Mam taką przypadłość, że czytam wszystko lub prawie wszystko, co związane jest z Policją. Prawdopodobnie ta jednostka chorobowa ma już swoją nazwę, jednak do dnia dzisiejszego jej nie zdiagnozowałam, tym bardziej nie starałam się z niej wyleczyć. Owszem, były podejmowane próby przekierowania uwagi na literaturę piękną i śliczną. Operacja się udała, ale pacjent zmarł. Skoro tak, to dalej tkwię w tej wąskiej, stęchłej szufladzie policyjnej. I doprawdy jest mi z tym niebiańsko dobrze.
Kilka dni temu tak nielubiany i jednocześnie ubóstwiany świat social mediów wyświetlił mi informację „Anno, popatrz, nowa książka o policjantach”. Informacja w mig dotarła do mózgu. Czytać czy nie czytać? Zapracowana jestem, bardzo. Mam ogromne zaległości, zdecydowanie. Nie powinnam nawet spoglądać na kolejną publikację, nie i koniec. Wbrew logice, zdrowemu rozsądkowi i horoskopowi, postanowiłam zajrzeć do wnętrza „Psów bez łańcucha”.
I wtedy, tak naprawdę, zaczęła się prawdziwa czytelnicza jazda bez trzymanki. W chwili gdy wystukuję literki na klawiaturze, przemawia przeze mnie uradowane dziecko, bo faktycznie, były momenty, gdy się śmiałam ze słów wypowiadanych przez bohaterów książki Seweryna Mazura. Zabawne anegdoty, porównania, wstawki, wulgaryzmy dopełniające całość. Śmieszki, istotnie miło było na duszy, jakoś tak wesoło. A potem wahadło zegara życia przechyliło się na stronę smutku i powagi. Miejsce radości wypełniły emocje negatywne i trudne, doprowadzając na skraj rozważań sięgających istoty zła. Historie, prawdziwe i najprawdziwsze. Za każdą z nich kryjący się ludzie i potwory w ludzkiej skórze, a niekiedy i trolle bagienne. Rozczarowania, marzenia, troski i plany. Różni policjanci i różni klienci. Różnorodność i niepowtarzalność sprawiła, że książkę czytałam naprawdę z olbrzymim zainteresowaniem. Rozmówcy Seweryna Mazura dzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą o służbie w Policji, odpowiadając niejednokrotnie na niewygodne pytania. W swoich wypowiedziach brzmieli autentycznie, odnosiłam wrażenie, że gdzieś już wcześniej podobne zdania docierały do mych uszu. Mimo to, a może dzięki temu, wciąż mam ochotę poznawać ich świat, widziany z nieznanej mi do końca perspektywy.
Myślę, że warto od takich ludzi uczyć się nie tylko podejścia do służby, ale i do życia. Jestem przekonana, że poruszone w książce kwestie związane z poszczególnymi obszarami służby wzbudzą zainteresowanie zarówno laików, jak i osób ze środowisk mundurowych. Dla tych, którzy marzą o związaniu swojego życia zawodowego z tą formacją, książka może stać się pewnym drogowskazem. Funkcjonariusze wypowiadający się na stronach „Psów bez łańcucha” rozwieją wasze wątpliwości bądź sprawią, że pytań i niewiadomych lawinowo przybędzie. Próżno szukać odpowiedzi na wszystkie pytania, wszak to nie kompendium dla kandydatów, a zbiór wyjątkowo mocnych i życiowych opowieści o służbie. Opowieści o brutalnej rzeczywistości, którą można pokochać, zaakceptować bądź od niej uciec. Weryfikacja. Dlaczego niektórzy odchodzą z Policji? Co pewien funkcjonariusz miał na myśli mówiąc o „rozjebaniu emocjonalnym”? Czy istnieje wektor łączący Policję ze „Stawką większą niż życie”? Pełno pytań po horyzont unoszących się na powierzchni, dryfujących ostatkiem sił do brzegu zwanego Prawdą.
Pamiętajcie, historie o których przeczytacie w książce Seweryna infekują umysł. Wywracają do góry nogami prawdę serwowaną przez popkulturę i zagadki kryminalne Las Vegas. Pozbawiają złudzeń, obnażają prawdziwe oblicza walki z przestępczością, ale i walki toczącej się wewnątrz firmy. Policjanci i gangsterzy. Fałszywi koledzy, donosiciele, a także poprzewracane pionki na szachownicach komendantów. Relacje oparte na wrogości i nienawiści. Kto potrzebuje Policji i kogo potrzebują sami policjanci? Gdzie jest granica między tym co dobre i złe, dlaczego nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Sporo filozoficznych rozważań, ale jakże potrzebnych, zwłaszcza dziś w dobie bezrefleksyjnego i bezkrytycznego przyjmowania newsów. Analizując wypowiedzi funkcjonariuszy mimowolnie zaczniecie stawiać pytania, jedno za drugim, w niekończącym się szeregu. Policja to temat rzeka. Można o niej rozprawiać godzinami, można też w niej się zanurzyć, a nawet utopić. Jak każdy żywioł niesie ze sobą pewne zagrożenia i niebezpieczeństwa. Przetrwają najlepiej przystosowani. Taka jest brutalna prawda, bo i taki jest ten świat. Świat z perspektywy ulicy, będącej zwierciadłem nastrojów społecznych, oczekiwań i niezadowolenia. Publikacja nasączona jest wysoko stężoną dawką skrajnych emocji i co bardzo cenię, policyjnym slangiem. „Psy bez łańcucha” napisane są przez ludzi o ludziach i dla ludzi. Dla każdego z nas, bez względu na to kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i co zostawiliśmy za nami. Przygotujcie się na autentyczne opowieści o śmierci i życiu, patologiach trawiących policyjne tkanki oraz wszechobecnej przemocy.
Napisałabym jeszcze kilka stron recenzji, ale wtedy odpowiadałabym za kradzież tego, co w odkrywaniu nieznanych lądów literatury jest najpiękniejsze. Dodam jeszcze, że bardzo spodobał mi się wierszyk zamieszczony na samym końcu książki. Zachęcam do recytacji i oczywiście osobistej interpretacji tego dzieła, które jak sądzę nie jest wyłącznie dziełem przypadku.
Autor: Seweryn Mazur
Tytuł: Psy bez łańcucha
Wydawca: Wydawnictwo Kawka
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 234