Z majorem Arkadiuszem Kupsem, twórcą System Combat 56 – rozmawiała Anna Ruszczyk.
Na początek chciałabym Pana zapytać o to, co było inspiracją do stworzenia systemu Combat56, co się kryje pod tą nazwą?
By zrozumieć inspirację do stworzenia Systemu Combat 56, trzeba najpierw przeanalizować zadania jednostek w których pracowałem: zarówno 1 Batalion Szturmowy (przeorganizowany w 1994 na Pułk Komandosów), jak i kompania specjalna 20 DPanc , czy potem 56 Kompania Specjalna. Były to jednostki do realizacji zadań rozpoznawczych, dywersyjnych, czy specjalnych daleko poza linią frontu. W tych formacjach konieczność walki kontaktowej, ,,zdejmowania wartowników”, użycie broni białej, czy oprzyrządowania wpisana była w zakres umiejętności. Z drugiej strony obowiązujące programy oparte na judo czy elementach karate były niedoskonałe, zbyt sportowe i raczej nastawione na pokazy niż realną walkę.
Na jakie problemy natrafiał Pan podczas tworzenia systemu Combat56?
Problem pojawił się już na początku w czasie służby w Dziwnowie, gdy startowałem z etapu dowódcy grupy specjalnej. Wtedy pojawiły się dopiero wątpliwości. Podwaliny, założenia powstały w Stargardzie Szczecińskim, gdzie przez dwa lata pracowałem w kompanii specjalnej szczebla taktycznego. Tam zebrałem dość mocny zespół z którym w dziedzinie walki wręcz dość mocno pracowałem.
Kiedy ostatecznie udało się stworzyć ten system?
System dopiąłem ostatecznie w 56 Kompanii Specjalnej, w której pełniłem obowiązki dowódcy plutonu specjalnego, a potem zostałem szefem szkolenia. W tamtym okresie mając duże możliwości eksperymentowania w zakresie szkolenia zapraszałem do jednostki wielu ludzi szukając najlepszych rozwiązań w zakresie szkolenia taktycznego, strzeleckiego, bytowania czy walki kontaktowej. Korzystaliśmy z wiedzy nie tylko jednostek specjalnych ówczesnego Układu Warszawskiego, ale prywatnymi kanałami ściągaliśmy najlepsze wzorce z zachodu. System rozbudowany o taktykę i strzelectwo bojowe został zaprezentowany na poligonie drawskim Prezydentowi Wałęsie i Ministerstwu Obrony Narodowej. Niestety w tamtych czasach został uznany za zbyt brutalny i nie został dopuszczony do oficjalnego szkolenia. Pierwsze publikacje o systemie pojawiły się na początku lat 90-tych, a po rozwiązaniu w 1994 roku 56 Kompani Specjalnej nazwałem go w celu upamiętnienia jednostki Combat 56.
Gdyby jednak nie uznano go wówczas za zbyt brutalny, to jakie byłyby dziś odczuwalne efekty wyszkolenia?
Myślę, z perspektywy ,że w tamtych czasach nie było większych szans na takie nowatorskie rozwiązania nie tylko w zakresie szkolenia z walki kontaktowej. Na początku lat 90-tych w 56 KS robiliśmy rzeczy jakich w Wojsku Polskim nikt nie próbował. Zebrała się grupa ludzi nastawiona na nowoczesne szkolenie, eksperymentowanie w wielu zakresach: Demczuk, Patalong, Domachowski, Dudka i to wyrastało ponad przeciętność. Wiele zaszczepił w nas były szkoleniowiec postać nietuzinkowa: major Żołnowski czy późniejszy generał Jan Kempara.
Szkolenie taktyczne, strzeleckie było wzorowane na tym czym dysponowali najlepsi. To wszystko wdrażaliśmy opierając się na doświadczeniu i posiadanym sprzęcie. Armia nie była jeszcze wtedy na to gotowa, a podobnie szkolił się wtedy Grom , ale on był w strukturach MSW.
W tamtych czasach patrząc z perspektywy czasu Combat 56 nie miał szans na oficjalną akceptację. Dziś wbrew pozorom wcale nie byłoby łatwiej, bo cóż z tego ,że wypracowano nowy program szkolenia walki wręcz , skoro nie jest on egzekwowany. Na egzaminie rocznym z wyszkolenia fizycznego nie ujęto sprawdzenia umiejętności z walki wręcz.
Co możemy powiedzieć na temat 56 kompanii specjalnej?
