Teraz pytam o tłuczek. „Mężczyzna z deską”

fragm.okładki/ wyd. Rozpisani.pl

Więc twierdzi pan, że nie znał denatki? – ostro zapytał śledczy, świdrując wzrokiem półleżącego na kanapie, trzydziestokilkuletniego mężczyznę.

Nie znałem – tępo potwierdził półleżący.

Policjant wstał z fotela, energicznie przespacerował się w stronę okna i na powrót w kierunku kanapy. Stanął naprzeciw przesłuchiwanego, założył ręce do tyłu, ściskając je na wysokości krzyża, i nerwowo odchrząknął.

Spytam jeszcze raz – z przesadną cierpliwością zapowiedział śledczy. – Jest pan pewien, że nie znał zamordowanej kobiety, która obecnie spoczywa na łóżku w pańskiej sypialni?

No właśnie – odrzekł mężczyzna, wpatrując się w drewnianą kuchenną deskę do krojenia, którą trzymał za krótki uchwyt. Ściekająca z deski gęsta, ciemnoczerwona ciecz z wolna skapywała mu na kapcie.

Co no właśnie? – Policjant zdawał się być u kresu wytrzymałości. Przesłuchiwany podniósł na niego zdziwiony wzrok i spokojnie odparł:

Właśnie nie znałem. Kobiety, o którą pan pytał.

Rozumiem – skłamał śledczy i znów odchrząknął. – A czy ten mężczyzna leżący na… to jest… obejmujący denatkę… Czy jego też pan nie znał?

Z pewnością – przytaknął mężczyzna z deską.

Rozumiem, że z pewnością nie znał pan … denata, który leży w pańskiej sypialni z kobietą… denatką, której też pan nie znał… – wyartykułował śledczy, jakby zwracał się do dziecka.

Dobrze pan rozumie – pochwalił przesłuchiwany i od niechcenia wstrząsnął deską, powodując, że krew raptownie spłynęła z niej na bordowy, perski dywan. Na dywanie nie zrobiło to większego wrażenia. Jak gąbka wchłonął w siebie gościa tej samej barwy.

W takim razie, proszę mi wyjaśnić… – zaczął policjant, lecz na widok młodszego stopniem i wiekiem kolegi, który właśnie wszedł do salonu, urwał.

Szefie, jeszcze to. – Młodszy policjant wyciągnął przed siebie dłonie obleczone w gumowe rękawiczki. W jednej trzymał główkę dwustronnego tłuczka do mięsa, w drugiej jego trzonek. Na obydwu przedmiotach przeważał kolor czerwony.

Kurde – rzekł śledczy. Jego stalowe jak policyjny mundur spojrzenie ponownie utkwiło w przesłuchiwanym mężczyźnie. – Czy może mi pan wyjaśnić, co to jest? – wskazał na trzymane przez kolegę przedmioty.

Noo… tłuczek do mięsa… chyba się zepsuł…

A domyśla się pan dlaczego jest oblepiony krwią?

Ja?

Pan też. Ale teraz pytam o tłuczek.

No bo… walnąłem nim w głowę… kurczę… niestety, nie pamiętam w czyją… – Przesłuchiwany wydał się tym zanikiem pamięci szczerze zafrasowany.

Naturalnie. Niełatwo pamiętać w czyją głowę się wali tłuczkiem do mięsa – kąśliwie zauważył śledczy.

I deską – sprostował przesłuchiwany, lekko unosząc trzymany przedmiot.

I deską… – bezmyślnie powtórzył policjant. Spojrzał wymownie na młodszego rangą i wiekiem kolegę, podszedł do niego i w jego lewe ucho chrapliwie syknął:

Pierdolony świr! – Młodszy kolega niepewnie skinął głową, zaniepokojony, czy aby słowa szefa nie były skierowane do niego. Delikatnie położył obydwie części tłuczka na stolik, na którym stały dwa opróżnione kieliszki do wina, popielniczka pełna niedopałków oraz miseczka kukurydzianych chrupek. Na wszelki wypadek przyjął postawę pełnej gotowości.

Teraz obaj policjanci stali nad mężczyzną, który jak dotąd nie zmienił półleżącej pozycji. Wgapiał się w swoją deskę, na której cienka warstwa krwi zaczęła powoli zastygać. Przebieg procesu krzepnięcia wyraźnie go zaciekawił. Również i śledczy przez dłuższą chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiał.

Naraz jego twarz wykrzywił chytry uśmiech. Z nieskrywanym entuzjazmem ponownie zwrócił się do przesłuchiwanego:

A czy wiedział pan wcześniej o romansie swojej żony? Czy też może odkrył pan to przed momentem i… zamordował tych dwoje? – Wskazał na ścianę graniczącą z sypialnią.

Nie. Nie wiedziałem. Niestety – posępnie odparł mężczyzna. Wnet jednak gorliwie zapewnił – Ale właśnie się dowiedziałem, jak słusznie pan zauważył…

A więc przyznaje pan, że denatka jest… to znaczy była pana żoną! – tryumfalnie wykrzyknął policjant, sprawdzając ukradkiem, czy młodszy kolega docenił jego genialny fortel.

No tak – odparł zdumiony mężczyzna. – Pewnie, że to moja żona.

To dlaczego, do kurwy nędzy, cały czas zapewniał pan, że jej nie znał?! – ryknął śledczy, który nie miał już powodu do zachowywania pozorów uprzejmości.

Z lekką zadumą i melancholijnym niedowierzaniem mężczyzna z deską odpowiedział:

No bo, do kurwy nędzy, nie znałem…

Opowiadanie pochodzi ze zbioru „Mężczyzna z deską i inne opowiadania” Marty Boissé-Fiemy, Wydawnictwo Rozpisani.pl

Facebook