Edmund Kolanowski to z pewnością najsłynniejszy polski nekrofil i tak naprawdę jeden z nielicznych, których znamy. Obraz kryminologiczny Kolanowskiego jako sprawcy jest wyjątkowy nawet na tle dewiacji Bogdana Arnolda czy Pawła Tuchlina. Droga Kolanowskiego do nekrofilii była dość długa i jeśli istnieć miałaby niekwestionowana zależność pomiędzy wczesną konfrontacją z motywami śmierci a późniejszym objawieniem skłonności nekrofilskich, to powiedzieć można byłoby, że Kolanowski na nekrofilię był skazany – od najmłodszych lat był on częstym gościem poznańskich cmentarzy, we wczesnej młodości miał też okazje do przyglądania się sekcjom zwłok. Nie był przy tym najlepiej predysponowany intelektualnie, szybko też wszedł w konflikty z prawem. Dla urzeczywistnienia swych nekrofilskich fantazji wykopywał kobiece zwłoki z grobów, które okaleczał w ten sposób, że wycinał z nich piersi i narządy płciowe, przyszywane następnie do manekina poddawanego praktykom seksualnym.
Z Marcinem Berentem, prawnikiem, historykiem, detektywem, wykładowcą akademickim, prawnikiem kancelaryjnym, ekspertem prawnym, autorem komentarza do Kodeksu karnego i publikacji na temat prawnych aspektów nekrofilii – rozmawia Anna Ruszczyk.
Co się kryje pod pojęciem parafilii tanatofilskich?
W większości wywiadów pierwsze pytania zadawane rozmówcy są zazwyczaj najłatwiejsze, sprawiają najmniej trudności. Skoro tak, to ten wywiad sztampowy nie będzie i to nie tylko dlatego, że dotyczy niesztampowego tematu, lecz także z tego powodu, że rozpoczyna się w sposób niesztampowy. Okazuje się bowiem, że tak postawione pytanie nie jest wcale łatwe w odpowiedzi, ponieważ w dyskursie naukowym w dalszym ciągu brak jest powszechnej zgody co do tego, co tak naprawdę należy rozumieć pod pojęciem parafilii tanatofilskich. Proste odpowiedzi na takie pytania daje tylko Wikipedia, ale dla prawdziwego badacza taka wiedza to za mało. Istnieje oczywiście zgoda co do istoty w ogóle, nie ma jej jednak, gdy idzie o szczegóły. Na początek może łatwiej będzie więc wyjaśnić, jak należy rozumieć to pojęcie, natomiast to, co się pod nim kryje pozostawić do rozstrzygnięcia w dalszej części naszej rozmowy, gdy powiemy już o rzeczach podstawowych. Otóż pojęciu „parafilia”, wywodzącemu się z języka greckiego, nadaje się znaczenie zaburzenia preferencji seksualnych, co – w swej semantycznej elegancji – pozbawione jest pejoratywnego zabarwienia, w odróżnieniu od takich sformułowań, jak zboczenie, dewiacja czy perwersja, choć w swej istocie sprowadzają się one do opisu jednego i tego samego zjawiska. Tanatofilia zaś to aberracja seksualna, w której stymulatorem podniety jest szeroko pojęta śmierć, zgodnie zresztą z jej greckim źródłosłowem, choć niekoniecznie stymulatorem tym muszą pozostawać ludzkie zwłoki. Finalnie więc powiedzielibyśmy, że parafilia tanatofilska to zaburzenie preferencji seksualnych, w której osiągnięcie spełnienia seksualnego sprzężone jest z motywem śmierci. Niekiedy pojęcie „tanatofilia” używane bywa zamiennie z pojęciem „nekrofilia”, niekiedy nadaje się mu inne jeszcze znaczenia, na przykład łącząc je z odmianą masochizmu, w którym reakcja podniety seksualnej wyzwalana jest przez myśli suicydalne, czyli fantazje o własnej śmierci czy pogrzebie. To tylko pokazuje, jaki zamęt terminologiczny mamy w kwestiach, których dotyczy nasza rozmowa, a zamęt ten fatalnie ciąży nad jakością analizy naukowej.
Z jakimi dewiacjami możemy mieć do czynienia mówiąc o parafiliach tanatofilnych, jakie są ich odmiany?
Pojęcie parafilii tanatofilskich jest pojęciem szerokim, ze względu zaś na brak powszechnej zgody co do istoty, a przynajmniej wielu aspektów tego zaburzenia, pozostaje ono w pewnym sensie umowne. Umowne, ale nie dowolne, bo o tanatofilii wiemy jednak sporo, choć to, czego nie wiemy pozostawia wiele niedosytu naukowego. Dewiacje tanatofilskie nie tworzą katalogu zamkniętego poprzez enumeratywne ich wyliczenie, najczęściej jednak pośród nich wymienia się pigmalionizm, czyli parafilię, w której stymulatorem podniecenia seksualnego jest rzeźba, posąg itp., określaną również mianem statuofilii; zomnofilię, czyli parafilię, w której stymulatorem podniecenia seksualnego jest osoba śpiąca czy odurzona, a w każdym razie taka, która nie objawia normalnej aktywności życiowej. Parafilia ta bywa określana także anglojęzycznym wyrażeniem „sleepy sex”, które chyba lepiej opisuje istotę zjawiska. Pośród parafilii tanatofilskich wymienia się również mizofilię (mysofilię), w której stymulatorem podniecenia seksualnego pozostaje połykanie wydalin ludzkiego ciała. Mnie akurat ta kwalifikacja klasyfikacyjna zupełnie nie przekonuje, podobnie zresztą nie przekonują mnie także i inne kwalifikacje danego zachowania pośród aberracji tanatofilskich, wszak np. statuofilia, choć stanowi odchylenie od normy, niewiele w swej istocie musi mieć jednak wspólnego z podnietą śmiercią, choć wykluczyć nie można zaistnienia pociągu seksualnego do martwych obiektów, tym więc chyba należałoby tłumaczyć tworzenie takich klasyfikacji. Prawda też jest taka, że pośród tego, co niektórzy chcieliby skategoryzować jako groźnie brzmiącą parafilię tanatofilską kryją się w istocie nie zawsze groźne fetysze. Wracając jednak do głównego nurtu odpowiedzi na postawione pytanie, wskazać możemy także na nozofilię, w której stymulatorem podniecenia seksualnego jest kontakt z osobą w stanie agonalnym. Najbardziej niebezpiecznym przejawem parafilii tanatofilskich pozostaje nekrosadyzm, którego istota – przynajmniej zgodnie z klasyfikacją zaproponowaną przez E. Wulffena – wyraża się w zabójstwie na tle nekrofilskim. Mamy także nekromancję, która jednak stanowi bardziej formę praktyk magicznych, w których przyzywa się zmarłych, aniżeli aberrację w pełni tanatofilską. Nekromancja została jednak jako takie zaburzenie sklasyfikowana w dużej mierze za sprawą L. Franziniego i J. Grossberga, którzy w swych rozważaniach prowadzonych w ujęciu psychologicznym wyróżnili także nekrofilię romantyczną. Samo zjawisko, jakkolwiek w swym zasadniczym zrębie nie wykazuje cech kryminogennych, może być przedmiotem refleksji dla prawnika, zaś kroniki kryminalne znają tego typu przypadki, czego dowodzi historia L. Wendell, o której być będzie okazja jeszcze tutaj wspomnieć.
