„Wampir” nie był łatwym przeciwnikiem

Zdjęcie sygnalityczne Knychały. Akta sprawy (fot. A. Gawliński).

Dokumentowanie jest jedną z najważniejszych czynności, jakie należy wykonać. Ważne, aby materiał poglądowy był jak najbardziej obszerny, a przy tym kompletny. Zdjęcia i protokoły wzajemnie się uzupełniają. A co do pozorantów, korzysta się z nich jeszcze. Jako ciekawostkę powiem, niektórzy może skojarzą, o jaką sprawę chodzi – kilka lat temu, podczas eksperymentu procesowego pozorantka wchodziła do walizki, którą następnie zamykano. Chciano w ten sposób sprawdzić, czy sprawca mógłby spakować zwłoki swojej żony i właśnie tak wynieść je z mieszkania.

Z Andrzejem Gawlińskim, doktorem nauk prawnych, kryminalistykiem, autorem książki „Wampir. Joachim Knychała – seryjny morderca kobiet” – rozmawia Anna Ruszczyk.

O „Wampirze” napisano i powiedziano już sporo. Czym różni się twoja najnowsza książka „Wampir. Joachim Knychała – seryjny morderca kobiet” od innych publikacji, poświęconych temu zabójcy?

Ta książka wypełnia pewną lukę. To kryminalistyczna rekonstrukcja jego zbrodni. Skupiłem się na czynnościach śledczych i możliwościach kryminalistyki lat 70. i 80. Zamieściłem w książce sporo niepublikowanego nigdzie wcześniej materiału, zdjęć ze sprawy czy dokumentów. „Wampir” to ponad 500 stron true crime w czystej postaci.

Czy seryjni mordercy wciąż wzbudzają w społeczeństwie zaciekawienie, pewnego rodzaju fascynację?

Wzbudzają ogromne zainteresowanie. Dlaczego? Nie ma chyba na to jednoznacznej odpowiedzi. Jednych przeraża liczba ich ofiar, brutalność oraz okoliczności samych zdarzeń. Innych interesuje natomiast osobowość seryjnych morderców, psychika i motywy, jakimi się kierują. Wydaje mi się też, że takim czynnikiem, który sprawia, iż niektórzy fascynują się tego rodzaju sprawcami jest prowadzenie przez nich na pozór normalnego życia.

Kim tak naprawdę był Knychała? Seryjnym mordercą, gwałcicielem, pedofilem, a może nekrofilem?

Dla mnie był człowiekiem o wielu twarzach. Sprawcą, którego chyba nikomu nie udało się do końca poznać.

Zbrodnie, o których piszesz w książce, miały miejsce w latach 70/80. Czy był to okres, który sprzyjał rozwojowi przestępczości przeciwko zdrowiu i życiu?

Ogólnie był to okres, w którym notowano sporą liczbę przestępstw, w tym przeciwko życiu lub zdrowiu. O tych czynach, ze względu na ich charakter, było szczególnie głośno.

Okazanie. Akta sprawy (fot. A. Gawliński)

Często, gdy czytam o seryjnych mordercach, dowiaduję się, że ich żony nie miały pojęcia o kryminalnej twarzy swoich mężów. Zupełnie nie zauważały żadnych niepokojących symptomów, zmian w zachowaniu, nie dziwiły ich pojawiające się w domu fanty, typu damska biżuteria, części garderoby. Ta pewnego rodzaju „ślepota” trwała niekiedy kilka lat. Nie widziały, czy nie chciały widzieć?

Przyznam, że sam często się nad tym zastanawiam przy każdym kolejnym przypadku. Wspomniane przez ciebie fanty, powrót partnera o późnych porach, zakrwawione i ubrudzone ubranie to jedno. W społeczeństwie panowała też psychoza strachu przed kolejnymi atakami. Do większości żon czy konkubin dochodziły wiadomości o napadach, nie żyły przecież w próżni. Możliwe że same również obawiały się o swoje życie słysząc poszczególne relacje albo czytając prasę. Z przypadków, które jak dotąd opisałem, jedynie konkubina Edmunda Kolanowskiego zeznała, iż wiedziała o części jego zbrodniczej działalności. Jednak milczała, ponieważ jej zagroził, że ją zabije.

Czy według Ciebie, w obecnych czasach, można być w związku z drugą osobą, prowadzić z nią wspólne gospodarstwo, mieszkać pod jednym dachem, nie mając świadomości, że jest mordercą?

Spotyka się takie przypadki.

W jaki sposób sprawa „Wampira” wpłynęła na losy polskiej kryminalistyki? Czy działalność zabójców mobilizowała śledczych do jeszcze bardziej intensywnych czynności wykrywczych?

Zdecydowanie. Sprawa Wampira, jak też i innych seryjnych morderców, wpłynęła znacząco na różne aspekty pracy wykrywczej. Zbrodnicza działalność determinowała postęp – wymianę sprzętu, uzupełnianie niedoborów kadrowych, szkolenia, dzielenie się doświadczeniami pomiędzy poszczególnymi jednostkami i próby większego zaangażowania biegłych, chociażby z zakresu medycyny sądowej czy psychologii.

