Prace humanistyczne najtrudniej ważyć, najtrudniej mierzyć. To nie samolot, który źle skonstruowany pogrzebie autora, uwalniając świat od jego twórczości. Ocena zależy od przygotowania merytorycznego kreślącego diagnozę. I od jego bezstronności. Dziś natomiast decyduje spryt, kombinatorstwo, układy, powstają samonapędzające się spółdzielnie – ty dasz mi plus, to i ja ci dam plus. Nie inaczej jest i w przypadku badaczy podejmujących się opisu historii Oddziału II.
Z Łukaszem Ulatowskim, historykiem, autorem publikacji „Jak nie pisać o polskim wywiadzie wojskowym” – rozmawia Anna Ruszczyk.
Nakładem Wydawnictwa Brda ukazała się Twoja najnowsza publikacja „Jak nie pisać o polskim wywiadzie wojskowym”. Z myślą o kim i dla kogo podjąłeś się tego zadania?
Nie pisałem z myślą o kimkolwiek. Twórca czyni dzieło dla siebie. To on jest pierwszym i najważniejszym odbiorcą pracy. Dziś już także nie liczę, że ktokolwiek i cokolwiek się zmieni po lekturze tej czy innej mojej książki. Nawet jeśli powstanie tuzin następnych. Oczywiście będzie mi niezwykle miło, jeśli „Jak nie pisać…” zostanie życzliwie przyjęte przez czytelników. To pierwszy tego rodzaju przypadek, że recenzja została ogłoszona jako odrębna mini monografia. To zasługa Krzysztofa Drozdowskiego, właściciela Wydawnictwa Brda. Bez niego w tej formie by jej nie było.
Czy są już pierwsze echa tej publikacji? Jak została ona przyjęta przez środowisko naukowców, a w szczególności przez historyków?
Upłynęło zbyt mało czasu, by książka rezonowała. Na to jeszcze zbyt wcześnie. Pierwsze oceny pojawiły się już jednak w internecie. Zacytuję jedną opinię, zamieszczoną na FB przez prof. Wojciecha Skórę, dyrektora Instytutu Historii Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku, który podejmuje we własnej pracy również badania naukowe dotyczące polskiego (i niemieckiego) wywiadu wojskowego w latach międzywojennych, skoncentrowane na szerokim, pomorskim ich odcinku dziejów – „przeczytałem, mocna rzecz, z ogromnym ładunkiem wiedzy (choć uczciwie dodam – dla specjalistów raczej)”.
Uchyliłbyś rąbka tajemnicy i zdradził, jak od kuchni wygląda pisanie książek poświęconych historii polskiego wywiadu wojskowego? Z jakich narzędzi i źródeł korzystają autorzy, i czy możliwości związane z pozyskiwaniem informacji zmieniły się w ciągu ostatnich dwudziestu lat?
Dwadzieścia lat temu wstawałem o 3.30 i jechałem do archiwum, by zająć o 5.45 miejsce pod drzwiami. Ostatnie zwykle. Pracownia rozpoczynała pracę o 9.00. Potem do 17.00 mozolne odpisywanie dokumentów. I tak przez kilka lat. Dzień po dniu. A dziś? Miejsca są o każdej porze, można fotografować bez ograniczeń materiały, ponadto dokumenty Oddziału II dostępne są już w niemałym wyborze w internecie. I nie tylko one. W kilka minut na własnym dysku możemy mieć kolekcje z całego świata. Za darmo. W ilościach niemal nieograniczonych. Do tego komputerowe bazy danych, spisy nazwisk, wykazy agentów, odznaczonych. Jest dosłownie wszystko. I niestety, nie przekłada się to na jakość wielu pisanych książek.
Po czym poznać, że dana praca badawcza poświęcona wywiadowi i kontrwywiadowi została wykonana w sposób rzetelny, wiarygodny, z naukową dociekliwością i uczciwością?
Prace humanistyczne najtrudniej ważyć, najtrudniej mierzyć. To nie samolot, który źle skonstruowany pogrzebie autora, uwalniając świat od jego twórczości. Ocena zależy od przygotowania merytorycznego kreślącego diagnozę. I od jego bezstronności. Dziś natomiast decyduje spryt, kombinatorstwo, układy, powstają samonapędzające się spółdzielnie – ty dasz mi plus, to i ja ci dam plus. Nie inaczej jest i w przypadku badaczy podejmujących się opisu historii Oddziału II. Odniosłem się do tego na łamach „Jak nie pisać…”, tam też odsyłam po więcej szczegółów.
Twoim zdaniem, dla kogo historia polskiego wywiadu wojskowego jest ważna i jaki ma ona wpływ na teraźniejszość?
Chyba już tylko dla pasjonatów historii. Nie ma także żadnego wpływu na teraźniejszość. Niestety. Ponadto, gdyby nawet nie było polskiego wywiadu wojskowego, gra z Niemcami i Sowietami zakończyłaby się w 1939 r. takim samym wynikiem. Opisujemy bezprzykładną klęskę. Największą w historii naszej państwowości. Gorzka konstatacja.
Zapytam przewrotnie: jak pisać o polskim wywiadzie wojskowym?
Inaczej niż zrobił to Piotr Kołakowski. A jak pisać? Tak jak robi to (alfabetycznie): Tadeusz Dubicki, Robert Majzner, Konrad Paduszek, Wojciech Skóra oraz Aleksander Woźny. Do ich prac odsyłam. To sprawdzone firmy, to bardzo kompetentni badacze.
Które kwestie związane z historią polskiego wywiadu wojskowego nie zostały jeszcze zbadane? Czy archiwa wciąż skrywają jakieś tajemnice, które nie ujrzały światła dziennego?
Złożona kwestia. I trudno mi na nią odpowiedzieć. Znam bardzo dobrze zachowane archiwalia Oddziału II. Dla mnie znacznie więcej spraw jest oczywistych, odkrytych. One są „opisane” już w mojej głowie. Nie zostały „tylko” przelane na papier. Ja wiem, inni jeszcze nie. Tajemnice… tu już łatwiej, bo i sprawa na czasie: kto lub co spowodowało, że major Jerzy Sosnowski, kierownik Placówki Wywiadowczej „In.3” w Berlinie, zaczął być postrzegany w Centrali polskiego wywiadu wojskowego jako niemiecki szpieg? Zastanawiam się nad tym w książce, która za nieco ponad kwartał zostanie opublikowana również przez Wydawnictwo Brda.
Dziękuję za rozmowę