Na ile tego typu zaburzenia są rozpoznane przez środowisko naukowe, ile miejsca poświęca się tym zagadnieniom w literaturze?
Do swej rozmowy zechciała mnie Pani zaprosić jako prawnika, być może do odpowiedzi na to pytanie lepiej byłoby poprosić kogoś ze świata medycyny, a przynajmniej z obszaru psychologii, to właśnie bowiem tym naukom przypada w pierwszej kolejności zadanie „rozszyfrowania” parafilii tanatofilskich, prawnik zaś z tych osiągnięć może chyba bardziej czerpać, aniżeli realnie je kreować. Ponieważ jednak w toku swego rozwoju naukowego miałem okazje do konfrontowania się z wiedzą ściśle psychologiczną, to może rzeczywiście na tej podstawie spróbuję szerzej odnieść się do podniesionej kwestii. Ale też powiedzieć muszę, że nigdy nie czuję się dobrze, odpowiadając na tego typu pytania, nie chciałbym bowiem rościć sobie pretensji do oceny stanu wiedzy w zakresie problemów, które wymagają ode mnie jeszcze poważnego zgłębienia. To, na ile jednak problemy te udało mi się zgłębić w toku podjętych badań, zdaje się uzasadniać przekonanie, że zaburzenia, o których tutaj rozmawiamy, nie zostały rozpoznane przez środowisko naukowe w pełnym zakresie. Ostateczna diagnoza w tym względzie winna być jednak relatywizowana do gałęzi nauki, dziedziny czy dyscypliny wiedzy. Zdecydowanie więcej wiedzą o tym lekarze i psychologowie, aniżeli prawnicy, ale to chyba zrozumiałe, wszak prawo mniej interesuje się etiologią zaburzenia, pozostając bardziej obliczone na konsekwencje zachowań zaburzenia te ewentualnie urzeczywistniających. Takie założenie znajduje potwierdzenie w piśmiennictwie, które stosunkowo niewiele uwagi poświęca parafiliom tanatofilskim, jeśli idzie o literaturę prawniczą. Nieco lepiej wygląda to w przypadku literatury medycznej czy psychologicznej, w której napisano dość sporo na ten temat, choć bez popadania w nadmierną euforię w tym względzie. Wszelkie zboczenia tego typu rozbudzają ludzkie emocje i lęki, choć w rzeczywistości przypadków dewiacyjnych nie ma wiele. Zaryzykować można byłoby nawet twierdzenie, że parafilie tanatofilskie cieszą się zainteresowaniem naukowym w obszarze nauk medycznych i im pokrewnych niewspółmiernym do znaczenia aberracji w praktyce. To zainteresowanie naukowe nie przekłada się jednak na jakieś przełomy, a Światowa Organizacja Zdrowia, mimo upływu czasu, w swej klasyfikacji ICD-10 nadal określa nekrofilię – obok frotteryzmu – jako „inne zaburzenie preferencji seksualnej”, podobnie zresztą jak Amerykańskiej Towarzystwo Psychiatryczne w klasyfikacji DSM-IV.
Jaka jest różnica między tanatofilią a nekrofilią?
W obrocie naukowym pojęcia te nierzadko traktowane są jako tożsame, w konsekwencji czego używa się ich zamiennie, jednak zatarcie różnic pomiędzy tanatofilią a nekrofilią nie zasługuje na uznanie, zakresy pojęciowe obu tych terminów nie muszą się bowiem pokrywać. Tanatofilia to pojęcie szersze, obejmujące swym znaczeniem ogół aberracji seksualnych, w których stymulatorem podniety jest śmierć, podczas gdy nekrofilia to tylko jeden z możliwych przejawów dewiacji tanatofilskich, w którym stan podniecenia i satysfakcji seksualnej osiągany jest konkretnie w relacji do zwłok ludzkich. Taki przypadek nekrofilii określamy mianem nekrofilii właściwej. Istotę nekrofilii dobrze oddaje chyba tłumaczenie samego pojęcia, które – w swej warstwie lingwistycznej – także wywodzi się z języka greckiego, a powstało z połączenia dwu słów, a to „miłość” i „martwy”, znaczy to więc tyle, w wolnym tłumaczeniu, co miłość do śmierci. Termin ten do współczesnej nauki wprowadził Guslein, a współistnieje ono obok mniej rozpowszechnionego pojęcia – nekrolangia. Proszę jednak zważyć na to, o czym mówiliśmy we wstępnie naszej rozmowy – w sferze terminologicznej panuje znaczna niejednolitość, dlatego dla wielu nie będzie różnicy pomiędzy tanatofilią a nekrofilią, jeszcze dla innych tanatofilia znaczyć będzie coś innego, aniżeli przed momentem to przedstawiłem, lecz co sygnalizowałem we wstępie do tej rozmowy.
Czy to możliwe, aby człowiek zaczął uważać się za wilka i w konsekwencji odczuwał potrzebę zbliżenia do ludzkich zwłok?
Nie, to absurd, nie ma takiej zależności. Zaburzenie, o które Pani pyta to likanotropia, która wyraża się w przekonaniu chorego, że przepoczwarza się w wilka – to tzw. wilkołactwo, któremu towarzyszyć mogą patologiczne zmiany zewnętrzne w przypadku tzw. genu wilkołaka. Ze względu na możliwy drastyczny przebieg choroby wykluczyć nie można równoległego pojawienia się skłonności tanatofilskich, nie stanowią one jednak normalnego następstwa likanotropii. Podobnie nie ma też zależności pomiędzy nekrofilią a porfirią, która należy do chorób genetycznych krwi, u podstaw której leżą zaburzenia działania enzymów w szlaku syntezy hemu. Wszelkie próby łączenia tych schorzeń stanowią intelektualne nadużycie albo fikcyjne urzeczywistnienie filmowych czy literackich wyobrażeń twórców dzieł z gatunku kina czy literatury grozy, którzy w chorych widzieć chcieliby seksualnych dewiantów.
