów. Kto tym razem przejmie ster i pokieruje specsłużbami? Lamb, River, a może podłączony do aparatury bohater poprzedniej operacji? Czas płynie, a bezkrólewie nie jest tym, czego pragną ludzie stojący na straży tajnych i poufnych informacji. Do jakich akcji zostaną użyci, a wręcz wykorzystani zdegenerowani i upodleni szpiedzy? Czyżby przyzwyczaili się do roli chłopców do bicia?

Herron nie ułatwia zadania, przywołuje migawki z wcześniejszych rozdziałów życia swoich bohaterów, ukazując ich najciemniejsze strony. To my, czytelnicy, towarzyszymy im w najtrudniejszych momentach ich kariery, wypadamy z nimi na zakrętach, brodzimy po pachy w błocie. Z niektórymi się utożsamiamy, wiedząc „jak to jest”. Patrzymy na kulawych koni przez pryzmat ich porażek i sukcesów, marzeń i koszmarów. Czy właśnie w takiej atmosferze działają służby specjalne? Czy tak traktuje się szpiegów, którzy z jakiś powodów stają się zbędnym balastem?

Mnóstwo ciekawych wątków, których haczyki wbito w „Martwych lwach”. Polecam lekturę trylogii Herrona, która dostarczy nie tylko ogromnej porcji rozrywki, ale zasygnalizuje pewne kwestie związane z bezpieczeństwem nas wszystkich. Fikcja i fakty lubią się ze sobą łączyć, tworząc zgrany tandem. Bywa, że podążają w jednym kierunku, w przeciwieństwie do ludzi ze świata służb specjalnych. Zaufanie, przyjaźń, miłość? Czy w tym środowisku jest miejsce na takie wartości, na etykę i moralność? Mick Herron elektryzuje, nadaje wysublimowanego smaku swoim powieściom. Bohaterowie wychodzący spod jego pióra są przeoranymi przez los straceńcami. Trudno ich nie lubić, prawda? Jednak, jak w każdej grupie zawodowej, tak i w specsłużbach zdarzają się czarne owce. To one, mimo swoich wad, pchają wózek do przodu.

Nie będziecie się nudzić przy „Prawdziwych tygrysach”, zwłaszcza, jeśli zaczniecie przygodę z Herronem od „Kulawych koni” i „Martwych lwów”. Postacie żyjące w tych tomach przejdą do historii, a niektórzy nawet dopełzają do „Prawdziwych tygrysów”. Dużo zagadkowości, tajemnic, i szeptów. Thriller szpiegowski w najsmakowitszej formie okraszony czarnym poczuciem humoru, zaskakującymi zwrotami akcji i nieszablonowymi bohaterami. To powieść dla wszystkich, bez względu na to, czy są związani ze służbami, czy też woleliby nie mieć z nimi do czynienia. Herron zapewnia doskonałą zabawę słowem i legendarnością MI5. Kim byli nieudacznicy zesłani do Slough House, którzy jednocześnie stanowili sól w oku ministrów? Odpowiedzi na pytania znajdują się między innymi w Szarych Księgach, które po mistrzowsku ukryto na stronach „Prawdziwych tygrysów”. Na koniec dodam, że Herrona warto sobie czasem zanotować, pewne zdania i myśli. Uważam, że jest sprawnym żonglerem, który podrzuca coraz więcej piłeczek, nie bojąc się przy tym praw fizyki i skutków bujnej wyobraźni.

Autor: Mick Herron
Tytuł: Prawdziwe tygrysy
Wydawca: Wydawnictwo Insignis
Rok wydania: 2022
Liczba stron: 429

Facebook