Czy udało ci się dotrzeć do kogoś z rodziny Knychały, czy znane są ci losy ofiar, które przeżyły jego atak?

Mam informacje, m.in. od mieszkańców Piekar Śląskich – sąsiadów czy znajomych Knychałów, jak wyglądało późniejsze życie jego bliskich – żony i dzieci. Nie zamieściłem jednak w książce żadnych szczegółów na ten temat. Tak jak przy poprzednich publikacjach, uznałem, że temat rodziny, powinien być ucięty razem z zakończeniem sprawy, czyli wykonaniem wyroku. Bliscy mają prawo do swojego nowego życia.

Zamieściłeś w publikacji bogaty zbiór fotografii z akt sprawy. Czy śledztwa prowadzone współcześnie również są w ten sposób dokumentowane? Nadal korzysta się podczas wizji lokalnej z obecności pozorantki?

To zależy od samej sprawy i osoby prowadzącej śledztwo. Dokumentowanie jest jedną z najważniejszych czynności, jakie należy wykonać. Ważne, aby materiał poglądowy był jak najbardziej obszerny, a przy tym kompletny. Zdjęcia i protokoły wzajemnie się uzupełniają. A co do pozorantów, korzysta się z nich jeszcze. Jako ciekawostkę powiem, niektórzy może skojarzą, o jaką sprawę chodzi – kilka lat temu, podczas eksperymentu procesowego pozorantka wchodziła do walizki, którą następnie zamykano. Chciano w ten sposób sprawdzić, czy sprawca mógłby spakować zwłoki swojej żony i właśnie tak wynieść je z mieszkania.

W rozdziale dotyczącym powołania specjalnej grupy operacyjnej o kryptonimie „szóstka” pojawia się informacja o tym, że śledczy sporządzili manekina domniemanego sprawcy. Czy były to początki profilowania kryminalnego?

Powiedziałbym, że raczej wyjście poza klasyczne, dotychczas praktykowane schematy. Możliwości profilowania zaczęto doceniać już w przypadku poprzednich sprawców seryjnych. Zamiast kolejnego portretu pamięciowego przygotowano manekina o wyglądzie i ubiorze podawanym przez świadków. Taki obraz był znacznie łatwiejszy do zapamiętania dla funkcjonariuszy, którzy mieli za zadanie schwytać Wampira. Sprawca stał się bardziej realny.

Jak oceniasz zaangażowanie sił i środków w sprawie „Wampira”?

Po latach, a szczególnie nie biorąc udziału w sprawie, taka ocena byłaby zapewne nieobiektywna. Łatwo powiedzieć, że coś można było zrobić szybciej, lepiej, zaangażować większe siły i środki w poszukiwanie „Wampira”. A trzeba przecież pamiętać, że tego rodzaju sprawca był nowym zjawiskiem. Poza tym, ze względu na szereg czynników – jego modus operandi, rozległość terenu, na którym działał, zamieszkałą na nim liczbę ludności – nie był łatwym przeciwnikiem.

Zainteresował mnie zamieszczony w publikacji stenogram z rozmowy Achima z żoną. Nie chcę zdradzać jej treści. Czy dziś podejrzany mógłby odbyć podobną rozmowę z żoną, w obecności śledczych?

Nie sądzę. Na tym etapie należy izolować podejrzanego od kontaktów ze wszelkimi osobami, szczególnie takimi, które będę świadkami w sprawie itd. W przypadku Achima kierowano się zupełnie inną kwestią. Śledczym zależało, aby skłonić go do współpracy i wyjawienia szczegółów zbrodni. Spełniono więc jego prośbę – chciał sam o wszystkim powiedzieć swojej żonie.

Wygląda na to, że seryjni mogą być molami książkowymi, kochać zwierzęta i swoich bliskich. Jak to możliwe, że nie są tacy źli jednocześnie będąc bestiami?

To jednostki o złożonej osobowości, na którą wpływ mają liczne zaburzenia, występujące w różnej postaci i natężeniu. Przekładają się one na między innymi na ich funkcjonowanie w społeczeństwie oraz pojmowanie dobra i zła w życiu codziennym.

Życie nie jest usłane różami, a my dodatkowo serwujemy czytelnikom mroczne historie. Czy miewasz czasem dość zbrodni?

Nie. Gdyby tak było to zapewne zająłbym się czymś innym. Nie przywiązuję się emocjonalnie do spraw, nad którymi pracuję jako biegły, naukowiec czy autor książek, a raczej kieruję się ciekawością. Każda historia jest inna i z każdej można się czegoś nauczyć.

O kim będzie następna twoja książka? Niech zgadnę, o mordercy?

Mogę tylko powiedzieć, że o kolejnym sprawcy seryjnym z okresu PRL. Nie chcę psuć czytelnikom niespodzianki, więc nie zdradzę nic więcej. Książka prawdopodobnie ukaże się jeszcze pod koniec tego roku. Wcześniej jednak będą dostępne drugie, poszerzone wydania książek dotyczących problematyki pozbywania się zwłok, pozorowania oraz namowy lub pomocy w samobójstwie, których przedsprzedaż właśnie trwa.

Dziękuję za rozmowę

Facebook