W jaki sposób kryminologia, kryminalistyka przedstawiają problematykę parafilii tanatofilnych?
Zasadniczo – w żaden, przynajmniej jeśli chodzi o osiągnięcia polskiej kryminologii i kryminalistyki na tym polu. W literaturze akademickiej nie poświęca się temu zagadnieniu właściwie żadnej uwagi, pośród polskich pozycji piśmienniczych brak jest także jakiegokolwiek opracowania monograficznego w tym względzie. Jeśli już wspomina się o parafiliach tanatofilskich w naukach niejako dla prawa pomocniczych, to zupełnie na marginesie, przy okazji analizy jakiegoś innego problemu. Istniejące opracowania mają też charakter bardziej przyczynkarski, aniżeli całościowo traktujący o istocie zjawiska. Więcej o parafiliach tanatofilskich poczytać można w czasopismach kryminalistycznych albo w jakichś magazynach o nierzadko zredukowanych ambicjach intelektualnych, w których cel ukierunkowany jest bardziej na zdobycie szerszego grona czytelników aniżeli na pogłębioną refleksję merytoryczną i promowanie rzetelnej wiedzy.
Czy i w jakim zakresie nekrofilia jest przedmiotem prawa karnego?
Dla praktyki polskiego prawa karnego, czy – szerzej – polskiego wymiaru sprawiedliwości, nekrofilia to problem zupełnie marginalny, w zasadzie nieistniejący. To oczywiście pożądany stan rzeczy, wszak wyjątkowość prawa karnego wyraża się także w tym, że jego normy powinny znajdować zastosowanie jak najrzadziej. Jeśli natomiast chodzi o teorię, naukę prawa karnego, to nekrofilia w zasadzie także nie stanowi jakiegoś głębszego obszaru badawczego.
Kim zatem są i jak działają nekrofile, czy istnieje profil osobowościowy, behawioralny nekrofila?
Tego dokładnie nie wiemy i chyba trudno się temu dziwić – skoro nie ma pełnej zgody co do tego, czym jest sama nekrofilia, prócz oczywiście ogólników, to trudno byłoby zgadzać się co do tego, kim jest sam nekrofil i jaki jest jego modus operanadi. Zresztą te nieliczne przypadki nekrofilskie, które znamy, wskazują, że nie ma raczej jakiegoś jednego wzorca zachowania w tym względzie, co nie znaczy, że pewne sposoby postępowania nie są wspólne dla wielu sprawców tego typu czynów. Nie ma jednak jakiegoś abstrakcyjnego modelu osobowościowego nekrofila, choć oczywiście podjąć możemy się jakichś ogólnych prób rekonstrukcyjnych w tym zakresie. Jeśli zatem podejmiemy taką próbę, to powiedzieć trzeba, że nekrofilem może być w zasadzie każdy, tego nikt nie ma wypisanego na twarzy. Najczęściej jednak skłonności w tym kierunku przejawiają ludzie wyalienowani społecznie, których dręczą wspomnienia traumatycznych wydarzeń, takich jak zgwałcenie, molestowanie seksualne czy wcześniejsze odrzucenie przez partnera. Są to nierzadko ludzie obarczeni kompleksami, które są wynikiem braku zdolności do prawidłowej akomodacji społecznej, skrępowania i niepewności seksualnej czy jakichś defektów fizycznych. Taki zdegenerowany model osobowości nekrofila jest oczywiście zgodny z wzorcami idealnego społeczeństwa, które wszelkie odstępstwa od normy tłumaczy sobie jakimiś anomaliami czy defektami, ale prawda jest taka, że dewiacje nekrofilskie nie są wykluczone także pośród ludzi zupełnie normalnych, cokolwiek to znaczy, o ugruntowanej pozycji społecznej. Jedna z poważniejszych prób odpowiedzi na pytanie, kim jest nekrofil, została podjęta przez J. Rosmana i P. Resnicka, którym udało się przebadać 122 przypadki nekrofilskie, choć nie wszystkie z nich nadawały się do ujęcia w sumarycznych wynikach. Z niezwykle interesujących badań wyłania się obraz nekrofilia, dla którego średnia wieku to 37 lat. U nieco ponad połowy z nich stwierdzone zostały zaburzenia psychiczne. Zdecydowana większość preferuje klasyczny stosunek dopochwowy (waginalny), jeśli pozwala na to oczywiście stan rozkładu zwłok, a zazwyczaj dobierane są zwłoki nieprzetoczone jeszcze procesami pośmiertnymi. Wielu z nich ma także dostęp do zwłok ludzkich z tytułu wykonywanego zawodu, choć trudno byłoby zaakceptować twierdzenie, że to właśnie obcowanie ze śmiercią podczas wykonywanej pracy wyzwala dewiacje nekrofilskie. W rzeczywistości jest tak, że osoba, która już wcześniej przejawiała tego typu skłonności poszukuje zatrudnienia w miejscu, które może ułatwić jej urzeczywistnienie aberracyjnych upodobań. Nekrofilia jest także domeną mężczyzn, sprawcza rola kobiet w tym zakresie jest zupełnie znikoma. W zakresie profilu behawioralnego nekrofila w dużej mierze wspólne pozostają przyczyny podejmowania zachowań o podłożu nekrofilskim, okazuje się bowiem, jak podaje Hubert Szymański, że blisko 70% z nich dopuściło się tego typu zachowania, aby swe seksualne fantazje zrealizować wespół z partnerem niestawiającym oporu, obcowanie, z którym nie groziłoby odrzuceniem. Przeszło 20% dążyło do zbliżenia seksualnego z partnerem wyidealizowanym, 15% kierowało się po prostu potrzebą zaspokojenia popędu seksualnego, a 12% chciało w ten sposób podnieść poziom swojej samooceny poprzez poczucie nieograniczonej dominacji. Tylko 15% sprawców odczuwało faktyczny pociąg seksualny do obiektu swych uniesień, w którym upatrywali wyłączność swego zaspokojenia w tym względzie.
Wspomniał Pan o nekrofilii romantycznej. Na czym ona polega?