W latach 80 i 90-tych 56 Kompania Specjalna była jedną z nielicznych enklaw gdzie ciągnęło wszystkich fanatyków działań specjalnych. Jednostka liczyła ponad 120 etatów z czego prawie połowa była etatami żołnierzy zawodowych. Do 1989 roku struktura jednostki była identyczna jak samodzielne kompanie Specnazu i była strukturą całkowicie niezależną podległą bezpośrednio pod Szefa Sztabu Okręgu.
Jaki był obszar działania jednostki?
Planowanym obszarem działania jednostki było Zagłębie Ruhry i Półwysep Jutlandzki z cieśninami. Teoretycznie rejon działania znajdował się ponad 300 km za linią frontu, a przerzut kalkulowano drogą powietrzną (desant spadochronowy, przerzut śmigłowcami, przelot na spadochronach tunelowych), drogą morską (wyjście z luków torpedowych okrętów podwodnych, desant z szybkich kutrów, przenikanie), drogą wodną lub lądem.
Co było głównym priorytetem 56 Kompanii Specjalnej?
Priorytetem w 56 KS było szkolenie. W ciągu roku jednostka blisko 200 dni spędzała na poligonach i wyjazdach szkoleniowych: zgrupowania narciarskie, wspinaczkowe, zimowe nurkowania, zgrupowania spadochronowe, szkoły ognia, ćwiczenia z bytowania, ćwiczenia z wojskami i wiele innych.
Wysoki priorytet osiągano w zakresie gotowości bojowej: cały czas utrzymywano w gotowości tzw. grupy specjalne awangardowe, które były w stanie w ciągu 2 godzin stać zapakowane do przerzutu i użycia z pełnym wyposażeniem, amunicją, szyframi itp.
Kiedy powstały pierwsze struktury zawodowców?
W roku 90-tym powstały całkowicie zawodowe grupy specjalne – pierwsze struktury zawodowców Kadrowe Grupy Specjalne. Wzorowane były na modelu amerykańskim i przygotowywane do wielu zadań m.in. organizacji ruchu partyzanckiego na obszarach zajętych przez przeciwnika.
W momencie powstawania JW GROM jej pierwszy zaczyn powstał na m.in. na bazie pozyskanej kadry z 56 Kompanii Specjalnej. Jednostka była całkowicie utajniona i jej nazwy ,,56 ks” praktycznie nie znało wielu ludzi, a ogólnie preferowano informacje, że jednostka jest strukturą 6 Brygady Desantowej i ma charakter spadochronowy z racji noszonych bordowych beretów. Do dziś wiele z działań jednostki pozostaje tajemnicą… 56KS ochraniała wizytę Papieża w Szczecinie (Akcja Zorza), a dwukrotnie w Warszawie współdziałała z podległą wtedy MSW jednostką GROM przy zabezpieczaniu wizyty w Warszawie.
Kiedy jednostka została rozwiązana i dlaczego?
Jednostkę rozwiązano nagle pomimo, iż od lat mamiono nas rozwinięciem jej do szczebla batalionu. Zmarnowano ogromny potencjał szkoleniowy i ludzi. Z blisko 50 ludzi kadry z rozwiązanej jednostki tylko 3 kontynuowało służbę w działaniach specjalnych. Do dnia dzisiejszego powody rozwiązania 56 i bliźniaczej 62 oraz 48 KS jest utajniony. Rozkaz o rozwiązaniu podpisał ówczesny Minister Obrony Narodowej generał S.Wilecki.
Co dalej stało się z Panem?
Zaproponowano mi objęcie jednego z batalionów dywersyjnych w nowo rozwiniętym Pułku Komandosów w Lublińcu. Po odmowie kontynuowałem służbę w jednostce rozpoznawczej 12 Dywizji Zmechanizowanej, potem w Brygadzie Saperów, gdzie potrzebowano instruktora płetwonurka i szkoleniowca. Ostatecznie wylądowałem w 25 Dywizji Kawalerii Powietrznej, gdzie tworzono od podstaw nowy rodzaj wojsk i gdzie zebrało się kilku ludzi z dawnej 56 ks. Tworzyła się w bólach i mękach, przy ogromnych nakładach pracy nowa struktura, którą ktoś z typowo polską megalomanią próbował zakwalifikować do struktur dywizji. Potem z tego balonu zeszło powietrze, już po właściwych awansach personalnych i powstała brygada.
Jakie refleksje Panu towarzyszyły przy tworzeniu po raz kolejny czegoś od nowa? Pojawiały się wątpliwości, pytania o przyszłość, dokąd te wszystkie działania zmierzają?
