Policja, czyli Hašek i Kafka wiecznie żywi

źródło fot. Jakub Gończyk, archiwum własne

Najlepiej wyznawać zasadę spodziewaj się niespodziewanego. Trzeba uważać na wszystko, żeby nie dostać w łeb, żeby nie dostać kosy, żeby nie dostać butelką. Trzeba mieć świadomość, że trupy będą się przydarzać dość często, trzeba też mieć świadomość, że niejednokrotnie będzie się robić za taxi dla stałych klientów izby wytrzeźwień, którzy nie zawsze są wykąpani. No i najważniejsze, policjant prewencji musi być przygotowany, że będzie na zabezpieczeniach, gdzie demonstranci, gdy nie będzie można im pozwolić na takie lub inne zachowania, będą krzyczeć coś o Gestapo, ZOMO i matkach, które się ich wstydzą.

Z Jakubem Gończykiem, policjantem prewencji, autorem książki „Pies 2” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Długo zastanawiałam się nad tym, od czego zacząć naszą rozmowę, czy pytać wprost o patologie trawiące Policję, czy może zacząć jakimś optymistycznym akcentem. Od poprzedniego naszego wywiadu minął rok, a nawet rok z kawałkiem. Co się przez ten czas zmieniało w waszej formacji?

Trochę czasu minęło, a u nas niewiele się zmienia. Fakt, że finansowo jest coraz lepiej, wyposażenie też w jakimś tam stopniu się modernizuje, ale papirologia i statystyki niszczą nas tak, jak kiedyś, a właściwie nawet bardziej. Naprawdę szkoda, bo wielu pasjonatów tej roboty po pewnym czasie dopada marazm i dostosowują się do warunków albo po prostu się zwalniają.

W jaki sposób pandemia koronawirusa wpływała na codzienną służbę szeregowego funkcjonariusza, czy jako służba byliście przygotowani na takie zdarzenie?

Przygotowani nie byliśmy, żadna policja w żadnym państwie nie była. Jak to wpłynęło na codzienność? Tradycyjnie, pojawiły się nowe słupki i tabele. Prewencja, dzielnicowi, kryminalni, dyżurni mieli, w zasadzie nadal mają, mnóstwo papierkowej roboty z tym związanej.

Dlaczego zdecydowałeś się na napisanie drugiej części „Psa”?

Dlatego, że pierwsza część odniosła duży komercyjny sukces i na wszystkich portalach czytelniczych odbiór był powiedzmy na dobrą czwórkę, więc po rozmowach z wydawcą doszliśmy do wniosku, że można ten projekt kontynuować. Tym bardziej, że tych historii w robocie pojawia się każdego miesiąca kilka, więc wystarczą chęci, jako taka umiejętność władania piórem i można pisać o szarej codzienności. Poza tym, zależy mi na tym, żeby ludzie, którzy to czytają, zobaczyli co my tak naprawdę robimy. Zauważ, że każda opisana historia, to jest interwencja, która przydarzyła się naprawdę. Oczywiście są one odpowiednio zmienione, ale korzeń tej historii jest zawsze zagłębiony w prawdzie, np. „moje auto znam jak moją cipkę” to słowo w słowo, to, co powiedziała kiedyś do nas pewna blondynka, która była takim klasycznym przykładem głupiutkiej paniusi. Ja opisuję zwykłą codzienność, mam tam oczywiście cyniczne i bardzo krytyczne wstawki dotyczące systemu, zarządzania, statystyk, ale to jest jakby obok. Na pierwszym planie jest pokazanie roboty szeregowych. Chcę, aby osoba, która pozna te historie, inaczej spojrzała chociażby na młodego mundurowego. Aby doszła do wniosku, że ten gość, to faktycznie w tym krótkim czasie swojej służby zobaczył więcej zła i ścieku, niż ja zobaczę do końca życia. O to w tym chodzi przede wszystkim. Nie jestem aż tak naiwny, aby sądzić, że swoją bazgraniną zmienię coś na lepsze. Wiem, że dużo kandydatów do służby czytało pierwszą część „Psa” i mam nadzieję, że druga część pokaże im również z czym mogą się mierzyć.

Większość z historii zamieszczonych w książce okraszona jest humorem, niekiedy czarnym, wytrawnym policyjnym żartem. Wydaje się, że podchodzisz do tych zdarzeń z dystansem, jako obserwator, naoczny świadek. Z drugiej strony wyczuwalny jest smak goryczy, żalu a może i złości. Czy tak właśnie wygląda codzienność szeregowych funkcjonariuszy, gdzie śmiech miesza się z wkurzeniem, a bezsilność z frustracją?

Tak, uczucia się mieszają. Zdenerwować można się kilka razy, że notatkę trzeba pisać do bzdurnego zdarzenia, później powielić to samo w notatniku, a później dyżurny w systemie robi to trzeci raz. Gdy przeżyjesz kilkanaście takich sytuacji, to już później człowieka dopada pusty śmiech, gorycz, żal. Papierologia nas niszczy. I chyba ona najbardziej. Zresztą takich przykładów można byłoby mnożyć setki. Jedziesz na przykład na zgon podmienić patrol, bo czekają na lekarza już trzy godziny. Nie mówię, że to norma, ale tak też się zdarza. Na początku człowiek się dziwi, a później przestaje dziwić cokolwiek i pozostaje tylko śmiech. Hašek i Kafka wiecznie żywi.