Nekrofilia romantyczna jest wprawdzie klasyfikowana pośród aberracji tanatofilskich, choć taka kwalifikacja budzić może wątpliwości, zwłaszcza wówczas, gdy fantazje seksualne ograniczają się do wyobraźni, nie stając się uzewnętrznionym czynem. Kategoria ta została wyodrębniona w 1995 roku przez L. Franziniego i J. Grossberga i ma ona polegać na tym, że nekrofil romantyczny obiektem swych uczuć czyni osobę zmarłą. Jako przykład podaje się króla Heroda, który miał sypiać ze swoją żoną Marianną jeszcze siedem lat po jej śmierci.
Jaka jest różnica pomiędzy nekrofagią a kanibalizmem?
Te pojęcia znów często używa się zamiennie, a zakresy takich zachowań częściowo się pokrywają, zwłaszcza gdy obserwujemy je w świecie przyrody. Nas interesują one jednak w relacji do nekrofilii, a skoro tak, to przypomnieć wypada, że pierwsze, prawdziwie naukowe badania w kierunku rozpoznania istoty nekrofilii prowadził na początku XX wieku E. Wulffen. To właśnie jemu zawdzięczamy opracowaną w 1910 roku klasyfikację zachowań nekrofilskich, do których zaliczony został nekrosadyzm, polegający na kontakcie z osobą zmarłą lub pozostającą w stanie agonalnym, przy czym ofiara do takiego stanu została uprzednio doprowadzona przez nekrofila; nekrostuprum, czyli kradzież zwłok ludzkich dla wykorzystania ich w celach seksualnych i właśnie nekrofagia, w której sprawca preferuje pożeranie ciała ludzkiego. Takie ujęcie nie zawsze przekonuje do końca, nekrofagia, czy – w omawianym tu znaczeniu – antropofagia nie musi bowiem łączyć się z żadną parafilią seksualną. Kanibalizm pośród ludzi to zjawisko często rytualne albo dyktowane instynktowną walką o przeżycie w ekstremalnym stanie jego zagrożenia, który w takim układzie nie ma niczego wspólnego z seksem. Przypadki nekrosadyzmu, a więc zabójstwa na tle nekrofilskim, zdarzają się niezmiernie rzadko, a w przekonaniu tym utwierdza szereg publikacji naukowych. W tym kontekście przypomina mi się jeden z procesów o antropofagię, toczony przeciwko przywódcy Cesarstwa Środkowoafrykańskiego – J. Bokkasie, który jednak od zarzutu kanibalizmu został uwolniony. Proszę także przypomnieć sobie, znany chociażby z filmowej ekranizacji, los pasażerów urugwajskiego lotu 571, przepełniony kanibalistycznym dramatem, jakże jednak odległym od nekrofilskiej orgii seksualnej.
Jak często według Pana wiedzy zdarzają się w Polsce, za granicą przypadki nekrofilów?
Nekrofilia to zjawisko zupełnie marginalne, zarówno w Polsce, jak i za granicą, choć tam zdarza się to stosunkowo częściej. Na rodzimym podwórku kryminalnym mamy inne problemy, statystycznie najpoważniejsze z pijanymi kierowcami, adoratorzy martwych ciał raczej nie dają nam we znaki [śmiech]. Jeśli już mielibyśmy wskazać jakiegoś bohatera upiornej historii spod znaku nekrofilii, to przede wszystkim Edmunda Kolanowskiego, którego preferencje seksualne doprowadziły ostatecznie na szubienicę. Bogatsze w tym względzie są natomiast zagraniczne akta kryminalne. Do kanonów wiedzy w tym zakresie weszły takie postaci, jak Karen Greenlee, która do historii kryminologii przeszła jako kobieta-nekrofil po tym, jak zniknęła z uprowadzonym karawanem pogrzebowym, czy Leilah Wendell, o której skłonnościach nekromantycznych zrobiło się głośno dzięki publikacjom książkowym jej autorstwa. Obie panie były jednak stosunkowo mało niebezpieczne i perwersyjne w swych odchyleniach, przynajmniej na tle takich osób, jak Edward Gein, Dennis Nielsen czy Jeff Dahmer. Gein, pierwszy z przywołanych, to postać wyjątkowo niesmaczna – to zabójca Bernice Worden, w domu którego odnaleziono fotel obity ludzką skórą, misy wypreparowane z ludzkich czaszek, maski pochodzące ze skóry zdjętej z twarzy ludzkiej czy pasek wyprawiony z sutków. W swym okrucieństwie Gein stał się archetypem bohaterów występujących w takich filmach, jak „Teksańska masakra piłą mechaniczną” czy „Milczenie owiec”. Historia kryminologii zapamiętała go jako „Rzeźnika z Plainfield”. Drugi z wymienionych, Nielsen, to szczególnie niebezpieczny zabójca, który, uśmierciwszy swe ofiary, poddawał je najróżniejszym praktykom seksualnym, oddając się także innym – przynajmniej z jego perspektywy – uciechom, np. zażywając kąpieli w trupiej wodzie. Rozczłonkowane fragmenty ciał swych ofiar spuszczał w kanalizacji, a gdy ta się zapchała – wpadł w ręce policji. No i Dahmer, seryjny morderca, gwałciciel i nekrofil, znany jako „Kanibal z Milwaukee”, mający na swym koncie przynajmniej 17 ofiar. No i oczywiście najgłośniejszy w ostatnich latach przypadek „kanibala z Rottenburga”.
Kim był „kanibal z Rottenburga”?
„Kanibal z Rottenburga”, „Potwór z Rottenburga” czy „Mistrz masarski” to Armin Meiwes, informatyk z Essen, do którego – w odpowiedzi na internetowy anons – zgłosił się Bernd Brandes, wówczas 43-letni inżynier z Berlina, gotowy do krwawej uczty, w której głównym daniem miał być… on sam! Nekrosadystyczny rytuał, sfilmowany zresztą przez Meiwesa, obejmował odcięcie Brandesowi penisa, wspólną jego konsumpcję, w końcu zaś poderżnięcie gardła ofierze i powolne jej wykrwawianie się w wannie. A wszystko to odbywało się za zgodą berlińczyka, choć nie wiadomo oczywiście, na ile była ona świadoma, a na ile zakłócona spożytym alkoholem i środkami odurzającymi. Niewiele też brakowało, aby Brandes „załapał” się na dość łagodny wyrok, ostatecznie jednak skazany został na karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Czy Edmund Kolanowski to najsłynniejszy polski nekrofil? W jaki sposób działał?