Niestety wszędzie było daleko do wzorców i elitarności takiej jak w dawnej jednostce.
Na jakimś etapie człowiek siada przed lustrem i zastanawia się „co dalej…?” Ile lat można żyć poza domem, dojeżdżać do rodziny raz na miesiąc, próbować po raz kolejny zbudować coś co byłoby przydatne do prowadzenia walki a nie budowania czyiś karier? Ile razy można odbijać się od biurokratycznej niemożności realizacji określonych szkoleń? Dlaczego ilość ,,papieru” wzrasta nieproporcjonalnie do ilości realizowanych realnych szkoleń? Trzy miesiące przed odejściem do cywila otrzymałem od Ministra Obrony Narodowej prestiżowe wyróżnienie ,,Buzdygan” Za niepokorność i odwagę, ale decyzji o odejściu już nie odwołałem.
Czym się Pan zajmował po przejściu do rezerwy?
Odchodząc z wojska najpierw miałem zajęcie w Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych Grom, gdzie byłem członkiem Zarządu i osobą odpowiedzialną za szkolenia. )propozycję otrzymałem od gen. Sławomira Petelickiego). W tym czasie fundacja dopiero ruszała, a rynek był bardzo chłonny. Bardzo szybko fundacja zaczęła być znana i rozpoznawalna. Nie brakowało dla niej zajęcia w dziedzinie bezpieczeństwa czy specjalistycznych szkoleń. W fundacji kontynuowałem również edukację młodzieży organizując pod jej szyldem obozy Combat 56 & Survival, których byłem pomysłodawcą kilka lat wcześniej.
Co było później?
Po pewnym czasie odszedłem z Fundacji i zająłem się ochroną osobistą jednego z bardziej wpływowych biznesmenów w tamtym czasie. Polecił mnie jeden z byłych żołnierzy Legii Cudzoziemskiej, którego znałem wcześniej. W tym samym czasie szkoliłem zespoły ochronne dla takich ludzi jak J.Kulczyk, A.Ptak i innych. Po pewnym czasie opierając się na Combat 56 zacząłem organizować szkolenia dla grup szczególnego ryzyka, biznesu i grup zorganizowanych nie tylko ze służb resortowych.
W jaki sposób przy tworzeniu systemu Combat 56 wykorzystał Pan swoje dotychczasowe doświadczenie? Jak się ten system rozwijał? Gdzie wyszkolił się Pan ze sztuk walki (koreański Kyoksul, Judo, wzorce szkoleniowe SWAT, SAS, Specnaz)?
Ze sportami walki zetknąłem się jeszcze przed studiami w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu. Zaczynałem od Jiu Jitsu preferowane przez dr. Kondratowicza i samoobronę jaką prezentował dziś mało znany człowiek J.Skut. Próbowałem również uprawiać Viet Voo Dao, które na Wybrzeżu było uprawiane przez Wietnamskich studentów pod koniec lat 70-tych. To było nieco inne viet voo dao, niż to znane dziś.
W czasie praktyki w 62 KS w Bolesławcu miałem okazję zapoznać się z koreańskim Kyoksulem. Byli tam jedni z najlepszych instruktorów w Polskiej Armii wyszkoleni przez Północnokoreańskich mistrzów wywodzących się z wojska. Od Z. Michałowskiego wiele można było się nauczyć.
Konfrontował Pan swoje umiejętności z instruktorami z innych krajów?
W czasie swojej służby miałem okazję trenować i konfrontować swoje umiejętności z instruktorami z jednostek specjalnych armii węgierskiej, czechosłowackiej czy radzieckiej.
Łączono style i sztuki, by dopracować do maksimum skuteczność. Na tym też oparłem się budując Combat 56.
Jakie style walk są Panu najbliższe?
Przez wiele lat najbliższe było mi judo i jiu jitsu. Pewne schematy powielam do dziś. W systemie widać wpływ wing tsung, ale zdecydowanie preferuje się pewne wzorce zaczerpnięte z reguł taktycznych. System jest narzędziem, dość prymitywnym, ale skutecznym. Niekiedy ludzie widzą w systemie podobieństwo do izraelskiej Krav Magi, ale to mija po pierwszych analizach technik. My szukamy kontaktu, ale nie schodzimy do parteru. Łatwiej kajdankować, unieruchamiać, gdy przeciwnik leży w parterze, a my jesteśmy w pozycji wysokiej. W tej zależności łatwiej też realizować typowe techniki wojskowe. W systemie do walki kontaktowej używa się wszystkiego od broni palnej, białej, oporządzenia, a skończywszy na kubku, czy kluczach skończywszy.