Oficer kosmita, pozer, gnida, idiota, włazidup. Z kim najtrudniej się współpracuje?

Z każdym fatalnie, chociaż ja muszę przyznać, że wśród takich najbliższych przełożonych, to jakoś tragicznie nie trafiałem. Owszem, zdarzały się kwiatki, ale nie aż takie, żeby mi się cofało albo, żeby się pięści same zaciskały. No może raz tak miałem, ale to stara historia. W każdym razie, najbardziej na różnych zabezpieczeniach miałem do czynienia z kreaturami. Młodszy oficer podchodził do starszego i proponował mu kawkę, coś do jedzenia, usłużny był jak jasna cholera, wiadomo w jakim celu. Trafiali się tacy, że kibolka latała na mieście, tysiące ludzi trzeba było bezpiecznie rozprowadzić, a taki głupek darł mordę, że jeden policjant z drugim nie ma czapki, bo zauważył to potężne uchybienie na monitoringu.

Normalny komendant i porządny bandzior. Czy oni faktycznie istnieją?

Tak, mój obecny komendant jest bardzo porządnym człowiekiem, ale niedługo odchodzi, więc nie wiadomo kogo maszyna losująca, a właściwie kontakty towarzyskie, ulokują na jego miejscu. W ogóle z tymi przełożonymi, to po pierwszej części „Psa” troszeczkę zmieniłem zdanie. Na blogu zaczęli się odzywać tacy normalni przełożeni, z wieloma do dzisiaj mam kontakt i zaczęli mi tłumaczyć jak to wszystko wygląda tam wyżej. Doszedłem do wniosku, że taki normalny przełożony, żeby być naprawdę normalny, to musi kłamać swojego przełożonego – jeżeli ten jest debilem i karierowiczem, a do podwładnych mieć zaufanie i przyjść powiedzieć wprost, że są takie i takie polecenia, wszyscy wiemy, że głupie, ale żebyśmy mieli święty spokój, to musimy to ogarnąć, żeby było dobrze. Nie wychylamy się, nie idziemy na mistrza, nie dźwigamy statystyk, ale nie chcemy być w ogonie, bo się będą czepiać. To dla cywila może być abstrakcja, ale tak to trochę wygląda. A bandziory porządne? Oczywiście, że istnieją, ale ja z nimi nie nawiązuję głębszych kontaktów. Wolę mieć do czynienia z kwadratowym typem, który jest zatrzymany do rozboju, ale zachowuje się normalnie, wie co zrobił, bierze konsekwencje na klatkę, nie stwarza nam problemów, niż z głupkiem osiemnastoletnim, który nagrywa i się wykłóca, bo ma dostać mandat za zakłócenie.

Przejdźmy do bolączek policji, jest październik 2021 roku. Z jakimi problemami zmagają się policjanci? Z miękkim terrorem, twardym mobbingiem, nienawiścią ze strony społeczeństwa, biedą, niekompetencją, a może manipulacjami zmontowanymi przez agentów obcego wywiady?

Powtórzę się. Największa bolączka to statystyka, słupki, milion papierów. Bo jeżeli masz słabego przełożonego, jakąś formę mobbingu, to zawsze możesz się zwolnić albo przenieść. Jeżeli się zwolnisz, to nie ma problemu, to już nie będzie cię dotyczyło. Gdzie się człowiek nie przeniesie, to tabelka zawsze dopadnie, czy jak kto woli miernik satysfakcji – jak to się u nas ostatnio ładnie mówi.

Na jakie akcje i nietypowe zdarzenia musi być dziś gotowy policjant prewencji?

Naprawdę na wszystko. Najlepiej wyznawać zasadę spodziewaj się niespodziewanego. Trzeba uważać na wszystko, żeby nie dostać w łeb, żeby nie dostać kosy, żeby nie dostać butelką. Trzeba mieć świadomość, że trupy będą się przydarzać dość często, trzeba też mieć świadomość, że niejednokrotnie będzie się robić za taxi dla stałych klientów izby wytrzeźwień, którzy nie zawsze są wykąpani. No i najważniejsze, policjant prewencji musi być przygotowany, że będzie na zabezpieczeniach, gdzie demonstranci, gdy nie będzie można im pozwolić na takie lub inne zachowania, będą krzyczeć coś o Gestapo, ZOMO i matkach, które się ich wstydzą.

Czego uczy służba na ulicy, czego nigdy nie pozna, nie doświadczy policjant siedzący za biurkiem?

Nie wiem, bo nigdy nie siedziałem za biurkiem nie mając doświadczenia na ulicy. Naprawdę trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje mi się, że jeżeli ktoś po szkole jest od razu wrzucony za biurko, to nie nauczy się czytać zachowań bandytów, lumpów czy lokalnego elementu.

Nadchodzi kolejna fala strajków i protestów w całej Polsce. Co to oznacza dla Was, dla policjantów?

Więcej roboty, więcej zabezpieczeń, ale to nic nadzwyczajnego w tej robocie.

Dziękuję za rozmowę

Facebook