Tak, Edmund Kolanowski to z pewnością najsłynniejszy polski nekrofil i tak naprawdę jeden z nielicznych, których znamy. Obraz kryminologiczny Kolanowskiego jako sprawcy jest wyjątkowy nawet na tle dewiacji Bogdana Arnolda czy Pawła Tuchlina. Droga Kolanowskiego do nekrofilii była dość długa i jeśli istnieć miałaby niekwestionowana zależność pomiędzy wczesną konfrontacją z motywami śmierci a późniejszym objawieniem skłonności nekrofilskich, to powiedzieć można byłoby, że Kolanowski na nekrofilię był skazany – od najmłodszych lat był on częstym gościem poznańskich cmentarzy, we wczesnej młodości miał też okazje przyglądać się sekcjom zwłok. Kolanowski nie był przy tym najlepiej predysponowany intelektualnie, szybko też wszedł w konflikty z prawem. Dla urzeczywistnienia swych nekrofilskich fantazji wykopywał kobiece zwłoki z grobów, które okaleczał w ten sposób, że wycinał z nich piersi i narządy płciowe, przyszywane następnie do manekina poddawanego praktykom seksualnym. Za swe dewiacje Kolanowski trafił w ręce kata, którego nie uniknął mimo złożonego wniosku o rewizję wyroku. Co ciekawe, pętla wisielcza zacisnęła się na jego szyi nie tyle ze względu na profanacje zwłok, których się dopuszczał, lecz za jego nekrosadyzm, śledztwo w jego sprawie prowadzone było bowiem przede wszystkim w kierunku trzech morderstw. Kolanowski był też jedną z ostatnich osób skazanych w Polsce na karę śmierci, która została wykonana i ostatnim – jeśli wolno tak powiedzieć – beneficjentem tego typu sprawiedliwości w Poznaniu. Został pochowany na poznańskim Miłostowie. Nie wiem, czy jego grób jeszcze tam jest, jakiś czas temu pisano bowiem o jego likwidacji z powodu braku opłat.
Czy tabletki gwałtu mogą być narzędziem dla zomnofila, dla którego stymulatorem podniecenia seksualnego jest osoba śpiąca, bądź odurzona?
Jeśli zomnofila podnieca osoba niewykazująca normalnej aktywności, zatem na przykład śpiąca czy odurzona, a tak zwana pigułka gwałtu do takiego efektu prowadzi, to oczywiście może być ona takim narzędziem. Przyznam jednak szczerze, że znam kilka przypadków, zarówno jako pracownik nauki, jak i prawnik kancelaryjny, w których sprawca odurzył swą ofiarę takim właśnie środkiem i w żadnej z tych spraw nie wchodził w grę wątek nekrofilski. Należy zresztą pamiętać, że nie każde odczuwanie pociągu seksualnego do osoby, która w momencie okazywania jej uczuć akurat śpi czy nie objawia normalnej interakcji ze światem zewnętrznym, bo spożyła np. nadmierną ilość alkoholu, należy identyfikować jako zomnofilię. Nie jest więc zomnofilem chłopiec, który w miłosnym uniesieniu całuje o poranku swą ukochaną w czoło, chociaż ta jeszcze się nie przebudziła, podobnie jak nie jest zomnofilką dziewczę, które odczuwa satysfakcję i pobudzenie emocjonalne, kiedy przygotowuje w kuchni zimną lemoniadę dla cierpiącego po wczorajszej uczcie alkoholowej umiłowanego chłopaka [śmiech].
W jaki sposób Pana zdaniem możliwe jest podjęcie działań prewencyjnych wobec sprawców zachowań nekrofilnych?
Zawsze możliwe jest podejmowanie działań prewencyjnych przeciwko wszelkim zachowaniom niepożądanym z punktu widzenia ich oceny społecznej, zatem także w odniesieniu do nekrofilii. Ich odpowiednie wyprofilowanie i efektywność to już inna sprawa. W przypadku jednak tak rzadkiego zjawiska, jakim jest nekrofilia, trzeba postawić sobie dwa pytania. Po pierwsze, czy prewencja w tym względzie jest rzeczywiście niezbędna? Po drugie, czy działania prewencyjne mogą zostać wyprofilowane w jakiś szczególny sposób? Wydaje się, że na oba te pytania udzielić wypadałoby odpowiedzi negatywnej, choć oczywiście wiele zależy od tego, w odniesieniu do jakich realiów sformułujemy to pytanie. Nieco inaczej stoją sprawy w Polsce, inaczej na zachodzie Europy, chociażby w Niemczech, choć oczywiście bez popadania w nadmierną histerię co do rzeczywistości niemieckiej na tym polu. Ale wracając do obu tych pytań, a wprzód do pierwszego, to nic mi nie wiadomo o tym, aby istniała jakaś sformalizowana linia polityczno-kryminalna, która byłaby obliczona na przeciwdziałanie akurat nekrofilii i jej sprawcom. Taka pewnie nie istnieje, bo istnieć nie musi – Polsce nie grozi wysyp nekrofilskich dewiantów, przed którymi państwo musiałoby się jakoś intensywnie bronić. Jeśli już obywatele mają się czegoś bać w tym kontekście, to prędzej chuligańskich wybryków na cmentarzach, aniżeli przejawów nekrofilii z prawdziwego zdarzenia. No i druga kwestia: czy można w ogóle podjąć jakieś szczególne działania prewencyjne przeciwko zachowaniom nekrofilskim. W tym sensie, że ktoś pomyśli: „acha, to nekrofilia, więc z tego powodu zadziałamy tak a tak”, to raczej nie. Podjąć można, w razie potrzeby, działania ukierunkowane na ogólną ochronę porządku prawnego jako takiego i działania te nie nabiorą jakiejś szczególnej poetyki tylko z tego względu, że powodem dla ich podjęcia były czyny nekrofilskie. Nie wiem, czy jasno się teraz wyrażam, ale chodzi o to, że w prewencji przeciwko nekrofilii nie ma jakichś specjalnych środków, które nie służyłyby ochronie także innych dóbr, chodzi bowiem o ogólne postępowanie z dobrami prawnymi i chroniącymi je regułami ostrożnościowymi. Jeśli więc coś złego dzieje się na cmentarzach, to trzeba być może zwiększyć liczbę patroli pieszych, które spłoszą albo – lepiej – ujmą potencjalnego naruszyciela porządku prawnego. I bez znaczenia pozostanie to, czy naruszycielem tym będzie rzeczywiście nekrofil czy młody chuligan szukający nocnych wrażeń w miejscu pochówku naszych zmarłych. Poziom tej ochrony można oczywiście multiplikować. Wiadomo na przykład, że Francuzi od lat zmagają się z różnymi aktami wandalizmu w Père-Lachaise, również z przypadkami statuofilii. Jeśli więc patrole piesze to za mało, to prewencja polegać może także na lepszym oświetleniu alejek cmentarnych czy montażu monitoringu. Wszystko to przeciwdziała wielu niepożądanym aktom, nie tylko o podłożu nekrofilskim. Podobnie jest w innych przypadkach. Jeśli idziemy do klubu nocnego rozerwać się nieco po ciężkim tygodniu pracy, to wiadomo, że lepiej nie przyjmować napojów od osób nieznajomych. Nie dlatego, że boimy się konkretnie nekrofila, ale dlatego, że reguła postępowania stanowi, że nie przyjmujemy żadnego napoju czy prowiantu od obcego w trosce o to, aby nie paść ofiarą kradzieży czy zgwałcenia. Profilaktyka wynikająca z tej reguły ma więc charakter ogólny, chroni nas przed wieloma zagrożeniami i nie nabiera jakiegoś szczególnego charakteru w relacji do przeciwdziałania akurat nekrofilii.