Chodzi o unieszkodliwienie przeciwnika, zadanie mu bólu, jakie są granice walki?
Po pierwsze trzeba zejść na ziemię…. liczy się siła i wola walki, nie ma żadnych tajemnych sił i energii. Nie ma też czegoś takiego jak osławiona ,,szlachetna samoobrona” wygrywa ten kto dysonuje większą siłą i dynamiką popartą właściwymi technikami. Ból jest nieodłączną stroną walki i bez tego nie da się realizować interwencji czy wyłączenia przeciwnika. W realnej walce nie ma granic i zasad i tak też jest na ulicy czy na polu walki.
Obszary ataku?
Obszarami ataku są gałki oczne, migdały, uszy, krtań, tchawica…krocze, odkryte odcinki kostne, stawy. W systemie nie ma rzutów, wysokich kopnięć – nie ma zasad fair play, gdyż nie ma ich na polu walki.
Dlaczego „dowódca zawsze idzie pierwszy”?
W 56 Kompanii Specjalnej nie byłem dowódcą. Dowodził również jak ja kapitan – Marek Demczuk, który dawał mi jako Szefowi Szkolenia niesamowitą swobodę. Zaufał mi i za to jestem mu wdzięczny. Jednostka miała prawie zawsze szczęście do dowódców. Nie byli to absolwenci Akademii Sztabu Generalnego nastawieni na robienie karier i zakodowani na odbębnienie kolejnej praktyki dowódczej. Dowódcami zostawali ludzie mający za sobą dowodzenie grupami specjalnymi, plutonami. Znali działania specjalne od podszewki i na tym polegało nasze szczęście. Jako szkoleniowiec musiałem być wszędzie tam, gdzie coś się działo. W działaniach specjalnych autorytet buduje się nie tym co nosi się na pagonach, ale tym co się potrafi. W tego typu formacjach, małych i mobilnych liczy się osobisty przykład. Wszelkie opowieści, mity, pozerstwo bardzo szybko wychodzą na światło dzienne i kończy się to nieciekawie. Do nas też trafiali tacy ludzie, ale życie szybko ich weryfikowało. W małych strukturach wszyscy są od siebie zależni, jeden ubezpiecza drugiego, tu nie można nikogo zawieść, dlatego liczy się osobisty przykład.
Jakie firmy, instytucje, klienci indywidualni byli zainteresowani Pana umiejętnościami, chcieli szkolić się pod Pana czujnym okiem? Jak duże było i jest dzisiaj zainteresowanie tego typu szkoleniami w Polsce?
Od czasu jak odszedłem z wojska raczej nie narzekam na nadmiar czasu. W Polsce szkolę cyklicznie na 2 stażach regionalnych i organizuję raz do roku otwarty staż Combat 56 na który może przyjechać każdy. Bywały staże na które przyjeżdżało i szkoliło się ponad 200 osób.
Prócz tego szkolę na zamkniętych szkoleniach dla wojska, policji i innych służb z Combat 56, ale także z CQB, medycyny taktycznej, reagowania w sytuacjach kryzysowych itp.
Wasze szkolenia są autoryzowane?
Mam w Polsce swoich autoryzowanych instruktorów, którzy prowadzą cykliczne szkolenia w takich miastach jak Toruń, Katowice, Knurów, Warszawa czy Piotrków Trybunalski. Prawie wszyscy są lub byli pracownikami służb resortowych (wojsko, policja, ABW, SG).
Raz w roku szkolę na Międzynarodowych Warsztatach Służb Mundurowych w COSSW w Kaliszu gdzie zjeżdżają instruktorzy mundurowi z całego świata, prowadzę też od czasu do czasu szkolenia w Centrum Szkolenia Policji w Katowicach Piotrowicach.
Przygotowywałem ze swoim zespołem ludzi z GRO do 1 zmiany do Afganistanu z bytowania, walki kontaktowej, taktyki walki w górach, zasad aklimatyzacji, zwalczania i mylenia psów, techniki operacyjnej. Szykowałem też IX zmianę do Iraku. Prócz tej działki szkoleń dla resortów moja firma ma sporo zajęć na rynku cywilnym z dziedziny bezpieczeństwa osobistego, struktur, grup szczególnego ryzyka itp. Naszymi stałymi klientami są koncern Orlen, Sanofi, BOŚ i inne.
