Kto stał za aferą Amber Gold?

fragm. okładki "Amber Gold" Monika Góra

ABW w Gdańsku prowadziło sprawę o kryptonimie „Eldorado”, CBA sprawę o kryptonimie „Ponzi”, CBŚ o kryptonimie „Goldi”, a Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku sprawę „Bursztyn”. Wszystkie dotyczyły Amber Gold. Swoją sprawę prowadziła też Komenda Miejska Policji w Gdańsku i lokalna prokuratura. Żadna z tych instytucji nie zapobiegła kradzieży 851 milionów złotych pieniędzy Polaków, ani nie była w stanie zatrzymać piramidy. Gdy ABW wreszcie zaczęła wyjaśniać sprawę w 2013 roku, rozpracowanie operacyjne zostało przerwane. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, o czym to świadczy.

Z Moniką Górą, reporterką, scenarzystką, autorką najnowszego reportażu „Amber Gold. Układ, który oszukał tysiące ludzi” – rozmawia Anna Ruszczyk.

Pod koniec maja ukazał się Pani najnowszy reportaż „Amber Gold. Układ, który oszukał tysiące ludzi”. Co było głównym motywem przygotowania tej publikacji?

Chciałam prześledzić okoliczności powstania tego parabanku i pierwszych lat jego funkcjonowania. Wyszłam z założenia, że tam powinna być odpowiedź na pytanie, czy Marcin i Katarzyna Plichta byli słupami, którzy działali na zlecenie kogoś innego. No i nie myliłam się – w aktach starych spraw sądowych Marcina znalazłam wiele dowodów na to, że tak właśnie było. Jestem przekonana, że Marcin Plichta zakładał i prowadził swoje firmy we współpracy z grupami przestępczymi. Zresztą on sam o tym kilka razy zeznawał – gdy wpadał w kłopoty mówił prokuratorom, że się boi pewnych ludzi, że mu grożą. Podawał nazwiska konkretnych osób powiązanych z pomorskim światem przestępczym. Później, gdy zmieniał nazwę firmy Grupa Inwestycyjna Ex na Amber Gold, w piśmie do sądu nalegał, żeby sąd pośpieszył się z rejestracją tej nowej nazwy, bo wymaga tego od niego główny partner, dla którego świadczy usługi. O tym, że Plichta działał na zlecenie innego podmiotu świadczy też fakt, że on sam nie miał żadnych środków na założenie i pierwsze miesiące działalności firmy. Gdy powstawało Amber Gold, miał wyłącznie długi. Tymczasem, zanim jeszcze firma przyjęła pierwsze lokaty, udzieliła – przynajmniej na papierze – pożyczek na około 300 tysięcy złotych. Skąd Plichta miał na to pieniądze?

Jak wyglądała praca nad książką, z jakimi problemami musiała się Pani zmierzyć?

Przede wszystkim z ogromem materiału. Przejrzałam akta dziesięciu spraw sądowych, znajdujące się w sześciu miastach. To były sprawy, które w przeszłości zakończyły się wyrokami dla Marcina Plichty. Poza tym przeczytałam raport komisji śledczej do spraw Amber Gold i większość stenogramów z posiedzeń komisji. Rozmawiałam też ze świadkami. Później musiałam wyłuskać z tych relacji i ton dokumentów najistotniejsze elementy, które pozwoliły mi odpowiedzieć na pytanie – jak do tego doszło, że młody człowiek po liceum wyprowadził w pole wszystkie służby w państwie? Jak to się stało, że oszukał 18 tysięcy osób na grube miliony? Dlaczego nikt mu w tym nie przeszkodził? Co zawiodło?

Czy osoby, o których możemy przeczytać w reportażu, wiedziały, że powstanie taka publikacja?

Kontaktowałam się z pełnomocnikami Marcina i Katarzyny, pytałam, czy odpowiedzą na pytania. Jeśli chodzi o inne osoby, to opisując ich rolę w sprawie opierałam się na dokumentach, takich jak akta sądowe lub raport komisji śledczej. Nie musiałam ich informować o publikacji.

Dlaczego, Pani zdaniem, doszło do utworzenia Amber Gold?