Czy i w jakim zakresie wiktymologia bada ofiary sprawców zachowań nekrofilnych?
Pani, oczywiście, żartuje z tym pytaniem, prawda [śmiech]? Wiktymologia to nauka badająca fenomen pokrzywdzenia i ofiary takich stanów, zwłaszcza zaś rolę, jaką odegrał pokrzywdzony w genezie samego pokrzywdzenia. Widzi Pani, a z nekrofilią to jest tak, że ofiary tego typu zachowań dewiacyjnych mają do siebie to, że są martwe i jedyna ich wina w tym, że akurat nie żyją. Jeśli więc chcielibyśmy badać ofiary nekrofilii za pomocą instrumentarium wiktymologicznego, zwłaszcza zaś ich rolę w procesie pokrzywdzenia, to badanie byłoby niezwykle krótkie, a diagnoza brzmiałaby tak: trup stał się ofiarą dlatego, że nie żyje. No chyba że nekrofilię rozumiemy szerzej, bazując na klasyfikacjach zaprezentowanych przez wspomnianych już w naszej rozmowie badaczy i zaliczamy do niej dewiacje wykraczające poza obcowanie z ciałem zmarłego, wtedy to pytanie ma sens. Ale znów wydaje się, że wiktymologia nie ma do odegrania jakiejś większej roli w badaniu fenomenu pokrzywdzenia tylko z tego powodu, że źródłem pokrzywdzenia jest zachowanie nekrofila. Te rozstrzygnięcia znów będą zgeneralizowane. Jeśli na ten przykład nie chcemy paść ofiarą zomnofila, to – niech będzie motyw sprzed kilku chwil – nie pijemy drinków postawionych przez nieznajomego. Ale to znów nie jest jakaś szczególna reguła postępowania, lecz wynik myślenia zdroworozsądkowego. To, czy sprawcą późniejszej ewentualnej naszej krzywdy był zomnofil, złodziej czy zwykły gwałciciel, to nie ma znaczenia – przyjęliśmy drinka z pigułką gwałtu i rezultat badania wiktymologicznego zawsze wskaże przyjęcie tego napoju jako nasze przyczynienie się do zaistnienia tragedii. Jeśli nie chcemy paść ofiarą nekrosadyzmu, to minimalizujemy niebezpieczeństwo w tym względzie, korzystając z osiągnięć wiktymologii w odniesieniu do ogólnych kwestii pokrzywdzenia zbrodnią zabójstwa, choć oczywiście ewentualne motywy tego zabójstwa mogą mieć dla nas znaczenie.
Czy Pana zdaniem istnieje czarna liczba przestępstw o podłożu nekrofilnym, których nie udało się wykryć, lub informacje o takich sprawach nie dotarły do śledczych?
Każde przestępstwo i każda patologia rezonująca w sferze kryminalnej ma swą czarną, szarą, czy – po prostu – ciemną liczbę, zawsze bowiem z jakichś powodów organa śledcze nie powezmą pełnych informacji. Dlaczego w przypadku nekrofilii miałoby być inaczej? Nie ma po temu powodu. Oczywiście zastanawiać można by się było nad ilością takiej liczby, zwłaszcza zaś nad tym, czy jest ona spora czy raczej powinna być minimalna. To z kolei zależy między innymi od natury zjawiska, okoliczności popełnienia czynu, profilu osobowościowego sprawcy czy faktycznych możliwości ustalenia rzeczywistych okoliczności sprawy. Biorąc pod uwagę to wszystko wydaje się, że ta liczba nie powinna być zatrważająca, zwłaszcza w Polsce.
Dlaczego przypadki aktów nekrofilskich są rzadko stwierdzane przez lekarzy specjalistów, funkcjonariuszy policji? Czy wiadomo, jaki procent zabójstw może mieć podłoże nekrofilne?