Gdzie można szkolić się w systemie combat56, czy wyłącznie w autoryzowanych sekcjach w kraju? Kto prowadzi zajęcia, jakie doświadczenie posiadają instruktorzy?
System jest dość szczelnie chroniony w zakresie technik specjalnych-wojskowych. Wersja cywilna jest dostępna w działających sekcjach, które prowadzą systematyczne treningi.
Nie jestem nastawiony na szerokie wyjście z instruktorami i na ogólnodostępność systemu. Nie jest sztuką „wyprodukować” dziesiątki instruktorów i tracić na jakości. Może jest to sposób na zrobienie pieniędzy, ale na razie mnie to nie interesuje.
Ma Pan już swoich naśladowców?
Owszem mam wielu naśladowców, którzy do słowa Combat dopisują różne dodatki , ale to tylko próby robienia interesu na cudzej marce. Od czasu do czasu ktoś oddziela się od Systemu Combat 56 i próbuje coś na tym ograć, ale to jego sprawa i jego dobrego samopoczucia. Instruktorzy na co dzień weryfikują pewne rzeczy, gdyż większość z nich na co dzień korzysta z wiedzy lub ją przekazuje (zakłady karne, struktury realizacyjne Policji SG, ABW, CBA).
Wiem, że na swoim koncie ma Pan realizację imprez ekstremalnych – co według Pana najbardziej pociąga ludzi, skłania do wzięcia udziału w tego typu imprezach? Czy chodzi o przygodę, emocje, adrenalinę, sprawdzenie swojej wytrzymałości, udowodnienie sobie i światu, że jestem silnym człowiekiem – czy też są inne motywacje?
Myślę że organizację imprez ekstremalnych, czy szkoleń spowodowało u mnie zapotrzebowanie na adrenalinę. Być może odszedłem ze służby w zbyt młodym wieku i organizm potrzebuje przysłowiowego wentyla z ujściem emocji. Patrząc na uczestników Selekcji, Kryptonim Kotlina, Ekstremalnej Dwójki czy Kaszubskiego Kapra widzę, że ludzie szukają miejsc gdzie można dojść do pewnych granic, zobaczyć siebie w nieco innych warunkach, poznać swoje prawdziwe ego. Myślę,że mamy to wypisane w swoim DNA takie szukanie emocji, wyzwań, taka jest chyba ludzka natura. Kiedyś życie ludzkie było bardziej ryzykowne i dziś szukamy tego substytutu właśnie w tego typu wyzwaniach.
Na czym polega szkolenie z technik interwencji w małych kubaturach, do kogo kierujecie ofertę?
Szkolenia CQB przeznaczone są dla pracowników resortowych, zarówno te z technik interwencji jak i z użyciem broni. Sporo działań interwencyjnych realizowanych jest w małych pomieszczeniach, które stanowią sporą trudność ze względów taktycznych. Realizacja takich działań jest objęta szczególnym ryzykiem ze względu na konieczność ograniczeń działań siłowych i wsparcia. Wyobraźmy sobie napastnika operującego w małym pomieszczeniu nożem. Jak trudno jest wykonać jakikolwiek ruch zejścia czy unik. Realizacja interwencji też jest niezwykle trudna i wymaga doskonałej koordynacji zespołów pod kątem taktycznym.
Czego można nauczyć się w ramach regionalnego stażu Combat56?
Na staże tego typu przyjeżdżają ludzie chcący zapoznać się z systemem, często kieruje nimi ciekawość. To nie jest tak, że po 3 dniach treningów człowiek opanuje pewne schematy pomimo iż Combat 56 jest stosunkowo prosty. Staże to raczej forma zapoznania się z warunkami ruchów, zasadami… to taki pierwszy krok. Można opanować podstawowe techniki: obronę przed obchwytem, duszeniem, krawatem. To taka mała pigułka bezpieczeństwa.
Czy w Polsce jest miejsce na rozwój i pracę zawodową w obszarze związanym ze sztukami walki?
W zasadzie wydaje się ,że rynek jest zapchany. Co jakiś czas następują określone mody: Krav Maga, wcześniej Karate, teraz jest moda na MMA czy Brazylijskie JJ. Każda forma ruchu i walki jest dobra. Jesteśmy taką maszyną, która musi się systematycznie oliwić poprzez ruch… a każda forma walki jest dobra, wyrabia motorykę, mentalność, wolę przetrwania. To nie styl walczy, ale człowiek i to jest kwintesencja tego, co powinno się trenować.