Zgadzam się z poglądem, że Amber Gold powstało, aby wyprać brudne pieniądze grup przestępczych. Później parabank tak się rozwinął, że przyniósł swoim założycielom i różnym firmom, które dla niego pracowały, gigantyczne zyski. W kolejnym etapie ktoś postanowił, że część z tych ukradzionych klientom pieniędzy Plichta ma zainwestować w zakup upadających linii lotniczych. Tutaj prawdopodobnie chodziło o to, żeby za bezcen przejąć LOT i rynek lotów pasażerskich w Polsce. Wiele wskazuje na to, że zainteresowane tym były niemieckie linie lotnicze.

Na jakie pytania, związane z tą sprawą, do dnia dzisiejszego nie znaleziono odpowiedzi?

Moim zdaniem do dzisiaj nie wyjaśniono najważniejszych aspektów tej sprawy, mimo śledztwa prokuratorskiego, procesu sądowego i komisji śledczej. Nie wskazano z imienia i nazwiska, i nie oskarżono ludzi, dla których pracował Marcin Plichta. Nie ustalono, skąd miał pieniądze na rozruch firmy i udzielanie pożyczek, zanim do parabanku wpłynęły pierwsze lokaty. Nie wiadomo, kto sprawił, że służby specjalne, policja, prokuratura i urzędy skarbowe niemal nic nie zrobiły, aby powstrzymać rozrost parabanku. Z afery Amber Gold wyłania się obraz Polski jako państwa z dykty, w którym grupy interesów mogą bez przeszkód rozwinąć przestępczy biznes na ogromną skalę, i nikt im w tym nie przeszkadza.

Jaki obraz polskich służb wyłania się z analizy materiałów, do których Pani dotarła?

ABW w Gdańsku prowadziło sprawę o kryptonimie „Eldorado”, CBA sprawę o kryptonimie „Ponzi”, CBŚ o kryptonimie „Goldi”, a Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku sprawę „Bursztyn”. Wszystkie dotyczyły Amber Gold. Swoją sprawę prowadziła też Komenda Miejska Policji w Gdańsku i lokalna prokuratura. Żadna z tych instytucji nie zapobiegła kradzieży 851 milionów złotych pieniędzy Polaków, ani nie była w stanie zatrzymać piramidy. Gdy ABW wreszcie zaczęła wyjaśniać sprawę w 2013 roku, rozpracowanie operacyjne zostało przerwane. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, o czym to świadczy.

Jak, z perspektywy czasu, ocenia Pani pracę komisji śledczej ds. Amber Gold?

Komisja miała wskazać nieprawidłowości, do których doszło w instytucjach państwa i osoby za nie odpowiedzialne. Moim zdaniem to się udało zrobić. Raport jest bardzo szczegółowy i precyzyjnie wytyka, kto jest winny niedopełnienia obowiązków.

Jaką naukę możemy wyciągnąć z tej kosztownej i dla wielu klientów bolesnej lekcji?

Przed sądami toczy się jeszcze kilka podobnych spraw – PKF Skarbiec, Finroyal, żeby wspomnieć tylko te największe. Na Pomorzu to była prawdziwa plaga – w ciągu kilku lat założono kilkanaście parabanków. Poszkodowane są w nich dziesiątki tysięcy ludzi. Prawdopodobnie nigdy nie odzyskają swoich pieniędzy. Jaka z tego lekcja? Ostrożność w inwestowaniu pieniędzy. Jeżeli jakaś firma oferuje depozyty znacznie przewyższające średnie oprocentowanie dostępne na rynku – trzeba ją sprawdzić, czy nie ma ostrzeżenia Komisji Nadzoru Finansowego. Gdy pożyczamy pieniądze, sprawdzajmy oprocentowanie, czytajmy warunki umowy. Niby banalne, ale okazuje się, że część klientów tego nie robi. Widzą reklamę i wpłacają pieniądze. Natomiast służby powinny bardzo dokładnie wyjaśnić, kto stał za aferą Amber Gold, i jak to się stało, że niemal żadna instytucja państwa nie zadziałała prawidłowo. Powinny rozgryźć układ. Uważam, że dopóki to się nie stanie, taka afera – lub większa – w każdej chwili może się powtórzyć.

Czy w Pani odczuciu, sprawiedliwości stało się zadość?

Nie stało się zadość. Poszkodowani otrzymali około 10 procent tego, co wpłacili. Część nie dożyła tego momentu. Często ludzie stracili oszczędności całego życia. Jak można mówić o sprawiedliwości? Czy 15 lat więzienia dla Marcina Plichty, a 11 lat dla Katarzyny, która zresztą już od jakiegoś czasu jest na wolności, zadośćuczyni tej krzywdzie?

Dziękuję za rozmowę

Facebook