Są rzadko stwierdzane, bo samo zjawisko jest rzadkie, trudno byłoby więc często stwierdzać coś rzadkiego. To oczywiście dobra diagnoza, wszak przypadków tego typu dewiacji chcielibyśmy mieć jak najmniej. No ale faktem jest też to, że jeśli już poweźmiemy podejrzenie o możliwości zaistnienia takiego przypadku, to rzeczywiście nie jest łatwo powiązać go z aktywnością nekrofilską. Inne są przyczyny tego stanu rzeczy w obszarze lekarskim, inne w praktyce śledczej. Prócz klasycznych trudności, które trapią lekarzy i prawników we wszystkich sprawach kryminalnych, lekarzowi – bo o nim teraz mówimy – niełatwo jest zdiagnozować nekrofilię, skoro jedno z najpoważniejszych gremiów w jego zawodowym świece nie dało sobie rady z opracowaniem jasnej jej definicji, zadowalając się stwierdzeniem, że nekrofilia to „inne zaburzenia preferencji seksualnej”. A co to znaczy „inne”. Inne to takie, które nie dają się podpasować pod pozostałe, które są znane i zdiagnozowane. Proszę sobie więc uświadomić, że inne to nieznane, no bo nie wiemy, co to dokładnie. Inne jako nieznane staje się znane tylko w relacji do naprawdę znanego, ale dalej niewiele z tego wynika. Lekarz stawia zatem diagnozę poprzez stwierdzenie, że dany przypadek po prostu nie pasuje do znanych mu schematów i w ten sposób stwierdza nekrofilię. A skoro nie ma zgody co do pryncypiów, to nie może być jasnych diagnoz w tym względzie. Gdy idzie o tak zwaną nekrofilię właściwą, to sprawa jest jeszcze stosunkowo prosta i łatwa w diagnozie, trudniej jednak w przypadku, gdy zaburzenie nie jest tak skrajne. Moja prezentacja to oczywiście daleko idące uproszczenia, bowiem forma mojej wypowiedzi wymusza poniekąd syntetyzm, a nie chciałbym wytworzyć przekonania, że my o nekrofilii to właściwie nic nie wiemy, bo tak nie jest. Nekrofilii ostatecznie też nie klasyfikuje się jako dewiacji BNO (bliżej nieokreślonej – przyp. red.), ale uwagi do F65.8, bo tam – jeśli dobrze pamiętam – zapisano nekrofilię w klasyfikacji ICD-10 wskazują, że nie bardzo wiadomo, co z tą nekrofilią zrobić. Zgadzamy się jedynie co do ogółu, po wielokroć różniąc się co do szczegółu. A co do Policji? Cóż, jeśli nie ma jasnych dowodów, świadczących np. o pośmiertnej penetracji dopochwowej, ani żadnych innych pozwalających na transparentną rekonstrukcję stanu faktycznego, to pozostają tylko gołosłowne oświadczenia podejrzewanego w zakresie ewentualnych motywów czy pobudek, które nim kierowały. Jeśli idzie natomiast o Pani pytanie odnośnie do procentowego udziału nekrosadyzmu w strukturze zabójstw, bo do tego to pytanie się sprowadza, to ja statystyk takich nie znam. To oczywiście dałoby się wyliczyć, wystarczy wiedzieć, ile zabójstw popełniono w danym roku i z jakiego powodu. Obie te wartości są do ustalenia, zwłaszcza zaś łatwo o liczbę zabójstw, która publikowana jest na stronach internetowych Policji, nie znam natomiast żadnego opracowania, w którym ktoś pokusiłby się o takie procentowe zestawienie. Biorąc jednak po uwagę naturę zjawiska, o którym tu stale rozmawiamy, śmiało można założyć, że taka procentowa partycypacja byłoby zupełnie marginalna, o ile nie żadna, przynajmniej jeśli mamy na myśli Polskę.
Jak wygląda penalizacja nekrofilii w innych krajach?
Odpowiedź na to pytanie brzmiałaby dużo ciekawej, gdyby zechciała Pani zapytać, jak wygląda penalizacja (kryminalizacja) nekrofilii w ogóle, bo od strony logicznej tak zadane pytanie dotyczyłoby także kryminalizacji nekrofilii w Polsce. Do tej pory o tym nie mówiliśmy, a w mojej ocenie nekrofilia w Polsce karalna nie jest. Temu problemowemu zagadnieniu poświęciłem zresztą jedną ze swoich publikacji naukowych pod wymownym w tym kontekście tytułem „O wątpliwych podstawach karalności tzw. nekrofilii właściwej w Polsce. Zarys stanowiska własnego na tle art. 262 K.k.”, wskazując, że pole kryminalizacyjne wykreślone przez przepisy Kodeksu karnego nie obejmuje karalności nekrofilii, przynajmniej tej właściwej, rozumianej jako obcowanie płciowe ze zwłokami ludzkimi. Swe dogmatyczne rozważania ukierunkowałem na problem wypełnienia znamion art. 262 polskiego Kodeksu karnego z 1997 roku, jeśli idzie o znamię „znieważa” oraz na wątpliwości co do przedmiotu czynności wykonawczej; problem zrekonstruowania zamiaru sprawcy czynu nekrofilskiego; problem kontekstu społecznego tego typu zachowań; w końcu na problem istoty bezprawia, które objęte jest hipotezą przywołanego artykułu kodeksowego, a także problem ulokowania ewentualnie wchodzącego w grę przepisu w takim a nie innym rozdziale Kodeksu. Skoro jednak nie tego tyczy się pytanie, to dajmy temu spokój, nie będziemy zresztą fundować potencjalnemu Czytelnikowi naszego dyskursu ciężkostrawnych treści w zakresie dogmatyki prawa karnego, bo do tego musiałoby się to sprowadzić. Jeśli więc chodzi o penalizację nekrofilii w innych krajach, to swą odpowiedzią będę mógł usatysfakcjonować Panią chyba tylko w części, prezentując wyniki badań komparatystycznych, zawężonych jedynie do ustawodawstwa common law, ale i z tego płyną ciekawe i pouczające wnioski, ukazujące przy tym różnorodność w podejściu do prawnej regulacji zagadnienia nekrofilii. Dajmy wprzód na ten przykład, przywołując za wspominanym już Szymańskim, brytyjski Sexual Offences Act z 2003 roku, który w sekcji 70., rozdział 42. konstruuje typ przestępstwa polegający na penetracji seksualnej zwłok, za co przewidziana jest kara pozbawienia wolności do lat dwóch. Sprawcą tak określonego przestępstwa nekrofilskiego jest ten, kto umyślnie dopuszcza się penetracji seksualnej za pomocą dowolnej części swego ciała, a nawet czymkolwiek innym, jeśli tylko sprawca swój czyn wykonuje na ciele osoby martwej, czyn ten zaś ma kontekst seksualny. Co szczególnie istotne, wprowadzenie tak ujętego typu czynu zabronionego, a w zasadzie potrzebę jego wprowadzenia, uzasadniano wcześniejszą niemożnością uznania nekrofilii za przestępstwo popełnione na tle seksualnym. Nie ma jednak przestępstwa wówczas, gdy sprawca jest nieświadomy tego, że obcuje płciowo z osobą martwa, to znaczy, że uroił sobie, że osoba taka żyje, jak również wtedy, gdy partner