Najnowsze

Wiozła autobus, a w nim miliardy pasażerów. „Kancelaria” Helen Philips [recenzja]

fragm.okładki/Prószyński i S-ka

Ta książka zaczyna się tak, jak miliony historii kancelistów. Ludzi, którzy zostali stworzeni do tego, aby większą część swego życia tkwić pomiędzy regałami i teczkami. By dotykać zimnym nosem brudnego okna kancelarii. Różne są miejsca zsyłki, różne są oblicza kancelarii. Każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa, może koszmarna, obskurna, niekiedy wręcz odrażająca i brudna niemiłosiernie. Tak też przecież bywa. Wprawdzie nie jest to nadzwyczaj ciężka fizycznie praca, nie tak jak praca górnika, pracownika budowy czy nawet trenera piłki nożnej. Ale bywa, że praca kancelisty wykańcza nie tylko samego kancelistę. Bywa, że stanowi śmiertelne zagrożenie dla tego kto się jej podejmuje i dla tego, na rzecz którego kancelista działa. Petent? Klient? POZO?

Kancelarię” Helen Philips postanowiłam przeczytać z kilku powodów. Przede wszystkim dzięki zachęcającej opinii Ursuli K. Le Guin. Dziś, będąc już kilka dni po lekturze, z całą stanowczością mogę stwierdzić, że jest to jedna z najpiękniejszych, najsmutniejszych i zarazem najważniejszych książek w moim życiu. I nie wynika to z faktu, że sama niegdyś byłam zatrudniona na etacie kancelisty. Zupełnie nie w tym rzecz. To, w jaki sposób Helen Philips ukazała Jospehine zakleszczoną w betonowym labiryncie jest po prostu fenomenalne. Tak pięknie napisanej powieści dawno me oczy nie widziały. Jakaż ogromna magia bijąca z poszczególnych rozdziałów, gra słów, cudownie czasem niedorzecznych. Dziwne sytuacje, niewiarygodne, a z drugiej strony bardzo oczywiste i powszednie. Dramatyzm, czarna komedia, teatr ukazujący człowieka w kryzysie totalnym. W rozsypce, w roztrzaskaniu na mikrokawałeczki. Ona kontra bezduszny los, Ona kontra chaos w mieszkaniu obcego faceta. Wszystko się kręci, wszystko jest nieracjonalnie odlotowe. Koszmarny brud, duchota i wszechobecny kurz. Sprawy pozbawione nadziei i widoki nie wróżące żadnej poprawy. Zero dobroci, choć tak wiele miłości. Zero zrozumienia, choć tak jaskrawe kolory i poranione ściany. „Kancelarię” trzeba po prostu przejść, przeżyć samemu, od początku do końca. Nie mogę jej streścić, nie mogę wprost opisać co się tam wydarzyło. Byłoby to morderstwo dzieła, które z finezją wyszło spod pióra Helen Philips. Niesamowity utwór, melodia pracujących w oddali maszyn, wstukiwania, stuknięć, pukania, trzaskania. Potem lęk, panika, wszystko znów jak na wirażu, jak na karuzeli która już nigdy się nie zatrzyma choć siedzący na niej bardzo by tego pragnęli. Z bezludzia mieszczącego się za drzwiami kancelarii nie ma już wyjścia, nawet ewakuacyjnego. Nie ma wiary w lepsze jutro, jest poniekąd bylejakość skąpana w nędzy. Lecz do czasu, do chwili w której uciśniony odkryje prawdę o tym, czym naprawdę się zajmuje w swojej pracy. I będzie to punkt zwrotny w jego życiu, moment w którym ocknie się ze stuporu, podejmie walkę. Czy z góry skazaną na przegraną? Czy w całym tym bajzlu naprawdę nie znajdzie się ani odrobinę miejsca na szczęśliwe zakończenie, a może szczęście nie zawsze ma wyraźny zapach i smak?

Przepiękna historia, cudowna, zasługująca na czytanie i delektowanie się do skutku. Aż wszystko stanie się jasne, zrozumiałe i oczywiste. Tylko wydaje mi się, że w przypadku „Kancelarii” Helen Philips nic nie jest takie jak w rzeczywistości i tym samym sprawy oczywiste zaczynają się mocno gmatwać zyskując miano nieoczywistych. Są momenty w których Helen czytelnika zaskakuje, autentycznie. Wywala takie emocje, jakich nikt by się nie spodziewał podczas lektury tak niewinnie brzmiącego tytułu. Nic bardziej mylnego, „Kancelaria” przeraża realizmem i jednocześnie przygniata ciężkim odczłowieczonym, zabetonowanym koszmarem. Klocem z którego chciałoby się uciec, ale korytarze niestety nigdy się nie kończą. Drzwi jest tak dużo, że można by otwierać je i zamykać do końca życia a i tak nie znalazłoby się…szczęścia. Tylko granat. Po co ten granat? Przekonajcie się sami.

Autor: Helen Philips
Tytuł:
Kancelaria
Wydawca:
Prószyński i S-ka
Rok wydania:
2019
ISBN:
978-83-8169-081-2
Liczba stron:
196

Facebook