seksualny takiego sprawcy zejdzie podczas stosunku. Z kolei w amerykańskim stanie Wisconsin obowiązuje przepis, zgodnie z którym jak za zgwałcenie odpowiada także ten, kto swego czynu dopuścił się w stosunku do zmarłego. Dość kazuistyczne ujęcie nekrofilii spotykamy w ustawodawstwie stanu Georgia, gdzie nekrofilię stanowi wszelki akt o zabarwieniu seksualnym, którego sprawca dopuszcza się względem zwłok ludzkich, angażując przy tym organy płciowe i usta jednej ze stron oraz odbyt, penisa lub pochwę drugiej strony, przy czym podjęcie takiego zachowania obwarowane jest sankcją w postaci kary pozbawienia wolności do lat dwóch. Podobną kazuistykę na określenie karnoprawnej relewancji nekrofilii przyjęto w ustawodawstwie stanu Nevada, gdzie pod pojęciem tym rozumie się penetrację seksualną osoby zmarłej w postaci stosunków oralnych, przy czym zabronione jest nieznaczne nawet umieszczenie jakiejkolwiek części ciała lub przedmiotu w narządach płciowych lub odbycie, a także zakazuje się wszelkiej aktywności seksualnej praktykowanej między żywymi, lecz wykonywanej na zwłokach. Rhode Island General Laws definiuje nekrofilię jako napaść seksualną pierwszego stopnia na zwłoki ludzkie. W Arizonie nekrofilia stanowi zbrodnię względem zmarłego, która polegać może na odbywaniu z nim stosunku płciowego w postaci penetracji waginalnej i analnej, a także na samogwałcie angażującym narządy płciowe zmarłego. Tu karalność nekrofilii wykreślona jest zresztą bardzo szeroko, zabronione jest bowiem wykonywanie jakichkolwiek czynności poza tymi, które zwyczajowo przyjmuje się w praktykach funeralnych dla składowania, balsamowania czy dezynfekcji ciała, a zatem w grę wchodzą różnorakie pośrednie i bezpośrednie postaci dotyku, pieszczot, kontakty oralne, gry seksualne w odniesieniu do narządów płciowych i piersi, dokonywane zarówno przy użyciu części ciała, jak i dowolnego obiektu. W stanie Utah nekrofilia kwalifikowana jest jako desakracja, natomiast w Australii nekrofilię określa się jako nieprzyzwoitą interferencję względem zwłok, grożąc za to karą pozbawienia wolności do lat dwóch. Tak wygląda karalność nekrofilii na świecie, przynajmniej w panoramicznym skrócie i subiektywnym wyborze wiedzy, którą zaprezentował już jakiś czas temu Hubert Szymański. W tej chwili nie ma więc pewności, że nic się w tej kwestii nie zmieniło, bo – jak wiadomo – żadne prawo nie jest dane raz na zawsze w niezmiennej postaci, choć to akurat – w dobie Internetu – nietrudno sprawdzić.
O nekrofilii opowiada Pan z wielką pasją. Skąd zainteresowanie akurat tym problemem?
Nie, nie jestem nekrofilem, jeśli o to Pani pyta [śmiech]. O swej pracy, zwłaszcza tej naukowej, zawsze opowiadam z pasją i zainteresowaniem. Nekrofilią zainteresowałem się w zasadzie jako dogmatyk prawa karnego. Przy okazji z rzadka tylko toczonych rozmów wokół artykułu 262 polskiego Kodeksu karnego, który przewiduje odpowiedzialność za znieważenie zwłok, prochów ludzkich czy miejsca spoczynku wiele razy powtarzano w mojej obecności, że artykuł ten jest podstawą także do represjonowania w majestacie prawa sprawcy zachowania nekrofilskiego. To jednak budziło mój sprzeciw, a przynajmniej nie przekonywało do końca, bowiem pogłębiona analiza dogmatyczna tego przepisu wcale nie musiała prowadzić do tak kategorycznych wniosków. W końcu, czarę ambicjonalnej goryczy przelał jeden z moich katedralnych kolegów na uniwersytecie, w którym pracuję, kiedy stwierdził, że nie ma wątpliwości, że nekrofilia jest w Polsce karalna. Wtedy też postanowiłem zająć się problemem na serio. Szybko się jednak okazało, że dla dojrzałej odpowiedzi w obszarze prawnym co do tego, czy nekrofilia jest w Polsce karalna czy też nie, trzeba było zgłębić pozaprawne aspekty zjawiska. No i zgłębiłem, swymi spostrzeżeniami dzieliłem się już podczas konferencji naukowych, coś tam na ten temat także napisałem, no a teraz rozmawiam o tym z Panią. W sumie chyba warto było więc zająć się tym tematem. Zresztą ja już tak chyba mam, że interesują mnie kwestie, które z rzadka tylko rozbudzają namiętności intelektualne moich kolegów. Kwestie te prowokują także niektórych do przemyśleń, dlaczego Berent zainteresował się akurat tym problemem [śmiech]. No bo to podejrzane, gdy ktoś nadmiernie eksploatuje – jeśli wolno tak powiedzieć – trupie dewiacje. „Ciekawe, co on tam skrywa” – można pomyśleć. Ale przecież nie każdy, kto zaciekawi się nekrofilią faktycznie jest nekrofilem, przynajmniej mam nadzieję, że takiej zależności nie ma [znów śmiech]. Swoją pracę magisterską w Instytucie Historii i Archiwistyki poświęciłem III Rzeszy Adolfa Hitlera, częściowo także wizjom tego, jak mógłby wyglądać świat na wypadek zwycięstwa w wojnie państw Osi. W swej aktywności na polu detektywistycznym interesuje mnie z kolei wywiad gospodarczy i praktyczne aspekty procederu prania brudnych pieniędzy. Ale czy to oznacza, że jestem zwolennikiem hitleryzmu, z nostalgią snującym wizję o zwycięstwie Niemiec w wojnie, po to, aby w brunatnej rzeczywistości prać pieniądze? Jasne, że nie, to po prostu nauka [śmiech].
I tym wesołym akcentem kończymy Naszą rozmowę o jakże makabrycznych sprawach. Dziękuję za rozmowę
Dziękuję, cieszę się, jeśli mogłem przysłużyć się intelektualnemu zgłębieniu problemu.
Marcin Berent – asystent w Katedrze Prawa Karnego i Polityki Kryminalnej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu; wykładowca Centrum Szkolenia Kursowego i Doradztwa Śląskiego Centrum Edukacji „Oświata” w Katowicach; magistrant w Zakładzie Historii XX wieku Instytutu Historii i Archiwistyki Wydziału Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu; prawnik w Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów „Lech Obara i Współpracownicy” w Olsztynie; doradca prawny i licencjonowany detektyw w Agencji Detektywistycznej & Ochrony Biznesu „Detektywi & Prawnicy ds. karnych, gospodarczych i majątkowo-rozwodowych Expertus security-secrets-services Group” w Warszawie; konsultant prawny Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów; ekspert doraźny Biura Analiz Sejmowych Kancelarii Sejmu RP.
Świetny wywiad!